Znaleziono 0 artykułów
19.10.2021

Michał Wiśniewski: Polski projektant u boku Nensi Dojaki

19.10.2021
Nensi Dojaka wiosna-lato 2022 /(Fot. Getty Images)

Choć początkowo w ogóle nie wiązał przyszłości z modą, szybko odkrył, że to projektowanie ubrań daje mu najwięcej radości i satysfakcji. Podczas studiów na Central Saint Martins poznał Nensi Dojakę – o rok młodszą studentkę projektowania mody damskiej. Dziś współtworzy z nią jej markę. Za nimi wygrana w konkursie LVMH Prize i pierwszy samodzielny pokaz na tygodniu mody w Londynie. Z projektantem Michałem Wiśniewskim rozmawiamy o jego dotychczasowej drodze, o przyjaźni i równowadze.

Twojej historii daleko do typowych opowieści o projektantach. Moda nie była twoim pierwszym wyborem, a jednak współtworzysz jedną z najgorętszych marek w branży.

W liceum uczyłem się w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Pod koniec zdałem sobie jednak sprawę, że w ogóle nie wiążę z tym tematem przyszłości. Nic w tamtym czasie nie wskazywało, że będę projektować ubrania, ale chciałem znaleźć coś dla siebie. To był mój okres buntu: nosiłem kolorowe włosy, nadmiar biżuterii i za ciasne spodnie.

Po liceum przez dwa lata próbowałem różnych rzeczy. Jako kierunek studiów wybrałem malarstwo – okazało się jednak zbyt artystyczne. Po pierwszym roku przeniosłem się więc na historię sztuki – była ciekawa, ale za bardzo teoretyczna. W końcu doszedłem do wniosku, że to właśnie projektowanie ubrań jest czymś, co chciałbym robić. Była to bardzo naturalna decyzja. Trudno mi nawet powiedzieć, co stanowiło pierwszy impuls. Projektowanie stało się złotym środkiem – był w nim artyzm, ale bardzo zorganizowany.

A co z zapleczem technicznym?

Zacząłem naukę w School of Form w Poznaniu. Od początku wiedziałem, że studia magisterskie chcę zrealizować na Central Saint Martins, a School of Form było jedyną szkołą, w jakiej mogłem o tym planie porozmawiać z wykładowcą. W Poznaniu zdobyłem sporo cennych umiejętności: od szycia, konstrukcji, aż do koronki klockowej. Miałem wspaniałą nauczycielkę szycia, Dorotę Jasiak. Do dziś utrzymuję z nią kontakt.

Michał Wiśniewski w studiu /(Fot. archiwum prywatne)

Cel został osiągnięty – trafiłeś do Londynu.

Zanim to się stało, dostałem się na Parsons w Nowym Jorku. Zaaplikowałem tam bardzo wcześnie. Już w styczniu – na trzy miesiące przed obroną pracy licencjackiej – wiedziałem, że rozpatrzono moje zgłoszenie pozytywnie. Ponieważ Central Saint Martins daje odpowiedzi dopiero w czerwcu, potwierdziłem Parsons i spokojnie czekałem na decyzję z Londynu. O tym, że powinienem wybrać Londyn, zdecydował również fakt, że jestem jedynakiem. Przeprowadzka do Nowego Jorku oznaczałaby długą rozłąkę z rodziną.

Projekt specjalny na galę amfAR /(Fot. archiwum prywatne)

Na Central Saint Martins poznałeś Nensi Dojakę. Od razu między wami zaiskrzyło?

Byliśmy na jednym roku, chociaż na dwóch specjalizacjach. Nensi studiowała projektowanie damskie, ja – męskie. Zaprzyjaźniliśmy się już pierwszego dnia, podczas imprezy integracyjnej. Central Saint Martins jest – delikatnie mówiąc – dość intensywną uczelnią. Dobrze jest mieć wsparcie i kogoś bliskiego. My odkryliśmy, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Mamy podobne charaktery. Nawet urodziny obchodzimy tego samego dnia – Nensi jest o rok młodsza ode mnie.

W studiu /(Fot. archiwum prywatne)

Kiedy stwierdziliście, że dogadujecie się na tyle dobrze, by zacząć razem pracować?

W szkole mieliśmy kilka programów, których partnerami były rozmaite marki z i spoza Wielkiej Brytanii. Konkursy dla studentów odbywają się zarówno na specjalizacji damskiej, jak i męskiej – ja wygrałem męski projekt z marką Dunhill. Wygrana – oprócz stypendium – uwzględniała też czteromiesięczny staż, choć normalnie nie przyjmują tam stażystów. Bezpośrednio po ukończeniu szkoły zacząłem więc pracę u Dunhill. Następnie bezpłatny półroczny staż zaproponowało mi Acne Studios. W tamtym momencie nie mogłem sobie jednak na to pozwolić, a traf chciał, że Nensi ruszała z własną marką i szukała kogoś do pomocy. Nie zastanawiałem się ani chwili – od razu wskoczyłem na pokład.

Byliście tylko we dwoje?

Tak i do dziś pracujemy w duecie. Oczywiście mamy współpracowników, ale pomagają nam raczej z doskoku. Było i jest trudno, ale mimo że mamy sporo pracy, pilnujemy, by nie zarywać nocy. Chyba nigdy nam się to nie zdarzyło.

Nensi Dojaka jesień-zima 2021 /(Fot. materiały prasowe)

Za wami pierwszy samodzielny pokaz na tygodniu mody w Londynie. Wcześniej prezentowaliście kolekcję w ramach inkubatora talentów Fashion East.

Jeszcze wcześniej pokazywaliśmy się razem z Discover Lab – był to nasz pierwszy sezon, a sama prezentacja przeszła trochę bez echa. Gdy dołączyliśmy do Fashion East, prezentowało się tam pięcioro projektantów.

Michał Wiśniewski /(Fot. archiwum prywatne)

Jak od kulis wygląda praca z taką organizacją? Zapewnia wam środki, przestrzeń do zorganizowania pokazu?

Przede wszystkim daje wsparcie merytoryczne i znajomości. To świetny wstęp do środowiska mody. Dzięki Fashion East zaczęliśmy współpracę ze stylistką, Francescą Burns. Pomagano nam z planowaniem produkcji, wszystkimi aspektami, o których niewiele można nauczyć się w szkole. Wszystkie logistyczne koszty pokazu także były po ich stronie.

Bella Hadid w projekcie marki /(Fot. Getty Images)

Ten rok był chyba dla was przełomowy. Na kilka tygodni przed pokazem markę nagrodzono w konkursie LVMH Prize. Co ta wygrana oznacza dla was w praktyce?

Jest niesamowitym kamieniem milowym. Najważniejszym aspektem tej wygranej wcale nie jest dla nas ekspozycja medialna, lecz mentoring od koncernu LVMH. Mamy nadzieję, że wsparcie od strony biznesowej pomoże rozwinąć markę i ustabilizować jej pozycję.

Jak dzielicie się obowiązkami?

Nasza praca na co dzień ma dość płynny charakter. Nensi woli pracować na manekinie, ja – robić szkice. Projektowanie to długi proces, na który składa się mnóstwo etapów. Czasami to opinia krawcowej albo asystenta studia jest w stanie zaważyć na jego ostatecznym kształcie. Tworzenie mody jest zawsze pracą zespołową.

Fot. archiwum prywatne

Nensi Dojaka to marka o wyraźnej estetyce. Od początku chcieliście, by wyglądała właśnie tak?

Tak, bo jest ona naturalnym przedłużeniem kolekcji dyplomowej Nensi, którą kupił kanadyjski sklep Ssense. Oczywiście była ona wtedy o wiele bardziej surowa, zdekonstruowana. Poszczególne motywy, głównie przezroczystości, doprowadziliśmy jednak do bardziej eleganckiej wersji. Projekty mają być seksowne, ale zawsze staramy się wykonać je tak, by sobie je na kimś wyobrazić. Nie są oderwane od rzeczywistości. Ciągle pozostają w jej ramach. Chcemy dostarczyć świetny produkt. Cieszy nas bardzo, gdy widzimy ludzi w naszych ubraniach. To chyba największy sukces.

Rozważasz pracę na własne nazwisko?

Coraz częściej, i to Nensi najbardziej namawia mnie, żebym stworzył męską markę. Waham się, bo wiem, ile trzeba włożyć w taki projekt pracy, jak duże są koszty i jak wiele potrafi być w nim przypadkowości. Nie chcę popełnić falstartu, chcę zrobić to wtedy, gdy będę naprawdę gotowy.

 
Michalina Murawska
Komentarze (1)

Ismena Granis12.12.2021, 22:06
😍😍
Proszę czekać..
Zamknij