Znaleziono 0 artykułów
08.09.2018

Monse: Młody człowiek i morze

08.09.2018
(Fot. Getty Images)

O Monse w utworze „Plain Jane” rapuje Nicki Minaj, a do fanek marki zaliczają się najlepiej ubrane kobiety w show biznesie z Blake Lively i Amal Clooney na czele. Obserwatorzy mówią często, że Laura Kim i Fernando Garcia – założyciele Monse i dyrektorzy kreatywni marki Oscar de la Renta – są żywym dowodem na to, że w branży mody nie zawsze chodzi o to, by znaleźć się we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Czasami to upór, konsekwencja i lata ciężkiej pracy są gwarancją sukcesu.

– Czuliśmy potrzebę stworzenia marki, która nie byłaby ekstremalna: ani zbyt kobieca, ani zbyt męska – mówił Fernando Garcia za kulisami debiutanckiego pokazu Monse na sezon wiosna-lato 2016 roku. Punktem wyjścia do stworzenia pierwszej kolekcji marki była wtedy biała koszula – symbol mody ponadczasowej i uniseksowej oraz płaszczyzna do eksperymentowania z formą, detalami i dekonstrukcją. Ta ostatnia to zresztą słowo klucz do zrozumienia wizji duetu i motyw, który pod wieloma różnymi postaciami przewijał się  od tej pory w każdej kolekcji marki.

(Fot. Getty Images)

Kim i Garcia poznali się w 2003 roku w domu mody Oscar de La Renta, do którego trafili od razu po studiach. Garcia jako absolwent architektury zaczynał od stażu, ale w ciągu sześciu lat awansował na stanowisko senior designera. Z kolei Kim pracowała jako szefowa działu projektowego. Decyzja o założeniu marki wymusiła na nich rezygnację z kariery w jednym z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich domów mody. Rozłąka nie trwała jednak długo, a duet powrócił do dobrze znanych pracowni we wrześniu 2016 roku. Tym razem już na stanowisko dyrektorów kreatywnych.

(Fot. Getty Images)

Od tego czasu Kim i Garcia umiejętnie żonglują czasem i pokładami kreatywności, projektując kolekcje ready-to-wear, Pre-Fall i Resort dla obu marek. Wiedząc, że klientka Monse i Oscara De la Renty oczekuje zupełnie czegoś innego, dysponuje innymi funduszami i nierzadko prowadzi inny tryb życia, szyją z myślą o zupełnie innej sylwetce z wykorzystaniem innych krojów, palety kolorystycznej i inaczej bawiąc się proporcją. Nie oznacza to jednak, że do kolekcji De la Renty nie przemycają swoich ulubionych i kojarzonych jednocześnie z autorską marką elementów. W kolekcji na sezon jesień-zima 2018/2019 koszule mają przydługie, odpinane rękawy z ozdobnymi wiązaniami, a cygaretki długie rozcięcia wzdłuż łydki.

(Fot. Getty Images)

Kolekcja Monse na sezon wiosna-lato 2019 roku jest pierwszą, w której projektanci tak dużo miejsca poświęcili modzie męskiej. A może należałoby powiedzieć „modzie dla mężczyzn”, bo jej interpretacja znacznie odbiegała od tej tradycyjnej. Oversize’owe swetry miały z jednej strony surowe rozprucia, a z drugiej biżuteryjne ozdoby z pereł, z kolei powtarzające się na wybiegu połączenie skarpetek z sandałami i krótkie szorty miały stanowić ukłon w stronę bardziej romantycznego oblicza współczesnych facetów. Uniseksowa moda towarzyszyła na wybiegu bardziej przewidywalnym inspiracjom – stylizacjom „na babcię” bazującym przede wszystkim na tweedowych, krótkich żakietach z dużymi, tłoczonymi guzikami i motywom marynarskim, do których nawiązywała zarówno paleta kolorystyczna, jak i desenie. Oczywiście projektanci nie zapomnieli o swojej ulubionej dekonstrukcji. Ta w najnowszej kolekcji objawiła się chociażby na zwiewnych, asymetrycznych sukienkach z opuszczonymi ramionami, tweedowych, nierówno przyciętych spódnicach czy zapinanych ukośnie koszulkach polo.

(Fot. Getty Images)

Obudowanie całej kolekcji wokół jednego, w dodatku tak mało zaskakującego motywu jest zabiegiem dość rzadko spotykanym na współczesnych wybiegach. Stwarza bowiem ryzyko, że kolekcja będzie mało wymiarowa, „płaska” i, co tu dużo mówić, nudna. Od marki, która pokazuje swoje propozycje w tym samym dniu, co chociażby Ralph Lauren i Tory Burch, wymaga się głębszego przekazu.

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij