Znaleziono 0 artykułów
23.09.2021

„Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni

23.09.2021
(Fot. Beata Bieńkowska)

Refleksyjne kino science fiction zrealizowane za mały budżet – taki jest „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” Michała Krzywickiego i Dagmary Brodziak. Premierowo został pokazany na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Dagmara Brodziak i Michał Krzywicki poznali się dziesięć lat temu w Warszawskiej Szkole Filmowej. Studiowali na Wydziale Aktorstwa. – Na początku nawet za sobą nie przepadaliśmy, ale rok później sytuacja zmieniła się całkowicie. Zaczęliśmy spędzać razem mnóstwo czasu. Mieliśmy w sobie podobną naiwność, która ciągnęła nas w życiu do przodu – opowiada Michał. Zostali parą i zaczęli pracować nad wspólnymi projektami. Pierwszy z nich – anglojęzyczny „Diversion End” – premierę miał w 2017 roku. Opowiadał o przyjaźni drobnego złodziejaszka i policjanta, którą to relację na próbę wystawiła kobieta. Bohaterowie, chcąc się pojednać, wyruszali we wspólną podróż.

(Fot. Beata Bieńkowska)

Dagmara Brodziak i Michał Krzywicki na pomysł filmu wpadli w Bangkoku

Już w debiucie pojawiły się tematy i wątki, które najbardziej interesują młodych twórców: konwencja kina drogi, odrealniona rzeczywistość (akcja rozgrywała się w Nowej Warszawie, która nie przypominała współczesnej stolicy Polski), napięcia na linii kobieta – mężczyzna. Brodziak i Krzywicki pełnili na planie różne funkcje. Oboje pisali scenariusz, grali i produkowali, Michał reżyserował, Dagmara zajmowała się nawet promocją. – Ten komiksowy, niepokorny i niestandardowy film, który zdobył nagrody na festiwalach w Londynie, Koszalinie czy Bilbao, stał się zapisem konkretnego czasu. Każda z historii, jakie pokazujemy na ekranie, zawiera mniej lub więcej naszych osobistych przeżyć. „Diversion End” dobrze oddaje miejsce, w którym wtedy byliśmy – przekonuje Michał.

(Fot. Beata Bieńkowska)

Niedługo po premierze para filmowców przeprowadziła się do Bangkoku, gdzie pracowali nad scenariuszem kolejnego filmu. Szukając inspiracji, Dagmara zobaczyła w sieci filmik o 60-letnim daltoniście. Bliscy kupili mu okulary umożliwiające zobaczenie całej palety kolorów po raz pierwszy. Mężczyzna płakał ze szczęścia, ciesząc się czymś tak oczywistym dla większości z nas. – Ten widok poruszył mnie tak głęboko, że zaczęłam rozmyślać o zmysłach i odczuciach, a także o tym, co bierzemy w życiu za pewnik. Co by było, gdyby odebrać nam zmysły? Co by było, gdyby pozbawić nas pamięci – pytałam samą siebie. I rozmyślałam, jakby to było zasmakować po raz pierwszy czekolady, poczuć zapach róży albo dotyk wiatru na twarzy – opowiada Dagmara.

Gdy zaczęli na ten temat rozmawiać z Michałem, dyskusje zataczały coraz szersze kręgi. Odbijało się w tych rozmowach także to, co aktualnie dzieje się za oknem. – Zastanawialiśmy się, jak lubimy kategoryzować ludzi, jak zręcznie władza nami manipuluje, jak łatwo nastawiamy się przeciwko sobie – wylicza Dagmara. Z tych obaw powstał scenariusz do „Dnia, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę”, filmu, który nasycony jest niepokojami, refleksjami i obawami młodych Polaków. 

Michał Krzywicki (Fot. Greta Burzyńska)

Dagmara Brodziak i Michał Krzywicki grają w swoim filmie główne role

W świecie niedalekiej przyszłości zrezygnowano z utrzymywania więzień. Zamiast wsadzać przestępców za kratki, zakłada się im obroże, które wydzielają substancje ogłupiające. Człowiek w obroży nie jest w stanie samodzielnie myśleć. Wykonuje tylko proste polecenia i jest uzależniony od nadzorujących go ludzi – członków rodziny albo pracodawców. 

Film nie zagłębia się w codzienność tego rodzaju więźniów, więc nie dowiadujemy się, co się z nimi dzieje w każdej sytuacji – na przykład gdy kończą zmianę w pracy. Mało też informacji dostajemy na temat tego, co ludzie z obrożami na szyjach są w stanie zakomunikować. Zatem są powody, żeby podawać w wątpliwość logiczność zaprezentowanego świata. Ale od początku widać, że najbardziej liczy się w tym filmie metafora. 

(Fot. Beata Bieńkowska)
(Fot. Beata Bieńkowska)

Bohaterem jest Szymon (Michał Krzywicki), aktywista, który w Sylwestra ma popełnić samobójstwo (co jest legalne w świecie przedstawionym) w geście sprzeciwu wobec nieludzkich jego zdaniem zachowań władzy wobec ludzi, którzy złamali prawo. Na śmierć Szymona czekają miliony Polaków, stał się celebrytą. 

– Szymon niegdyś był naiwny i wierzył, że świat krok po kroku idzie w lepszą stronę. Gdy tylko miał możliwość stanąć w obronie ideałów, robił to, ale angażując się tak mocno, zaniedbywał relacje z rodziną. Gdy go poznajemy, jest wyzuty z jakichkolwiek emocji, zagubiony. Stracił wszystko, co miał, i nic nie robi na nim wrażenia. Samobójstwo jest dla niego jedynym wyjściem z tej sytuacji – opowiada wcielający się w Szymona Michał Krzywicki.

Sytuacja bohatera komplikuje się, kiedy poznaje Blue (gra ją Dagmara Brodziak), której ktoś odpiął obrożę. Chłopak postanawia się nią zaopiekować, ryzykując, że zostanie za to pozbawiony świadomości. Oboje ruszają w podróż przez Polskę. Celem jest Pomorze, skąd chcą się przedostać do Szwecji, gdzie obrożowanie ludzi jest nadal nielegalne. Liczą, że Blue dostanie tam azyl. To Michał kieruje całym przedsięwzięciem. Otumaniona Blue, która nie potrafi mówić ani jeść, musi mu się poddać.

(Fot. Beata Bieńkowska)

Dagmara Brodziak, przygotowując się do roli, ćwiczyła taniec butoh

Bezwolna kobieta na ekranie wygląda jak spełniony sen części polityków, którzy chcieliby widzieć Polki jako oddane, wierne, posłuszne, pozbawione zdolności decydowania o sobie i odwagi protestowania. – Tego typu bohaterka jest fantazją wielu ludzi władzy, ale jak widać w filmie, są strefy człowieczeństwa, których nikt nie może nam odebrać – mówi Brodziak. W roli Blue czułam się bezbronna i piękna jednocześnie. Była to podróż do dzieciństwa, do pełni ufności, pełni odczuwania – dodaje.

Żeby osiągnąć efekt bezwolności, aktorka musiała ograniczyć ekspresję do minimum. Gra właściwie tylko oczami i najdrobniejszymi gestami. Przygotowanie do roli polegało na intensywnych ćwiczeniach – opartych przede wszystkim na medytacji i tańcu butoh. To przygotowanie pozwoliło Dagmarze Brodziak zapanować nad ekspresją. Aktorka zdecydowała się też ogolić głowę na łyso. Mogła zastosować charakteryzację, ale nie chciała tego.

– Gdybym nie zdecydowała się na zgolenie włosów, nie byłabym w stanie wejść w moją postać w głęboki sposób. Zrobiłam to dla historii moim zdaniem ważnej. To była podróż w sam środek poszukiwań mojej kobiecości, poczucia własnej wartości i kompletnego odrzucenia powszechnych standardów piękna, które bardzo głęboko były we mnie zaszczepione. Dzięki mojej transformacji odkryłam, że kobiecość to moc, indywidualizm, siła, odwaga, uśmiech i dobro. Czyli wszystko, tylko nie te włosy, do których tak bardzo tęskniłam – tłumaczy aktorka. 

W czasie podróży bohaterowie poznają świat pozbawiony empatii, wartości, autorytetów. Z bezwolnych więźniów wulgarnie się żartuje („Ja to bym sobie takiego sprawił, żeby go ruchać” – mówi kolega z pracy Szymona), nie wzbudzają współczucia ani uwagi. Ale gdy tylko Szymon zostanie rozpoznany jako internetowy celebryta, natychmiast ktoś prosi go o wspólne zdjęcie.

(Fot. Beata Bieńkowska)

– Fascynuje mnie temat rozpadu autorytetów i zwiększenie szarej strefy pomiędzy dobrem a złem. Gdy ktoś che odebrać nam wartość albo możliwość, jaką uważamy za naturalne prawo, bez trudu znajduje wytłumaczenie i przekonuje do niego dużą część społeczeństwa. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często sami tak postępujemy – zwłaszcza gdy chodzi o kogoś nie z naszej grupy. Jesteśmy w stanie odebrać człowieczeństwo. Nikt nie jest na to odporny – mówi Michał.

– Gubię się w tym wszystkim, kiedy czuję, że wymaga się ode mnie, żebym stanął po konkretnej stronie, jakby były tylko dwie. Chciałem, aby film był między innymi właśnie o tym – dodaje. – Niepokoi mnie, jak łatwo dajemy się nastawić przeciwko sobie nawzajem, myśląc, że jedni są gorsi od drugich. I to, że nasza wolność jest milimetr po milimetrze coraz bardziej zawężana, a my się na to godzimy, przyzwyczajamy się – mówi Dagmara. – Naszym obowiązkiem jako twórców jest poruszanie niepokojących tematów. Sama sobie często przypominam, żeby starać się patrzeć na każdego tak jak Blue. Czyli nie przez pryzmat zagrożenia i strachu, tylko tego, że tak naprawdę każdy z nas po prostu pragnie być akceptowany i kochany, chociaż przez chwilę ważny czy doceniony. 

„Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” pokazuje Warszawę w niedalekiej przyszłości
 

Film poza badaniem relacji międzyludzkich opowiada też o oddziaływaniu natury na człowieka. Blue zachwyca się nią do tego stopnia, że uprowadza nawet z gospodarstwa kurę. Zwierzę towarzyszy bohaterom przez dużą część podróży. Dagmara Brodziak: – Nasza Kurka Blue miała swoje dwie dublerki – Yellow i Red – na wypadek gdyby się zmęczyła pracą na planie. Kurki oraz inne zwierzęta pochodziły z farmy prowadzonej przez Magdę Kadłubowską i jej partnera na obrzeżach Warszawy. Wszystkie ich zwierzęta są aktywnymi gwiazdami filmowymi. Mają tam byka z „Quo vadis” czy kozła z „Zemsty”. Kurki dosłownie zasypiały nam na rękach podczas ujęć na motorze, a w czasie kręcenia scen na plaży chodziły za nami jak pieski i reagowały na kamerę lepiej niż niejeden aktor!

(Fot. Beata Bieńkowska)

I właśnie takie małe rzeczy budują „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę”. Imponuje podejście do projektu jego twórców, którym mały budżet (film powstał w ramach programu operacyjnego „Mikrobudżety”) nie przeszkodził w wiarygodnym pokazaniu niedalekiej przyszłości. – Najważniejsze było dla nas uniknięcie sytuacji, w której byłoby widać, że chcemy osiągnąć coś, na co nas nie stać. Razem z operatorem, scenografką i kostiumografką mieliśmy jedną zasadę: mniej znaczy więcej. Wiedzieliśmy, że wyobraźnia i tak będzie szarżowała, ale skupiliśmy się na dobrym wykorzystaniu tego, czego mieliśmy pod dostatkiem – mówi Michał.

– Zależało nam, żeby stworzyć science fiction w głowach odbiorców, ale też społeczeństwa, które przedstawiamy, a niekoniecznie w scenografii czy futurystycznych drogich efektach. Wręcz przeciwnie – Warszawę i Polskę niedalekiej przyszłości chcieliśmy pokazać w filmowo estetyczny sposób, ale jak najbliżej tego, co znamy dzisiaj – żeby widzowie jak najbardziej mogli utożsamić się z historią, światem i bohaterami. – tłumaczy Dagmara.

I to się rzeczywiście udało. Oglądając „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę”, widz zadaje sobie pytanie nie o to, czy pokazana na ekranie sytuacja mogłaby się kiedykolwiek zdarzyć, tylko kiedy przedstawione w filmie rozwiązania wpadną komuś do głowy. 

„Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” można oglądać na trwającym 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij