Znaleziono 0 artykułów
18.04.2020

Naprawdę samotna kwarantanna

18.04.2020
(Fot. Getty Images)

Jedni z zazdrością przeglądają zdjęcia znajomych par, inni cieszą się, że odzyskali relację z rodzeństwem i rodzicami, jeszcze inni umawiają się na randki „po”. Wielu wyobraża sobie, że czas w zawieszeniu byłby łatwiejszy, gdyby u boku był ktoś bliski sercu. – Nie wiem, czy bycie niezależną jest dziś najważniejsze – mówi jedna z naszych bohaterek. Sprawdzamy, jak kwarantannę spędzają single i singielki.

Aż 7,5 mln Polaków i Polek to single. Jedni z wyboru, drudzy nie. W czasach starej normalności randkowali albo odpoczywali po męczącym związku. Szukali miłości na całe życie albo zadowalali się niezobowiązującymi romansami. Inni łączyli te strategie. Dzisiaj sporo mówi się o związkach, które w czasach pandemii na nowo się odkrywają lub wręcz przeciwnie: strasznie się kłócą. My sprawdzamy, jak radzą sobie żyjący w pojedynkę. 

(Fot. Getty Images)

Miłka: Niezależność już nie jest najważniejsza 

Miłka czytała ostatnio wywiad, w którym psycholożki mówiły, że być może po tym wszystkim ludzie nie będą chętnie nawiązywali nowych znajomości czy romansów. Będziemy unikać bliskości. Ona bardzo się tego boi. – Jestem zestresowana przyszłością. Tym, jak bardzo zmieni się świat po epidemii, co stanie się z rynkiem pracy czy gospodarką, ale też jak będą wyglądały relacje. Nawyki, które obecnie wypracujemy, nie znikną z dnia na dzień. Chyba będziemy ostrożniejsi.

Miłka, socjolożka, prowadząca na co dzień badania marketingowe, jest na kwarantannie od połowy marca. W tym samym czasie wyprowadzała się od rodziców. Przyspieszyła decyzję, bo bała się, że rząd zakaże przemieszczania się. – Zamieszkałam w kawalerce, ale w ogóle się z tego nie cieszę, bo siedzę sama w czterech ścianach. Mimo że dbam o swój komfort psychiczny i wychodzę pracować do domu rodzinnego – mówi. 

W normalnych czasach Miłka dobrze się czuła, będąc niezależną singielką. – Ale w nienormalnych związek ułatwia codzienność. Nie wiem, czy bycie niezależną jest z dzisiejszego punktu widzenia czymś najważniejszym. Chyba wolałabym ustalać szczegóły dnia z kimś bliskim. 
Z lekką zazdrością obserwuje w mediach społecznościowych znajomych, którzy jeszcze nie mają dzieci, więc spędzają całe dnie razem, grają w scrabble, układają puzzle, oglądają seriale. – Mam tendencję do narzekania i pesymizmu, więc chciałabym ponarzekać na świat z kimś w jednym łóżku, a nie z koleżankami na Messengerze – mówi.

Alex: Plany spełzły na niczym 

Alex przyznaje, że brakuje mu oparcia i podnoszenia na duchu w trudnych chwilach. – Oczywiście są przyjaciele i rodzina, ale każdy wie, że te relacje nie są wymienne, chyba że u Edypa – śmieje się. Czasami ten brak jest bardziej odczuwalny, czasami mniej. – Wiele osób twierdzi, że warto być razem, gdy jest źle, tak jak w czasie tej izolacji, ale zapominają, że i piękne chwile nie są aż tak wspaniałe, gdy nie masz się z kim nimi podzielić. Coś o tym wiem. 

Ostatnie pół roku spędził w Azji. Odwiedził Sri Lankę, Malezję, Indonezję, Tajlandię, Laos i Wietnam. Podróżował najpierw z przyjacielem, a potem samotnie. – W momencie, w którym zostałem sam, otworzyłem się na przypadkowe znajomości. Poznałem wielu ciekawych ludzi z różnych zakątków świata. Czasami spędzałem z nimi jeden dzień, czasami przez pewien czas razem podróżowaliśmy – opowiada. 
25 marca wylądował na przymusowej kwarantannie. Miał wrócić miesiąc później, ale odwołano wszystkie loty. Pierwsze dwa tygodnie spędził u siostry. Tam codziennie kontrolowała go policja. Teraz jest u rodziców na wsi pod Głogowem na Dolnym Śląsku. – Wyjechałem, żeby skończyć pewien etap w życiu. Teraz miałem zacząć nowy. Sytuacja uległa zawieszeniu – mówi Alex. 

Skończył w zeszłym roku prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Po wycieczce miał wrócić do gry w koszykówkę, zrobić prawo jazdy na motocykl i zacząć przygotowania na egzamin na studia doktoranckie.
– To ostatnie na pewno się uda, trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do nauki niż przymusowe zamknięcie w domu – mówi. 
Nie nadrobi jednak zaległości towarzyskich. Nie spotka się z przyjaciółmi i rodziną. – Wszystkie plany, które kiedyś sobie ułożyłem, spełzły na niczym. Przeleciałem pół świata, żeby wrócić do bliskich, a z większością i tak mogę rozmawiać tylko przez internet – opowiada chłopak. 

U siostry pomagał jej dzieciom w lekcjach. W domu dni mu się zlewają, nie potrafi rozróżnić jednego od drugiego. – Przez stan zawieszenia i przez warunki, które utrudniają podejmowanie jakichkolwiek decyzji, nie do końca wiem, do czego się zabrać. Robię to co inni. Czytam książki, oglądam seriale, trenuję, coś tam grzebię na ogródku – mówi Alex i przyznaje, że znajduje się w uprzywilejowanej sytuacji. Nie wszyscy przecież mogą sobie pozwolić na luksus izolacji. 

(Fot. Getty Images)

Anna: Już umawiam się na randki „po” 

– Przed pandemią niezobowiązująco spotykałam się z różnymi gośćmi z Tindera. A teraz dalej korzystam, ale żartuję, że robię po prostu zapasy na czasy „po” – mówi Anna, 28-latka z Warszawy. Są tacy, którzy chcą spotykać się w domu, bo „przecież w knajpach nie można”. Inni mają w opisie, że są zdrowi, więc mogą się spotykać. Nie wiadomo, skąd to wiedzą. Tacy nie mają u Anny szans. – Pandemia działa jak papierek lakmusowy. Jak widzę, że ktoś zupełnie nie traktuje tego poważnie, to znaczy, że ma gdzieś ogólne dobro społeczeństwa, słabo u niego z empatią i myśleniem o potrzebach osób bardziej narażonych.

Zyskują ci, którzy zaznaczają, że póki co wchodzi w grę jedynie rozmowa. Poza tym Tinder wprowadził darmową opcję „paszport”, więc można zmienić lokalizację i sprawdzić, czy w innych miejscach na świecie są poważni ludzie. Anna wybrała Berlin, bo i tak chciała tam pojechać. – No i poznałam już osobę, z którą prawdopodobnie będę zwiedzać berlińskie kluby dla dorosłych – opowiada. 

Czy doskwiera jej samotność? – Jak siedziałam sama, to rzucało się na głowę. Teraz mieszkam ze znajomymi, więc nawet jak muszę się zamknąć w pokoju i popracować, to wiem, że ktoś jest w tle – mówi. 

Ma zapełniony czas. Pracuje zdalnie, studiuje online, czyta nieco więcej książek, gotuje. Podoba się jej, że epidemia zmusiła ludzi do wzajemnej troski. – Ludzie robiący innym zakupy przywracają nadzieję. Tak samo jak sąsiedzi dzwoniący do innych sąsiadów, czy im czegoś potrzeba, czy koordynacja w dowożeniu obiadów do szpitali. Koleżanka martwiła się, czy lekarze mają papierosy, bo palący w takich warunkach mają piekło – mówi Anna. 

Czy wie, dokąd pójdzie na pierwszą randkę po pandemii? – Nie wyobrażam sobie, jakie będzie życie po pandemii, bo nie wiem nawet, kiedy nastąpi. Poza tym zwykle umawiam się dość spontanicznie, z dnia na dzień. Przyznaje, że teraz najbardziej tęskni za przyjaciółmi. – I jeszcze za pedicurzystką, fizjoterapeutą i dziewczyną, która ogarnia mi brwi – śmieje się. – No i swobodnym wychodzeniem z domu. 

Dawid: Przed epidemią rozstaliśmy się 

– Nasz związek od dwóch miesięcy był w zawieszeniu, więc zerwaliśmy ze sobą – opowiada Dawid, 25-latek z Warszawy. Poczuł ulgę, wyjechał na krótko za granicę, ale gdy wrócił do kraju, w którym ogłoszono pandemię, spanikował. – Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Zostałem całkowicie sam. 

Najgorszy był początek. Dawid próbował dostosować się do nowej rzeczywistości, a każdy krok musiał być kilkanaście razy przemyślany. – Z kimś u boku mógłbym łatwiej podjąć decyzję, poczuć się bezpiecznie – przypuszcza. Według niego bycie singlem w czasie epidemii jest koszmarem. Zwłaszcza kiedy jest się ekstrawertykiem, przyzwyczajonym do spędzania czasu na mieście z przyjaciółmi czy ludźmi poznanymi na Tinderze. 
To wszystko zniknęło, a w zamian pojawiają się coraz to nowe zakazy. 

Dawid wyznaje, że chciałby się do kogoś przytulić i zapomnieć o świecie. – Nie ma też mowy o seksie z nieznajomym, bo przecież może być zarażony – mówi. Od ogłoszenia pandemii minął miesiąc, rozterki i problemy Dawida się nie zmieniły. Pewnie gdyby wiedział, że tydzień po rozstaniu stanie się to, co się stało, zawalczyłby o związek. – Łatwiej jest przetrwać ten trudny czas, wiedząc, że ktoś jest i chce cię wysłuchać i wesprzeć.

Wojtek: Doceniłem rodzinę

20-letni Wojtek nie był nigdy w długim związku, więc nie wie, czy traci coś niezwykłego. 

Na co dzień studiuje zarządzanie w Toruniu, prowadzi portal sportowy, trenuje tenis stołowy. Teraz wrócił do rodzinnej Ornety. Najbardziej brakuje mu treningów. – Ale też spotkań z innymi zawodnikami i regularności, które wyznaczał sport. Ostatni trening miałem 10 marca – mówi. Zrobiłby wszystko, żeby zagrać. Albo chociaż pójść na basen. 

W czasach epidemii opiekuje się trzema młodszymi siostrami, pomaga im w e-lekcjach. Wychodzi z psem na spacery, ćwiczy na drążku w garażu, pisze artykuły. – Pandemia otworzyła mnie na rodzinę. Wcześniej nie zajmowałem się siostrami – przyznaje Wojtek. Kiedy przyjeżdżał do domu, to raczej na chwilę, w przerwach w nauce. A teraz musiał się przyzwyczaić do domowego życia: hałasu, rodzinnych zwyczajów i obowiązków. Nie czuje się ani trochę samotny. 

 
Arkadiusz Gruszczyński
Proszę czekać..
Zamknij