Znaleziono 0 artykułów
15.12.2022

Najgorsze filmy 2022 roku

15.12.2022
(Fot. materiały prasowe)

Kosztowne niewypały, porażki z gwiazdorską obsadą i fabularne koszmarki – oto 15 filmów z 2022 roku, o których wolelibyśmy zapomnieć.

„Blondynka”: Traumatyczne doświadczenie

 

Jeśli uznaliście występ Kim Kardashian w sukni Marilyn Monroe na MET gali za świętokradztwo, za żadne skarby nie oglądajcie „Blondynki”. W interpretacji reżysera Andrew Dominika wielowymiarowe życie ikony kina zostało sprowadzone do karnawału przemocy, traum i krzywd, a ona sama – do pozbawionej woli i sprawczości marionetki, która nazywa wszystkich napotkanych mężczyzn „tatusiem”. Udowodniono, że seans filmu może powodować retraumatyzację osób, które doświadczyły przemocy seksualnej. Ten film nie powinien był powstać.

„Głęboka woda”: „Gigli” po raz drugi

 

Ben Affleck i Ana de Armas zaczęli się spotykać podczas zdjęć do „Głębokiej wody”. Rozstali się na chwilę przed premierą filmu. Oglądając go, trudno uwierzyć, że cokolwiek ich kiedyś łączyło. Między bohaterami nie ma za grosz chemii, więc fabuła wydaje się zupełnie nieprawdopodobna. Nic dziwnego, że erotyczny thriller porównywano do innej filmowej porażki w dorobku aktora, czyli komedii „Gigli”, w której wystąpił u boku ówczesnej dziewczyny (a dziś żony) Jennifer Lopez.

„Gray Man”: Kosztowna porażka

 

To miała być netfliksowa odpowiedź na sagę o Jamesie Bondzie. Stąd rekordowy budżet, gwiazdorska obsada i szeroko zakrojona kampania reklamowa. To nie wystarczyło, by przekonać widzów do filmu akcji z papierowymi bohaterami pozbawionymi emocjonalnej głębi. „Gray Man” przegrał wyścig z kameralnym melodramatem „Purpurowe serca”, który wydawał się lepiej wpisywać w nasze nastroje.

„Morbius”: Strata czasu

 

Zaraz po premierze „Morbius” stał się memem. I to chyba jedyny sukces produkcji z Jaredem Leto w tytułowej roli. Historia chorującego na rzadką chorobę krwi naukowca, który postanawia uleczyć się… wampiryzmem, nie ma żadnego sensu, efekty specjalne wyglądają na pożyczone z kina lat 2000., a obsada nadrabia te braki przerysowaną grą aktorską.

„Perswazje”: Wszystko nie tak

 

Najnowsza adaptacja bestsellerowej powieści Jane Austen wydawała się skazana na sukces. Zdaniem widzów netfliksowe „Perswazje” za bardzo odbiegają od oryginału. Nie spodobał się współczesny humor, próby przełamania czwartej ściany i nieudane ingerencje w fabułę. Nie pomogły nawet kostiumy Marianne Agertoft. Krytycy pozostali nieugięci.

„Bańka”: Niesmaczny żart

 

Być może w 2020 roku, gdy uczyliśmy się życia w pandemii, „Bańka” byłaby zabawną grą z naszą nową codziennością. Film jednak trafił na Netfliksa dopiero dwa lata później, gdy ostatnie, co chcieliśmy robić, to przeżyć lockdownowe doświadczenia raz jeszcze, tym razem na ekranie. Produkcja nie tylko nie śmieszy, ale wydaje się nie na miejscu w świecie, który stracił miliony istnień w walce z wirusem.

„355”: Kopiuj, wklej

 

Chastain, Cruz, Nyong’o, Kruger, Fan – gdy ujawniono obsadę „355”, film natychmiast znalazł się na listach jednych z najbardziej wyczekiwanych produkcji roku. Zderzenie oczekiwań z rzeczywistością było bolesne. „355” to produkcja o niczym, suma klisz z filmów akcji klasy B, którą wyróżnia jedynie fakt, że do walki ze złymi stają agentki. Co nie znaczy, że nie potrzebujemy więcej takich filmów. Następnym razem poprosimy jednak bohaterki z krwi i kości.

„Pinokio”: Bez grama magii

 

Disney zawzięcie tworzy remake’i kultowych kreskówek. Tym razem wybór padł na „Pinokia”. Nie po raz pierwszy (patrz: „Cruella” czy „Dumbo”) wyszła z tego pozbawiona dawnej magii historia, na dodatek z niepokojącym Tomem Hanksem w fat suit w roli głównej. Jeśli macie sentyment do kreskówki z lat 40., odpuście sobie ten seans, a w zamian obejrzyjcie animację Guillermo del Toro, która właśnie trafiła na Netfliksa.

„Moonfall”: Powrót na ziemię

 

Miała być produkcja nie z tej ziemi, wyszło kino science fiction klasy C. Po takich produkcjach jak „Diuna” czy „Prey” poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, a „Moonfall” zwyczajnie nie sprostało oczekiwaniom. Nawet aktorskie wysiłki nie mogły odwrócić uwagi od kiczowatej historii, przywodzącej na myśl mieszankę „Armagedonu”, „Pojutrza” i „2012”, filmów, które same w sobie nie należą do klasyki kina.

„Amsterdam”: Co poszło nie tak?

 

Połączenie reżysera „Poradnika pozytywnego myślenia” i „American Hustle” z gwiazdorskim trio – Margot Robbie, Christiana Bale’a i Johna Davida Washingtona – wydawało się przepisem na kasowy sukces. Tymczasem w ciągu dwóch miesięcy od premiery film nie zdołał zarobić nawet połowy swojego budżetu. Co poszło nie tak? Fabuła wydaje się przemyślana, aktorzy grają swoje role, a to wszystko w estetycznej oprawie lat 30. XX wieku. A jednak już po kwadransie zaczynamy zerkać na zegarek.

„W królewskim stylu”: Telenowela

 

Właścicielka nowojorskiego salonu fryzjerskiego Isabella zostaje poproszona o stworzenie ślubnej fryzury przyszłej żony księcia Thomasa z Lavanii. Jak przystało na współczesną bajkę, przystojny arystokrata zakochuje się w rezolutnej bohaterce bez pamięci. Z wzajemnością. Fabuła „W królewskim stylu” to materiał na klasyczną telenowelę. Nic was tu nie zaskoczy.

„Podpalaczka”: Zmęczenie formułą

 

Stephen King przez lata cieszył się mianem jednego z najlepszych amerykańskich pisarzy. Nowe pokolenie czytelników podchodzi jednak do jego twórczości z większą rezerwą. Podobnie jak do kolejnych adaptacji jego powieści. Najnowsza, „Podpalaczka”, to dowód na to, że formuła obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami dzieci ściganymi przez „tych złych” ostatecznie się wyczerpała. Bohaterowie nie budzą w nas żadnych emocji, więc jest nam zupełnie obojętne, co ich spotka. Nikomu tu nie kibicujemy. Wisienką na torcie jest straszny występ Zaca Efrona, którego wolimy pamiętać jako Troya Boltona z „High School Musical”.

„Bilet do raju”: Zagrajmy to jeszcze raz

 

Uprzedzając oburzone reakcje: nie, „Bilet do raju” nie jest tak zły jak wiele wymienionych wyżej filmów. Co nie znaczy, że jest dobry. Komedia romantyczna z Julią Roberts i Georgem Clooneyem w rolach głównych to materiał na seans w gronie rodziny czy tło dla domowych obowiązków. Aktorski duet niezmiennie czaruje, ale film do znudzenia przypomina wielu swoich poprzedników. „Bilet do raju” można, ale nie trzeba zobaczyć.

„Czas dla siebie”: Cringe

 

Dwóch problematycznych aktorów w komedii o dwóch mężczyznach, którzy muszą odpocząć od obowiązków, przy okazji przerzucając się żartami, które nikogo już nie śmieszą – tak pokrótce można opisać „Czas dla siebie”. I trudno dodać coś więcej ponad to, że przed filmem powinno pojawić się ostrzeżenie: „Uwaga, cringe. Oglądasz na własną odpowiedzialność”.

„Miłego żalu”: Zero na dziesięć

 

Moja próba opisania debiutanckiego filmu muzyka Machinę Gun Kelly’ego spełzła na niczym, więc pozwolę sobie przywołać tylko dwa fakty, które przekonają, że „Miłego żalu” to prawdopodobnie najgorszy film 2022 roku. Fakt numer 1: oceniono go na 0/10. Fakt numer 2: „Miłego żalu” porównuje się do innego filmu, o którym wciąż staramy się zapomnieć – „Movie 43”. Po prostu udajmy, że to się nigdy nie wydarzyło.

Gratulacje, dobrnęliście do końca. Na pocieszenie naszą listę najlepszych produkcji mijającego roku znajdziecie pod linkiem.

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij