Znaleziono 0 artykułów
21.02.2023

Minta zjada... Kopenhagę

21.02.2023
Apotek 57 (Fot. materiały prasowe)

Czemu Kopenhaga zawdzięcza status kulinarnej stolicy Europy? Najlepiej przekonać się o tym na własnym podniebieniu. Polecamy najlepsze lokale – od kameralnych bistro przez fine diningowe restauracje po kawiarnie z kawą speciality.

Dania to kraj hygge. A mało jest rzeczy bardziej hygge niż zapach świeżo zaparzonej kawy i ciepłych, dopiero co upieczonych drożdżówek, prawda? Skandynawowie należą do nacji konsumujących rekordowe ilości kawy i choć tradycyjnie to czarna z filtra, w Kopenhadze nie brakuje specjalistycznych kawiarni, nierzadko połączonych z małymi palarniami. Jedną z najbardziej znanych jest Coffee Collective, miejscowy weteran kawowej rewolucji, niezmiennie trzymający fason, z kilkoma punktami rozsianymi po mieście (moje ulubione to te przy ul. Berdnikov oraz w hali targowej). Napijecie się tu zarówno napojów na bazie espresso, jak i świetnie przyrządzonych kawowych alternatyw na bazie ziaren z własnego wypalania. W poszukiwaniu dobrego flat white, kawy z aeropressu czy V60 warto też zajrzeć do Prolog Coffee w postindustrialnej dzielnicy Meatpacking. Kopenhaga to raj dla tych, którzy wierzą w gluten, chleb na zakwasie i pachnące bułeczki. Właściwie codziennie można tu odwiedzić inną piekarnię. Ja najchętniej wracam do  Juno the Bakery (Århusgade 48), niewielkiej piekarenki odpowiedzialnej za najlepsze kardamonowe drożdżówki w mieście. Niby nic, ot bułeczka, ale chyba przez wkładaną w nią dawkę miłości i masła naprawdę uzależnia.

Śniadanie lepsze niż z Instagrama

Atelier September (Fot. Małgorzata Minta)

Dobra kawa wydaje się być w Kopenhadze prawem człowieka, a na pewno standardowym uzupełnieniem dobrego śniadania.

Jednak chyba najbardziej znanym śniadaniowym miejscem Kopenhagi jest Atelier September. Niegdyś podejmujące gości w sercu miasta, w końcówce 2022 roku przeniosło się na obrzeża, do Hellerup. Warto połączyć wyprawę ze spacerem nad brzegiem morza lub potraktować wizytę jako przystanek w drodze do Louisiany, jednego z najciekawszych muzeów sztuki w Danii. Popisowym porannym daniem są kanapki z żytniego chleba z awokado i posypką ze szczypiorku, które stały się inspiracją dla wielu podobnych lokali w całym świecie. Do tego możecie zamówić jajko, granolę czy grapefruita w stylu Kioto z miętą (lokal działa też po południu, kiedy menu poszerza się o wegetariańskie dania, np. krem z selera z truflami albo sałatkę z arbuza, fety i pietruszkowego oleju). Twórca Atelier September (Gothersgade 30), Frederik Bille Brahe, ma zresztą dar do tworzenia lokali, które kradną serca publiki, bo tak stało się i z drugą restauracją, Apollo Bar (Nyhavn 2). Działająca przy galerii Charlottenburg to idealne miejsce na późne śniadanie lub brunch z bąbelkami. W zimie – w musztardowo-granatowej przestrzeni przywołującej na myśl dizajn włoskich barów z lat 50. (te obite aksamitem stołki przy barze!) – czy w lecie – na zielonym przestronnym patio, które jawi się jak oaza spokoju wobec znajdującego się tuż za murem gwarnego od turystów nabrzeża Nyhavn. Rano warto zamówić granolę z dżemem z cukinii i jogurtem, tosty z ricottą i jagodami albo talerz ostryg. Śniadanie i design często idą w Kopenhadze w parze. Przy każdej wizycie staram się zawsze wpaść o poranku do Apotek 57, śniadaniowni działającej w przestrzeni flagowego butiku Framy. Lokalizacja zobowiązuje, dlatego śniadanie zjemy na firmowej ceramice i przy firmowych meblach. Mój ulubiony zestaw to jednocześnie najbardziej typowe kopenhaskie śniadanie – bułeczka na zakwasie, kilka plasterków dojrzewającego sera i ubite – to już współczesny wynalazek – na puch lekko solone masło. Zawsze wypatruję też nowości w menu, np. wytrawnej polenty z jajkiem i parmezanem, tostów francuskich z kumkwatami czy gofrów w wytrawnej wersji. Przecznicę dalej czeka na nas inny poranny adres – Studio x Kitchen, które jest rozwinięciem sąsiadującego z lokalem multibrandowego butiku z domowym designem. Tutaj warto zamówić folded eggs, lekki omlet z ostrą ndują lub anchois oraz kawałek maślanego ciasta z owocami na deser. A jeśli nagle zatęskni nam się za rodzimymi smakami, choćby bułeczką na zakwasie z gzikiem czy sernikiem, na horyzoncie pojawia się Seks (Krystalgade 6), prowadzony przez polskich restauratorów i podróżników, w którym przeplatają się pamiątki i smaki z najróżniejszych krajów, a z ekspresu sączy się świetna kawa z palarni Prolog.

Gaijin (Fot. Małgorzata Minta)

Smørrebrød i sznaps

Tradycyjny duński lunch to smørrebrød, czyli bogato obłożone kanapki, które spokojnie wystarczą za cały posiłek. I właściwie należałoby uznać, że zjedzenie ich choć raz to punkt obowiązkowy wizyty w Kopenhadze. Polecam Selmę (Rømersgade 20) – niewielki, kolorowy lokal tuż przy hali targowej Torvehallerne. Jeśli chcecie trzymać się ściśle tradycji, posiłek powinniście – zgodnie z lokalną tradycją – zakończyć kieliszeczkiem sznapsa.

Nie tylko gwiazdki

Jak przystało na gastronomiczną mekkę, w Kopenhadze znajdzie się coś na każdy smak – od stylu casual po fine dining. Mimo różnorodności w formie zawsze można liczyć na wysoką jakość. Marzy ci się świetny burger? Zapraszam do Gasoline Grill (Landgreen 10 oraz kilka innych lokalizacji), gdzie używa się wyłącznie ekologicznej wołowiny (a obok niej oczywiście również wersji wege) i gdzie można spotkać największych foodies czy szefów kuchni. Jeśli pizza, to najchętniej w Surt (Bag Elefanterne 2). Nazwa restauracji oznacza „zakwas” i właśnie na jego bazie przygotowuje się ciasto na tutejsze placki. Nasz zestaw niech dopełnią jeszcze taco w Hija de Sanchez, niewielkim lokalu znajdującym się w rejonie Meatpacking. Jego założycielka, Rosío Sánchez, ma w swoim CV pracę w roli szefowej cukierni w legendarnej, oznaczonej trzema gwiazdkami Michelin restauracji Noma, ale kilka lat temu postanowiła zaprezentować mieszkańcom Kopenhagi smaki, na których wyrosła. Z fine dingowej restauracji przeniosła się do niewielkiego kiosku przy halach targowych, a z czasem otworzyła jeszcze drugi punkt na terenie dawnych rzeźni oraz pełnoprawną restaurację – Sanchez (Istedgade 60) z kuchnią meksykańską, ale daleką od stereotypowego wizerunku tego rodzaju lokali. Nie zobaczycie tu pstrokatych wnętrz ani piosenek el mariachi, ale za to odkryjecie nowoczesną kuchnię bazującą na meksykańskiej tradycji. Zamówcie menu degustacyjne, na które składa się kilka dań wybranych przez kuchnię, a do tego jeden z firmowych koktajli – także spośród tych bezalkoholowych, bo są nie mniej ciekawe! Pamiętajcie tylko, by zakończyć posiłek churrosami z lodami z kwaśnej śmietany i skórką pomarańczową.

(Fot. Małgorzata Minta)

Azja w Danii

Ostatni rok to w Kopenhadze rok azjatyckich smaków oraz kilka ciekawych restauracyjnych debiutów, dla których inspiracją były kuchnie różnych krajów dalekiego Wschodu. Odwiedzając Goldfinch (Kongens Nytorv 8) prowadzone przez Willa King Smitha (byłego head chefa trzygwiazdkowej restauracji Geranium), ukryte w jednym z kamienicznych podwórek, przeniesiemy się do Chin za smakiem fantastycznego smażonego bakłażana w umamicznej glazurze, filigranowych pierożków, sezamowych tostów z przegrzebkami czy klusek dan dan z chrupiącą wieprzowiną. Kolacja w Gaijin (Ravnsborg Gade 19) to podróż do Japonii, ale z przymrużeniem oka, bez ortodoksji, ale z personalnym sznytem współtwórcy miejsca i szefa kuchni, Edwarda Lee (który wcześniej, przez kilka lat, piastował stanowisko sous chefa w dwugwiazdkowej restauracji Jordnær). Najlepiej ulokować się tu przy drewnianym barze, by móc podpatrywać szefa kuchni przy pracy, jak układa na ręcznie robionych talerzach porcje sashimi z kałamarnicy dosmaczonej olejem z kwiatów czarnego bzu czy chawanmushi z langustynkami i kawiorem. No i wreszcie Juju (Øster Farimagsgade 8) – codzienne bistro stworzone przez fine dingowego szefa kuchni Kristiana Baumana, z kuchnią koreańską, ale zbudowaną w oparciu o nordyckie ingrediencje. Tutejsza makrela w sosie sezamowym smacznym yuzu oraz pierożki mandu z krewetkami to coś, co mogłabym jeść na lunch co drugi dzień. Wyliczankę niech dopełni nam Jatak. Za projektem, który oznaczono gwiazdką w przewodniku Michelin, stoi adept jednej z najbardziej znanych, choć już zamkniętych restauracji w mieście, Jonathan Tam, który wraz z żoną zdecydował się na otwarcie własnego miejsca z autorskim menu, w którym zgrabnie łączą się ze sobą lokalne składniki i nordyckie podejście z azjatycką estetyką oraz przyprawami.

Apollo Bar (Fot. Małgorzata Minta)

Jedyne w swoim rodzaju

Kto chce przeżyć coś naprawdę niepowtarzalnego, niech uda się do Nomy (Refshalevej 96). Działająca od niemal 20 lat restauracja prowadzona przez Renégo Redzepiego to jedna z najbardziej innowacyjnych i obleganych restauracji. Mimo niemałych kosztów związanych z wybraniem się tutaj na kolację. Noma czterokrotnie triumfowała w prestiżowym rankingu World’s 50 Best Restaurants, a obecnie, dwa lata po wielkiej przeprowadzce, z miejsca trafiła na drugą lokatę oraz zdobyła trzy gwiazdki w przewodniku Michelin. Menu w Nomie zmienia się trzy razy w roku. Zima należy do owoców morza, późna wiosna i lato do warzyw (menu jest wtedy w pełni wegetariańskie), a jesień do dziczyzny i darów lasu. Wszystko to w jasnych wnętrzach wypełnionych duńskim dizajnem, które zdają się płynnie przechodzić w znajdujący się za oknem krajobraz. O rezerwację nie jest łatwo, ale są na nią sposoby: po pierwsze, lepiej starać się o stolik czteroosobowy, bo dwójki są momentalnie rozchwytywane. Druga opcja to wspólny stół, co jednocześnie jest świetną okazją do nawiązania nowych znajomości. Z zupełnie innej bajki jest eksperymentalny Alchemist prowadzony przez szefa kuchni Rasmusa Munka (Refshalevej 173 c). Cała kolacja to raczej spektakl, w czasie którego wędruje się po różnych salach, spotyka aktorów i tancerzy. Zwolennikom bardziej klasycznego fine diningu, łączącego luksusowe składniki ze skandynawską estetyką i swoistą delikatnością, do gustu przypadnie trzygwiazdkowe Geranium (Per Henrik Lings Alle 4). W ubiegłym roku to właśnie Geranium triumfowała w prestiżowym rankingu World’s 50 Best Restaurants, a prowadzi je Rasmus Kofoed, laureat bodaj najbardziej prestiżowego konkursu dla kucharzy – Bocuse d’Or. Restauracja znajduje się w koronie stadionu, a z jej okien rozciąga się widok na całą Kopenhagę.

Smak Skandynawii

Atelier September (Fot. Małgorzata Minta)

Gdybym jednak miała wskazać tę jedną jedyną restaurację, której najlepiej udało się uchwycić smak Skandynawii, od jej ciepłego, euforycznego lata po smaki monochromatycznej, szarpiącej wiatrem zimy, byłoby to Kadeau (Wilder Shade 10B). Oryginalnie restauracja zaczynała na Bornholmie, sielskiej wyspie leżącej gdzieś na Bałtyku między Danią a Polską, ale od kilku lat jej smakami cieszyć można się też bez opuszczania Kopenhagi. Słodkie przegrzebki z Morza Północnego, najlepszy wędzony łosoś bałtycki, dzikie owoce zbierane w bornholmskich zagajnikach, aromatyczne zioła przywołujące na myśl kwitnące łąki i kojące lasy – wszystko podane w nowoczesnej formule.

Kadeau / (Fot. Małgorzata Minta)

Ostatni koktajl i ostatni kęs

Na koniec dnia marzy się tylko o ostatnim koktajlu. Ten najchętniej wypiłabym w Balderdash (Valkendorfsgade 11), najbardziej rozrywkowym koktajlbarze w Kopenhadze. Kompozycje w szklankach dorównują innowacyjnością daniom serwowanym w restauracjach. Jeśli wieczór skończył się wcześniej, zajrzę pewnie do Pompette (Møllegade 3), uroczego winebaru z wyborem naturalnych win (i to w bardzo dobrych cenach!) i drobnych przekąsek. Albo do Ved Stranden, winebaru, który można by pomylić ze sklepem z duńskim designem vintage.

Dom poza domem

To, że Kopenhaga żyje jedzeniem, czuć także w tutejszych hotelach, w których dopełnieniem świetnego designu i miłego pobytu będą również miłe wspomnienia kulinarne. Adresy, pod którym zatrzymam się najchętniej, to Villa Copenhagen (Copenhagen Central Post Building, Tietgensgade 35-39), majestatyczny hotel znajdujący się w dawnym budynku poczty, z podgrzewanym basenem na dachu oraz rzemieślniczą piekarnią na parterze. W samym centrum znajdziemy The Socialist (Bremerholm 6), hotel zaskakujący tajemniczą fasadą, którą odziedziczył po znajdującej się tu kiedyś stacji transformatorowej. Hotel liczy zaledwie 31 pokoi odznaczających się nieco futurystycznym designem. W lobby hotelu znajdziemy równie ciekawy wizualnie bar, nad którym góruje unoszące się w powietrzu stalowe drzewo, a także restaurację Bobo Food Studio. Jej szefowie kuchni hołdują filozofii less waste, ale bez kompromisu dla smaku. Jeśli centralna lokalizacja nie jest naszym priorytetem, zasugerowałabym The Audio (Århusgade 130), które jest popisem działań lokalnych designerów i architektów – tu mieści się restauracja Haidan.

Małgorzata Minta
Proszę czekać..
Zamknij