Znaleziono 0 artykułów
06.03.2022

Otwarcie nowego muzeum Kunsthalle w Pradze

06.03.2022
Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha

Hradczany w słońcu, most Karola, sam środek historycznej Pragi. Tu 22 lutego 2022 roku pojawiło się nowe, świetne muzeum Kunsthalle Praha. Na otwarciu pada cytat z Václava Havla, który w 1990 roku powiedział, że Czechy leżą na duchowym skrzyżowaniu Europy. Pewnie tak, skoro w tym kraju możliwe jest coś, co w Polsce wciąż pozostaje nie do pomyślenia. Otwarcie prywatnego muzeum, które działa non profit i jest niezależne od państwowych dotacji.

Choć Kunsthalle Praha z zewnątrz wygląda na pałac, wnętrze kryje potężne hale z betonu. Jeszcze niedawno działał tu nocny klub, wcześniej rezydowali aktywiści, a wiele lat temu funkcjonowała trafostacja. Teraz mieści się tu siedziba muzeum. Założycielami są słynni czescy kolekcjonerzy Pavlína i Petr Pudilowie, którzy kupili budynek w 2015 roku i przebudowali go na sale wystawowe i magazyny muzealne. Inwestycja przez te siedem lat kosztowała ich 35 mln euro. Jak mówi Pavlína Pudil, to ich trzecie dziecko, które właśnie uczy się chodzić.

Co ciekawe, Pudilowie wcale nie chwalą się swoją kolekcją. Jej część, na razie 300 prac, można oglądać tylko na stronie muzeum, lecz stopniowo będzie prezentowanych ich coraz więcej. Nie po to przeprowadzili renowację budowli, żeby wystawiać w niej zbiory. Pośród niemal setki dzieł, które znalazły się na pierwszej wystawie, tylko trzy należą do fundatorów i zostały kupione specjalnie na tę okazję.

Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha

Główne pole zainteresowań Kunsthalle Praha to połączenie sztuki z technologią

Podobno to pierwsza prywatna instytucja kultury, która otworzyła się w Pradze od 100 lat. Nazwę „Kunsthalle” dostała zgodnie z niemiecką tradycją przełomu XIX i XX wieku. Będzie organizować wystawy czasowe, patrzeć zarówno wstecz, na zjawiska, które ukształtowały naszą współczesność, jak i chwytać te, które mają miejsce teraz. Dlatego pierwsza wystawa dotyczy elektryczności. W końcu muzeum znajduje się w stacji transformatorowej Zenger, która przez lata rozdzielała napięcie do komunikacji miejskiej. W piwnicy wciąż pracują maszyny dostarczające prąd do praskich tramwajów. Na parterze i piętrach znajdują się dwie wystawy: duża, przekrojowa, o międzynarodowym składzie artystów i mała, poświęcona historii tego miejsca, a w przyszłości – wystawom indywidualnym. Interaktywną część przestrzeni przeznaczono specjalnie dla dzieci, by mogły zrozumieć, jak artyści pracują z ruchem i elektrycznością. Na samej górze, w wieży, urządzono chillout room, gdzie można odpocząć po wyczerpującym zwiedzaniu.

Głównym polem zainteresowań Kunsthalle Praha jest połączenie sztuki z technologią. Chyba nie da się inaczej, skoro jedną nogą jesteśmy już w metawersie, a nasza uwaga bez przerwy zawieszona jest w telefonach. Żeby zrozumieć, jak ludzkość dotarła do tego miejsca, musimy cofnąć się o sto lat, gdy elektryczność była novum i stworzyła możliwość postępu.

O tym, jaki optymizm towarzyszył jej w XX wieku, można przekonać się w „Gabinecie elektrycznych osobliwości”, który został stworzony specjalnie do tego miejsca i zostanie tu na stałe. Jej autor, Mark Dion, zebrał przedmioty, które mogły się znaleźć w niegdysiejszej trafostacji. Mogły, bo po latach, kiedy przestrzeń świeciła pustką, była squatowana albo funkcjonowała jako dyskoteka, niewiele ich zostało. Dlatego rozmaite przełączniki, rozdzielniki, silniki i kable z lat 30. artysta pozbierał wraz z lokalnym twórcą Matejem Al-Alim na pchlich targach, jarmarkach i aukcjach. Na miejscu znaleźli na przykład czasopismo elektryków „ZEPOP”, z grupą muskularnych mężczyzn na okładce. Przyświecało im hasło: „Światło-Siła-Ciepło-Transport”, czyli wszystko, co wtedy kojarzyło się z postępem. W szafce wciąż wisi ubranie robocze jednego z dawnych pracowników, na półkach stoją słoje pełne przetworów – spiżarnia mieszkających tu niegdyś aktywistów. Powstała fascynująca wunderkamera, dialog z tą najsłynniejszą, którą w Pradze w XVII wieku zgromadził cesarz Rudolf II. To hymn na cześć nowego odkrycia, prądu, w którym słychać wiele ironii wobec epoki zachwytu elektrycznością. Bo w latach 30. przecież nie zastanawiano się, jakie będą koszty budowania na rzekach tam czy emisji zanieczyszczeń od spalania paliw kopalnych. Jak mówi artysta Mark Dion, z dzisiejszej perspektywy można patrzeć na ten pean o potędze prądu trochę jak na science fiction, bo oglądamy boom rozkwitu elektryczności jako przybysze z przyszłości. Wiemy i rozumiemy więcej, choć wciąż nie mamy pomysłu, jak rozwiązać ekologiczne problemy.

Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha
Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha

Wystawa „Kinetismus, 100 lat elektryczności w sztuce” – mrok oświetlony dziełami sztuki

Na wystawę „Kinetismus, 100 lat elektryczności w sztuce” wprowadza świecący pasaż Olafura Eliassona, zachęta do wejścia w mrok oświetlony gwiazdami kinetycznych dzieł sztuki, ruszających się kół, elips, kwadratów. Mamy poczuć się jak ci, którzy lata przed nami zachwycali się światłami wielkiego miasta, migawką reklam, lśniącą fatamorganą. Dać się zaczarować rytmicznymi obrotami migawek, założyć sobie świetlną aureolę, wpaść w trans migającego obrazu flickera.

Najważniejsze dzieła w tej przestrzeni należą do Zdenka Pešánka, który w 1936 roku zaprojektował rzeźby mające znaleźć się na elewacji tego właśnie budynku. Wybuchła wojna i nigdy się to nie stało. Co ciekawe, ich tytuł to właśnie „Sto lat elektryczności”. Teraz oglądamy tylko modele – futurystyczne projekty z drewna i metalu, pokryte fluorescencyjną farbą, bo Pešánek jako jeden z pierwszych użył w swojej rzeźbie neonów. Świecą na środku ciemnej sali, gdzie umieszczono monumentalną instalację „Fontanna uzdrowiskowa”, w której za gęstą kurtyną spoczywa „Męskie i kobiece torso”, łączące obie płci w jednym ciele, oraz „Leżące torso” – odpoczywające ciało z tworzywa sztucznego, sztucznego kamienia i żarówek.

Był to centralny punkt czeskiego pawilonu na Wystawie Światowej w Paryżu 1937 roku. Ostatniego optymistycznego wydarzenia, które odbyło się przed wybuchem II wojny światowej pod hasłem „Szuka i technika w nowoczesnym życiu” i wyznaczało kierunki rozwoju Europy w XX wieku. Polska prezentowała wtedy „Piękną Polkę”, czyli słynny parowóz, i osiągnięcia naukowe Marii Skłodowskiej-Curie. A Czechy właśnie rzeźbę Pešánka – wizjonera i teoretyka dizajnu.

To on jest głównym bohaterem wystawy „Kinetismus” i patronem tego miejsca. Pionier kinetyzmu i zainteresowania światłem w sztuce miał osiągnięcia zbliżone do znanego węgierskiego artysty László Moholy-Nagya, tyle że był jeszcze architektem. Ten drugi znalazł się na wystawie ze słynnym filmem „Lichtspiel Schwarz-Weiss-Grau” (1930) obok takich twórców filmowej awangardy jak Marcel Duchamp, Hans Richter, Walter Ruttmann czy Franciszka i Stefan Themersonowie, tworzący przez wojną w Warszawie, a potem w Londynie.

Inni polscy artyści, których prace można zobaczyć w Pradze, to Andrzej Pawłowski i jego przełomowe „Kineformy” (1957) – kamień milowy filmowej abstrakcji – oraz Piotr Kowalski, architekt tworzący w Paryżu, i jego neonowa strzałka „Tam” z 1969 roku. Pośród niemal stu dzieł znajdujących się na wystawie widoczne są te z Europy Wschodniej, umieszczone w kontekście całego świata. Tu toczy się dialog między historią regionu a tym, co równocześnie działo się w innych miejscach. Nie ma kierunku zwiedzania. Dzieła rozmieszczone są w konstelacjach i sami tworzymy połączenia między nimi.

Można wejść w interakcję z „Parasolką” (1971) Wen-Ying Tsaia, która wciąga nas w stroboskopowe złudzenie wibrujących świateł, a można włożyć słuchawki i dryfować po chmurze dźwięku Christiny Kubisch, która używa indukcji elektromagnetycznej, aby stworzyć przestrzeń rezonującą z ciałami zwiedzających. Można też wsiąść na rower treningowy i pedałować przez Amsterdam, Karlsruhe czy Nowy Jork, żeby poznawać topografię miast przez reprezentujące ich szeregi wyrazów („Legible City” 1988–91). Albo zasiąść przed modelem chińskiej opery Williama Kentridge’a, twórcy z Johannesburga, i oglądać opowieść o wybiciu tysięcy jaskółek za czasów Mao, która doprowadziła do plagi szarańczy. Tyle że historia oddana jest przez obrazy i taniec afrykański.

Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha
Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha

Elektryczność stała się czymś tak oczywistym, że się nad nią nie zastanawiamy

Zwykle o sztuce opowiada się, grupując ją w style: kubizm, dada, modernizm i inne metki nadawane artystom i dziełom. Tu jest inaczej. Prace nie są prezentowane chronologicznie. Najważniejsza staje się idea, która przenika sztukę różnych czasów, zanika, a potem powraca pod inną postacią. Taką jest właśnie elektryczność, która stała się czymś tak oczywistym i niezbędnym, że nie poświęcamy jej wcale uwagi. Chyba że nastąpi przerwa w dostawie prądu, blackout, i będzie czas zastanowić się, skąd pochodzi.

Przejście przez czarną przestrzeń jednego piętra, rozjaśnioną tylko pojedynczymi światełkami, daje poczucie, jak wiele idei rozwoju ludzkości w XX wieku polegało właśnie na wierze w technologię. Przez drugą, białą, umacnia w przekonaniu, że życie bez elektryczności jest już niemożliwe. Jedna z najnowszych prac na wystawie, dzieło Haroona Mirzy, to kompozycja wykonana na panelu fotowoltaicznym („Self-Transforming EmDrive. Solar Powered LED Circuit Composition 34”, 2017), czyli praca, która wyświetla tyle światła, ile sama zgromadzi.

W Polsce środowisko sztuki współczesnej potrafi być sztywne i stwarzać dystans w stosunku do odbiorcy. Czesi potrafią otworzyć duże prywatne muzeum tak bezpretensjonalnie, jakby po prostu zaprosili kogoś na kawę. Zero snobizmu. Tego możemy się od nich uczyć: jak stworzyć instytucję dostępną i otwartą dla wszystkich.

Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha
Fot. Vojtěch Veškrna, Kunsthalle Praha

Wystawę „Kinetismus, 100 lat elektryczności w sztuce” można oglądać w Kunsthalle Praha (Klárov 5, 118 00 Praha 1) do 20 czerwca 2022 roku.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij