Znaleziono 0 artykułów
24.06.2022

Praca pod kontrolą

24.06.2022
(fot. Getty Images)

Myślisz, że skoro pracujesz zdalnie, nikt nie sprawdza, ile czasu spędzasz przy komputerze, nie monitoruje twoich maili i rozmów na komunikatorach? Wręcz przeciwnie. Od początku pandemii firmy wydają coraz więcej na narzędzia, które pozwalają im śledzić, jak wydajnie pracujemy. A to, czego się dowiedzą, może przesądzić o naszej karierze zawodowej.

Elektroniczna karta do drzwi to nie tylko wygodny wynalazek, który zastępuje tradycyjne klucze do biura. To także skuteczne narzędzie do rejestrowania, o której godzinie przychodzisz do pracy i na jak długo z niej wychodzisz (np. na obiad). Zielony sygnalizator w służbowym komunikatorze, który włącza się, gdy ruszasz myszką, to oczywiście sygnał dla współpracowników, że jesteś online i można do ciebie pisać. Ale również znak dla przełożonych, że pracujesz.

(fot. Getty Images)

To, że szef sprawdza, czy pracownicy wystarczająco szybko klikają w klawiaturę, jeszcze kilka lat temu opowiadano w formie ponurego żartu w korporacjach podczas przerwy na kawę. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że tak jest. Na długo przed wybuchem pandemii „nietradycyjne techniki monitorowania personelu” stosowała ponad połowa firm o globalnym zasięgu, zatrudniających ponad tysiąc osób. Szacowano, że do 2023 roku rynek narzędzi i aplikacji, które w tym pomagają, będzie wart 3,3 miliardy dolarów. Już wiadomo, że ta liczba będzie znacznie wyższa. Tylko w kwietniu 2020 roku, czyli tuż po wybuchu pandemii, niektórzy dostawcy systemów monitorujących pracę zdalną chwalili się wzrostem sprzedaży aż o 300%, a ostatnie dwa lata pokazały, że zapotrzebowanie na nie ciągle rośnie. I chociaż wydaje nam się, że w czasie lockdownu udowodniliśmy, że w home office jesteśmy tak samo efektywni i produktywni jak wtedy, gdy pracujemy w biurze, to w pracodawcach najwyraźniej ożyły dawne stereotypy: jeśli nie siedzisz przy biurku, to nie pracujesz. Podejrzewając, że w domu możemy się obijać, chcą nas kontrolować jeszcze bardziej.

W poszukiwaniu pracownika idealnego

Do tego, by zbierać informacje o tym, jak pracujemy – często nazywane jest to „monitorowaniem aktywności użytkownika” – pracodawcy wykorzystują sztuczną inteligencję, techniki do analizy dużych zbiorów danych i najróżniejsze urządzenia i programy pomiarowe. Jednym z nich jest Cogito – program, używany w niektórych brytyjskich call center za wiedzą i zgodą pracowników, do obserwowania i rejestrowania ich zachowań.

(fot. Getty Images)

Wygląda niepozornie: to po prostu małe okienko w rogu monitora. Ale działa niczym rasowy szpieg. Nagrywa każdą rozmowę pracownika z klientem i jeśli wychwyci, że mówi on do niego zbyt szybko, na ekranie w ramach ostrzeżenia wyświetli prędkościomierz. Jeśli nie wychwyci w tembrze głosu wystarczającego poziomu empatii, wyskoczy – znowu jako ostrzeżenie – ikonka z serduszkiem. A jeżeli pracownik będzie się czuł nieswojo z tym, że sztuczna inteligencja ocenia jego interakcje i spróbuje ją wyłączyć lub zminimalizować na ekranie, system Cogito wyśle powiadomienie do kierownictwa w centrali. Z kolei stosowana w wielu amerykańskich firmach aplikacja Go365 monitoruje „dobrostan w miejscu pracy”, co pomaga pracodawcom obniżać koszty ubezpieczenia. Go365 mierzy bowiem ilość ruchu fizycznego i parametry zdrowotne pracownika, przyznaje mu też punkty za dobre zachowanie (np. wchodzenie po schodach), a także karze 500 dolarami rocznie, jeśli zgromadzi on niewystarczającą liczbę punktów.

(fot. Getty Images)

Nie jest tajemnicą, że w FedEx magazynierzy muszą nosić na ręce skomputeryzowany skaner śledzący tempo, w jakim pakują paczki, a „zbieracze” Amazona, czyli pracownicy, którzy lokalizują zakupiony towar i transportują go do stacji wysyłkowej, mają na nadgarstkach urządzenie monitorujące każdy ich ruch. Ujawnił to cztery lata temu dziennikarz James Bloodworth, który zatrudnił się właśnie jako „zbieracz” w jednym z magazynów Amazona. Napisał on w brytyjskim „The Guardian”: „Niedawne badanie przeprowadzone wśród pracowników magazynów Amazon w Anglii wykazało, że 74% bało się iść do toalety podczas zmiany z obawy, że nie wyrobi targetów”. Opisał on m.in. system, w którym przyznawane są punkty karne, gdy opaska wykryje, że pracownik zrobił sobie przerwę. Przy czym za przerwę uważane jest na przykład podrapanie się po swędzącym miejscu lub dojście do toalety. Sześć punktów równa się zwolnienie z pracy.

Ale nie tylko pracownicy fizyczni i niższego szczebla są monitorowani przez pracodawców. W Bridgewater Associates, jednym z największych funduszy hedgingowych na świecie, pracownicy za pomocą aplikacji o nazwie Dots oceniają u siebie wzajemnie ponad 100 cech, od „syntetyzowania w czasie” po „wyższy poziom myślenia”. Kropki każdego uczestnika zostają wyświetlone na ścianie podczas zebrań, a podczas podejmowania decyzji głosy tych, którzy mają wyższe wyniki, mają większą wagę. Z kolei w jednym z największych amerykańskich banków, Bank of America, managerowie w randze partnerów noszą na sobie biometryczne identyfikatory Humanyze, które co 16 milisekund zbierają dane o ich zachowaniu. Rejestrują one nie tylko ich słowa, lecz także ruchy: kąt nachylenia krzesła, gdy opierają się plecami, liczbę rozmów, ton głosu. Po co? By porównać je z danymi rejestrowanymi u innych i zidentyfikować nawyki, które cechują produktywnego pracownika.

Zaufanie plus kontrola

Choć wszystko to brzmi jak przepowiednia z powieści Orwella, pilnowanie pracowników nie jest wynalazkiem naszych czasów. Już w połowie XIX wieku niejaki Allan Pinkerton dorobił się fortuny, zakładając pierwszą na świecie agencję detektywistyczną, która na zlecenie przedsiębiorców śledziła ich pracowników po godzinach i infiltrowała rodzące się związki zawodowe. Na początku XX wieku magnat motoryzacyjny Henry Ford chodził po swoich fabrykach ze stoperem, sprawdzając maksymalną wydajność linii montażowych. W latach 90. XX wieku zapanowała moda na monitoring i instalowanie kamer przemysłowych. Miało to nie tylko zapobiegać kradzieżom, lecz także pomagać managerom w pilnowaniu pracowników, by ci pracowali wystarczająco szybko. Skąd ta potrzeba nadzoru? Otóż im bardziej firmy się rozrastają, tym słabiej szefowie znają ludzi, których zatrudniają. A co za tym idzie: tym mniej im ufają.

(fot. Getty Images)

Praca w home office tym bardziej nie oznacza więc wyrwania się spod kurateli szefa. W ciągu ostatnich kilku lat na popularności zyskały takie aplikacje, jak np. WorkSmart, która nawet co 10 minut fotografuje pracowników na home office, by nie ulegało wątpliwości, że nie opuścili posterunku. Przyznaje im też punkty za skupienie i intensywność działań. Wykorzystuje do tego… zrzuty ekranu, monitoring działań i liczenie uderzeń w klawisze klawiatury. I choć tak wiele mówiło się o tym, że plusem pandemii jest to, że pracodawcy wreszcie zaufali pracownikom, to w rzeczywistości od wiosny 2020 roku trend na instalowanie w firmach oprogramowania nadzorującego ciągle przyspiesza.

Do tego, by kontrolować podwładnych, nie potrzeba zresztą nowoczesnych systemów. Wystarczy zwykły SMS. Z przeprowadzonego w tym roku przez UCE RESEARCH i platformę ePsycholodzy.pl badania2 wynika, że ponad połowa Polaków, do których szef wysyła wiadomości w służbowych sprawach po godzinach pracy, czuje przymus odpowiedzenia na nią od razu. – Dotyczy to głównie młodych i aspirujących pracowników. Dla takich osób praca bywa na pierwszym miejscu w życiu. Mają świadomość tego, że duże zaangażowanie może prowadzić do awansu, a co za tym idzie – wzrostu zarobków. Przełożeni są tego świadomi i dlatego pozwalają sobie na taki kontakt po godzinach pracy – mówi Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl.

(fot. Getty Images)

Czy możemy się na to nie zgodzić? Teoretycznie tak, choć w praktyce, pracując na etacie, na zlecenie czy jako freelancerzy jesteśmy postawieni pod ścianą. Jeśli mamy utrzymać się na etacie albo nadal otrzymywać zamówienia, nie mamy wyboru – musimy zaakceptować intruzywny monitoring, który stosuje nasz pracodawca lub zleceniodawca. W świecie, w którym nadal odczuwamy skutki pandemii, trwająca w Ukrainie wojna nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę, a do tego szaleje inflacja, to globalne korporacje dyktują warunki, na jakich nas zatrudniają. Pamiętając o tym, jak wysokie jest bezrobocie, nie upominamy się o nasze prawa pracownicze. A to potęguje tylko skłonność pracodawców do stosowania nadzoru.


1-https://www.theguardian.com/commentisfree/2018/sep/17/amazon-warehouse-bernie-sanders
2-https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/wiadomosci-po-godzinach-pracy-od-szefa

Alicja Szewczyk
Proszę czekać..
Zamknij