Znaleziono 0 artykułów
13.07.2022

Cudne manowce: Mit amerykańskiego road tripu

13.07.2022
(Fot. Arianna Lago)

Kiedy Jack Kerouac w latach 50. pisał powieść „W drodze”, jego marzenie o przemierzaniu Ameryki było snem o wolności, niezależności i twórczości. Dziś – ten fundamentalny dla wielu filmów drogi, kolejnych książek, fotografii oraz teledysków mit sprzedaje się w przydrożnych punktach usługowych, które starają się zarobić na dawnych marzeniach buntowników. 

Amerykański road trip nadal żywi się obrazami z epoki „Easy Ridera” Dennisa Hoppera, „Zabriskie Point” Antonioniego, songów Boba Dylana i popularności busa volkswagena pomalowanego w kwiaty. Nieważne, czy miejsca, które po nim pozostały, są nadal prawdziwe, czy to tylko wykreowane scenografie, nienaturalne we współczesnym habitacie. Nadal pomagają urzeczywistnić marzenia o poszukiwaniu siebie – to nie ma znaczenia, że są fałszywe. Wycieczkowicze, przemierzając Stany, szukają przeżycia, a nie prawdy. Gonią swoje tęsknoty i fantazje, nie chcą konfrontować ich z rozczarowaniem ani kalibrować do surowego faktu, że dawne atrakcje to dziś w większości ruiny, personel nie wrócił po pandemii do moteli, a ceny benzyny rosną, podobnie jak inflacja.

W każdym turystycznym przewodniku znajdą się miejsca-okruchy, powidoki po dawnych przygodach. Podróżnicy na swojej drodze napotkają na przykład różowo-błękitny Pink Motel i jego Cadillac Jacks Diner. Dziś ten stylowy zajazd pod Los Angeles najczęściej służy za filmowy plan – pojawił się między innymi w „Drive” i w ponad 50 innych produkcjach ze wszystkich gatunków dziesiątej muzy. Z kolei na drodze do Palm Springs mieści się park Cabazon Dinosaurs, w którym wystawiono około 50 gatunków dinozaurów z plastiku, które uważny widz może pamiętać z filmów „Paryż, Teksas” albo „Wielka przygoda Pee Wee Hermana”.  

(Fot. Arianna Lago)

Zaś The Shady Dell pod granicą z Meksykiem oferuje nocleg w odnowionych przepastnych przyczepach z lat 40. i 50. minionego stulecia, kiedy to w Stanach zaczynał się narodowy boom na krajoznawcze wycieczki, nawet Marilyn Monroe z Arthurem Millerem wsiadali do swojego cabrio i ruszali w trasę. Oczywiście na terenie tego historycznego trailer parku znajduje się też klasyczna stołówka z epoki – Dot’s Diner. Dizajn utrzymany jest w klimacie tamtych czasów, łącznie ze starymi odbiornikami telewizyjnymi czy radiowymi.

Ale lata 50. XX wieku to nie jedyna inspiracja dla przydrożnych atrakcji. Zbudowany tak, by przypominać architekturę Dzikiego Zachodu monumentalny kolorowy Big Texan Motel prezentuje współczesną wariację na temat stylu dziewiętnastowiecznych pionierów, można poczuć się jak w westernie. Czemu oczywiście nie przeszkadza basen w kształcie stanu Teksas oraz 72-uncjowy stek serwowany w restauracji dla chętnych podjęcia takiego kulinarnego wyzwania – jeśli zjesz danie w ciągu godziny, posiłek jest gratis, jeśli nie dasz rady, płacisz 72 dolary. Amarillo zaprasza! 

Ale najbardziej do dziś pożądany amerykański road trip to przemierzenie Route 66. Drogę otwarto w 1926 roku, prowadziła przez osiem stanów, z Chicago do Los Angeles, 10 lat później wydłużono ją do Santa Monica, w sumie liczyła 3945 kilometrów. W czasie kryzysu w latach 30. XX wieku korzystali z niej masowo migranci przemieszczający się do Kalifornii w poszukiwaniu pracy. Droga zrobiła zawrotną karierę jako główna tętnica tożsamości Stanów, ale w 1985 roku nie spełniała wymogów autostrady – stała się niepotrzebna, zastąpiono ją nowocześniejszą wersją. Wiele biznesów, niczym huby przyczepionych do sześćdziesiątki szóstki, odeszło bezpowrotnie. Ale mit pozostał. Drogę skróconą o tysiąc kilometrów przemianowano na krajobrazową Historic Route 66, o czym informuje przy wjeździe ikoniczna dla popkultury tablica. Pozostało nieco unikatowych miejsc z czasów jej świetności – czasem są odświeżone i unowocześnione, a czasem zmurszałość jest częścią ich atrakcyjności. Motel Blue Swallow nadal wygląda jak w latach 50., na stałe przed wejściem parkuje vintage’owy samochód, a neon z jaskółką wygląda jak modne dziś oldschoolowe tatuaże. Przy drodze znajdują się też dwa motele pozostałe z dawnej sieci tak zwanych Wigwam. Natomiast w okolicach San Bernardino w Kalifornii oraz Holbrook w Arizonie można przespać się w betonowym tipi w wersji modern – z wi-fi, lodówką i cyfrówką. A na parkingu, oczywiście, odpowiednia dekoracja motoryzacyjna – dawne modele dogde’ów i chevroletów. Jeśli od „kultowego” miejsca na sen kierowca woli „kultowego” burgera, to nie ma lepszej miejscówki w Stanach od Emma Jean’s Holland Burger Cafe, upamiętnionego w „Kill Bill 2”. Skoro Uma Thurman poszła tam od razu po tym, jak pogrzebano ją żywcem – to chyba nie ma lepszej rekomendacji na żadnym trip advisorze. 


Cały tekst znajdziecie w wakacyjnym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dodatkiem „Vogue Polska Travel”Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

 

(Fot. Arianna Lago)

 

Karolina Sulej
Proszę czekać..
Zamknij