Znaleziono 0 artykułów
17.01.2023

Niebieski: kolor mumii, królów i rebelii

17.01.2023
(Fot. Getty Images)

Przez wieki niezwykle drogi i prestiżowy, dziś powszechny, tani, ale wciąż niebezpieczny – kolor niebieski! Aleksandra Jatczak-Repeć przygląda się historii niebiańskiego błękitu i cenniejszej od złota ultramaryny.

Niebieski, budzący niezwykłe emocje kolor, w języku polskim ewidentnie nawiązuje do nieba, które ma bogatą symbolikę właściwie w każdej kulturze. Jest bezkresne, odświeżające, często staje się siedzibą sił wyższych, co wpisuje je w perspektywę eschatologiczną, ale też łączy z pojęciami nadziei i spokoju. Z drugiej strony, niebieski jest świetnym tłem, dopełnieniem, wypełnieniem – dzięki swoistej neutralności i niewybijaniu się na plan pierwszy. Przez lata był bardzo drogi, w XX wieku stał się wszechobecny. Według badania Michela Pastoureau jest w skali makro pierwszym, który większość z nas uznaje za najulubieńszy.

(Fot. Getty Images)

Boski niebieski

Najwcześniejsze znane barwniki błękitne wytwarzano z roślin – urzetu w Europie oraz indygo (Indigofera tinctoria) w Azji i Afryce. Uzyskiwano go też z dość drogich minerałów, takich jak lapis lazuli, kobalt i azuryt. Lapis lazuli, kamień półszlachetny, wydobywano na terenach dzisiejszego Afganistanu i eksportowano praktycznie do wszystkich części starożytnego świata, gdzie tworzono z niego cenne ozdoby fajansowe, biżuterię i naczynia. Import do Egiptu był bardzo drogi, co nie znaczy, że Egipcjanie nie wydawali niebotycznych sum na ten kamień. Ale jako wprawni mistrzowie pozyskiwania różnych kolorów zaczęli wytwarzać własny pigment zwany błękitem egipskim (miks zmielonej krzemionki, wapna, miedzi i alkaliów podgrzanych do wysokiej temperatury 800 lub 900 st. C). Tak uzyskali prawdopodobnie pierwszy syntetyczny pigment. Używali go do malowania drewna, papirusów czy też do barwienia glazury, z której wytwarzano fajansowe koraliki, inkrustacje lub naczynia. Kolor ten przydawał się mocno w posągach i malarstwie nagrobnym z uwagi na symbolikę – wierzono, że chroni przed złem w życiu pozagrobowym, łączy się z żywotnością, odrodzeniem, tym, co dziś nazwalibyśmy nadzieją. Zapewne dlatego był używany do barwienia materiału, w który owinięte były mumie. Naturalnie też już w starożytnym Egipcie kojarzył się z niebem i boskością. Egipski bóg Amun mógł sprawić, że jego skóra stanie się niebieska, aby móc latać po niebie w niewidzialny sposób. Grecy importowali egipski błękit, podobnie jak Rzymianie, którzy korzystali także z indygo. Choć tu niebieski miał szersze znaczenie – był też uważany za kolor żałoby i barbarzyńców. Jakkolwiek – występował dość powszechnie w tej kulturze. Ściany rzymskich willi w Pompejach miały freski przedstawiające olśniewająco błękitne niebo, niebieskie pigmenty znaleziono w licznych sklepach farbiarzy, a w samym języku notowano kilkanaście określeń na kolor niebieski.

(Fot. Getty Images)

W sztuce bizantyjskiej dochodzi do bardzo oczywistego dla nas rozwiązania – stosowania tego koloru na tło reprezentujące niebo w mozaikach, które zdobiły tamtejsze kościoły. Stąd Maria często ma niebiański (niebieski) płaszcz na sobie. W świecie islamskim z kolei niebieski miał drugorzędne znaczenie, bo ważniejszy był zielony (vide: tekst o zielonym), uważany za ulubiony kolor proroka Mahometa. W pewnych okresach niebieski był dla nich kolorem obcych innowierców – noszonym przez chrześcijan i żydów jako odróżniający od muzułmanów ubranych w biel i zieleń. Mimo to ciemnoniebieskie i turkusowe płytki dekoracyjne były szeroko stosowane do zdobienia fasad oraz wnętrz meczetów i pałaców od Hiszpanii po Azję Środkową.

Mozaika z Muzeum Bizantyjskiego w Atenach (Fot. Getty Images)

We wczesnym średniowieczu kolor ten nie miał właściwie powszechnego zastosowania (poza ubiorem biedaków zabarwionym kiepskiej jakości urzetem). Do czasu. Kiedy w XII wieku opat Suger przebudował bazylikę Saint-Denis, wzbogacając ją przede wszystkim o witraże barwione kobaltem, sytuacja diametralnie się zmieniła. W połączeniu ze światłem z czerwonego szkła witraże napełniły kościół niebieskawo-fioletowym światłem na tyle spektakularnie, że kościół stał się cudem chrześcijańskiego świata, a kolor stał się znany jako bleu de Saint-Denis. Innym powodem wzrostu prestiżu koloru niebieskiego w XII wieku był kult Matki Boskiej i zmiana kolorów zdobiących jej ubiór i, tym samym, symboliki niebieskiego. Dlatego kolor zyskał konotacje ze świętością, pokorą i cnotą. W XII wieku Kościół rzymskokatolicki nakazał malarzom we Włoszech malować Dziewicę Maryję nowym pigmentem, droższym nawet niż złoto – ultramaryną. Była robiona z lapis lazuli pochodzącego z kopalni Badakszan w górach Afganistanu. Miał ją odwiedzić w XIII wieku sam Marco Polo i zachwycić się najpiękniejszym niebieskim świata. Ultramaryna w długim i trudnym procesie stawała się kolorem czystym i trwałym, dającym niezwykle głęboki błękit. Z uwagi na cenę zaraz po Marii i aniołach zaczął nosić go…. Ludwik IX, znany jako Saint Louis. Był prawdopodobnie pierwszym królem, który regularnie ubierał się na niebiesko. Na naśladowców nie trzeba było długo czekać. W ślad za nim poszło otoczenie – potężni i bogaci, ale też ludzie z określoną pozycją, godnością, darzeni zaufaniem. Nawet mitycznego króla Artura zaczęto przedstawiać w niebieskich ubraniach, a herb królów Francji stał się błękitną lub jasnoniebieską tarczą posypaną złotymi liliami. 

(Fot. Getty Images)

Towarzystwo ultramaryny

Oprócz ultramaryny w średniowieczu, a później w renesansie, szeroko stosowano kilka innych błękitów. Azuryt (występujący nawet w Polsce), forma węglanu miedzi, był często używany jako substytut. Wydobywano go we Francji, na Węgrzech, w Hiszpanii i Niemczech, uzyskując bladoniebieski kolor z nutą zieleni, który idealnie nadawał się do malowania nieba – efekt ten był szczególnie lubiany przez Albrechta Dürera. Innym rozwiązaniem był tournesol lub folium z rośliny chrozophora tinctoria, który rósł na południu Francji. Dawał przezroczysty niebieski ceniony w rękopisach. Powszechna była też smalta – krzemian kobaltowo-potasowy, dający ciemnofioletowy błękit podobny do ultramaryny. Używano jej we freskach i w obrazach olejnych, gdzie jednak traciła swoisty blask. Szczególnie popularna będzie w XVII wieku, kiedy trudno będzie zdobyć ultramarynę.

Obraz Albrechta Dürera (Fot. Getty Images)

W renesansie niebieski musiał harmonizować, zwłaszcza z czerwienią. Rozjaśniając błękit ołowianą białą farbą oraz dodając cienie i rozświetlenia, jak mistrz tej techniki – Rafael, malarze równoważyli teraz te dwa ważne kolory, by żaden nie dominował na obrazie. Ultramaryna była wciąż najbardziej prestiżowym pigmentem, dalej droższym niż złoto. Dochodziło tu nieraz do oszustw na linii klient – artysta, ale zastępcze azuryty czy indygo dość szybko ciemniały lub zmieniały odcień, degradując się do czerni i zieleni. Pojawiły się też nowe rozwiązania w związku z wprowadzeniem malarstwa olejnego, bo choćby pigment ultramarynowy był w nim znacznie ciemniejszy niż w malarstwie temperowym. Stąd mistrzowie malarstwa eksperymentowali teraz na potęgę. Tycjan stworzył swoje bogate błękity, używając wielu cienkich warstw farby o różnych odcieniach błękitu i fioletu, które przepuszczały światło, co tworzyło złożony i świetlisty kolor. Używał również warstw drobno lub grubo zmielonej ultramaryny. 

Rewolucja indygo

Gdy pod koniec XV wieku Vasco da Gama otworzył szlak handlowy, aby importować indygo z Indii do Europy, miała miejsce wielka niebieska rewolucja. Do tej pory Europejczycy barwili tkaniny zwłaszcza urzetem (słynęła z tego m.in. Tuluza). Ale za oceanem uzyskiwano lepszej jakości kolor z indygo. W Indiach jego liście moczono w wodzie, fermentowano, prasowano w rodzaj pasty/ciasta, suszono w kostki przypominające cegły. Tak przewożono je do portów Londynu, Marsylii, Genui i Brugii. W XVII wieku Brytyjczycy, Hiszpanie i Holendrzy założyli plantacje indygo na Jamajce, Wyspach Dziewiczych, w Karolinie Południowej i Ameryce Południowej, a następnie zaczęli eksportować amerykańskie indygo do Europy. Wiele miast europejskich podupadło, bo urzet został wyparty, ale handel indygo zapewnił prosperity portom. 

James Dean (Fot. Getty Images)
Farrah Fawcett  (Fot. Getty Images)

Pod koniec XIX wieku miała miejsce jeszcze jedna niebieska rewolucja, bo w 1868 roku niemiecki chemik Johann Friedrich Adolf von Baeyer wynalazł indygo syntetyczne. Już pod koniec XIX wieku dostępne było na rynku, stanowiąc zagrożenie zwłaszcza dla brytyjskiego indygo otrzymywanego w Indiach. Już w roku wprowadzenia jego sprzedaż na światowym rynku 60-krotnie przewyższyła sprzedaż naturalnego. Było pozornie czystsze, trwalsze, a przede wszystkim niezależne od zbiorów, jakkolwiek dziś wiemy też, że dość toksyczne. Jeśli zauważmy, że w połowie kolejnego stulecia pojawiły się dżinsy, łatwiej będzie zrozumieć skalę zjawiska. Wynalazek słynnego Levi Straussa pod koniec XIX wieku zyskał znaną nam dziś formę i kolor (pojawił się w połowie wieku, ale wówczas jeszcze dżinsy nie były niebieskie i miały inny fason). U początku XX wieku pojawiły się kolejne dżinsowe firmy i zaczęła ich ekspansja na międzynarodowe rynki, a rozwój kina sprzyjał upowszechnieniu tego ubrania nie tylko wśród poszukiwaczy złota, ranczerów i rolników. Za sprawą westernów, które od lat 30. XX wieku upowszechniały wizerunek białego kowboja w dżinsach – męskiego, silnego i przystojnego, jak np. John Wayne – oraz hitów lat 50. XX z idolami nastolatków (Marlonem Brando w „Tramwaju zwanym pożądaniem” czy Jamesem Deanem w „Dzikim” i „Buntowniku bez powodu”) całe pokolenie jeżdżących harleyami buntowników zaczęło nosić dżinsy. Do ich powojennej popularyzacji przyczynili się też muzycy, jak Elvis Presley czy rockandrollowy piosenkarz Eddie Cochran. Dżinsy stały się też szybko uniformem nowojorskich intelektualistów. Nosili je Roy Lichtenstein czy Bob Dylan. 

Britney Spears i Justin Timberlake na rozdaniu nagród Grammy (Fot. Getty Images)

Jeanius

(Fot. Getty Images)

W latach 70. XX wieku można już mówić o wszechobecności dżinsu i kolejnej zmianie jego symboliki. Sam Levi Strauss otrzymał nagrodę Coty Fashion Critics Award, jedną z najbardziej prestiżowych nagród amerykańskiego przemysłu modowego już w 1971 roku – właśnie za swoje niebieskie dżinsy. Zespół Rolling Stones na okładce albumu „Sticky Figers” wydanego 23 kwietnia tego samego roku umieścił nie swoje portrety, ale pracę Andy’ego Warhola ukazującą górną część spodni dżinsowych ze złotym zamkiem błyskawicznym i skórzanym paskiem. Tylko w 1978 roku Bloomingdale otworzył cały dział zwany Pure Jeanius (przez skojarzenie słowa „jeans” z angielskim „genius”, czyli geniuszem). Gloria Vanderbilt sprzedała 700 tysięcy par dżinsów, a tzw. calviny produkowano w liczbie 50 tysięcy na tydzień! W prasie rozpisywano się o tym, jakim uniformem jest ten niebieski materiał. Stał się mundurkiem młodych ludzi, bo świetnie wpisywał się w ideologię i estetykę kolejno powstających subkultur jako rebeliancki i buntowniczy element z jednej strony. Z drugiej – hipisi odnaleźli w nim ekologiczne i naturalne piękno, a Vivienne Westwood, rozdzierając i uzupełniając tkaninę agrafkami czy ćwiekami, uczyniła z dżinsu element wyzywający estetycznie, niezbędny w ubiorze punka (obok skóry, bawełny czy aksamitu). W modzie disco i retromanii dżins stanowił nawiązanie do kultowych gwiazd lat 50. XX wieku, a w modzie damskiej wzorowanej na męskiej – wręcz symbol równouprawnienia.

Valentino haute-couture jesień-zima 2019-2020 (Fot. Getty Images)

Ostatecznie mocno pokochały go też lata 90., kiedy to w dżinsowym ubraniu – w tym również w eleganckim kostiumie – można było korzystać z wnętrz obitych dżinsowymi tkaninami lub jeździć autami z taką tapicerką. Ten szał miał też nieuświadomione wówczas drugie dno, z którego zdawali sobie sprawę nieliczni, a dziś wiedzą wszyscy – do barwienia dżinsów używa się m.in. ropy naftowej, benzenu, cyjanku, formaldehydu… Od dwóch dekad na szczęście istnieją ekologiczne alternatywy, opisywane między innymi w książce „Modopolis” przez znaną publicystkę modową Danę Thomas. Pierwsze jaskółki nadziei niesie produkcja tradycyjnego indygo w Japonii i USA, na razie na niewielką skalę i przy zastosowaniu nowoczesnej technologii i organizacji pracy (m.in. słynne już Momotaro Jeans). Nadziei, że być może już wkrótce spodnie i ubrania w najbardziej lubianym kolorze będą mogły na większą skalę nie tylko cieszyć oko, lecz także być przyjazne dla całego ciała. 

(Fot. Getty Images)

 

Aleksandra Jatczak-Repeć
Proszę czekać..
Zamknij