Znaleziono 0 artykułów
27.12.2018

Marlene Dietrich: Oszukam czas

27.12.2018
Marlene Dietrich (Fot. Getty Images)

Włosy oprószała podobno 14-karatowym złotem, by jej wydawały się jeszcze bardziej anielskie. Długie nogi ubezpieczyła na milion dolarów. Równie pieczołowicie wybierała pełne przepychu suknie, co męskie smokingi. O dopracowany do perfekcji wizerunek Marlene Dietrich dbała bowiem bardziej niż o miłość, nagrody i pochwały. Jedna z największych legend Hollywood odeszła 29 lat temu. 

Ponoć wystarczyło jedno jej spojrzenie, by rozkochać w sobie każdego. Kobiety i mężczyzn owijała sobie wokół małego palca. Szaleli za nią zwykli śmiertelnicy, ale też gwiazdy filmu i estrady. Mówiono, że swoje długie nogi ubezpieczyła na zawrotną wówczas kwotę miliona dolarów, a włosy oprószała 14-karatowym złotem. Ale choć Marlenę Dietrich uwielbiały tłumy, nie brakowało też takich, którzy twierdzili, że tworzoną wokół siebie zmysłową aurą i charyzmą nadrabia brak głosu i aktorskiego talentu. Ona sama polegała na swoim precyzyjnie zbudowanym wizerunku tak bardzo, że na starość ze wszystkich sił starała się zachować urodę. A gdy mimo to nieubłagany czas zaczął na niej odciskać swe piętno, usunęła się w cień. Tak bardzo chciała zostać zapamiętana jako nieskazitelna piękność, że ostatnie 13 lat życia spędziła niczym więzień w swoim paryskim apartamencie. Zrzekła się nawet Oscara za całokształt twórczości, bo musiałaby nagrodę odebrać osobiście. Bała się, że gdy fani zobaczą na scenie staruszkę, jej legenda kusicielki legnie w gruzach. Nawet najwyższe uznanie nie było dla Dietrich warte zaprzepaszczenia image’u, na który ciężko pracowała przez całe życie.

Marlene Dietrich (Fot. Getty Images)

„Błękitny Anioł”

Maria Magdalene Dietrich van Losch przyszła na świat 27 grudnia 1901 roku w Schönebergu pod Berlinem. Pochodziła z zamożnej rodziny, a w jej domu panowały surowe zasady. Maria i jej siostra miały być ciche, skromne i dobrze przygotowane do roli wzorowych niemieckich żon. Ale młodsza panna Dietrich od dziecka miała inne plany. W wieku 13 lat zmieniła imię na Marlene, ponieważ uznała, że nadane jej przez rodziców jest zbyt mało wyszukane. Szybko zrozumiała, że chce być aktorką. Na nic zdawały się więc wysiłki matki, by krnąbrnej córce wybić ten pomysł z głowy. Jako 21-latka wzięła udział w przesłuchaniach do teatru. Nie zniechęcił jej fakt, że początkowo musiała się zadowolić rolami epizodycznymi, a pierwsze zdanie na scenie pozwolono jej wypowiedzieć dopiero po kilku latach. Determinacja się opłaciła, bo podczas jednego z występów zauważył Marlenę Josef von Sternberg, niemiecki reżyser, który odnosił już wówczas sukcesy w Hollywood. Mężczyzna nie mogąc oderwać wzroku od Dietrich, postanowił ją obsadzić w roli Loli Loli w swoim filmie „Błękitny Anioł”. Obraz miał być pierwszym niemieckim filmem dźwiękowym, a Sternberg chciał grającą główną rolę aktorkę wypromować na gwiazdę międzynarodowego formatu. Marlene nadawała się do tego celu idealnie, ale szybko okazało się, że sława, którą dzięki roli zdobyła, przerosła najśmielsze oczekiwania tak reżysera, jak też samej zainteresowanej.

Marlene Dietrich (Fot. Getty Images)

Grając w „Błękitnym Aniele”, Dietrich była już mężatką i matką małej Marii Rivy. Ale gdy Sternberg zaproponował jej, żeby wyjechała z nim do Hollywood, bez wahania pozostawiła rodzinne życie za sobą. Wiedziała, że kariera wymaga poświęceń. Te szybo się opłaciły, bo Ameryka przyjęła Marlenę z otwartymi ramionami. „Błękitny Anioł” okazał się sukcesem, a piosenka z filmu „Falling in Love Again” wykonywana przez aktorkę z miejsca stała się przebojem. Sternberg postanowił pójść za ciosem, obsadzając Dietrich w kolejnym filmie, „Maroko”. Film został świetnie oceniony zarówno przez krytykę, jak  również przez widzów. Zdobył cztery nominacje do Oscara, w tym dla Marleny jako aktorki pierwszoplanowej. Chociaż obraz wywołał skandal dzięki scenie pierwszego w historii kina lesbijskiego pocałunku, kontrowersje tylko mu pomogły. Dietrich podpisała kontrakt z Paramount Pictures. Szefowie wytwórni w blond piękności o egzotycznym akcencie widzieli odpowiedź na związaną z MGM Gretę Garbo. Żeby wzmocnić wizerunek gwiazdy, Paramount zaczęło tworzyć legendę Marleny.

Nogi za milion dolarów

Filmy, w których w późniejszych latach zagrała Marlene Dietrich, takie jak „Zniesławiona”, „Ogród Allaha” czy „Szanghaj Express”, biły rekordy popularności. Ale cześć, którą gwiazdę obdarzali fani, nie była wyłącznie wynikiem jej talentu aktorskiego. W latach 30-tych i 40-tych, złotych czasach Hollywood, gwiazdy kina miały status bogów i bogiń. Wizerunek ten był wynikiem dopracowanej w najmniejszym calu strategii. W przypadku Dietrich już samo jej egzotyczne dla Amerykanów europejskie pochodzenie budziło zainteresowanie, nie bez znaczenia była też oryginalna uroda aktorki. Ale nawet tak piękna i utalentowana kobieta jak Marlene wymagała nieustannego podsycania uwagi. Wszystko, co ją otaczało, musiało być luksusowe – od willi w najbardziej ekskluzywnej dzielnicy Beverly Hills, gdzie zamieszkała, po środek transportu, zielonego Rolls Royce’a, oczywiście z kierowcą na każde skinienie. Wytwórnia nie poprzestała na otoczeniu swojej protegowanej luksusem, zaczęła też rozpowszechniać plotki, o których „przypadkiem” dowiadywała się prasa. Takie jak ta, że swój niespotykany odcień blondu aktorka zawdzięcza posypywaniu włosów 14-karatowym złotem. W rzeczywistości był on efektem odpowiednio dopasowanego oświetlenia. Dietrich szybko zrozumiała, w jakim świetle powinna występować i pod jakim kątem powinna znajdować się filmująca ją kamera. Na planie musiało znajdować się lustro, żeby mogła stale kontrolować pozycję. Dzięki temu nie tylko jej włosy wyglądały korzystniej, ale też cała sylwetka, która sprawiała wrażenie smuklejszej. Nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. Te ostatnie były obiektem zazdrości kobiet i westchnień męskiej części publiczności. Ponoć widzowie zapytani o to, co najbardziej podobało im się w filmie, odpowiadali: „nogi Marlene Dietrich!”. W konsekwencji w prasie ukazała się informacja, że aktorka ubezpieczyła swoje nogi na zawrotną wówczas kwotę miliona dolarów.

Marlene Dietrich w charakterystycznym smokingu (Fot. Getty Images)

Nie tylko figura i włosy Dietrich wzbudzały podziw. Aktorka dbała też o to, w co się ubierała. Ale w przeciwieństwie do konkurentek, nie poprzestawała na powłóczystych, wydekoltowanych sukniach i luksusowych futrach. Lubiła podkreślać swoją kobiecość i robiła to po mistrzowsku. Jako pierwsza wystąpiła w tzw. „naked dress”, niezwykle dopasowanej, cielistej sukience, w której wyglądała na nagą. Niektóre z jej kreacji były tak obcisłe, że aktorka nie była w stanie się w nie wcisnąć, więc trzeba było je na niej zszywać przed występami, a następnie natychmiast rozpruwać. Ograniczały bowiem ruchy tak bardzo, że ciężko było w nich chodzić, a siedzenie nie wchodziło w grę. Ale Dietrich kochała też spodnie i marynarki, uwielbiała balansować pomiędzy tym, co kobiece, a tym, co można było znaleźć w męskiej garderobie. Dzięki takiemu żonglowaniu skrajnościami stawała się jeszcze bardziej uwodzicielska. W filmie „Maroko” nie tylko wymieniła z kobietą pocałunek. W jednej ze scen wystąpiła w smokingu. W późniejszych latach chętnie pokazywała się publicznie w garniturach, a także cylindrach. Smokingi zamawiała u najlepszych męskich krawców. Ci, nieprzywykli do kobiecej klienteli, byli początkowo przekonani, że szyją dla wyjątkowo szczupłego mężczyzny. Zamówienia podpisywali więc Mr Dietrich.

Marlene w męskim wydaniu (Fot. Getty Images)

Łamaczka serc

Wizerunek uwodzicielskiej seksbomby przyczynił się do uwielbienia fanów, ale też do licznych romansów aktorki. „Jeśli nie miałaby niczego innego niż głos, nim łamałaby serc. Ale ona ma jeszcze piękne ciało i twarz o niezanikającej urodzie. To nieważne, w jaki sposób złamie ci serce, ona po prostu jest po to, by to robić” – powiedział o Marlenie Dietrich Ernest Hemingway. Para wymieniała romantyczne listy, ale najprawdopodobniej ich miłość pozostała platoniczna. Za to w przypadku innego pisarza, Ericha Marii Remarque’a na płomiennej korespondencji się nie skończyło. Autor „Na zachodzie bez zmian” spotkał Dietrich na Festiwalu Filmowym w Wenecji w 1937 roku. I natychmiast się zakochał. Burzliwy romans, choć nie przetrwał próby czasu, zaowocował jednymi z najpiękniejszych przykładów miłosnej epistolografii. „Zazębiamy się, splatamy w miłosnym uścisku i nie ma miejsca na nic innego, nawet na powietrze… Moja piękna nimfo, nigdy nie spędziliśmy wystarczająco dużo czasu sam na sam, nie napatrzyliśmy się na siebie do woli, do syta, wszystko było tak ulotne, a czasu zawsze było tak niewiele…” – pisał do gwiazdy Remarque.

Marlene z Erichem Marią Remarque oraz Josefem von Sternbergiem, reżyserem, który odkrył gwiazdę (Fot. EastNews)

Oboje mieli jednak poważne problemy z dochowaniem wierności. Za Remarkiem ciągnęła się uzasadniona opinia playboya, a na długiej liście kochanków Dietrich znajdowały się najjaśniejsze gwiazdy kina i estrady. Aktorka jawnie przyznawała się do biseksualizmu, plotkowano o jej romansach m.in. z Edith Piaf, Tallulą Bankhead i Mercedes de Acostą. Tą ostatnią odbiła nawet swojej największej rywalce, Grecie Garbo. Spotykała się również z Frankiem Sinatrą, Carym Grantem, a nawet prezydentem USA, Johnem Fitzgeraldem Kennedym. Ale jej największą miłością był francuski aktor, Jean Gabin. Gdy zmarł, Dietrich bardzo długo nosiła żałobę. Odrzucona została tylko raz. Na planie filmu „Destry znowu w siodle” miała romans z aktorem Jamesem Stewartem. Zaszła z nim w ciążę, co wyznała mężczyźnie, tańcząc z nim na przyjęciu. Ponoć Stewart słysząc to, bez słowa zostawiając Dietrich na parkiecie, wyszedł z przyjęcia. Aktorka poddała się aborcji, a eks-kochanka znienawidziła. Z żadnym ze swoich eks nie żyła zresztą dobrze, wyjątkiem był jej mąż, Rudolf Sieber. Sprowadziła i jego, i córkę do USA. Chociaż nie sypiała z nim, a nawet mieszkali osobno, para utrzymywała przyjacielskie stosunki. Dietrich nazywała Siebera czule Papilein, czyli „Tatuśkiem”. Traktowała go jak powiernika, prosząc o rady w kwestii życia uczuciowego.

Marlene z nieodłącznym papierosem (Fot. Getty Images)

Wiecznie młoda

„Nie ubieram się dla publiczności, czy mężczyzn, ani nawet dla samej siebie. Ja ubieram się dla wizerunku” – powiedziała Dietrich już jako starsza kobieta. Dopracowany look był jej znakiem rozpoznawczym. Cienkie, perfekcyjnie wyskubane brwi, idealnie ułożona blond fryzura i nienaganny strój. Ikona była jednak jednocześnie kobietą z krwi i kości. Jako taka musiała się zmierzyć z nieuchronnym upływem czasu. Aktorka nie zamierzając się mu poddać, stosowała przeróżne triki, żeby zachować młodość jak najdłużej. Okalające twarz pukle splatała w warkocze i ciasno łączyła na czubku głowy, a na to zakładała perukę. Efektem była idealnie naciągnięta i gładka skóra twarzy. Gdy nawet takie sztuczki przestały wystarczać, Dietrich jako jedna z pierwszych oddala się w ręce chirurgów plastycznych. Wszystko po to, by móc nadal grać. Aktorka jeszcze między 65. a 72. rokiem życia dawała 65 przedstawień rocznie, będąc najlepiej opłacaną gwiazdą kabaretową na świecie. Wystąpiła w ponad pięćdziesięciu filmach, ostatnim był „Zwyczajny żigolo” z 1978 roku, w którym zagrała u boku Davida Bowiego. Krótka scena, w której oparta o fortepian śpiewa tytułową piosenkę, to ostatnia rola filmowa aktorki. Wkrótce potem przestała też pokazywać się publicznie. Dietrich nie chciała zostać zapamiętana jako niedołężna staruszka. Zaszyła się w swoim paryskim apartamencie, nie wychodziła nawet na oficjalne imprezy. Gdy w wieku 85. lat została uhonorowana nagrodą American Fashion Institute, na jej prośbę odebrał ją Michaił Barysznikow. Z dobrowolnego więzienia nie był jej w stanie wyciągnąć nawet Oscar za całokształt twórczości. Miała go otrzymać, pod warunkiem osobiście stawi się na gali. Odmówiła, bo ponad nagrody przedkładała kult własnego wizerunku. Zmarła w wieku 90 lat, 6 maja 1992 roku na niewydolność nerek. Niektóre źródła mówią jednak o samobójstwie. Być może, nie będąc w stanie zatrzymać czasu, gwiazda postanowiła go przechytrzyć.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij