Znaleziono 0 artykułów
13.01.2021

Maja Ostaszewska i Michał Englert: Sceny z życia

13.01.2021
Michał Englert i Maja Ostaszewska (Fot. Weronika Ławniczak)

Portal „Variety” typuje, że film „Śniegu już nigdy nie będzie” Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta ma szansę na nominację do Oscara. Rozmawiamy ze współreżyserem i odtwórczynią jednej z głównych ról, Mają Ostaszewską. Są razem od 15 lat, mają dwoje nastoletnich dzieci. Przy okazji wspomnień z planu, mówią nam, jak godzą pracę z życiem rodzinnym.

Na strzeżone osiedle dla wyższej klasy średniej trafia masażysta ze wschodu. Mieszkańcy zaczynają mu się zwierzać, traktować jak guru i szamana. Czy wasz film „Śniegu już nigdy nie będzie” jest krytyką społeczną?

MICHAŁ: Myślę, że to nasza subiektywna obserwacja pewnej części rzeczywistości. Natomiast światowi krytycy odebrali grodzone osiedle z filmu jako szeroko rozumianą parabolę alienacji, izolacji, samotności. Z pewnością chcieliśmy z Małgośką oddać jakiś stan ducha tych niepewnych czasów, poczucie pustki. Przy czym, tak jak Żenia, patrzymy na naszych bohaterów uważnie, empatycznie, nie oceniając ich. A tytuł nawiązuje do jednego z największych lęków współczesności – wywołanego kryzysem klimatycznym.

Opowiadacie o nuworyszach z czułością i empatią.

MAJA: Małgośka i Michał jak zwykle są krytyczni, wyciągają to, co komiczne, ale jednocześnie z dużą czułością podchodzą do każdego z bohaterów. Nie oceniają. Nie pozycjonują się. To być może ich najdelikatniejszy i najbardziej poetycki film do tej pory. Dla mnie wyzwaniem było pokazanie mojej bohaterki – żony bogatego męża, która od rana topi smutki w kieliszku wina, w taki sposób, by nie usprawiedliwić jej zakłamania, hipokryzji, ale jednocześnie zrozumieć jej zagubienie. To opowieść o lękach, które towarzyszą nam we współczesnym świecie. O stawianiu murów w złudnym poczuciu budowania bezpieczeństwa. O samotności, permanentnym niepokoju mimo zgromadzonych dóbr materialnych. O tym, że izolując się od reszty świata, społeczeństwa, tracimy kontakt z rzeczywistością i samymi sobą. Tematem tego filmu jest też cielesność. Nieprzypadkowo głównym bohaterem jest masażysta, który ich dotyka, który dla każdego ze swoich klientów jest taki, jakim chcą go widzieć. Jest ich projekcją. Dla mnie to także film o tęsknocie, melancholii. Przepięknie opowiedziany, zobrazowany, zagrany przez moich kolegów. Cały po raz pierwszy zobaczyłam na festiwalu w Wenecji, gdzie został przyjęty owacjami na stojąco. Ludzie w kinie płakali, a ja, przyznam, razem z nimi.

Film pokazuje też rozpad rodziny, nieumiejętność komunikacji, wycofanie się z obowiązku wychowania dzieci.

MAJA: Nie wiem, czy rozpad. Nie stawiałabym takiej tezy. Ale owszem, moja bohaterka mimo przeczytanych poradników o wychowaniu szczęśliwych dzieci, mimo wysłania ich do dobrej szkoły, żyje w poczuciu matczynej porażki. Niedocenienia. Jako matka dwójki dzieci – nasz Franek ma 13 lat, Janka – 11, myślę, że często po prostu skupiamy się na projekcji własnych oczekiwań, stosujemy schematyczne recepty, zamiast wsłuchać się w to, co mówią nasze dzieci, w ich potrzeby. To, że nie rozumiemy ich świata w pełni, jest naturalne. To nowe pokolenie. Idące swoją drogą. To, co możemy zrobić jako rodzice, to wspierać. (…)

Jak rozmawiacie z dziećmi o pracy?

MICHAŁ: Nasze dzieci widzą, że dla mnie i dla Mai praca nie jest przykrym obowiązkiem. Niezależnie od zmęczenia, działanie wyzwala w nas energię. Oboje wiemy, że ulokowaliśmy pasje właściwie.

MAJA: Gdy dzieci były małe, naturalnie i z przyjemnością ograniczyłam pracę. Z pierwszym dzieckiem siedziałam pół roku w domu, bez pomocy niani. Przy drugim byłam już doskonale zorganizowana, z bezcenną nianią. Teraz z Michałem dużo pracujemy, dużo wyjeżdżamy, więc dbamy o jakość czasu spędzanego z dziećmi. Na wakacje wyjeżdżamy tylko we czwórkę. Znajdujemy mało turystyczne, nieprzeludnione miejsca. Celebrujemy też zimowe wyjazdy. Celowo bez przyjaciół czy znajomych, żeby skupiać się nie na innych dorosłych, tylko na naszych dzieciach. A to, że realizujemy swoje pasje, jest dla nich naturalne, nie chcemy budować obrazu rodziców, którzy poświęcają się dla dzieci. 

MICHAŁ: Mimo bezgranicznej miłości nigdy nie traktowaliśmy ich z wymuszoną infantylnością, tylko jak najlepszych życiowych kompanów.

MAJA: Dzieci – ich problemy i ich perspektywę – trzeba traktować serio. (…)

Wspólne projekty są dla was dużym wyzwaniem?

MICHAŁ: Na planie nie mam dla Mai taryfy ulgowej. 

MAJA: W pracy nie ma prywaty. Jasne, że krytyka od bliskiej osoby boli bardziej, ale szanuję i cenię opinie Michała, on ma świetny gust, wyczucie. Ten brak taryfy ulgowej jest też fair wobec innych aktorów, czują, że są traktowani sprawiedliwie. Z bliskimi osobami – Michałem, Małgośką, w teatrze z Krzysztofem Warlikowskim, pracuje się szybciej. Mamy podobną wrażliwość, czasami wystarczy jedno spojrzenie, żeby się porozumieć. Z nowymi osobami trzeba uprawiać taniec godowy, owijać w bawełnę, a my wszystko sobie mówimy bez ogródek. Ale wbrew pozorom nie pracujemy razem tak często. Zrobiliśmy wspólnie Solidarność/solidarność, W imię..., Body/Ciało, Śniegu już nigdy... i teraz nowy film, o którym jeszcze zbyt wcześnie, by opowiadać. Są pary, które przebywają ze sobą 24 godziny na dobę. Żyją w pełnej symbiozie. To samo mówią, to samo myślą, to samo jedzą. Noszą nawet te same ubrania. To nie dla nas. Podoba mi się to, że Michał ma swój odrębny świat. Szanujemy i lubimy swoją niezależność.

* Więcej w styczniowo-lutowym wydaniu „Vogue Polska”, do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl.

Birgit Kos "Vogue Polska", styczeń-luty 2021 (Fot. Sonia Szóstak)

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij