Znaleziono 0 artykułów
24.04.2020

Perwersyjna przyjemność podglądania

24.04.2020
(Fot. materiały prasowe, wyd. Marginesy)

Przez zasłonę, przez żaluzje, przez obiektyw, przez ciebie, przeze mnie. Przez powieść Zośki Papużanki „Przez” nie można się tylko przemknąć. Dziwny, chory, pełen obsesji świat bohatera wciąga od progu.

Gdy w którymś z wywiadów spytano Zośkę Papużankę, co ją w literaturze interesuje najbardziej, odparła: – Człowiek obchodzi mnie najbardziej. Nie tylko przy okazji pisania książki, w ogóle człowiek mnie obchodzi najbardziej. Człowiek niedoskonały – przez to interesujący. A najbardziej interesujący w relacjach z innym człowiekiem. Śledzić relacje, sprawdzać w nich siebie i innych, śmiać się z siebie i sobą się martwić – to jest najbardziej interesujące.

(Fot. materiały prasowe, wyd. Marginesy)

Najnowszą książką „Przez” Papużanka potwierdza, że zainteresowań nie zmieniła ani ciut-ciut. Tym razem śledzi mężczyznę śledzącego swoją żonę, którą porzucił pięć lat wcześniej. Nie tak z godziny na godzinę. Wszystko zaplanował. Od początku. Od dnia, w którym zobaczył ją po raz pierwszy. Usiadła w rzędzie przed nim na spotkaniu z jakimś sławnym pisarzem. Zasłoniła mu widok i nie widział już sławnego pisarza, a tylko jej potargane włosy, kurtkę, która zsunęła się z oparcia krzesła na jego kolana, torebkę, z której wysypały się jej rzeczy. Zaintrygowany chaosem, jaki wokół siebie wywoływała, poszedł za nią na przystanek tramwajowy. Zagadał, dał numer telefonu, oddzwoniła. Tak, jak przewidział. Pracował wtedy w antykwariacie, ale był już fotografem, a raczej chciał nim zostać i ciągle uczył się techniki. Bez przerwy ją fotografował. Oglądał ją przez obiektyw, choć szybko to znielubiła. Ale już było za późno. On wyznaczał kierunek, ona się poddała. Ona go kochała, a on? Pobrali się, mieszkali na nowym osiedlu. Ona marzyła o dziecku, a on wcale nie marzył. Bo każdy „dodatkowy element” zburzyłby ich idealną relację. Aż pewnego dnia wyszedł. I wrócił pięć lat później. Zamieszkał w domu naprzeciwko i z ukrycia znowu ją fotografował. 

Wynajął na miesiąc mieszkanie, bo po pięciu latach tułaczki postanowił się zatrzymać, zamknąć, oddzielić od tego, co na zewnątrz, zaciągnąć żaluzje i przez szparę pomiędzy jedną listewką a drugą podglądać ją, żonę. By patrząc przez obiektyw, przekonać się, jak bardzo uczynił ją nieszczęśliwą swoim odejściem. Czy nadal była taka niedoskonała?
Zakupy robił przez internet, wychodził tylko do śmietnika. Udawał, że go nie ma. Był tylko jego dziwaczny eksperyment. 

Przyznaję, że z każdą przeczytaną stroną rosła moja antypatia do bohatera. Niedobrze mi się robiło od jego myśli, od jego obojętności, braku empatii wobec kobiety, którą wykorzystał do swojego chorego projektu. Nie mogłam słuchać jego głosu, który krytykował każdy jej gest, każdy ruch. Nie mogłam patrzeć, jak tylko czekał na jej potknięcie, bo nie zamknie lodówki, upuści butelkę, nie wyjmie prania z pralki, nie nauczy się obsługi piekarnika i mięso będzie od góry spalone, a w środku niedopieczone. Żal mi było kobiety, którą poznałam tylko z jego perspektywy. Oglądałam jego oczami, a raczej przez obiektyw aparatu, którego używał do poznawania „prawdziwego” świata. A przecież mogła być zupełnie inną osobą, wcale nie tą z jego zdjęć.

Przyznaję też, że z każdą przeczytaną stroną rosła moja fascynacja bohaterem. Jego skrupulatnością, zauważaniem detali, które inni by pominęli, obsesją, by nie przeoczyć najmniejszego okruszka, włosa, drgania powieki. Obserwowaniem wyzutym z emocji. Jakby Bozi się coś pomyliło i, zamiast obdarować go zdolnością odczuwania, dała mu umiejętność widzenia więcej, w podwójnej dawce. Gdy dla niej czułość oznaczała bliskość, dotyk, delikatność, dla niego zbyt duża czułość mogła skutkować zwiększonym ziarnem na fotografii. 

Oczywiście, nie byłoby obsesyjnego podglądactwa, gdyby nie wielki talent Papużanki do patrzenia jak przez lupę na zwykłą codzienność. Z rozsypanych śmieci, z posklejanych kosmyków włosów, z szuflady ze sztućcami czy z kubka z niedopitą kawą autorka potrafi stworzyć niemal sensacyjne opowieści. To ogromna sztuka napisać książkę, w której przez niemal 300 stron właściwie nic się nie dzieje, a jednocześnie dzieje się tyle, żeby obudzić w czytelniku wściekłość, fascynację, żal, współczucie i, może nawet nie do końca zdrową, chęć podglądania.

Maria Fredro-Boniecka
Komentarze (1)

Luiza Malik24.04.2020, 21:55
Paużanka jest jedną z TOP 10 wśród ulubionych autorów. Z niecierpliwością oczekuję każdej jej ksiażki. Uwielbiam jej styl, nieuchwytny, pozornie prosty i w tej prostocie wyrafinowany i wielopłaszczyznowy. Opowiadane przez nią historie z pozoru banalne i proste, wywołują u czytelnika tysiące myśli, skojarzeń i przemyśleń.
Proszę czekać..
Zamknij