Znaleziono 0 artykułów
13.09.2020

Magdalena Popławska: Byłam na ten zawód skazana

13.09.2020
Magdalena Popławska (Fot. Mateusz Stankiewicz dla "Vogue Polska")

Przed laty na festiwalach śpiewała piosenki Agnieszki Osieckiej i dostawała nagrody za interpretacje. Teraz zagrała samą poetkę w telewizyjnym serialu. Choć to wcale nie film, a teatr jest jej bliższy. Teatr układa się długo, spokojnie. Film jest szybszy. Teatr to dom. Film – wizyty na planie.

Mama Magdaleny Popławskiej chciała zdawać do szkoły teatralnej, lecz na czas egzaminów dziadek Popławskiej nie wypuścił jej z domu. A może przystąpiła do egzaminów, lecz coś stanęło na przeszkodzie; w górniczych domach na Śląsku aktorstwo nie musiało być traktowane jako poważne zajęcie. I tak mama została nauczycielką języka polskiego.

Lecz scena nie wyparowała jej z głowy. Grała w teatrze amatorskim, zabierała córki na przedstawienia, zachęcała do udziału w konkursach recytatorskich, z których z czasem przywoziły wyróżnienia i nagrody. Niby więc teatru nie było w domu Popławskich zgodnie (jeśli to prawda) z decyzją dziadka, a przecież był w oczywisty sposób, nieodwołalnie. Bo jak mogłoby go nie być, skoro Magdalena ma i takie dziecięce przeżycie związane ze sceną. 

Magdalena Popławska (Fot. Mateusz Stankiewicz dla Vogue Polska)

– Siedziałyśmy z siostrą na widowni, a mama grała czarownicę w inscenizacji o „Sindbadzie Żeglarzu”. Do kostiumu wiedźmy z długim, zwisającym nosem byłam przyzwyczajona, nie robił na mnie wrażenia. Ale kiedy za karę mama została przemieniona z czarownicy w małpę, dostałam ataku histerii. Siostra musiała mnie wyprowadzić z sali przed końcem przedstawienia.

Kiedy starsza Aleksandra studiowała już w szkole aktorskiej, przyszła kryska na Magdalenę. Zaczęła od Krakowa. Po rodzinnym Zabrzu był to skok na głęboką wodę: miasto, w którym wszystko wolno, studia między bratnimi duszami, zero systematyczności i porządku, bo porządek i uczelnia artystyczna to dwie różne, znoszące się rzeczy.

Do Warszawy porwał ją Warszawy Grzegorz Jarzyna i jego teatralny projekt TR Warszawa. Po Katalonii została tęsknota, więc jeśli Popławska chciałaby wyjechać na stałe, to właśnie tam.

Gra więcej w teatrze niż w kinie, bo teatr to pierwsza miłość i większa intymność. Na początku między twórcami, potem razem z widownią. Teatr układa się długo, spokojnie. Film jest szybszy. Teatr to dom. Film – wizyty na planie. Kiedy Popławska o tym opowiada, wiem, że znalazłem się w tajemnym dla mnie labiryncie i nigdy nie znajdę drogi do domu, bo to wiedza wybranych; teatr jest albo dobry, albo zły. Podobnie z filmem.

Cały tekst przeczytacie we wrześniowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl: www.vogue.pl/u/bWTHN0

(Fot. Marcin Kempski dla "Vogue Polska")

 

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij