Znaleziono 0 artykułów
21.05.2019

Lucy Williams: Nie przepadam za słowem „influencer”

21.05.2019
Lucy Williams (fot. Christian Vierig, Getty Images)

– Pamiętaj, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda – mówi Lucy Williams, której wypełnione modą, podróżami i szeroko pojętym lifestyle’em konto na Instagramie śledzi już ponad 400 tysięcy osób. To kolejna bohaterka naszego cyklu o najbardziej stylowych dziewczynach świata mody.

Lucy Williams była jedną z pierwszych influencerek, które zaczęłam obserwować. Choć nie jestem pewna, czy termin „influencer” funkcjonował już wtedy na szeroką skalę. Najpierw odkryłam jej bloga, pełnego elokwentnych i zabawnych tekstów, w których równie ważne co moda były podróże, literatura i kuchnia. Tak jest zresztą do dziś. Williams swoim obserwatorom poleca nie tylko nowe marki (zarówno luksusowe, jak i bardziej przystępne cenowo), ale też warte odwiedzenia miejsca na całym świecie, restauracje w jej rodzinnym Londynie, kosmetyki i książki.

Gdy Williams skończyła studia, blogosfera praktycznie nie istniała. A jeśli istniała, to ograniczała się do ściśle branżowych i mało zasięgowych stron. Lucy od początku związała się z modą: pracowała jako stylistka działu mody kilku brytyjskich magazynów i portali, następnie awansowała na stanowisko redaktorki, by wkrótce porzucić pracę na etacie na rzecz freelancingu. – Znalazłam się w takim momencie zawodowej kariery, w którym zdałam sobie sprawę, że chcę zrobić krok naprzód – mówi Williams w rozmowie z Vogue.pl. – Czułam jednak, że jedyne, czego tak naprawdę pragnę, to być swoim pracodawcą. Postanowiłam więc podjąć ryzyko i zobaczyć, co się stanie. Było to trochę przerażające i długo myślałam nad ostateczną decyzją, ale cieszę się, że ją podjęłam. Strona Fashion Me Now było dla niej początkowo czymś na kształt moodboardu, którego funkcję dziś pewnie spełniałby Pinterest. Na przestrzeni kilku lat ewoluowała jednak w stronę zdecydowanie bardziej autorskiego projektu. Williams, świetnie wyczuwając trendy, zaczęła proponować rosnącemu gronu obserwatorów zdjęcia swoich codziennych stylizacji, relacje z podróży (te od zawsze były jej pasją), a także, co mocno wyróżniało ją na tle konkurencji, dłuższe teksty, w których dzieliła się swoimi przemyśleniami dotyczącymi branży mody, literatury i szeroko pojętego lifestyle’u.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Fresh start 🌞 @mango #MangoGirls

Post udostępniony przez Lucy Williams | Fashion Me Now (@lucywilliams02)

 

Dziś Lucy Williams jest jedną z nielicznych influencerek, które nadal prowadzą blog i w dodatku na nim piszą. Brytyjka nie ukrywa jednak, że coraz trudniej jest jej znaleźć czas na regularne aktualizowanie strony. – Im bardziej jestem zajęta innymi projektami, tym trudniej jest mi pisać – mówi w rozmowie z Vogue.pl. – Nigdy jednak nie porzuciłabym bloga. To mój własny zakątek internetu i cieszę się, że mam autorską przestrzeń do tego, by pisać o podróżach czy tematach, które mnie w jakiś sposób inspirują.

Lucy Williams /(fot. Getty Images)

Lucy Williams aktualizuje stronę raz lub dwa razy w miesiącu. Znacznie bardziej aktywna – co jest oczywiście zrozumiałe – jest na Instagramie. W południowej Afryce pozuje z kieliszkiem różowego wina, w Londynie prezentuje luźne, kolorowe stylizacje, w postach z cyklu #ThrowbackThursday nostalgicznie przywołuje klimat zeszłorocznych wakacji, a w krótkich filmikach pokazuje swoim obserwatorkom, jak w niecałe pięć minut wykonuje swój flagowy naturalny makijaż. Z branżowego punktu widzenia jest więc influencerką z krwi i kości. Ona jednak do tego terminu podchodzi bardzo zachowawczo. – Mam mieszane uczucia do tego określenia – mówi. – Głównie dlatego, że odnosi się dziś do wszystkich, którzy mają znaczącą liczbę obserwatorów. Do jednego worka wrzuca się przez to fotografów, gwiazdki reality shows, trenerów fitness i stylistów, mimo że robią przecież zupełnie inne rzeczy. Jednego jednak Williams tej branży nie odmawia: szansy na sukces, jaką dzięki niej otrzymało wiele zdolnych, nietuzinkowych i pełnych pasji osób. Czy odczuwa przez to rosnącą konkurencję? – Zawsze powtarzam sobie, żeby tworzyć taki kontent, który spodobałby mi się jako czytelniczce – odpowiada. Wydaje mi się, że wszystko sypie się w momencie, gdy zaczynasz w siebie wątpić. Oczywiście wszystkim nam się to zdarza. Warto jednak obiektywnie doceniać to, co robią inni, ale nie pozwolić, by negatywnie wpłynęło to na twoje poczucie wartości.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

So turns out I am a bright pink girl after all 💘💅🏼🌺 @kitristudio #KitriGirls

Post udostępniony przez Lucy Williams | Fashion Me Now (@lucywilliams02)

 

Lucy Williams na tle innych równie stylowych czy posiadających inspirującą estetykę influencerek wyróżnia to, że nie boi się otwarcie mówić o cieniach tej branży. O nienaturalnej wręcz pogoni za ideałem, o niepokojącym zacieraniu granicy między prawdziwym życiem a instagramową kreacją i destrukcyjnym wpływie negatywnych komentarzy. – Wiadomo, że przeżywając życie w świecie online, nie uciekniemy od niego – tłumaczy Lucy Williams. – Gdy jednak widzisz, że zaczyna powoli prowadzić cię ku autodestrukcji, przypomnij sobie, że nie musisz być online! Odłóż telefon. Wyjdź na zewnątrz. Idź z przyjaciółką na piwo. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Dlatego warto mieć wokół siebie osoby, które sprowadzą cię od czasu do czasu na ziemię, wesprą dobrym słowem i podniosą na duchu.

Lucy Williams (fot. Getty Images)
Lucy Williams (fot. Getty Images)

Mimo że o podróżach, książkach czy kuchni Williams może opowiadać godzinami i stanowią one bardzo ważny aspekt jej działalności, to moda jest jej podstawą. Obserwatorki kochają niewymuszony, eklektyczny styl Brytyjki, jej naturalne i nonszalanckie połączenia kolorystyczne, szalony miks inspiracji i pewną nieprzewidywalność. Widać bowiem, że Lucy równie dobrze czuje się w surferskim bikini, bluzie z kapturem i birkenstockach, jak i w jedwabnej sukience Attico, czółenkach z piórami i torebce z koralików. Coraz częściej realizuje się też jako projektantka. Na swoim koncie ma kapsułową kolekcję butów zaprojektowanych dla niemieckiej marki Aeyde, a także kolekcję złotej biżuterii stworzonej wspólnie z Missomą. Jest swoim szefem (mówi, że to coś, o czym zawsze marzyła, i uznaje to za największą zaletę swojej pracy), co oznacza, że sama bierze odpowiedzialność za wszystkie biznesowe decyzje, jakie podejmuje. – Mam ogromne szczęście, że duża część marek, z którymi dziś pracuję, to marki, których projekty noszę i które lubię od wielu lat – mówi. – Nigdy nie zareklamowałabym jednak czegoś, co mi się nie podoba. Odrzucam także propozycję, jeśli widzę, że nie będę miała wystarczająco dużo czasu na przygotowanie wartościowego i interesującego materiału. Odbiorcy często negatywnie odnoszą się do sponsorowanych treści, zakładając, że jeśli coś nosisz lub o czymś mówisz, to tylko dlatego, że ktoś ci za to zapłacił. Jednak wiem zarówno po sobie, jak i po innych dziewczynach z branży, że w przypadku komercyjnej współpracy pieniądze mają często drugorzędne znaczenie. Podstawowym pytaniem jest to, czy lubimy daną markę i czy produkt, który mamy promować, jest spójny z naszą estetyką. Biznes nigdy nie powinien kolidować z autentycznością.

Lucy jest zaskakująco dyskretna, gdy pytam ją o zawodowe plany na przyszłość. Nie chce zapeszać? A może to jej sposób na efektywne oddzielenie pracy w internecie od życia w realu. Znacznie chętniej mówi o osobistych ambicjach. Plan na najbliższe lata? Napisanie powieści, nauka surfingu i kupno domu nad morzem.

 

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij