Znaleziono 0 artykułów
19.01.2019

„Masakra”: Thriller ciał

19.01.2019
Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

W swoim najnowszym spektaklu w Nowym Teatrze choreograf Paweł Sakowicz zagląda pod lśniącą cekinami skórę tańców latynoamerykańskich, by opowiedzieć historię skradzionej kultury.

Na zaprojektowanym przez Witka Orskiego plakacie styczniowej premiery warszawskiego Nowego Teatru pt. „Masakra” tancerki z drapieżnymi tipsami prezentują się w układzie znanym z kampanii reklamowej Balenciagi sprzed kilku sezonów. Obrendowane spektaklową marką niczym torebka Louisa Vuittona. Zanurzony w modowym slangu komunikat od razu odsyła nas do świata póz, ról i marzeń, którymi zajmuje się w swoim pierwszym grupowym spektaklu autorskim Paweł Sakowicz (znany z głośnych prac solowych „Jumpcore” i „TOTAL” oraz udziału w spektaklach teatralnych, ostatnio „Thriller” wspólnie z Anną Smolar, w którym tworzy choreografię i występuje). Zanim jednak stał się tańczącym politologiem po studiach w warszawskim Instytucie Nauk Politycznych oraz London Contemporary Dance School, zanim dostał nominację do Paszportu „Polityki” za wykorzystanie tańca współczesnego w teatrze, zanim jego performans „Jumpcore” zakupiła do kolekcji Zachęta, Sakowicz przez 10 lat trenował z siostrą Natalią tańce towarzyskie. Zdobywając przy tym tytuł wicemistrza Polski juniorów i młodzieży w stylach latynoamerykańskich.

Spektakl "Masakra"  (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

W „Masakrze” zainteresował mnie gest zakładania na chwilę owego „Latinness” niczym kostiumu – mówi Sakowicz. – Z całym anturażem środków: od choreograficznych przez muzyczne po estetyczne – fryzury, makijaż przyciemniający karnację, uśmiech i wytwarzanie określonej emocjonalności podczas tańca. Zależało mi na tym, by podejść z szacunkiem do tego materiału ruchowego, bo jest kunsztowny i piękny, ale nie bać się odsłonić jego mroczniejszej strony.

Czysty teatr, gorzki smak

To obszar tajemniczy, intrygujący, niepokojący, bo przecież ‒ jak dowodzą współcześni badacze ‒ taniec latynoamerykański istnieje między innymi po to, by człowiek Zachodu mógł się stać na chwilę wyzwolonym erotycznie, swobodnym Latino. Tyle że w bezpieczny, grzeczny sposób, który ‒ po zejściu z parkietu i zmyciu makijażu ‒ pozwala wrócić do swojego życia. Według Sakowicza u podstaw tego stylu leży właśnie odgrywanie naszego stereotypowego wyobrażenia o kulturze latynoamerykańskiej.

Fot. Witek Orski

Spektakl stopniowo i dość konsekwentnie rozpada się dramaturgicznie – opowiada autor „Masakry”. – Z pierwszym uderzeniem muzyki przenosimy się na turniej taneczny. To część nazwana tytułem latynoskiej piosenki „Puro Teatro”. Później uśmiechy i spojrzenia zmieniają swoją funkcję – niepokoją, wyzywają. Ktoś powiedział, że otwarcie spektaklu jest jak Dzień Dziecka, ale po chwili okazuje się, że ten cukierek ma gorzki posmak. I nie wiadomo, czy wypada się śmiać.

Klimat thrillera buduje muzyka Lubomira Grzelaka, czyli Lutto Lento (twórcy pamiętnej ścieżki dźwiękowej do filmu „Wszystkie nieprzespane noce” Michała Marczaka), gdzie ‒ obok klasycznych latynoskich utworów z turniejów tanecznych ‒ pojawia się rodzaj niepokojącego pejzażu dźwiękowego. Znajdziemy tu nawiązania do wschodnioeuropejskiego techno, dzwony kościelne i powtarzające się uderzenia bębnów sugerujące bliskie niebezpieczeństwo, obecne zarówno w klimacie emocjonalnym spektaklu, jak i temacie zawłaszczeń kulturowych.

Tańczący z sensami

„Zanim latynoskie tańce stały się popularną rozrywką zachodniej białej klasy średniej, zostały skodyfikowane w Londynie w latach 20. XX wieku. Samba, cza-cza, rumba, paso doble i jive, zaczerpnięte od zniewolonych społeczności z obszarów Brazylii, Haiti i Kuby, stworzyły grupę latynoamerykańskich tańców towarzyskich wykonywanych na turniejach tańca sportowego” – czytamy w programie spektaklu. I właśnie temat zawłaszczeń kulturowych, szeroko dyskutowanych ostatnio w świecie zachodnim, pomogła pogłębić w „Masakrze” dramaturżka Anka Herbut, wcześniej pracująca już z Sakowiczem w teatrze przy fenomenalnym „Lokisie” Łukasza Twarkowskiego w Teatrze Narodowym w Wilnie. – W zachodniej literaturze krytycznej można znaleźć opracowania tańców latynoamerykańskich z perspektywy rasowej czy krytyczno-kulturowej – mówi Anka. – Nawet w anglojęzycznym internecie natkniesz się na dyskusje dotyczące zawłaszczeń kulturowych w kulturze popularnej. Tymczasem w języku polskim nie dysponujemy nawet odpowiednim zasobem słów, by o tym mówić.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

Kontynuując kwestię wymykających się znaczeń, także tytułową masakrę można interpretować na wiele sposobów. Przeniknęła dziś przecież do codziennego słownika miejskiego, gdzie może dotyczyć czegoś zarówno masakrycznie złego, jak i dobrego, spektakularnego, oszałamiającego jak pióra, cekiny i show na parkiecie.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

Batalistyczny wydźwięk tego słowa sugeruje, że na pierwotnych tańcach dokonano jakiegoś rodzaju kulturowej masakry – mówi Paweł. – Ale pojawia się też wątpliwość, czy ja, pochodząc z tej części Europy, z kraju bez doświadczenia własnych kolonii, mogę się zajmować tańcami z tamtej części świata? Ważne, by w ogóle zacząć zadawać te pytania. Próbujemy to robić w naszym spektaklu. Pytamy: czy można ukraść ukradzione? Jaki kolor skóry jest potrzebny, by tańczyć rumbę? Czy jest to rumba z Ameryki Południowej, czy z Londynu? W spektaklu nie interesują mnie oryginalne pierwowzory, bo musielibyśmy sięgnąć bardzo daleko. W przypadku samby ‒ aż do Afryki, która stamtąd trafiła do Brazylii, gdzie tańczyli ją niewolnicy, a potem przez Stany Zjednoczone dotarła do Europy. Jest tu więc mowa o piętrowym zawłaszczeniu. Jako Europejczycy skodyfikowaliśmy, ale też utemperowaliśmy wyuzdane kroki. Taniec został odcięty od pierwotnych korzeni i stał się produktem. Teraz samba nie jest już o smutku i radości tańczenia, ale o performowaniu pragnień związanych z tym, czym mogłaby być samba.

Nie chcieliśmy jednak w samym spektaklu teoretyzować – zaznacza Anka Herbut. – Teoria jest bazą, z którą również pracowaliśmy, ale spektakl można odbierać afektywnie, wrażeniowo, a nawet czysto technicznie. Linia dramaturgiczna przebiega tu od spektakularnej reprezentacji przez dekonstrukcję kanonicznego tańca sportowego aż po współczesne praktyki taneczne, które – tak jak tańce latynoamerykańskie – czerpią impuls z bioder. Wychodząc od fascynacji fenomenem turniejowych tańców latynoamerykańskich, z czasem coraz głębiej wkopywaliśmy się pod skórę tematu, odkrywając jeszcze więcej problematycznych kulturowo, politycznie czy rasowo tematów i praktyk ruchowych.

Choreografia spojrzeń i ciał

Patrząc na wysiłek, który tancerki muszą włożyć w „Masakrę”, podejrzewam, że masakrą może być codzienna dyscyplina treningów. Poddawany był jej jako dziecko Paweł, ale też zaproszone przez niego do spektaklu Iza Szostak, Ramona Nagabczyńska, Agnieszka Kryst i Karolina Kraczkowska. Świetne performerki, choreografki, związane jednak z diametralnie inną stylistyką tańca współczesnego.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

Tańce latynoamerykańskie mają ściśle określoną formę, figury i kroki, nazwane z hiszpańska ľ volta, batucada, botafogos (figury samby), co trochę przypomina uporządkowaną terminologię baletu, tyle że tamta jest francuska – przyznaje Iza, która jako dziewczynka przez trzy lata tańczyła tańce towarzyskie, zanim poszła do szkoły baletowej, a później studiowała taniec współczesny. – Najpierw ja zaprosiłam Pawła do mojej pracy „Balet koparyczny”, a tym razem on zaprosił mnie do „Masakry”. Uczyłyśmy się z dziewczynami podstaw cza-czy, rumby i samby, a Paweł dokładał nam kolejne elementy, coraz bardziej utrudniając te kompozycje. Jest tu dużo choreografii spojrzeń, które też są skodyfikowane i przypisane do konkretnych tańców. Wzrok bywa sprecyzowany, zagarniający widzów, ale bardzo ekspresyjny jak w sambie. Z kolei w rumbie rozmyty i zapraszający do oglądania albo ‒ jak w cza-czy ‒ flirtujący z widzem za pośrednictwem partnerki.

Iza słabo pamięta swoje dziecięce sukcesy w tańcach towarzyskich, za to Paweł, który poświęcił im kawał życia, przyznaje, że wymagało to dużego samozaparcia. Brak wolnego czasu, codzienne ćwiczenia, weekendowe wyjazdy na turnieje, rodzice finansujący trenerów i mama szyjąca kostiumy (uszyła też część strojów tancerek do aktualnego spektaklu!). Ale dla niego nie była to masakra: – Moi rodzice nie katowali nas treningami, to ja i moja siostra byliśmy chyba chorobliwie ambitni. Najbardziej pociągał mnie w tym element rywalizacji. Ale… jeżeli czegoś się nauczyłem po tym doświadczeniu, to na pewno samodyscypliny i systematyczności w pracy. To, co mnie napędzało, w końcu mnie jednak zmęczyło. Znudziłem się estetyczną otoczką, miałem dość tego, że zawsze muszę mieć polakierowane włosy i ciemną karnację prosto z solarium. Wiedziałem też, że aby być najlepszym, musiałbym poświęcić dla tego wszystko, a nie czułem się na to gotowy. Zacząłem szukać innych możliwości związanych z tańcem współczesnym czy jazzowym, by doświadczyć więcej radości i improwizacji. Brak tej ostatniej najbardziej mnie bolał w tańcu towarzyskim.

Tęsknota za biodrami

Ramona Nagabczyńska, podobnie jak Agnieszka Kryst, wcześniej występowała z Pawłem w słynnym przedstawieniu tanecznym Marty Ziółek „Zrób siebie”. Jest też koleżanką Izy z czasów szkoły baletowej i dziecięcych występów w „Dziadku do orzechów” w Teatrze Wielkim. Mówi, że zaskoczyło ją, jak poważnie Paweł podszedł do tematu tańców towarzyskich. – Wcześniejsze prace odnoszące się do tej stylistyki, które widziałam, także francuski projekt Davida Wampacha, w którym brałam udział, pokazywały ten świat prześmiewczo przez pryzmat tandetnego show.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

Paweł wziął blichtr i kicz w nawias, a skupił się na tym, co w tańcach towarzyskich jest ciekawe na poziomie formalnym, estetycznym, technicznym, ale i performatywnym. Mają one pewną teatralność wpisaną nierozerwalnie w technikę. Porównywalne są do baletu pod względem wirtuozerii i kontroli ciała, ale te elementy służą tu jednak zupełnie innym obrazom. Są mocniej seksualizowane, a w balecie erotyka jest raczej tonowana, podobnie zresztą jak we współczesnych technikach modern.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

Wiąże się to z historią bioder w tańcu – zauważa Paweł. – Przy konstruowaniu tych figur pracowaliśmy z dołem, bo południowcy uruchamiają biodra, a my, ludzie Zachodu, mamy dół usztywniony, blokowany przez wstrzemięźliwość seksualną zawartą w naszej kulturze. Zarówno balet, jak i różne tańce narodowe, także rodzime oberki i kujawiaki, są unieruchomione nawet w ekspresyjnych podskokach i obrotach. A skoro nie dają nam możliwości sensualnej realizacji w tańcu, potrzebujemy samby albo ulicznych wersji tańca Latino, jak salsa czy bachata, by odpiąć wrotki i przez chwilę stać się ciut bardziej „la mujer”, „caliente” i „Latina” (kobieta, gorąca, latynoska). Dlatego w drugiej części spektaklu próbuję odrzeć całą otoczkę z tańca latynoamerykańskiego aż do jego rdzenia, czyli pracy bioder. Performerki wcielają się w poruszające się wężowym, kolistym ruchem syreny, o których z mitologii wiemy, że są jednocześnie piękne i niebezpieczne.

W ciele kobiety

Dlaczego w spektaklu opartym na własnych doświadczeniach choreograf używa tym razem ciał cudzych, i to kobiecych? – Potrzebowałem dystansu, spojrzenia z zewnątrz – mówi. – I siłą rzeczy musiałem oddać sprawczość dziewczynom. Zaprosiłem kobiety m.in. dlatego, że w tym patriarchalnym modelu kultury to przede wszystkim kobieta ma świecić, błyszczeć, wabić. Ale mimo że romansujemy z seksualizowaniem ciała w latynoskim tańcu, to jednocześnie tancerki mają tu ogromną władzę, bo wykonują zarówno kroki damskie, jak i męskie, wymieniają się rolami płciowymi w tańcu i nie potrzebują partnera mężczyzny. Jak mówi Ramona: „Cztery kompletnie różne performerki tworzą jedno uwspólnione, samowystarczalne ciało”.

Spektakl "Masakra" (Fot. Maurycy Stankiewicz/Nowy Teatr)

W czasach, gdy w tańcu współczesnym jest coraz mniej tańca, Sakowicz wciąż nie oddala się w swoich pracach od ciała w ruchu. – Kręci mnie sięganie do różnych estetyk – podsumowuje. – Może dlatego, że nie chciałbym za wcześnie usłyszeć, że istnieje typowy styl Pawła. W solowej pracy „TOTAL” prawie w ogóle się nie ruszam, tylko snuję dyrdymały o tańcu, by w kolejnej, „Jumpcore”, wyłącznie skakać i drążyć temat eksploatacji ciała. Pytasz, jaki będzie mój następny spektakl? Nie wiem. Najbardziej lubię być na scenie, czego nie ukrywam. W balecie czy tańcu towarzyskim za parę lat musiałbym iść na emeryturkę, a tak ‒ cały czas mogę być pomiędzy sceną a reżyserką.

Spektakl Pawła Sakowicza „Masakra” oraz „Thriller” Anny Smolar i Pawła można oglądać w Nowym Teatrze w Warszawie.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij