Znaleziono 0 artykułów
14.10.2021

Magdalena Koleśnik: Edukacja to przyszłość

14.10.2021
Fot. Karol Grygoruk

Liceum pozwoliło mi rozwijać pasję, którą był teatr. Gdybym chodziła do szkoły działającej wedle zaleceń ministra Czarnka, na pewno nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem dziś – opowiada Magdalena Koleśnik. Aktorka dołączyła do znanych osób wspierających kampanię Wolna Szkoła.

Dlaczego zaangażowałaś się w akcję Wolna Szkoła?

Zrobiłam to, bo edukacja jest najważniejsza, a także ze względu na to, że ten temat jest dla mnie szczególnie emocjonalny i bliski, bo wiąże się z zagrzebaną traumą z mojej edukacji. Poza tym uderza mnie absurd sytuacji, fakt, że edukacja w Polsce się uwstecznia.

Pamiętam z czasów liceum radość, kiedy udało się nam z rówieśnikami przeforsować różne pomysły, np. żeby w szkole odbywały się zajęcia z etyki, żebyśmy w końcu nie musieli oglądać zdjęć płodów i słuchać egzorcyzmów Anneliese Michel. To były takie nasze małe zdobycze, zwycięstwa. Podobnie, kiedy zaczęliśmy z początku wobec siebie przyznawać się do sytuacji nadużyć, sytuacji molestowania, których doświadczyliśmy. Myślałam wtedy: jesteśmy o parę kroków do przodu, młodsze roczniki nie będą musiały przechodzić przez to samo, bo ludzie stają się bardziej świadomi, że do takich zachowań nie może dochodzić, że takie przypadki należy zgłaszać, że ofiarom trzeba udzielać wsparcia. Liczyłam na to, że będziemy w tej kwestii coraz bardziej wyedukowani i na nią tym samym uwrażliwieni i będziemy posiadać narzędzia, które pozwolą takim sytuacjom zapobiegać. A teraz, w związku z decyzjami i podejściem jakie szerzy i narzuca minister edukacji Przemysław Czarnkek, znów się cofamy, znów młodzi ludzie będą zawstydzani, zastraszani, uciszani, nie traktowani poważnie, i nie będą bezpieczni. Byłam sparaliżowana tym, że znów jesteśmy w tym samym punkcie, że to antyhumanitarne. Ale mi przeszło, bo trzeba działać. Powróciły też wspomnienia z gimnazjum – których wciąż nie zintegrowałam. 

Co się wtedy działo?

Poszłam do osiedlowego gimnazjum w Białymstoku. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że mogłabym dojeżdżać do innego, lepszego. Co za różnica, szkoła to szkoła. W tej szkole doświadczałam bullyingu. W młodym wieku, kiedy przynależność do grupy jest tak ważna, zostałam wykluczona przez najbliższą społeczność. Wtedy to doświadczenie zajmowało całe moje życie.

Mówiłaś o tym rodzicom, rozmawiałaś z nauczycielami? 

Wiedziała o tym moja mama, która mnie wspierała, jak umiała najlepiej. Natomiast bałam się, że zaangażowanie jej w to tylko pogorszy sprawę – i tak uchodzę za nikogo, więc jeśli się poskarżę, to w ogóle nie dadzą mi żyć. Te sytuacje odbywały się przed szkołą, na korytarzach, więc było na to systemowe przyzwolenie. Nauczyciele czy inni pracownicy szkoły musieli to widzieć. Przez to czułam się jeszcze bardziej samotna. Traciłam przyjaciół, bo bali się, że również ich to dosięgnie.  

Nikt nie stanął w twojej obronie? 

Były osoby, które mnie cicho wspierały, na przykład moje przyjaciółki. Ale ja sama nie byłam świadoma, że należy mi się pomoc. Najwięcej było agresji słownej, nazywano mnie „kurwą”, która z każdym się przespała i tak dalej, więc wstydziłam się pójść np. do dyrektora. Bałam się, że jeśli komuś o tym powiem, to uwierzy w te oskarżenia. 

Dlaczego nie zmieniłaś szkoły? 

Czasem rzeczy oczywiste wcale nie są oczywiste. We mnie był wstyd i upór, że muszę sobie poradzić. Nie było też żadnej instytucji, która by pomogła takiej bezbronnej osobie, jaką wtedy byłam i zasugerowała zmianę. 

Bullying trwał przez całe gimnazjum?  

Z czasem powoli wygasał, ludzie przestali być tym tak  zainteresowani. Może wyeksplorowali temat, może znaleźli innego kozła ofiarnego. Pamiętam ten czas jak przez mgłę, myślę, że jest to jakiś mechanizm wyparcia. Powraca uczucie głębokiej beznadziei. Myślałam, że to się nigdy nie skończy, że nie ma żadnej alternatywy, że utknęłam na zawsze w tej sytuacji, gdzie wszyscy mną gardzą, albo odwracają wzrok. Powracają sytuacje graniczne, np. ta, gdy tuż przed moim blokiem zostałam pobita przez dziewczyny ze starszych klas. Nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że mogłabym im oddać. Leżałam oparta o maskę samochodu pod moim blokiem, co było tym bardziej upokarzające, że działo się to w miejscu, gdzie powinnam się czuć najbezpieczniej. Stać mnie było tylko na pytanie: „za co?” Usłyszałam: „za twarz”.  

Angażując się w projekt Wolnej Szkoły będziesz pytana o tamte doświadczenia. Sporo na siebie bierzesz.

Ja jestem bezpieczna. Teraz chodzi o uczniów, którzy są ofiarami zmian i opresyjnego systemu. Ja dzięki swojemu doświadczeniu wiem, czym może grozić odcinanie pomocy z zewnątrz, np. organizacjom pozarządowym, które będą miały utrudniony, czy uniemożliwiony dostęp do szkół, jeśli „lex Czarnek” wejdzie w życie. To absurdalne, że cywilizacyjnie idziemy do przodu, a w kwestii edukacji wręcz się cofamy. Przecież eksperci różnych dziedzin są dostępni, mogliby być rozwojem, wsparciem dla młodych ludzi, również w sytuacjach kryzysowych. Z powodów ideologicznych, szeroka, różnorodna edukacja jest blokowana.

Na czym polegają działania Wolnej Szkoły? 

Głównym zadaniem Wolnej Szkoły jest propagowanie wiedzy o tym, co się dzieje i aktywizacja ludzi w celu zatrzymania zmian, które nam grożą. Wiele osób stara się zachować komfortowy status: „mnie to nie dotyczy, bo moje dzieci chodzą do szkoły prywatnej” albo „mojego dziecka to nie dotyczy, bo ja jestem osobą, która wskażę mu alternatywę” czy „ to tylko szkoła, wszyscy mieliśmy beznadziejną edukację”. Staramy się pokazać, że jeśli te zmiany zostaną wprowadzone, ich konsekwencje dosięgną wszystkich. Wieloletni pobyt w szkole bardzo mocno kształtuje człowieka, on tym nasiąka, świadomie i nieświadomie. 

Liczy się każda aktywność – oddolny nacisk na władze w postaci protestów i manifestacji, inicjatyw na social mediach i w realu, wsparcie dla uczniów, nauczycieli. Im więcej osób zaangażuje się w nasze działania, tym wprowadzenie i egzekwowanie zmian będzie trudniejsze. Mamy w swoich szeregach youtuberów, tiktokerów, których odbiorcami są młodzi ludzie, mamy ekspertów w dziedzinie edukacji, nauczycieli, dyrektorów, rodziców. Ludzi, którzy znają szkolnictwo, system edukacji, znają członków swoich małych społeczności- uczniów, nauczycieli, wiedzą, o ich potrzebach i o tym, co im obecnie grozi. Są też ludzie bezpośrednio nie związani z systemem edukacji, ale świadomi, że ta kwestia jest ważne dla nas wszystkich, bo edukacja jest absolutną podstawą społeczeństwa. Od niej zależy przyszłość.

Wiedza i świadomość być może mogłaby też uchronić przed znieczulicą, jakiej ty doświadczyłaś ze strony dorosłych.

Na pewno jakiś rodzaj obojętności wynika z tego, że czujesz się bezsilna/ bezsilny, nie masz narzędzi, niezależnie od tego, w jakiej pozycji jesteś: ofiary, rodzica czy nauczyciela, który czuje, że powinien zareagować, ale nie wie, jak i co zrobić. I wybiera bierność, bo wydaje się to lepsze, niż zareagować niewłaściwie i wyjść z cienia. Wszyscy powinniśmy wiedzieć jak reagować w sytuacjach trudnych i szkoła jest właściwym miejscem, żeby tego się w niej uczyć. 

Niestety, obecnie dla takiej edukacji nie ma zielonego światła. Widzę, że cała para MEN idzie w to, żeby tę edukację ograniczać, zdeprecjonować jej znaczenie, a także budować aparat monitoringu, kar, kontroli, donosicielstwa czyli antywartości, które nie rozwijają tylko podporządkowują. Nowe prawodawstwo jeszcze nie weszło, ale zaczyna już funkcjonować. A to za sprawą strachu, jaki coraz silniej panuje w szkołach. Nauczyciele i dyrektorzy boją się utraty pracy i zaczynają działać w zgodzie z tymi zasadami. I nie można się im dziwić, system monitoruje każdy ich krok. Dotąd z inicjatywy ucznia czy pedagoga można było zaprosić aktywistów z organizacji pozarządowej chociażby związanej z LGBTQ+ czy edukatorów klimatycznych, wystarczyło mieć zgodę rodziców. Teraz będzie konieczna zgoda kuratorium. Jest też mnóstwo niuansów, procedur, przykładowo taka, która wymusza przedstawienie kuratorium wniosku z wyjaśnieniem, czego taki spotkanie będzie dotyczyć z dwumiesięcznym wyprzedzeniem.

Biurokratyzacja ma zniechęcić do działania.

Uniemożliwi to przede wszystkim pomoc specjalistów w sytuacjach kryzysowych, które wymagają natychmiastowej reakcji. Uczniowie szkół od takiej specjalistycznej pomocy zostaną odcięci. Gdy dojdzie do wypadku, próby bądź też samobójstwa, molestowania, wzrastającego lęku w związku ze zmianami klimatycznymi, katastrofami humanitarnymi czy szeregu innych sytuacji, trudnych, niejednoznacznych, traumatycznych społeczność szkoły nie będzie miała dostępu do pomocy, która jest, tylko korzystanie z niej jest uniemożliwione. 

Poza tym jest to moment, gdy rodzi się i rozwija w młodych człowieku indywidualizm, aktywizm. Może nauczyć się mówić własnym głosem, działać dla swojego dobra, nie krzywdząc tym innych, wspierać innych, nawet, jeśli będzie to trudne, albo siedzieć cicho, pilnować własnego interesu i być nagradzanym za ślepe przestrzeganie zasad, które obecnie obowiązują, bez refleksji czy są dobre czy złe. Czy to coś przypomina?

Dla Ciebie takim czasem dodającym skrzydeł było chyba liceum, zwłaszcza po okropnych doświadczeniach z gimnazjum?

Chodziłam do VI liceum w Białymstoku, które uchodziło za miejsce „wolnych duchów”. Sama je wybrałam. Nazywaliśmy je Beverly Hills – od budynku w różowym kolorze i atmosfery. Wspominam je bardzo dobrze. To liceum pozwoliło mi rozwijać pasję, którą był teatr. Można powiedzieć, że nieformalnie miałam tam indywidualny tok nauczania. Dobrze się uczyłam i nieraz opuszczałam lekcje, bo miałam konkursy recytatorskie, grałam w teatrze amatorskim, w ostatniej klasie przygotowywałam się do egzaminów do szkoły teatralnej, jeździłam do Warszawy na konsultacje. Nauczyciele zaufali mi i dali szansę. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Gdyby to była szkoła działająca wedle zaleceń ministra Czarnka, absolutnie nie byłoby możliwe, żebym robiła to, co jest odstępstwem od normy. I dziś nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. Moi rodzice którzy, mają zaufanie do dyscypliny, etos pracy i nauki, nie mogliby pozwolić mi na uczestnictwo w jakichkolwiek tego typu zajęciach, jeżeli to by było w konflikcie ze szkołą. A obecne zmiany nie służą temu, żeby wyrównywać szanse i promować różnorodność. Teraz szkoła ma polegać na standaryzacji i wyrównywaniu do linijki.

Marta Krupińska
Proszę czekać..
Zamknij