Znaleziono 0 artykułów
02.03.2018

Oscary 2018: Nominowani z drugiej linii frontu

02.03.2018
Mary J. Blige w filmie „Mudbound” (Fot. Netflix, Everett Collection)

Stawka nominowanych do najważniejszych nagród filmowych kryje w sobie perły, o których nie informowały kampanie reklamowe w paśmie śniadaniowym. Przedstawiamy bliżej kilka z nich.

Przez wiele lat Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej faworyzowała spektakularne filmy z mocnym studyjnym zapleczem. Normą były ceremonie zdominowane przez gigantyczne produkcje, zrealizowane za setki milionów dolarów, pokroju „Titanica” (budżet: 200 mln $), „Władcy pierścieni” (93 mln $) czy „Gladiatora” (103 mln $). Teraz wreszcie zaczyna się to zmieniać. Musi, bo transformacji uległ system produkcji oraz finansowania filmów. Wydaje się, że prymat wielkich studiów to już pieśń przeszłości.

Skoro o studiach mowa, rok 2018 jest wyjątkowy z jednego jeszcze powodu. Do historii przechodzi jeden z wieloletnich głównych rozgrywających prestiżowych rozdań, istniejąca od 2005 roku Weinstein Company. Producent m.in. „Poradnika pozytywnego myślenia”, „Django” i „Jak zostać królem” na dniach ogłosi bankructwo. Próby sprzedaży firmy, zniesławionej przez ohydne nadużycie władzy, popełnione przez jej założycieli, spełzły na niczym.

Najdroższy z Najlepszych Filmów z lat 2007-2017, „Operacja Argo”, kosztował 44 miliony, a zeszłoroczny wygrany „Moonlight”, z budżetem 1.5 miliona – niższym niż stawka za półminutową reklamę podczas transmisji – został historycznym „najtańszym zwycięzcą w historii”. Ta tendencja ulega wzmocnieniu. Wśród ostatnich nominowanych przeważały filmy nisko i średnio-budżetowe, a gigantom spod znaku „Ostatniego Jedi” pozostały głównie kategorie techniczne.

Kadr z filmu „Mudbound” (Fot. Steve Dietl/Netflix, EastNews)

Dlaczego tyle piszę o pieniądzach? Bo gdzie są fundusze, tam pewna jest spektakularna kampania reklamowa. Plakaty, spoty, dmuchane Spider-Many na słupach ogłoszeniowych i horda plastikowych figurek dodawanych w gratisie do płatków śniadaniowych. Jako dziennikarka, regularnie przeprowadzająca wywiady – będące przecież jednym z narzędzi promocji – często słyszę magiczne zdanie: „nie mamy na to pieniędzy”. Promowanie niektórych filmów dystrybutorom zwyczajnie się nie opłaca. Nie w ogóle, ale w Polsce. Bo komercyjny potencjał filmu jest za mały, temat za trudny albo, co gorsza, tytuł trzeba wprowadzić na ekrany wyłącznie z obowiązku, wynikającego z umowy między dystrybutorem a producentem. W takich sytuacjach widz, niesprawiedliwie nazywany „zwyczajnym”, ma wszelkie szanse przegapić tytuły, na seanse których powinny ustawiać się kolejki. Także stawka nominowanych kryje w sobie perły, o których nie informowały kampanie reklamowe w paśmie śniadaniowym. Oto kilka z nich.

„Mudbound”

Akademia poszła w ślady festiwalu w Cannes i zaprosiła platformę Netflix do stolika dla dorosłych. Film Dee Rees, drugiej czarnoskórej kobiety nominowanej w kategorii scenariuszowej, pięknie wyglądałby na dużym ekranie, ale i w domowych warunkach wbija w fotel. Wszystkie nominacje dla „Mudbound” przypadły kobietom: operatorce Rachel Morrison, piosenkarce Mary J. Blige, nominowanej wraz z Taurą Stinson za Najlepsza Piosenkę i, samodzielnie, za Najlepszą Rolę Drugoplanową. Oby nie skończyło się na podobnym skandalu, co ten, który emocjonował okolice Palais Des Festivals w maju 2017! Przypomnijmy: festiwal wycofał się ze współpracy z platformą po fali krytyki m.in. francuskich kiniarzy, protestujących przeciwko wyświetlaniu na legendarnym festiwalu produkcji, która dostępna będzie wyłącznie w internecie.

Reżyserka Dee Rees i Mary J. Blige na planie filmu „Mudbound” (Fot. Steve Dietl, Everett Collection)

„Faces Places”

Reżyserka filmu Agnes Varda „Faces Places” (Fot. Kevin Winter, AFP/EAST NEWS)

Ten film zasługuje na wzmiankę chociażby z powodu niekonwencjonalnej kampanii promocyjnej, jaką przeprowadziła jego ekipa w amerykańskich mediach. Współtwórczyni „Faces…”, legenda francuskiej Nowej Fali, osiemdziesięciodziewięcioletnia Agnes Varda, nie była w stanie osobiście stawić się na lanczu, podczas którego ogłaszano oscarowe nominacje. Jej partner, trzydziestoczteroletni fotograf i artysta wizualny JR zabrał więc ze sobą do USA… kilka kartonowych wycinanek Vardy. Na jednej mierzącej 165 centymetrów podobiźnie artystce towarzyszył nawet… kot. Akcja zrobiła na imprezie furorę. Zdjęcie z kartonową Vardą, która jest najstarszą nominowaną do Oscara osobą w historii, chcieli mieć wszyscy – od Meryl Streep, po Guillermo del Toro. Wesoły happening nie może przesłonić jednak tego, co w „Faces Places” najważniejsze – treści.

Francuski artysta i fotograf JR (Fot. Valery Hache, AFP/EAST NEWS)

Nietypowy twórczy duet wybrał się na francuską prowincję vanem JR-a. Samochód służył im nie tylko za środek transportu, ale też budkę fotograficzną z możliwością wydruku wielkoformatowych odbitek. Fotografie, stworzone z misją uchronienia utrwalanych miejsc od zapomnienia, lądowały na ścianach odwiedzanych domów i farm. Ten dokumentalny hołd dla siły obrazu i ludzkiego ducha to, jak słusznie stwierdził Peter Travers z The Rolling Stone, „czysta perfekcja” i „cud humanizmu”.

Daniela Vega w filmie „Fantastyczna kobieta” (Fot.  FABULA/KOMPLIZEN FILM/Album/EAST NEWS)

„Fantastyczna kobieta”

„Fantastyczna kobieta” zachwycała już po swojej premierze na festiwalu Berlinale w lutym 2017. Z Berlina film wyjechał ze Srebrnym Niedźwiedziem za scenariusz oraz Teddy Award dla najlepszego filmu o tematyce LGBTQ. Historia osieroconej przez ukochanego transseksualistki, która musi walczyć o prawo do godności, żałoby i miłości to przede wszystkim popis zachwycającej debiutantki Danieli Vegi.

Daniela Vega w filmie „Fantastyczna kobieta” (Fot. FABULA/KOMPLIZEN FILM/Album/EAST NEWS)

W kuluarach długo szeptano, że dwudziestoośmiolatka ma szanse stać się pierwszą transseksualną artystką nominowaną do Oscara. Choć Akademia wyróżniała wcześniej role transseksualistów, nominacje przypadały cisgenderowym aktorom, jak choćby Hilary Swank („Nie czas na łzy”) czy Felicity Huffman („Transamerica”). Vega nominacji nie dostała, ale już film Lelio tak. Najlepszy Film Nieanglojęzyczny to mocno obsadzona kategoria, z konkurencją pokroju zdobywców canneńskich Palm („The Square”, „Niemiłość”) i szanse na zwycięstwo są małe. Niestety – rzut oka na wyniki box office’u przypomina, że przemknął przez polskie kina zeszłej jesieni niedoceniony. Pora to naprawić.

Kadr z filmu „Dusza i ciało” (Fot. Inforg-M&M Film Kft, Album/EAST NEWS)

„Dusza i ciało”

Zwycięzca zeszłorocznego Berlinale to jedna z moich ulubionych premier ostatnich miesięcy. – Ekscytowała mnie myśl, ile skarbów potrafi się kryć w ludzkim wnętrzu. Chciałam zrobić film o żarze, kryjącym się pod lodem – opowiadała mi podczas spotkania reżyserka, Ildiko Enyedi. Niestety polscy widzowie na razie nie okazali niesztampowej węgierskiej love story należnego TLC. Tylko kilkanaście tysięcy widzów wybrało się na spotkanie z dwójką pracowników rzeźni, którzy śnią ten sam sen: spotykają się w lesie jako jelenie i zakochują w sobie. Rzeczywiście, nie brzmi to jak najbardziej zachęcające streszczenie fabuły na świecie, ale… Podszyta specyficznym poczuciem humoru „Dusza i ciało” prosi widza o kredyt zaufania: trzeba szybko „wsiąknąć” w ten film, zaufać jego ekscentrycznej naturze, żeby poczuć przyjemność z seansu. Zdecydowanie warto to zrobić.

Kadr z filmu „Dusza i ciało” (Fot. Inforg-M&M Film Kft / Album/EAST NEWS)

„Strong Island”

Nagrodzony na festiwalu Sundance film Yance Forda to niezwykle osobista podróż w odmęty amerykańskiego systemu sądowniczego, skrzywionego przez rasizm i uprzedzenia. Dokumentalne śledztwo staje się tu sposobem przepracowania traumy, obłaskawienia żałoby, bo ta „filmoterapia” pochyla się nad sprawą, która dotknęła najbliższych twórcy. W 1992 roku brat Forda, William, nauczyciel w trakcie szkolenia policyjnego, został zabity przez białego mechanika. Miało to miejsce nieopodal ich domu na Long Island (stąd tytuł filmu). Złożona wyłącznie z białych przysięgłych ława uniewinniła oskarżonego, przychylając się do jego wersji o samoobronie. Wkrótce, w wyniku problemów zdrowotnych, wywołanych przez powypadkowy stres, zmarł także ojciec Yance. Akta sprawy do dziś pozostają tajne.

Reżyser filmu „Strong Island” Yance Ford (Fot. Maarten de Boer, Getty Images Portrait)

Ford zaczął prace nad swoim filmem dziesięć lat temu, ale sprawa, której kulisy próbuje poznać, tylko zyskała w tym czasie na aktualności, wraz z wydłużającą się listą martwych, młodych czarnych mężczyzn, którzy nie doczekali się sprawiedliwości. Niezwykle ciekawa jest też wpleciona w te poszukiwania prawdy osobista droga autora, który w momencie śmierci brata miał 19 lat i był dziewczyną. „Strong…” to też film o jego dojrzewaniu i rosnącej samoświadomości. Gdyby wygrał, Ford byłby pierwszym transseksualnym reżyserem, nagrodzonym Oscarem.

Poznajcie kandydatów do Oscarów 2018, których warto obserwować: Kto po Oscara? Tych kandydatów do nagrody warto poznać

Autorka tekstu, Anna Tatarska, specjalnie dla Vogue.pl będzie relacjonować przebieg oscarowej gali. Zachęcamy do śledzenia strony w niedzielę 4 marca. 

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij