Znaleziono 0 artykułów
27.12.2019

„Oficer i szpieg”: Honor Polańskiego

27.12.2019
Kadr z filmu (Fot. materiały prasowe)

Oglądanie „Oficera i szpiega” jest przedziwnym filmowym doświadczeniem, w którym rzeczywistość dopisuje znaczenia obrazom. Reżyser zrezygnował z fajerwerków, co może nie powinno dziwić, gdy w jego głowę celują armaty.

Nie sposób oglądać „Oficera i szpiega” i nie mieć w pamięci wznowionych oskarżeń wobec Romana Polańskiego. W ostatniej dekadzie sześć kobiet zeznało, że reżyser dopuścił się wobec nich różnego rodzaju nadużyć, w tym gwałtu i pobicia. 
Dziś pokazom filmów twórcy „Dziecka Rosemary” we Francji towarzyszą protesty. Rok temu pozbawiono go członkostwa w Amerykańskiej Akademii Filmowej, trwa proces wykluczenia go ze stowarzyszenia francuskich filmowców. Europa w wielu miejscach, które były azylem dla Polańskiego, odwróciła się do niego plecami. Także w Polsce niedawno grupa studentów sprzeciwiła się przyjęciu go z honorami w łódzkiej filmówce. 

Kadr z filmu (Fot. materiały prasowe)

Polański: persona non grata

W wywiadzie udzielonym „Paris Match” Polański zaprzeczył wszystkim nowym zarzutom o molestowanie lub gwałt. Mamy więc słowo przeciwko słowu. Co więcej, reżyser stwierdził, że nową falę oskarżeń wobec niego rozpoczął Harvey Weinstein. Producent miał użyć wobec Polańskiego czarnego PR-u, aby zwiększyć swoje szanse w walce o Oscary, gdy walczył o nie „Pianista”.

Jak w tym kontekście oglądać „Oficera i szpiega”, którego centralnym tematem są fałszywe oskarżenia wobec Alfreda Dreyfusa (Louis Garrel) i walka o rehabilitację jego honoru? Francuski Żyd, oskarżony na antysemickiej fali o szpiegowanie na rzecz Niemiec, został skazany w 1894 roku na dożywocie w celi na odległej tropikalnej wyspie. Dopiero po 5 latach anulowano ten wyrok, ale do czasu oczyszczenia z zarzutów przez kolejne 6 lat uznawano go za zdrajcę narodu. Ciągnąca się przez 12 lat sprawa podzieliła francuskie społeczeństwo i ujawniła zmowę oraz antysemityzm przenikający państwowe urzędy. 
Podobnie jest dziś ze „sprawą Polańskiego”, dzielącą medialne i internetowe bańki na zwalczające się obozy: albo jest się za Polańskim, albo przeciw niemu. Sądy w mediach społecznościowych nie lubią niezdecydowanych. W modzie jest dziś jakobiński radykalizm w ocenach moralnych, nawet wobec wydarzeń, które miały miejsce cztery dekady temu.

Kino Polańskiego niepokoju

„Oficer i szpieg” jest wierną rekonstrukcją historycznych wydarzeń, opowiedzianą klasycznie, chronologicznie, bez narracyjnych i wizualnych fajerwerków. Przekonują w nim scenografie, kostiumy, charakteryzacja i pozbawione efekciarstwa aktorstwo. Wszyscy mężczyźni noszą wąsy. 
Walory edukacyjne produkcji są bezdyskusyjne, tyle że ta szkolna poprawność jest ostatnią rzeczą, której moglibyśmy spodziewać się po Polańskim. On, który zasłynął jako twórca obrazów osaczenia, zagubienia i zacierania się granicy normalności, tym razem nakręcił klasyczny film historyczny, łączący dramat szpiegowski i sądowy. Film dziwnie zgrzebny, w formie kina kostiumowego, przez którą przebija poważna opowieść o wartościach, obronie dobrego imienia i honorze. Zapomnijcie o krnąbrnym Polańskim-libertynie i transgresyjnym splocie biograficzno-artystycznym, odbijającym się w jego twórczości. W „Oficerze i szpiegu” poznajemy twarz moralisty.

Ale Polańskiemu bynajmniej nie chodzi tylko o sprawiedliwość. Głównym bohaterem, wbrew pozorom, nie jest Dreyfus, tylko major Georges Picquart (Jean Dujardin), awansowany na pułkownika i szefa wywiadu, który po nitce do kłębka dochodzi do wniosku, że osądzony z hukiem żołnierz może być ofiarą spisku. 
„Oficer i szpieg” jest najlepszy, gdy akcja się zagęszcza, a dociekanie prawdy przez upartego Picquarta przypomina thriller śledczy. Wtedy opowieść nabiera tempa i mimo znanego skądinąd zakończenia – budzi wiele emocji i rzecz jasna przypomina o tym, jak łatwo jest ulegać stadnym instynktom. 
Kiedyś strzępki listów i plotka wystarczyły, żeby pogrążyć niewinnego człowieka, dzisiaj wystarczy jedno fałszywe oskarżenie, potwierdzone przez fake news, aby zniszczyć komuś życie.

Kadr z filmu (Fot. materiały prasowe)

Pozycja ofiary

„Oficer i szpieg” przypomina o przykazaniu: nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. A jednak nie sposób zapomnieć o faktach, których przypomnienie prowokuje sam Polański swoim dziełem. Paradoksem jest bowiem, że film o obronie honoru nakręcił twórca, który przyznał się do gwałtu na trzynastolatce i nie poszedł za to do więzienia. Trzeba przyznać jasno, że ktoś bez jego wpływów i pieniędzy musiałby bezdyskusyjnie, bez względu na ugodę i kontekst historyczny, zapłacić za ten czyn wolnością. I ta sytuacja, związana z pozycją klasową Polańskiego, wydaje mi się znacznie ciekawszym punktem wyjścia do odważnej artystycznej eksploracji niż pozycja ofiary czy też obrońcy ofiary, w której buty wchodzi dziś Polański. Reżyser w wywiadach wprost mówił o tym, że widzi analogię między sobą i Dreyfusem. Ma prawo oczywiście tak myśleć, ale w tych roszczeniach sam włącza się do chóru ofiar, których głos dominuje dziś w narracjach o relacjach międzyludzkich.

Współczesna kultura skupia się na bohaterach przeżywających krzywdę, a nie tych, którzy ją przezwyciężają. „Oficer i szpieg” w tym kontekście zaskakuje, bo opowiada o walce o swoje dobre imię, a nie o biernym poddaniu się resentymentom. 
Ale wciąż wizja sprawiedliwości i honoru jest w nim daleka od afirmatywnego spojrzenia na świat, wyłaniający się z wypowiedzi Samanthy Geimer, 56-letniej dziś kobiety, której nazwisko przywołują ci, którzy chcieliby wsadzić Polańskiego za kratki. W wywiadzie dla „Quilette” powiedziała: „Nie pragnę zemsty, nie chcę widzieć, jak jego (Romana Polańskiego – przyp. Ł.K.) kariera zostaje zniszczona. Jak niby miałoby mi to pomóc? Sprzeciwiam się za każdym razem, kiedy używa się mnie, by protestować przeciw Romanowi. Ale ofiary nikogo nie obchodzą: ani 40 lat temu, ani dziś. Dużo łatwiej jest nienawidzić i bojkotować dokonania gwiazdorów za prawdziwe lub wydumane nieroztropne czyny sprzed lat, niż pomagać komuś teraz, w swoim mieście lub bloku. Komuś, kto naprawdę tego potrzebuje. To zwykłe lenistwo”.

Kadr z filmu (Fot. materiały prasowe)

Warto o jej słowach pamiętać, gdy będziemy oglądać „Oficera i szpiega”. Bo obejrzeć go, mimo słabości, z całą pewnością warto. To nie jest najlepszy film twórcy „Dziecka Rosemary”, ale zasługuje na uwagę. Spróbujcie jednak wcześniej zapomnieć o „sprawie Polańskiego”. Najlepiej zrobicie, jeśli pójdziecie do kina bez uprzedzeń i ocenicie film z własnym, a nie cudzym sumieniem.

 

Łukasz Knap
Proszę czekać..
Zamknij