Znaleziono 0 artykułów
18.02.2023

„Miłość bez ostrzeżenia”: Zagubieni w Nowym Jorku

18.02.2023
Peter Dinklage /(Fot. materiały prasowe)

Po ośmiu latach od premiery „Planu Maggie” Rebecca Miller powróciła na festiwal Berlinale ze swoim nowym filmem „Miłość bez ostrzeżenia”. W tej spokojnej opowieści o zagubieniu w wielkim mieście, pokonywaniu demonów, szukaniu mądrej miłości, jedną z głównych ról gra Joanna Kulig.

W tym obyczajowym kinie romantyczne wątki mieszają się z komediowym podszyciem, a główną rolę odgrywają poszukiwania sensu życia i miłość. Jej definicji i sposobów na odnalezienie pojawia się na ekranie tyle, ilu bohaterów. Miller kreuje ich z lekkością i zainteresowaniem, ale i zdrowym, niekiedy ironicznym dystansem. Na pierwszy rzut oka różnią się od siebie, ale wszyscy pozostają głęboko ludzcy, nawet w swoich maniach i dziwactwach.

Steven Lauddem (Peter Dinklage) to znany kompozytor operowy. Jego poprzednie dzieło odniosło niewyobrażalny sukces, ale zaowocowało także głębokim załamaniem nerwowym i depresją artysty. Teraz presja na powrót w równie dobrym stylu rośnie, ale mężczyzna pozostaje w kreatywnym impasie. Nasilają się napady paniki, nic nie pomaga. Przełamać kryzys pomaga mu jego niegdyś terapeutka, obecnie żona, Patricia (Anne Hathaway). Kobieta niemal siłą wypycha męża z gustownie urządzonego apartamentu w charakterystycznym dla Nowego Jorku budynku z czerwonobrunatnego piaskowca. Zmusza, by pod pretekstem spaceru z psem poszwendał się po mieście i, rozbudzając naturalną ciekawość, poszukał inspiracji. Ale pewnych scenariuszy nawet ta obdarzona bogatą wyobraźnią psychiatrka nie może przewidzieć.

Podczas takiego spaceru Stephen trafia do niepozornego baru, w którym poznaję Katrinę (Marisa Tomei), urokliwą kapitankę holownika noszącego jej imię. Niewinna rozmowa przeobraża się w niespodziewane, pełne namiętności popołudnie, które zaskakuje mężczyznę także dlatego, że budzi w nim od dawna uśpioną chęć tworzenia. Lęk przed nieznanym zwycięża i Steven, zanim nawet rozważy możliwość kontynuowania znajomości, ucieka. Jednak romans przywraca mu wrażliwość muzyczną, a także umożliwia dotrzymanie kontraktu, który wymagał od niego stworzenia kolejnego dzieła w ciągu dwóch tygodni.

Joanna Kulig w „Miłość bez ostrzeżenia” gra postać wyłamującą się ze schematów

Choć Patricia na pierwszy rzut oka ma idealne życie, jej również towarzyszy głębokie poczucie niespełnienia. Frustrację nasilają zgromadzone w domu piękne przedmioty, które miast cieszyć, zaczynają ją przytłaczać. Tak odkrywa, że źródłem wielkiej satysfakcji jest dla niej asceza, a miejscem, które daje największy psychiczny komfort, staje się kościół. W głowie kiełkuje myśl: A może by tak rzucić wszystko i oddać się religijnym poszukiwaniom? 

Ale ot tak odejść od swojego dotychczasowego życia nie jest łatwo, tym bardziej kiedy ma się dorastające dzieci. Syn Patricii Julian (Evan Ellison) to niezwykle utalentowany uczeń z jasnymi uniwersyteckimi perspektywami, dojrzale i szaleńczo zakochany w swojej dziewczynie, pomysłowej i uzdolnionej Teresie (Harlow Jane). Ich udany związek komplikuje się, gdy matka Teresy, polska imigrantka Magdalena (Joanna Kulig), nie wiedząc o relacji młodych, zaczyna pracować w domu Patricii i Stevena. Przypadkowo odkryty zmysłowy wymiar młodej miłości wytrąca Magdalenę ze strefy komfortu. Kiedy ojczym Teresy, Trey (Brian DArcy James), stenograf sądowy ze śledczymi inklinacjami i fan rekonstrukcji historycznych, dowiaduje się, że córka uprawia z Julianem seks, reaguje radykalnie. Ujawniają się jego rasistowskie emocje i odruchy. Postanawia oskarżyć chłopaka, starszego o dwa lata od Teresy, o uwiedzenie osoby nieletniej, czyli gwałt. Jak to niespodziewane zagrożenie wpłynie na relacje młodych? I jak w obliczu zagrożenia zachowają się obie matki? Czy Steven stanie na wysokości zadania?

„Miłość bez ostrzeżenia” to film o łagodnym tempie, spokojne rozwijający poszczególne wątki. Reżyserka i scenarzystka wystarczająco dużo czasu poświęca każdemu z bohaterów, daje widzom szansę na ich bliższe poznanie. Dziwactwa i obsesje, lęki i pragnienia Patricii, Stevena, Katriny czy Magdaleny są na ekranie pokazane z empatią i nigdy nie są wyśmiewane, nawet gdy wydają się otwarcie żałosne. Nieco bardziej radykalne zwroty akcji Miller ubiera w satyryczny kostium, co rozładowuje napięcia i daje fajny oddech podczas seansu. Wartością dodaną są pokazy kolejnych, tworzonych przez Stevena spektakli, coraz bardziej ekstrawaganckich i kampowych. Aż szkoda, że operowy musical o intergalaktycznych kochankach nie istnieje naprawdę, bo podbiłby serca tłumów!

Obsada filmu na Berlinale /(Fot. Getty Images)

Miller postawiła na ciekawą, różnorodną grupę aktorów. Każdy dostaje szansę, by spełnić się na ekranie, i każdy w inny sposób zachwyca. Palma pierwszeństwa przypada ex aequo Tomei, której ekscentryczna, acz melancholijna Kristina to strzał w dziesiątkę, i Hathaway, coraz śmielej eksplorującej swój komediowy nerw – z powodzeniem. Kulig gra postać nieco stereotypową, polską sprzątaczkę, ale jednocześnie wyłamującą się ze stereotypów – kobietę złamaną przez życie, pozornie bezwolną, a w istocie silną i gotową na wszystko, gdy wymaga tego sytuacja.

Bardzo wzruszająco Miller opowiada też o młodej, ale dojrzałej miłości. Umiejętność młodych mądrego kochania reżyserka zestawia z lękami i nieudolnością starszych, niegdyś w miłości skrzywdzonych i do dziś tę zadrę, niczym truciznę, w sobie noszących. Na szczęście reżyserka również im daje szanse na naukę i rozwój.

Niektórzy międzynarodowi recenzenci dopatrują się w filmie sztuczności albo wręcz fałszu. W moim odczuciu pewna sztuczność czy też nadmiar to wynik świadomie wybranej konwencji. Co więcej, jako artystyczna decyzja pozwala Miller i aktorom potestować własne granice i nieco poszaleć. Zatem tego rodzaju obserwacje rozumiem, obaw nie podzielam.

„Miłość bez ostrzeżenia” nie jest głośnym hitem, a raczej spokojną, meandrującą, filuterno-melancholijną opowieścią o zagubieniu w wielkim mieście, poszukiwaniach mądrej miłości, pokonywaniu demonów, nieprzenoszeniu własnych traum na dzieci. Produkcja trochę w klimacie starego Allena ze szczyptą wczesnego Noah Baumbacha i Grety Gerwig. Film nie zawsze idealny, niepozbawiony dłużyzn, ale w ostatecznym rachunku satysfakcjonujący i uroczy – recepta tak na łzy wzruszenia, jak na uśmiech.

 

Anna Tatarska, Berlin
Proszę czekać..
Zamknij