Znaleziono 0 artykułów
25.09.2020

Nie każdego da się kupić

25.09.2020
Ronan Farrow, „Złap i ukręć łeb” (Fot. Materiały prasowe)

Miał przeciw sobie prawniczą machinę, zakłamanych menedżerów mediów, prywatną izraelską agencję wywiadowczą.  Wszystko to zmobilizowano, by nikt nie zaszkodził Harveyowi Weinsteinowi. Jednak Ronan Farrow zrobił to – napisał reportaż, który był jednym z elementów niezbędnych do skazania Weinsteina na 23 lata więzienia. W książce „Złap i ukręć łeb” odtwarza przebieg własnego dziennikarskiego dochodzenia. To rzecz o uporze i odwadze. 

Wszystko odbywało się wedle jednego, do czasu sprawdzonego schematu. Półbóg Hollywood i bywalec najważniejszych salonów całego świata, Harvey Weinstein, miał palącą, niecierpiącą zwłoki sprawę, często wieczorem lub u progu nocy, więc proponował spotkanie w hotelowym barze lub lobby. Później okazywało się, iż spotkanie odbędzie się w jego apartamencie, ale nie ma strachu, gdyż Weinstein w apartamencie nie był sam; ofiarę prowadził na pokoje jego współpracownik lub współpracownica. Tyle że doprowadzacz po chwili wychodził, Harvey znikał w łazience, skąd słychać było plusk prysznica, a potem wychodził w szlafroku i, skarżąc się na ból pleców, żądał masażu. Albo i nie; szlafrok i masaż zależały od jego nastroju.

Co działo się potem, opisuje Ronan Farrow, amerykański dziennikarz pracujący dla telewizji NBC i „New Yorkera”. Nie unika słów „molestowanie”, „gwałt”, „wymuszony seks oralny”, ale oszczędza drastycznych detali – nie byłyby odkrywcze, gdyż o Weinsteinie, seksualnym drapieżniku i znanym producencie filmowym (m.in. „Zakochany Szekspir”, „Gangi Nowego Jorku”, trylogia „Władca Pierścieni”) świat usłyszał już wszystko, łącznie z zasądzoną mu wysokością wyroku. Farrow odtwarza przebieg własnego dziennikarskiego dochodzenia – jego reportaż był jednym z elementów niezbędnych do skazania Weinsteina na 23 lata więzienia – ale przede wszystkim daje odpowiedź na kluczowe pytanie: skoro niemal wszyscy wiedzieli o notorycznym obrzydliwym zachowaniu producenta wobec młodych kobiet, dlaczego Weinsteinowi uchodziło to na sucho.

Ronan Farrow (Fot. Brigitte Lacombe)

Czuł się bezkarny, bo znał wszystkich, kogo trzeba i jego znali wszyscy. Od Billa i Hillary Clintonów (Harvey był w jej komitecie podczas kampanii prezydenckiej) przez najwybitniejszych prawników, szefów największych sieci telewizyjnych po miliarderów, wpływowych bonwiwantów, ludzi znanych z tego, że są znani, o świecie filmu nie mówiąc. Angażował się w stosowne kampanie, akurat modne w Hollywood. Poglądy polityczne sytuował z amerykańskiej lewej strony, co podobało się liberalnej Kalifornii i Nowemu Jorkowi. Gdy Meryl Streep dowiedziała się o śledztwie Farrowa, orzekła, że zarzuty wobec Weinsteina są nieprawdopodobne, bo z zasady, przynajmniej na forum publicznym, postępuje słusznie. Ronan zachwiał się na pół sekundy, bo przecież powiedziała to sama Streep.

No i Harvey miał dość kasy, niekoniecznie zdobytej czystymi rękoma, by ofiarom zatykać usta ugodami na setki tysięcy dolarów. Przy milionowej wysokości własnego majątku ryzykował niewiele; odszkodowania żądała jedna dziewczyna na kilka, kilkanaście, a może kilkadziesiąt – ta, która postawiła na waleczność. Za kasę miała milczeć. Ale były też tuziny kobiet, które nie prosiły o rekompensatę, nie chciały nic od Weinsteina, nie były gotowe zeznawać, bo umiał połamać każdą karierę. Nawet Miry Sorvino, której odpuścił troszeczkę (choć po konflikcie z Weinsteinem kariera Sorvino spektakularnie zdechła), gdyż jej chłopakiem był wówczas Quentin Tarantino, filmowy idol Harveya. Zresztą – Tarantino wiedział, co się święci, i nie powiedział ani słowa. Nie tylko on. Gorzko potem przepraszał.

Wszyscy wiedzieli, że Harvey to brutalny buc, nie tylko wobec kobiet. Miewał humory, bez powodu wybuchał gniewem, gnoił współpracowników, bluzgał im. Co z tego, skoro ocierał się o geniusz. Ludzie bali się go, gdyż ma pokaźny wzrost, waży swoje (wobec kobiet używał siły fizycznej) i nie ustępował, nawet jeśli miałby posunąć się do łajdactwa. Gdy reportaż w „New Yorkerze” był bliski finału, zaprzągł do sprawy Woody’ego Allena; ten sam miał za uszami udowodnione molestowanie córki Dylan. Po co był mu potrzebny Allen? Proste – Ronan Farrow jest synem jego i Mii Farrow, a w sprawie o molestowanie wsparł siostrę. Czyli zachodził tu ewidentny – zdaniem Weinsteina i jego prawników – konflikt interesów, po prostu Ronan mścił się za rodzinne historie. Zaś Woody, co wcale w tej historii nie jest dziwne, zgodził się z Harveyem, jak wiele innych prominentnych postaci show-biznesu, wliczając szefów Farrowa, nagle przekonanych, że trzeba co najmniej zamknąć twarz lub stanąć po stronie oprawcy, a podwładnego zniszczyć.

„Złap i ukręć łeb” Ronana Farrowa to książka warta, żeby poświęcić jej kilka popołudni. Jest zapisem uporu autora, niby człowieka z grupy uprzywilejowanych i z towarzystwa, lecz wcale nie nietykalnego, który wykłada wszystkie atuty na publiczną scenę. Boi się, lecz przełamuje strach, bo zależy mu na sprawiedliwości i prawdzie. Ma przeciw sobie prawniczą machinę i kolegów z palestry, którzy koniec końców muszą poinformować „jesteśmy ludźmi Weinsteina”. Ma fałszywych sojuszników – zakłamanych menedżerów mediów, w tym tych, którzy przysięgali, że opowiedzenie afery Weinsteina to będzie hit nad hity. Prywatną izraelską agencję wywiadowczą siedzącą mu na plecach, monitorującą każdy jego krok, zatrudnionych przez nią prowokatorów współpracujących jako dziennikarze z najpoważniejszymi gazetami świata. Wszystko to zmobilizowano, by Harveyowi Weinsteinowi nikt, nigdy i pod żadnym pozorem nie dobrał się do tyłka. I żeby każdy – Ronan także – skręcił na jego sprawie kark.

Tymczasem to Weinstein siedzi. Bywają też historie pokrzepiające.

 

* Ronan Farrow, „Złap i ukręć łeb”, tłumaczenie Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak, wydawnictwo Czarne

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij