Znaleziono 0 artykułów
29.08.2018

„Zostanie gwiazdą”. Zawierucha okiem współpracowników

29.08.2018
Rafał Zawierucha (Fot. Marek Zimakiewicz)

Rafał Zawierucha wcieli się w rolę młodego Romana Polańskiego w nowym filmie Quentina Tarantino o amerykańskim przemyśle filmowym końca lat 60. W „Once Upon a Time in Hollywood” polski aktor pojawi się u boku Leonardo DiCaprio, Brada Pitta i Margot Robbie. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, zostanie prawdziwą gwiazdą, ma ten dar – mówią o Zawierusze współpracownicy z Polski.

Kim jest Rafał Zawierucha? To pytanie, które od wtorku rano nieustannie krąży po sieci. Nic dziwnego. Niezbyt często polski aktor dostaje angaż za oceanem, jeszcze rzadziej oznacza to gwarancję występu u samego Quentina Tarantino. A do tego w roli Romana Polańskiego. Już od lutego było wiadomo, że twórca „Pulp Fiction” chce, by to aktor z Polski zagrał reżysera. W kuluarach szeptano o Jacku Braciaku, potem o Borysie Szycu. Nikt nie spodziewał się jednak, że rola mogłaby przypaść komuś niezbyt u nas znanemu. Ale nikogo nie powinno dziwić, że tak się właśnie stało. Z perspektywy Amerykanów lokalna popularność nie ma najmniejszego znaczenia. Nie interesuje ich, czy aktor, którego chcą zatrudnić, podnosi słupki sprzedaży magazynów w swoim kraju. Liczą się talent, osobowość i, w tym przypadku, fizyczne podobieństwo do pierwowzoru. A w to, patrząc na krążące po internecie zestawienia zdjęć Zawieruchy i Polańskiego, nie można wątpić nawet przez chwilę.

Urodzony w 1986 roku w Krakowie, a wychowany w Kielcach Zawierucha miał debiut marzeń. Po kilku serialowych epizodach („Synowie”, „Strażacy”) i drugich planach (m.in. „Wojna żeńsko-męska”) dostał główną rolę w „Księstwie” znakomitego polskiego reżysera Andrzeja Barańskiego („Kobieta z prowincji", „Parę osób, mały czas”). Miał wtedy dwadzieścia cztery lata i wciąż jeszcze studiował na warszawskiej Akademii Teatralnej. Reżyser wspomina: – To były długie, szerokie poszukiwania. Zdjęcia próbne odbywały się w kilku stopniach. Ale na końcu został tylko Zawierucha. Znakomicie nam się pracowało na planie. Rafał jest aktorem, którego pełne predyspozycje ujawnia scena, bo dopiero, gdy aktor wchodzi w sytuację, widzimy moment twórczy. Reaguje, kierując się nie instrukcją reżysera czy wskazaniem scenariusza, a impulsami, ponad prawdą literacką i schematami. Zyskuje wtedy szczególną wrażliwość.

Ta rola mogła być dla niego przepustką do kariery, ale los chciał inaczej. Barański dywaguje: – Tak się nieszczęśliwie złożyło, że film nie spotkał się od razu z uznaniem. Został zakwalifikowany do konkursu głównego w Karlowych Warach, a w Gdyni nie. Taki paradoks, ale szalenie przykry. Aktorzy zbudowali znakomite role i nie mieli szans się pokazać. Gdynia to jednak najważniejszy festiwal, na którym zdobywa się pozycję aktorską w Polsce. Dla młodego aktora nagroda stamtąd to jest coś.

Rafał Zawierucha (Fot. Marek Zimakiewicz)

„Księstwo” do dziś pozostaje jedynym filmowym pierwszym planem w dorobku Zawieruchy. Po nim przyszły kolejne epizody m.in. „Wkręceni” Wereśniaka, „Obywatel" Stuhra, „Jack Strong” Pasikowskiego i „Miasto 44” Komasy, ale rozpoznawalność przyniosła mu dopiero rólka Romualda Cichonia w „Bogach” Palkowskiego. Dalej znowu seriale: „Pakt”, „Za marzenia”, „Trzecia połowa”. Mignął w „Powidokach” Wajdy. Prowadził także dla CANAL+ programy „Europa Filmowa” i „Polska Filmowa”, gdzie podążał śladami słynnych filmowych miejscówek. Przez cały ten czas regularnie grał też w teatrze, przede wszystkim warszawskim Współczesnym pod kierownictwem Macieja Englerta: – Rafał bardzo poważnie traktuje swój zawód - mówi Englert. Nie oznacza to, że jest pozbawiony autoironii i poczucia humoru. Przede wszystkim jest w nim radość z grania i niezbędne w zespołowej pracy pokora, otwartość i pozytywne, życzliwe myślenie. Pozwoliło mu to w krótkim czasie uzyskać mocno ugruntowaną pozycję w zespole Teatru Współczesnego, a nawet można już powiedzieć, że stał się niezbędnym i lubianym jego elementem.

Widzowie telewizyjnych produkcji, które prowadził, mogli na ekranie obserwować sympatycznego chłopaka z dobrymi manierami, ciekawością świata i innych ludzi oraz z poczuciem humoru. Według Macieja Gajewskiego, agenta Zawieruchy, to właśnie ten humor i dystans go wyróżniają. To też cechy, które pomagają przetrwać w branży, która szybko przeżuwa i wypluwa aktorów, a rozczarowania i odmowy serwuje na zimno. Być może taką postawę zawdzięcza wsparciu rodziny, z którą aktor ma bliski, stały kontakt. – Jego ojciec jest organistą kościelnym w podkieleckim Pelplinie, bardzo blisko Boga. Może tata ma z Nim dobry kontakt i szepnął słówko? – żartuje Barański, komentując wybór Tarantino. Przypomina sobie też, że rodzina bardzo wspierała Zawieruchę podczas pracy na planie jego filmu.

Agent aktora podkreśla fenomenalny etos pracy swojego podopiecznego. – Rafał pracuje szybko, jest bardzo skrupulatny. Reżyserzy to cenią. Podoba im się też jego kreatywność, jest naprawdę niebywała – mówi Gajewski. Aktor ma ponoć sto pomysłów na minutę. A jednocześnie ceni doświadczenie i umiejętności tych, którzy widzieli i przeżyli więcej, niż on. Spotkanie z autorytetem to szansa, żeby się czegoś dowiedzieć, żeby się doskonalić.

Szczególnie zwraca uwagę inna cecha, o której wspomina Gajewski. – Gdy dzieje się coś złego, Rafał w tym nie grzebie, nie rozpatruje z każdej możliwej strony. Nie rozpamiętuje problemów, tylko szuka rozwiązania i idzie dalej – tłumaczy agent. To podejście, które mogło spodobać się Amerykanom. Tym bardziej, że w pracy Zawierucha ma opinię niesamowicie skoncentrowanego, myślącego i samoświadomego aktora. Za to w towarzystwie to brat łata. Ujmujący, serdeczny, otwarty. Kombinacja idealna.

Rafał Zawierucha (Fot. Marek Zimakiewicz)

Andrzej Barański podkreśla, że Zawierucha świetnie rozumie, co trzeba zrobić, żeby zaistnieć. – Często aktor wykona dobrą robotę, jest zadowolony z roli i tyle, na tym kończy się jego praca – mówi reżyser. Gdy „Księstwo” dostało zaproszenie na festiwal do Kalifornii, pojawiły się problemy z dopięciem budżetu na wyjazd. Zawierucha bez wahania podjął się roli organizatora wyjazdu. Zdobył środki, pojechał i zaistniał. – Został zauważony w rozmaitych sprawozdaniach. Nie tylko za to, co na ekranie, ale też za obecność w życiu festiwalowym. On ma poważne podejście do zawodu. Rozumie, że o pewne rzeczy trzeba walczyć samemu. Jest jak amerykańscy artyści, którzy mają zakodowane, ze pół tego, co zarobią ze sprzedaży prac, trzeba poświęcić na promowanie własnej twórczości – mówi Barański, który przyglądał się Zawierusze podczas wspólnego pobytu na festiwalu w Karlowych Warach. – Rafał jest widoczny. Poprzez swoją obecność i temperament tworzy atmosferę. Świetnie wypada w wywiadach, dlatego dziennikarze chętnie z nim rozmawiają. Nie zmarnuje szansy, która dostał. Nie chodzi o pychę. On rozumie, że dziennikarz nie pracuje tylko dla siebie, ale też dla niego – dodaje. Reżyserka Agnieszka Smoczyńska, która pracowała z nim przy serialu „Wszystko przed nami”, ujmuje to tak: – Ma energię dziecka, łobuza z podwórka, dla którego wszystko jest możliwe. Nie ma dla Rafała płotu nie do przeskoczenia. Podobnego zdania jest Maciej Englert: – Bardzo się cieszę z szansy jaką otrzymał Rafał. Wierzę, że ją wykorzysta, bo ma niezbędną do tego odwagę.

Jeśli ktoś poza samym Zawieruchą zna kulisy jego angażu na planie „One Upon a Time in Hollywood”, jest to Gajewski. Ale gdy pytam o ten projekt, przedstawiciel Studia Gama nabiera wody w usta. Musi. Zawieruchę zna dobrze, przecież pracują razem już ponad pięć lat. Ale umowa z amerykańskimi producentami obwarowana jest niezwykle szczegółową klauzulą o zachowaniu poufności, tak zwanym NDA (od angielskiego non disclosure agreement). Jej złamanie mogłoby mieć katastrofalne skutki zawodowe oraz wymierne konsekwencje finansowe. Tym bardziej, że chodzi o Quentina Tarantino, który nie cierpi zdradzać prasie szczegółów projektów, nad którymi obecnie pracuje. Gajewski w iście hollywoodzkim stylu mówi więc ogólnikami: – Rafał wziął udział w castingu i okazał się najlepszy. Co to oznacza, dowiemy się w momencie premiery filmu, w maju 2019 roku.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij