Znaleziono 0 artykułów
02.06.2023

Markiza Luisa Casati: Ekstrawagancka arystokratka, która od dekad inspiruje świat mody

02.06.2023
Markiza Luisa Casati (Fot. Getty Images)

Co pewien czas kreatorzy mody przywracają pamięć o niej. Nic w tym dziwnego. Z bycia inspiracją uczyniła swoją życiową misję. Urodzona 142 lata temu markiza Luisa Casati spełniała się w roli ekstrawaganckiej arystokratki, ponętnej femme fatale, demonicznej gorgony, muzy artystów i żywego dzieła sztuki, rozbudzając wyobraźnię każdego, kto choć raz o niej usłyszał. 

O barwnym życiu markizy Casati można opowiadać na wiele sposobów. Jedni budują historię wokół plotek o jej licznych romansach, drudzy skupiają się na skomplikowanych relacjach rodzinnych. Życiorys jednej z niegdyś najbogatszych i najbardziej skandalizujących kobiet Europy przedstawić można także przez pryzmat współczesnej mody, na której arystokratka zostawiła niezatarty ślad. W ciągu ostatnich kilku dekad jej duch zdawał się nawiedzać pokazy Alexandra McQueena, Valentino, Marca Jacobsa, Saint Laurent i domu mody Marchesa, który swoją nazwę przyjął na cześć włoskiej markizy. Śledząc biograficzne tropy Luisy Casati ukryte w kolekcjach prominentnych projektantów, łatwo wydobyć esencję jej fenomenu jako muzy i niegasnącej inspiracji.

Najbogatsza kobieta Włoch

W 2009 roku Karl Lagerfeld zgotował gościom pokazu Chanel widowisko atmosferą zbliżone do „Śmierci w Wenecji” Viscontiego. Na deski wybiegu rozciągającego się wzdłuż weneckiej plaży Lido wbiegła nagle tajemnicza postać w czarnej pelerynie. W ślad za nią wmaszerowały uwodzicielskie damy w trikornach, z karnawałowymi maskami w dłoni. Tuż po nich pojawiła się grupa „wczasowiczów” odzianych w eleganckie pasiaste stroje, przywodzące na myśl ubiory marynarzy lub gondolierów. Porcelanowo blade oblicza modelek kontrastowały z obrysowanymi czernią oczami i rudoczerwonymi włosami. 

Markiza Luisa Casati (Fot. Getty Images)

Postacie z pokazu Chanel do złudzenia przypominają młodą markizę Casati, która w 1905 roku przyjechała do Wenecji z rodzinnego Mediolanu. Miasto nad laguną, które ujęło ją „płonącym złotem zachodów słońca” i „fantazyjną tajemniczością małych kanałów”, zwiedzała jak inni turyści z wyższych sfer. Dwudziestoczteroletnia wówczas arystokratka mogła pozwolić sobie na luksusowy hotel, lokaja i prywatnych gondolierów, wszak kilka lat wcześniej odziedziczyła po ojcu przemysłowcu kolosalną fortunę, stając się najbogatszą kobietą we Włoszech. Świadoma dobrobytu, folgowała swoim zachciankom. Lekką ręką wydawała bajońskie sumy na biżuterię Cartiera, kreacje Paula Poireta oraz Jacquesa Douceta, a także na renowacje rezydencji w Rzymie, Mediolanie i na obrzeżach Paryża. Uwagę śmietanki towarzyskiej przyciągała nie tylko zawartością portfela, lecz także anemiczną sylwetką i wielkimi oczami. Chociaż mawiano o niej jolie laide („piękna brzydula”), doceniano jej estetyczny zmysł oraz aurę tajemniczości, jaką wokół siebie roztaczała.

Markiza Luisa Casati (Fot. Getty Images)

Piewczyni dekadencji

Pomimo wygodnego, pozbawionego finansowych trosk życia Luisą targały wewnętrzne rozterki. Polowania, podwieczorki przy herbacie, partyjki krykieta i inne rozrywki błękitnokrwistych nużyły ją niemożebnie. Burzliwe małżeństwo z markizem Camillo Casatim Stampą di Soncino, zawarte w 1900 roku, chyliło się ku końcowi, a bycie matką Marii Cristiny (jedynej pociechy Casatich) miało więcej wad niż uroków. Niespodziewanie, podczas myśliwskich łowów w 1903 roku, drogę markizy przeciął Gabriele D’Annunzio – literat, autor obrazoburczej poezji, nazywany w Polsce „włoskim Przybyszewskim”. Przystojny i temperamentny, miał opinię kobieciarza oraz ekscentryka o radykalnych poglądach. Z Luisą połączył go nie tylko romans, lecz także wieloletnia przyjaźń. Nieślubny związek z D’Annunziem, którego – ku zgorszeniu socjety – wcale nie kryła, uwolnił markizę z krępujących konwenansów i wyzwolił w niej pokłady ekspresji. To za sprawą „księcia dekadencji” zmieniła swój wizerunek. Ciemne włosy przefarbowała na płomienisty oranż. Oczy pociemniła arabskim kohlem i zakrapiała je toksyczną belladonną (wilczą jagodą), aby rozszerzyć źrenice. Stała się wampem, demoniczną uwodzicielką. Nowy styl szedł w parze z nowymi zainteresowaniami. Casati – jak wielu w owym czasie – uległa fascynacji okultyzmem. Uczestniczyła w seansach spirytystycznych i czytała manuskrypty XVIII-wiecznego hrabiego maga, Alessandra di Cagliostra. 

Dries Van Noten jesień-zima 2016-2017 (Fot. Getty Images)

– Z dekadencji uczynili styl życia – mówił Dries Van Noten, który jesienną kolekcję z 2016 roku zadedykował D’Annunziemu i Casati. Na wybiegu zjawiły się wysadzane perłami żakiety à la frak, spodnie w lamparcie cętki, welurowe płaszcze z futrzanym kołnierzem, pasiaste krawaty czy spódnice w tygrysi deseń. Belgijski designer, łącząc fasony kobiecej i męskiej odzieży, wykreował androginiczne hybrydy. Oczy modelek podkreślił ciemnym makijażem na wzór Luisy, a od Gabriele zaczerpnął gładko uczesane włosy, błyszczące od brylantyny. Zamiast muzyki za tło pokazu posłużyła deklamacja wiersza D’Annunzia „La pioggia nel pineto” – synestezyjnej liryki o melancholijnym nastroju.

Rewia splendoru

Prezentacja kolekcji haute couture domu Christiana Diora na wiosnę 1998 roku odbyła się w Operze Garniera w Paryżu. Z marmurowych kolumn spływały girlandy lilii, na szezlongach leżały (sztuczne) skóry zebr, a dywany nasączono aromatem pomarańczy. W tak przystrojonym wnętrzu paradowały modelki ubrane w kimona z haftowanego aksamitu, suknie z lawendowej organzy, obszytej złotą nicią, jedwabne płaszcze w egzotyczne aplikacje i powłóczyste szaty, przewiązane sznurami pereł. Do tego: porcelanowe kamee, etole, maski i egrety. W wielkim finale tej rewii splendoru spod kryształowych żyrandoli zleciało konfetti z setek tysięcy ręcznie wyciętych motyli. John Galliano – nieograniczony budżetem – dał popis bizantyjskiego przepychu, w którym przewyższyć mogła go tylko Luisa Casati. 

Dior haute couture wiosna-lato 1998 (Fot. Getty Images)

W 1909 roku Włoszka wynajęła XVIII-wieczne Palazzo Venier dei Leoni przy Canal Grande w Wenecji. Nieukończona, przypominająca antyczną ruinę rezydencja (w której za 40 lat zamieszka Peggy Guggenheim) pasowała do teatralnej ekspresji Luisy. We wnętrzach dominowały czerń i biel z akcentami złota: szachownicowa posadzka z marmuru, hebanowe meble, posągi z alabastru. Arystokratka sprowadziła nawet parę chartów, by współgrały z wystrojem. Zwierząt w willi nie brakowało. Na menażerię składały się papugi, małpy, węże, białe pawie i ulubieniec – gepard, którego markiza wyprowadzała na diamentowej smyczy. Podobnych kaprysów było więcej. Gdy spacerowała samotnie po placu św. Marka, zakładała futro na nagie ciało. Wbrew obowiązującemu w Wenecji prawu, kazała przemalować prywatną gondolę na biało i wyściełać ją tygrysią skórą. Po mieście krążyły plotki, jakoby kolacje jadała w towarzystwie woskowych figur swoich byłych kochanków.

Wyrafinowany pokaz Diora nawiązywał bezpośrednio do pełnego przepychu życia markizy, a zwłaszcza do organizowanych przez nią wystawnych balów. Te zawsze miały motyw przewodni. Podczas gali perskiej w 1913 roku Casati nosiła haremowe kostiumy od „sułtana stylu” Poireta, a fetę w konwencji XVII-wieku wyprawiała w entourage’u dwustu służących w perukach. Otaczała się muskularnymi kamerdynerami, obleczonymi płatkami złota, a gości witała z wężem zamiast naszyjnika. W jej pałacu bawili Wacław Niżyński, Isadora Duncan i Mariano Fortuny, aktorzy, poeci, malarze, ambasadorowie i szlachetnie urodzeni. Pod zdobnymi stropami latały farbowane gołębie, a fontanna przelewała nie wodę, lecz szampana. Jeden z dziennikarzy pisał, że „markiza Casati uczyniła weneckie noce swoim niewolnikiem”.

Chanel Cruise 2010 (Fot. Getty Images)
Louis Vuitton wiosna-lato 2014 (Fot. Getty Images)

Żywe dzieło sztuki

Ekscentryzm, którym Casati walczyła z przeciętnością, pomagał urzeczywistniać to, o czym od zawsze marzyła: stać się żywym dziełem sztuki. D’Annunzio wspominał: – Wyznała mi któregoś dnia, że kiedy chodzi, odciska w powietrzu swój portret. Tych prawdziwych miała bez liku. Na obrazach, fotografiach i w rzeźbach uwieczniali ją najwybitniejsi: Giovanni Boldini, Erté, Kees van Dongen, Giacomo Balla, Jacob Epstein, Man Ray czy Cecil Beaton. Ona odwdzięczała się hojnym patronatem. W posiadłości Palais Rose pod Paryżem zbudowała ołtarz ku swojej czci, otaczając go własnymi portretami. To samouwielbienie graniczące z obsesją Luisa przejęła od idolek z młodości: Virginii Oldoini, słynącej z urody kochanki Napoleona III, a także od Sary Bernhardt, królowej teatru. Markiza sama zresztą przejawiała skłonności aktorskie. Zafascynowana baletem Diagilewa, nawiązała przyjaźń z Léonem Bakstem, który uszył dla niej ponad 40 najśmielszych kreacji. Dzięki kostiumografowi wcielała się w Szeherezadę, arlekina, gorgonę Meduzę, a nawet w świętego Sebastiana w srebrnej zbroi z powbijanymi w nią strzałami. 

Można odnieść wrażenie, że markiza w roli arcydzieła była jedną z inspiracji dla ostatniej kolekcji, jaką Marc Jacobs zaprojektował dla Louis Vuitton (wiosna 2014). W spowitym ciemnością namiocie na dziedzińcu Luwru modelki krążyły wokół monumentalnej fontanny i kręcącej się karuzeli. Głowę każdej z nich przystrajał pokaźnych rozmiarów pióropusz. Uwagę gości przykuła już pierwsza „kreacja”. Pokaz otworzyła Edie Campbell, której nagie ciało pokryte zostało czarnymi logotypami Louis Vuitton. Z jej rozpostartych ramion zwisały mieniące się w świetle łańcuchy z czarnych kryształów. Wystarczy sięgnąć do fotografii markizy Casati, by dostrzec uderzające podobieństwo. W 1924 roku Luisa wzięła udział w balu hrabiego Étienne de Beaumont, dedykowanym Picassowi i kubistom. Specjalnie na tę okazję Paul Poiret stworzył dla niej suknię przypominającą fontannę lub kandelabr, składającą się z setek małych kabli i żarówek. Spektakularny kostium (choć kilkukrotnie poraził prądem noszącą) był modową rzeźbą – prawdziwym dziełem sztuki. Jego imitację wykreował też Jeremy Scott dla Moschino (jesień–zima 2016), odziewając modelkę w sukienkę-żyrandol. 

Moschino jesień-zima 2016-2017 (Fot. Getty Images)

Koniec balu, panno Lalu

Bawiąc się na rautach, wymyślając kolejne ekstrawaganckie stroje i oddając się towarzyskim uciechom, markiza Casati zapominała o jednym: pieniądze kiedyś się skończą. Z nastaniem lat 30. XX wieku życie arystokratki przestało iskrzyć. Ukochany D’Annunzio nie odpowiadał już na jej listy (zmarł w 1938 roku), a małżeństwo z markizem Casatim zostało rozwiązane sądownie, co zmusiło ją do kosztownych opłat. Diamentowa smycz bogactwa stała się pętlą u szyi. Luisa popadła w długi opiewające na sumę 25 milionów dolarów. Sprzedaż rezydencji, w tym także weneckiego Palazzo, nie pokrywała zobowiązań. Pod aukcyjny młotek trafiły więc obrazy, rzeźby, klejnoty, meble i ubrania. Markiza została z niczym. Nie było już dla niej miejsca ani w modnej Francji, ani w rodzimych Włoszech. Udała się do Londynu, gdzie jej blask wątlał. Odwiedzali ją czasem Man Ray i Cecil Beaton, których posądzała o knowania przeciw niej. Po ulicach chodziła okryta szalem z gazet, szperając w śmietnikach za czymś wartościowym. Zamiast henny używała węgla do palenia w piecu. Geparda zastąpiła pekińczykiem, a frymuśne kapelusze – niekształtną czapą noszoną na bakier. 

Aluzje do historii upadłej markizy przypominającej bardziej kloszardkę niż lwicę salonową odnaleźć można choćby w pokazie jesiennej kolekcji Marca Jacobsa z 2012 roku. Atmosfera czarnej melancholii towarzyszyła scenografii – zrujnowanej willi. Na jej tle modelki prezentowały masywne płaszcze, szale spięte wielką agrafką i „pożerające” monstrualne czapki. Podkrążone czernią oczy nie pozostawiały wątpliwości, kto był inspiracją. Tak jak modelki Jacobsa, markiza wciąż emanowała aurą dumnej damy z wyższych sfer, choć dotkniętej już obłąkaniem. Brak dóbr materialnych popchnął ją ku temu, co duchowe. Oddała się praktykom spirytystycznym, prosząc siły tajemne, by odwróciły czas. Osamotniona, zmarła w swoim jednopokojowym londyńskim mieszkaniu w 1957 roku. Pochowano ją w futrze i weneckich koronkach, wykuwając na nagrobku szekspirowskie epitafium: „W ogóle z wiekiem nie więdnie. Jej powab / Jest nieskończony, nigdy się nie znudzi”. 

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij