Znaleziono 0 artykułów
05.10.2022

Manifest Maty

05.10.2022
Fot. Luke Abby

Mam ogromne ego, które doprowadziło mnie do wielkich rzeczy – mówi Michał Matczak, czyli Mata. Tak potężne, że nie zmieściłoby się w konwencjonalnym wywiadzie. Kolejne podejmowane przez nas próby przygotowania rozmowy z Matą skończyły się fiaskiem. Raper, który na koncertach gromadzi tłumy i bije rekordy popularności w serwisach streamingowych, publikuje u nas swój manifest. To raczej strumień świadomości niż manifest pokoleniowy, jednak za jego autorem podąża wielu. Publikujemy jego fragment.

To był początek liceum. Mieliśmy przygotować na polski prezentację pod hasłem „Mój świat, moja rzeczywistość”. Jedni pokazywali obrazy, drudzy makietę wulkanu, a jeszcze inni dzielili się swoimi pasjami. Ja zaczekałem, aż wszyscy skończą mówić i zarapowałem freestyle o ich prezentacjach. Pamiętam to poczucie supermocy, kiedy zrozumiałem, że litery, sylaby i nuty wystarczą, aby zmieniać świat i rzeczywistość – czasami nawet cudzą. Zawsze postrzegałem artystów jako bogów, demiurgów, nadludzi, którzy tworzą własne światy. Na tamtej lekcji poczułem, że mogę być jednym z nich. Wielu moich znajomych snobów patrzyło wtedy na rap jako coś prymitywnego – wtedy mnie to wku***ało, ale teraz się z nimi zgadzam. W końcu słowo było na początku.

Fot. Luke Abby

Czasami patrzę na moje wersy jak na zaklęcia magiczne, a na piosenki jak na duchowe rytuały. Czasami rapuję o światach, które jeszcze nie istnieją, bo wierzę, że słowa mogą je urzeczywistnić. Kiedy kilka milionów ludzi przez parę miesięcy powtarza negatywnie naelektryzowane wersy w stronę prezesa publicznej telewizji, a potem on traci pracę, to znaczy, że nasza wspólna manifestacja energetyczna się powiodła. Dziękuję.

 

Wielu z was, czytelnicy, po skończeniu lektury tego tekstu uzna, że ma do czynienia z człowiekiem skrajnie poj***nym. Słusznie. Ale wiem, że długo czekaliście na manifest zachrypniętego głosu pokolenia, więc manifestuję: #MATA2040.

Od początku wiedziałem, że jestem głównym bohaterem. Zawdzięczam to mojej mamie, która przez pierwsze trzy lata mojego życia karmiła mnie piersią, gdzieś w przerwach pomiędzy lekcjami czytania i pisania. W tym mleku było tyle „MDMA”, że czasami odnoszę wrażenie, że moje dorosłe życie to zjazd, a wiele moich zachowań to po prostu podświadoma próba wyrównania serotoniny w organizmie. Myślę, że z tego wynika moja wewnętrzna potrzeba akceptacji i bycia kochanym. Już w podstawówce postawiłem sobie za punkt honoru zaskarbienie sympatii wszystkich. Jeżeli wiedziałem, że jest chociaż jedna osoba, która za mną nie przepada, stawałem na głowie, żeby ją do siebie przekonać. Instynktownie chciałem być lubiany i popularny, ale racjonalnie nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to równa się władzy. Gdy moja kariera nabrała rozpędu, ta potrzeba jedynie się nasiliła. Nie było już trzydziestu paru rówieśników z klasy, tylko trzydzieści parę milionów Polaków – do tego w różnym wieku. Ci starsi często mówili, że nie jestem pępkiem świata i wciąż mają rację, ale tylko dlatego, że moja pępowina jeszcze się nie zrosła.


Cały artykuł znajdziecie w październikowym wydaniu „Vogue Polska” z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania

 

Michał "Mata" Matczak
Proszę czekać..
Zamknij