Znaleziono 0 artykułów
09.10.2019

Lisa Brennan-Jobs o trudach dorastania w cieniu sławnego ojca

09.10.2019
Lisa Brennan-Jobs( Fot. Brigitte Lacombe)

Wychowywana przez samotną matkę córka Steve’a Jobsa przez pierwszą część życia znała ojca głównie z billboardów. W literackiej autobiografii daje poruszające świadectwo walki o uwagę i dorastania do niezależności. Prosto z amerykańskich list bestsellerów „Płotka” trafia do Polski.

Dorastanie w blasku ojca i w cieniu matki. Albo odwrotnie. Zmaga się z tym większość z nas, ale mało kto, tak jak Lisa Brennan-Jobs, musiał się mierzyć z publicznym odrzuceniem przez własnego ojca. Znanego powszechnie jako twórca, błyskotliwy geniusz, założyciel firmy Apple. Przedsiębiorca, który nawet ze swoich klęsk potrafił uczynić sukces. Dorastająca Lisa zderza się też z matką Chrisann Brennan, próbującą przepracować własną bolesną przeszłość, by stać się niezależną artystką i świadomym rodzicem. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na zbudowanie samej siebie? „Córka Jobsa” odpowiedź daje w swojej autobiograficznej książce, uznanej za jedną z 10 najlepszych publikacji 2018 roku według „New York Timesa” i „New Yorkera”.

Okładka książki "Płotka" ( Fot. materiały prasowe)

A dlaczego w tytule pojawia się płotka? Tak nazywał Lisę ojciec w tych dobrych chwilach ich skomplikowanej historii. Ona jego: Grubą Rybą, jakby nieświadomie przeczuwając, że powiedzenie o wielkich rybach, które pożerają małe, opisuje w jakiś sposób naturę ich relacji. „Płotka” nie jest jednak litanią pretensji. Lisa nigdy nie miała idealnej rodziny, więc nie przyszłoby jej do głowy na to narzekać. To szczera, czuła i bezlitosna diagnoza tego, co nas w naszym stawaniu się sobą kształtuje. Na dobre i na złe.

Dziecko hipisów

Kiedy wiosną 1978 roku matka rodziła ją na farmie przyjaciół w Oregonie, jej rodzice nie byli już parą. Mimo to Steve, twierdzący uparcie, że to nie jest jego dziecko, przybył jednak na miejsce. Wspólnie z Chrisann wybrał imię dla dziewczynki: Lisa (tak nazwie też prototyp swojego pierwszego komputera). Tak naprawdę sami byli 23-letnimi, poturbowanymi przez los dzieciakami. Steve, adoptowany w dzieciństwie, żył z poczuciem odrzucenia i ogromnym głodem akceptacji, którego nikt i nic nie mogło nakarmić. Chrisann pochodziła z rozbitej rodziny i ze strony chorej psychicznie matki doświadczyła wiele okrucieństwa. Poznali się w liceum w kalifornijskim Cupertine i stali się dla siebie namiastką rodziny. Żyli z dnia na dzień, rozstawali się i wracali do siebie, jeździli w poszukiwaniu duchowej odnowy do Indii, eksperymentowali z LSD. Już wtedy Steve był pewien, że zostanie kimś. Mimo że nie skończył studiów (zaliczył semestr prawa), zainteresował się nowymi technologiami. Gdy założył ze wspólnikiem firmę Apple, młodzieńczy związek z Chrisann znów się rozpadał, ale wtedy właśnie okazało się, że będą mieli dziecko. Po narodzinach córki Jobs praktycznie zerwał z nimi kontakt. Następne lata to walka Chrisann o materialne przetrwanie jej i dziecka – życie na zasiłku, dorywcze prace kelnerki i sprzątaczki, porzucone marzenia o karierze artystycznej, wieczny brak gotówki. „Płakałaś, a ja płakałam z tobą” – opisywała córce po latach swój ówczesny stan, a Lisa policzyła, że zanim skończyła 7 lat, przeprowadzały się 13 razy.

fot. materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Ojciec z plakatów

W tym czasie sława i fortuna jej nieobecnego ojca rosły. „Znali go wszyscy, ale nikt nie wiedział, że jest moim ojcem” – pisze Lisa. Steve, który sam doświadczył odrzucenia jako dziecko, teraz to samo uczynił swojej córce. „W 1980 roku, kiedy miałam dwa lata, prokurator okręgowy San Mateo w Kalifornii pozwał mojego ojca o alimenty, a także zwrot kosztów zasiłków wypłaconych dotąd ze stanowej kasy. Sprawę wniósł stan Kalifornia w imieniu mojej matki. W odpowiedzi ojciec wyparł się mnie, zeznając pod przysięgą, że jest bezpłodny, i twierdząc, że jestem dzieckiem innego mężczyzny, którego nazwisko podał”. Sprawa o ojcostwo była komentowana w mediach, a Jobs potrafił w wywiadzie poniżać Chrisann, zarzucając jej publicznie rozwiązłość, co odbijało się na stanie psychicznym kobiety. Badania DNA jednoznacznie potwierdziły ojcostwo Jobsa, alimenty zasądzono, ale Steve jeszcze lata, nawet spędzając z Lisą czas, potrafił powiedzieć komuś: „Ona nie jest moją córką”. Po zamknięciu sprawy przyjechał ją odwiedzić. Wiesz kim jestem? – zapytał. Odgarnął włosy wpadające mu do oczu. Miałam dwa i pół roku. Nie wiedziałam. – Jestem TWOIM OJCEM. („Zupełnie jakby był Darthem Vaderem”, skomentowała później matka, kiedy mi to opowiadała). – Jestem jednym z najważniejszych ludzi, których będziesz znać w życiu”.

fot. materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Na huśtawce

Lisa Brennan-Jobs dopiero jako nastolatka zdecydowała się nosić dwuczłonowe nazwisko. Znając jej historię, uznaję, że jest ono żywym śladem istnienia w nieustannym zawieszeniu. Dorastała między czułą, ale zaborczą matką, a egoistycznym ojcem, który raz był zaskakująco hojny, innym razem – odpychająco manipulatorski. „Istniała w nim cienka granica między uprzejmością a okrucieństwem” – stwierdza Lisa, która w swojej książce sprawiedliwie i bez sentymentalizmu potrafi spojrzeć na zagubienie swoich rodziców, ale też swoje rozdarcie i własną młodzieńczą bezwzględność, np. wobec matki. Ten wytęskniony w snach ojciec na pewno nie był dla dziecka gwarancją jakiejkolwiek stabilności. Raz wręczał im pokaźny czek, innym razem kupował matce samochód, zdarzyło się, że sprezentował im nawet dom, ale zawsze to on musiał wybrać. Bywało, że nagle zakręcał kurek z pieniędzmi, znikał z ich życia na długie miesiące, by nagle zjawić się i domagać atencji. Gdy Chrisann poszła na studia artystyczne, Jobs zaczął spędzać z Lisą więcej czasu, zabierał na wrotki, na kąpiele w jacuzzi w jego nowej wielkiej willi. Jak sama mówi, bardzo pragnęła jego akceptacji, idealizowała go kosztem matki, którą nagle zaczęła widzieć jako histeryczkę o złym guście. Ale nadal w obecności ojca nie czuła się naturalnie, łatwiej zaprzyjaźniała się z jego kolejnymi partnerkami, potrafiły okazać jej więcej uwagi i ciepła niż ojciec. Gdy związał się z Laurene, którą Lisa nazywa macochą, a konflikty dziewczyny z matką się nasilały, zdecydowała się zamieszkać z ojcem. Zgodził się, ale miał jeden warunek: przez sześć kolejnych miesięcy Lisa nie będzie mogła utrzymywać kontaktów z matką.

fot. materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Walka o siebie

To wtedy Lisa zmieniła nazwisko. Wierzyła, że przy ojcu będzie kimś innym, lepszym. Jednak jej sukcesy szkolne były przez niego lekceważone. Cały czas musiała się starać, by zasłużyć na jego uznanie, ale i tak mogła usłyszeć, że „nie sprawdza się w roli członka rodziny”, kiedy zamiast zająć się małym bratem (Lisa ma obecnie trójkę przybranego rodzeństwa), chciała pożyć przez chwilę życiem beztroskiej nastolatki, którą chyba nigdy nie miała szansy być. Tym, co po latach doceniła w ich relacji, była jego otwartość w rozmowach o seksie z nastolatką. To jemu zwierzała się z miłosnych zawirowań z pierwszym chłopakiem Joshem, jemu też wyznała, kiedy przeżyła swój pierwszy raz. Jednak potrzeba kontroli, którą coraz bardziej przejawiał ojciec, stawała się nie do zniesienia. Wszyscy traktowaliśmy go ulgowo, wybaczając mu jego dziwactwa, ciągłe ataki na innych, bo był też genialny, a czasami miły i przenikliwy. Teraz poczułam, że mnie zmiażdży, jeśli mu na to pozwolę. Będzie mi w kółko powtarzał, jak niewiele znaczę, aż mu uwierzę Co mi po jego geniuszu?”. To czas, który Lisa opisuje jako dorastanie do siebie, coraz częściej stawia na swoim, znów zbliża się do matki. Funkcjonuje w schizofrenicznym rozdwojeniu pomiędzy minimalistycznym, eleganckim, obsesyjnie uporządkowanym domem Steve’a, a po artystycznemu bałaganiarskim, kolorowym i zagraconym domem matki, która, kiedy Lisa chodzi do liceum, zmuszona jest ogłosić upadłość. W końcu dziewczyna dostaje się na wymarzone studia na Harvardzie, które mają być kolejnym dowodem dla ojca, że „coś znaczę”, a okazują się harówką z dala od ukochanej Kalifornii. Taka jest cena samodzielności. Na wyjazd matka postanawia nauczyć ją porządnie czyścić sedes, ojciec – kupuje niepraktyczny, acz elegancki płaszcz od Armaniego.

fot. materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Pojednanie

Kolejne rozstanie z ojcem nastąpi, kiedy okaże się, że ten nie zamierza zapłacić za ostatni rok studiów Lisy w Harvardzie. Ostatecznie płacą za niego zaprzyjaźnieni z Lisą sąsiedzi Jobsa, oburzeni jego zachowaniem. Na kilka lat zapada cisza, przerywana sporadycznymi kontaktami z przybranym rodzeństwem. Lisie zdarza się czytać w gazetach, że ojciec mówi o swoich trojgu, a nie czworgu dzieciach, jakby znów wyrzucał ja poza nawias własnego życia. Wracają do siebie już w czasach jego choroby, kiedy rak trzustki zjada go po kawałku. Staje się na oczach córki kruchy, delikatny, wrażliwy. I zdejmuje maskę wiecznie niezadowolonego perfekcjonisty. Stać go na słowa skruchy i słowa miłości, chociaż macocha dzieli się z pasierbicą swoimi wątpliwościami, mówiąc: „Nie wierzę w wyznania na łożu śmierci”. Tyle że Lisa jest już w innym miejscu. Ma swoje życie. Mieszka w Nowym Jorku, jest w dobrym związku i pracuje w studiu graficznym. Stwierdza: „Poczułam wtedy, że nie zamieniłabym swojego doświadczenia na życie kogoś innego, nawet tych momentów, w których żałowałam, że istnieję”.

fot. materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Dlatego jej autobiograficzna „Płotka” to nie jest zemsta na ojcu, który zawiódł. Ani wyraz pretensji do matki, która wymagała od córki nadmiernej dojrzałości, tak że stały się z Chrisann „jak dwa włożone w siebie kubeczki, które się zassały”. To bezlitosna, ale i czuła wobec wszystkich bohaterów opowieść o dojrzewaniu wyjątkowej, choć zagubionej dziewczyny i o konstruowaniu poczucia własnej wartości. Pomimo wszystko.

 

„Płotka”, Lisa Brennan-Jobs, Wydawnictwo Literackie 2019

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij