Znaleziono 0 artykułów
30.10.2020

„Pełnia miłości”. Książka idealna

30.10.2020
(Fot. materiały prasowe)

Jest! Książka idealna na teraz, której chciałabym nauczyć się na pamięć i cytować ją całymi garściami. To „Pełnia miłości”, nowa powieść Sigrid Nunez. Może nie podnosi na duchu, ale miłości, żalu i współczucia nam nie szczędzi. Pomaga wiele rzeczy poukładać w głowie.

Budzę się rano i sprawdzam wiadomości: ilu zakażonych, ile ofiar śmiertelnych, czy rządzący już nas zamknęli w domu? Nie dziś, to czy jutro? Zamkną sklepy, zamkną biura, zamkną lotniska, zamkną dworce. Znowu ludzie stracą pracę, a ci, którzy nie stracą, będę obciążeni jeszcze większą liczbą obowiązków. Znowu przybędzie kłócących się par, ataków paniki, stanów lękowych.

Ale też budzę się rano i sprawdzam na Facebooku: gdzie odbyły się demonstracje, dokąd mamy pójść dzisiaj. Tysiące młodych kobiet, które nie boją sią prosto w twarz powiedzieć władzy, że mają dość. To uskrzydla i daje nadzieję.

Miotam się, jak każdy dziś, emocje trudno trzymać pod kontrolą, buzują od skrajności do skrajności. Kompulsywnie szukam podpory w literaturze. Kryminały działają jak pyszne ciastko czy lody czekoladowe. Krótkotrwale. Chcę czegoś więcej. Wybrzydzam, przyznaję. Ale jest! Książka idealna na teraz, której chciałabym nauczyć się na pamięć i cytować całymi garściami.

To „Pełnia miłości”, nowa powieść Sigrid Nunez. Pisałam o jej „Przyjacielu” półtora roku temu i nadal uważam, że trudno o pisarkę z tak niezwykłym wyczuciem słowa, z tak wyjątkową wrażliwością i zdolnością obserwowania świata.

Znowu mamy bezimienną narratorkę, możliwe, że też pisarkę albo przynajmniej osobę zajmującą się zawodowo literaturą. I jej przyjaciółkę – dziennikarkę, wykładowczynię literatury i sztuki – umierającą na raka. Przyjaciółka decyduje się umrzeć na własnych zasadach, zanim stanie się całkiem zależna od innych, zanim cierpienie i ból będą nie do zniesienia. Prosi narratorkę, by towarzyszyła jej przy umieraniu. Jednocześnie mówi, że wcale nie była jej pierwszym wyborem. Inne odmówiły. Kobiety spędzają wspólnie czas, razem mieszkają, słuchamy ich historii. A w historiach pojawiają się kolejne historie. Przede wszystkim o kobietach, o relacjach z partnerami, z dziećmi, rodzicami. Warto czytać je uważnie, żeby nic nie umknęło.

Czy powieść Nunez podnosi na duchu? Bynajmniej. Przyjaciółka narratorki, odmawiając czytania, pyta: „Gdzie podziała się idea Faulknera, że zadaniem pisarza jest podnosić ludzi na duchu. […] Nie chcę czytać o narcyzmie, alienacji i daremności relacji między płciami. Nie chcę już czytać o ludzkiej, szczególnie męskiej, obrzydliwości”. Autorka przypomina, że gdy w 1950 roku William Faulkner odbierał Nagrodę Nobla, apelował o powrót do „dawnych, uniwersalnych prawd: miłości, honoru, żalu, dumy, współczucia i poświęcenia. Jeśli ich nie ma – ostrzegał – twoja historia nie przetrwa do jutra”.

Tak więc choć Nunez nie podnosi na duchu, to miłości, żalu i współczucia nam nie szczędzi. Jej powieść pomaga poukładać w głowie wiele rzeczy. A nawet zrobić rachunek sumienia.

Na przykład kwestia eutanazji. Gdy przyjaciółka mówi narratorce, że dwie inne odmówiły jej towarzyszenia w ostatnim odcinku życia, tłumaczy, że tacy są ludzie. Nie przyjmują do wiadomości wyroku: terminalny, nieoperacyjny, śmiertelny, nieuleczalny. Chcą, by chory walczył dalej, jakby to była walka między dobrem a złem. Powtarzają: „Dopóki żyjesz, jest szansa” albo: „Cuda w medycynie zdarzają się codziennie”. „Nie miałam pojęcia, że tylu inteligentnych, wykształconych ludzi żyje iluzją, że lek na pojawi się lada moment” – stwierdza gorzko i pyta: „Dlaczego rak ma być jakąś próbą ludzkiego bohaterstwa?”.

Albo kwestia katastrofy klimatycznej. Były narzeczony narratorki jeździ po uczelniach i wygłasza radykalny, bezlitosny w treści wykład o tym, jak zniszczyliśmy planetę i że kres ludzkości jest już bliski. Uważa, że płodzenie dzieci jest niemoralne, bo skazuje się je wyłącznie na cierpienie. Gdy narratorka spotyka się z nim i pyta, czy naprawdę nie widzi już żadnej nadziei, słyszy: „Uwalniajmy dalej węgiel do atmosfery, a prędzej czy później, wygląda na to, że raczej prędzej, będziemy mieli przesrane. I żeby było jasne, jeśli istnieje choćby promyk nadziei, zależy od przeżycia liberalnej demokracji. Nic nie przyspieszy końca planety, na której da się żyć, bardziej niż wzrost skrajnej prawicy”.

Narratorka jest dobrą rozmówczynią, bo jest dobrą słuchaczką. Choć nie znaczy to: nieczułą. Nieraz wpada w płacz, nie potrafi wrócić do domu do przyjaciółki, przedłuża zakupy, siedzenie na ławce przed domem. Nie radzi sobie. Jest ludzka, żadna superbohaterka.

Podobne artykułySiła furiiMaria Fredro-Boniecka I też potrzebuje dobrze kończących się opowieści. Taką funduje jej kot. Kot właścicielki pokoju, który narratorka wynajmuje, by mieć blisko do szpitala, w którym leży przyjaciółka. Zwierzak właśnie został zaadoptowany: „Kiedy pojawiłem się tutaj, w tym domu, po wszystkim, co przeszedłem, między innymi po drugim pobycie w schronisku, gdzie nie było już śladu po mojej matce, nawet jej zapachu, to jakbym urodził się po raz drugi. Czułem się taki bezradny, taki słaby i przestraszony. I gdy ta pani się mną zajęła: te jej miseczki ciepłego mleka, mycie mokrą ściereczką i stosy miękkiej, czystej pościeli, to, jak odkurzała, kiedy ja chodziłem, badając kolejne pomieszczenia, wtedy przypomniałem sobie, jak to było mieć matkę, i wiedziałem już, że znalazłem drugą”.

Sigrid Nunez pozwala wiele kwestii przemyśleć. Warto wsłuchiwać się w to, co pisze. Na przykład: „Nie wiem, kto to był, ale ktoś – może Henry James, a może nie – powiedział: »Na świecie istnieją dwa rodzaje ludzi: ci, którzy widząc czyjeś cierpienie, myślą: To mogło przydarzyć się mnie, oraz ci, którzy myślą: Mnie się to nigdy nie przydarzy. Ci pierwsi pomagają nam przetrwać, ci drudzy zmieniają życie w piekło«”.

Pasuje do dzisiaj, prawda?

* Sigrid Nunez, „Pełnia miłości”, z angielskiego przełożyła Dobromiła Jankowska, wydawnictwo Pauza

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij