Znaleziono 0 artykułów
22.10.2022

Demontaż atrakcji. „Zdarzyło się”

22.10.2022
(Fot. materiały prasowe)

Adaptację książki noblistki Annie Ernaux ogląda się z trudem. To, co „Zdarzyło się” w latach 60. we Francji, może zdarzyć się 60 lat później w Polsce. Film Audrey Diwan otrzymał Złotego Lwa z Wenecji w 2021 roku. Powinni zobaczyć go wszyscy, by zrozumieć, że aborcja to prawo człowieka. Zagrożenie zajściem w niechcianą ciążę jest wspólnym doświadczeniem kobiet.

Zdarzyło się. Wpadka. Co się stało, to się nie odstanie. Powinna zdarzyć się i aborcja. Zdarza się bowiem i tak, że chce się ciążę usunąć.

Kto nigdy nie robił z obawą testu ciążowego, niech rzuci kamieniem. Dziewczyny wzajemnie wyznają sobie takie lęki. Większość z nas choć raz w życiu nerwowo liczyła dni od ostatniej miesiączki. Czerwieniła się przy kasie, kupując test, zamknęła się w łazience i drżącą ręką wpuszczała krople moczu w okienko płytki. Większość z nas zna niepokój oczekiwania. I uff, znów się udało. Wtedy pisała esemesa do tego kogoś, że jednak nie, na szczęście, nie będzie kłopotu. Kolejny seks: „tylko rób tak, żeby nie było dziecka”, mówiąc słowami Andrzeja Bursy, jednego z moich ulubionych poetów. Więc następnym razem wszystko naraz: tabletka, prezerwatywa, plaster, stosunek przerywany i kalendarzyk. Ciągły lęk, że kiedyś się zajdzie.

Pytanie o ciążę skieruję teraz do mężczyzn. Załóżmy, że z każdego seksu, w jakim brałeś udział, mogło wyjść dziecko. Co, przyznasz, zmienia nieco określenia na „p”, „j” i na „r”, jakimi pewnie zdarzało ci się nazywać te zdarzenia. I wyobraź sobie teraz, że byłbyś ojcem tych wszystkich dzieci zrodzonych w wyniku stosunków, którymi zdarzało ci się przechwalać, z partnerkami seksualnymi, jakich wolałbyś już nigdy więcej nie spotkać, a co dopiero mieć je na stałe w swoim życiu. Odpowiesz może: była taka, to jej ryzyko, że się nie zabezpieczyła, mogła się nie puszczać, ma za swoje. A może nie powiedziała ci, że jest w ciąży w obawie przed taką właśnie reakcją. Jeśli zarodek usunęła, jest egoistką, że nie chce rodzić. Zawsze mogła oddać do adopcji. A jeśliby urodziła, może byłaby odpowiedź, że cię usidliła, a teraz nic nie robi, tylko siedzi z bachorami w domu i woła o zasiłek, chce cię oskubać, ściąga alimenty.

Aborcja to prawo człowieka

Dlatego dziwi mnie, że ktoś wypisuje kredą na chodniku: „aborcja to morderstwo”. Wokół praskich bloków, w bramach, na przejściach przy Grochowskiej zauważam taką oddolną krucjatę. Kiedyś kredą rysowało się grę w klasy i skakało najpierw na jednej, potem na drugiej nodze, na skrzyżowanych, tyłem – to była próba gibkości. Dziś samo schylanie się do ziemi, żeby wypisywać takie zdanie, wydaje się ćwiczeniem – z niesłuchania, obojętności, z braku empatii. Dziwi mnie, że komuś się chce agitować przeciw kobietom w taki sposób.

Wizja, że bierzemy sobie aborcję na życzenie, jakby to była kroplówka na kaca, jest wytworem nietrzeźwej męskiej fantazji. Aborcja to nie fanaberie, to nie luksusowa procedura, jak ozonowanie krwi czy ostrzykiwanie osoczem, to nie przywilej bogatych ludzi. Aborcja to prawo człowieka. A dziś nawet ratująca życie jest dla wielu Polaków nie do pomyślenia. To jedyny moment, gdy troszczymy się o potencjalnych ojców, uważając, że należy ich pytać w kwestii usunięcia płodu. Owszem, w tej sprawie też mężczyźni najwięcej mają do powiedzenia.

(Fot. materiały prasowe)

Jak długo jeszcze? Tak nie może być. Już dalej nie mogę. Tak się nie da żyć. Jak długo jeszcze będę zmuszona pisać o cierpieniu kobiet? Izabela z Pszczyny, Agnieszka z Częstochowy, bezimienne dziewczyny z Rzeszowa, Wrocławia, Poznania, Rudy Śląskiej. Te, o których wiemy, i te, których ślady są zatarte. Jak długo będziemy czcić ich pamięć? Ile następnych będziemy musiały wciąż nosić na transparentach?

Minęły dwa lata, odkąd założyłam czerwony strój z „Opowieści podręcznej”. Pod Świątynię Opatrzności pojechałam podczas sumy. Tym, kto rzucił się na mnie z obelgami, był mężczyzna oburzony napisanym na kartonie tekstem: „czyścicie swoje sumienia naszą krwią”. Przyjechał do kościoła z rodziną, w ręku trzymał nosidełko z niemowlęciem, za nim dreptała dwójka przedszkolaków, z napadu wściekłości wyciągała go żona. Dlaczego nie mieściło mu się w głowie, że aborcja musi być legalna? Pytanie: „gdzie są TE dzieci”, brzmi gorzko, bo w takim terrorze rodzenia żadna z nas niedługo nie będzie chciała być matką. Przeciwnicy aborcji nie rozumieją, że legalizacja i dbałość o opiekę zdrowotną kobiet ma szansę podnieść dzietność, a nie ją obniżyć. I tak, jeśli jesteśmy zmuszone, robimy aborcje, załatwiamy tabletki albo zabiegi za granicą. Nic tego nie zatrzyma.

Niechciana ciąża: My, kobiety, jesteśmy w tym razem

Nie mogę już oglądać thrillerów, w których znajdują zwłoki młodych dziewcząt, ze scenami gwałtu, zwłaszcza przez mężczyzn, z którymi gwałcone kobiety były wcześniej w jakichś relacjach. Wyłączam serial, w którym widać ofiary seryjnych morderców. Zaczynam się gorzko śmiać, gdy na początku filmu dowiaduję się, że matka bohaterki nie żyje. Jest tak w większości bajek dla dzieci, nad czym ubolewamy obie z moją córką, odkąd zaczęła być widzką. Potem ten sam model przechodzi do kina dla dorosłych. Bo najlepiej, jeśli kobieta umrze przy porodzie. Wydała na świat i już nie jest potrzebna. Kino interesują losy świata bez niej, w żałobie po niej.

Osobną kategorią są filmy o kobietach dla kobiet. Tam aborcja pojawia się jako proces, w którym przez odmowę rodzenia powstaje nowa, samostanowiąca kobieta i jej najbliższe otoczenie, które to szanuje. W różnych stylach, od „Dirty Dancing” po „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”, kino tworzy tradycję mówienia o inicjacji w kobiecość, w dorosłość, w odpowiedzialność poprzez radzenie sobie z niechcianą ciążą.

Współczesne obrazy mierzą się głównie z konsekwencjami psychicznymi i społecznymi aborcji. Akcja „Lingui” toczy się w Czadzie, gdzie rządzi islam. W tym ujęciu aborcja jest wyrazem opieki, solidarności, troski, o jaką walczy matka dla małoletniej córki. W Nowym Jorku z „Nigdy, rzadko, czasami, zawsze” aborcja jest legalna, ale dwie nastolatki uciekają się do kłamstw i przekroczeń, by tylko nikt nie dowiedział się, co planują. Nie ufają swoim bliskim, na szczęście pomaga im służba zdrowia i wspierają siebie nawzajem. Wątek aborcji pojawia się też w tle „Portretu kobiety w ogniu”. Para głównych bohaterek pomaga służącej w ludowej procedurze, znika klasowy podział. Gdy zabiegu dokonuje znachorka, która zna się na rzeczy, leżące obok niemowlę uśmiecha się do pacjentki, jakby mówiło: „Nie martw się, przyjdę, gdy będziesz gotowa”.

Aborcja w „Zdarzyło się”: Doświadczenie pokolenia

W „Zdarzyło się” ginekolog pyta dziewczynę, czy miała stosunki płciowe i czy ma chłopaka. Odpowiedzi brzmią: „nie”. Lekarz z przykrością zawiadamia, że pacjentka jest w ciąży. Patrzy na niego młoda osoba o jeszcze dziecięcej buzi. Pojawia się wątpliwość, że może nie jest uświadomiona, a ktoś zrobił jej krzywdę. A ona po prostu śmiertelnie się wstydzi. – Niech pan coś zrobi! – prosi lekarza. – Nie mogę i niech pani nikogo o to nie prosi! – odpowiada doktor, przerażony groźbą więzienia. Widmo hańby, jaka spotka ciężarną dziewczynę, która dopiero zaczęła studiować literaturę i ma inne ambicje od tej, by w tej chwili zostać matką, sprawia, że boi się powiedzieć o tym komukolwiek. Jej strach pogłębia penalizacja. Współczujemy, że nie ma jakiegokolwiek wsparcia, jest zostawiona sama sobie.

Nieprzystawalność grozy, jaką przeżywa osoba, która ledwo co osiągnęła pełnoletniość, zderzona jest z codziennością otoczenia, w którym nikt nie wie, co naprawdę się dzieje. Anne udaje, że wszystko jest w porządku, obmyślając sposób, aby się uratować. Dostajemy kolejne dowody na to, że jest niewinną osobą, a musi dokonać brutalnego zabiegu, aby się uratować. Hańba, jaka ewentualnie jej grozi, jest tak wielka, presja tak okrutna, że bohaterka do końca próbuje zachować spokój, nawet gdy jest już bliska samounicestwienia. Jej hart ducha, nieustraszoność budzą prawdziwy podziw.

Film Audrey Diwan śledzę z trudem. Wiem, że muszę wysłuchać tej historii, że jest potrzebna. Przez większość czasu kamera jest tuż przy brzuchu młodej dziewczyny, która w rozpaczy próbuje pozbyć się zagnieżdżonego w niej płodu. Anne (Anamaria Vartolomei) najczęściej na ekranie jest sama ze sobą, tak autentyczna, że film sprawia wrażenie intymnej spowiedzi. Jest nią dzięki wyznaniu Annie Ernaux, noblistki, mistrzyni autobiograficznej prozy, na której oparto scenariusz filmu. „L’Evenement” ukaże się po polsku w przyszłym roku. Jest jedną z książek, które autorka napisała, aby przeciwdziałać znikaniu, dać świadectwo kobiecego doświadczenia życia w XX wieku. W „Latach” pisze o sobie i innych studentkach: „Żyły w dwóch różnych czasach – jednym takim, jak wszyscy, z referatami do przygotowania na zajęcia, wakacjami, i drugim, kapryśnym, groźnym, zawsze mogącym się zatrzymać, śmiertelnym czasie swojej krwi”. Była jedną z nich, co rejestruje bez sentymentu i patosu. Bycie młodą kobietą jest bardzo trudne, przypomina, odchodząc od mitologizacji tamtych czasów.

Opisuje także powody, dla których tak, a nie inaczej traktowano swoje zdrowie i życie. Wspomina, że we wszystkich rodzinach umierały dzieci, te ocalałe wychowywano więc do śmierci, w lęku przed nieuleczalnymi, nagłymi chorobami, w przerażeniu, że będą następne w kolejce. Pisze, że „kompromitacja była dla dziewcząt nieustannym zagrożeniem. (…) Nic – ani inteligencja, ani studia, ani uroda – nie liczyło się tak bardzo jak reputacja na rynku matrymonialnym. (…) Panna z dzieckiem traciła wszelką wartość, nie mogła liczyć na nic, chyba że na poświęcenie mężczyzny, który zgodziłby się ją przygarnąć wraz z owocem jej grzechu. (…) A przecież flirtowało się, posuwając się coraz dalej. (…) Schwytane w pułapkę pomiędzy ideałem wolności w stylu bardotki, szyderstwami chłopaków, że niezdrowo być dziewicą, a nakazami rodziców i nauką Kościoła, wolały nie wybierać. Nikt się nie zastanawiał, jak długo jeszcze potrwa zakaz aborcji i życia razem bez ślubu. Trudno dostrzec oznaki społecznych przemian, gdy patrzy się z perspektywy pojedynczej egzystencji, jest tylko uczucie niesmaku i zmęczenia, które sprawia, że tysiące jednostek myśli jednocześnie, każda w skrytości ducha: »A więc nic się nigdy nie zmieni«”. 

(Fot. materiały prasowe)

To lata 60. we Francji. Dopiero w 1975 roku wprowadzono „ustawę Veil”, dopuszczającą dobrowolne przerwanie ciąży na życzenie matki do 12. tygodnia ciąży. To boli, że dokładnie tę samą historię można opowiedzieć po 60 latach w Polsce. Rzeczywistość jest nie do pomyślenia. Czuję się jak wyżęta ścierka. Pustka, zmęczenie, brak nadziei rozsiadają się we mnie i mija parę dni, zanim udaje mi się je złuszczyć i wydalić. Właśnie temu ciągłemu odrodzeniu macicy służy menstruacja. Organizm wyrzuca z siebie błony śluzowe. „Dlaczego tylko macica miałaby się odnawiać? (…) Błony naszego ducha też wymagają złuszczenia i co pewien czas powinny być wyrzucane. Nie należy się obawiać wewnętrznego krwawienia, jakie tym oczyszczającym procesom musi towarzyszyć” – pisze Jolanta Brach-Czaina. Dlatego warto przejść przez trudne doświadczenie, jakim jest zwłaszcza dla Polek dzisiaj oglądanie tego filmu. Może być bolesne, ale służy wewnętrznemu odrodzeniu.

Na pierwszym pokazie filmu w Wenecji, gdzie w 2021 roku film wygrał Złotego Lwa w Konkursie Głównym, czułam się wyjątkowo nieswojo. Siedziałam w jednym z pierwszych rzędów i gdy tylko bohaterka zaczęła swoją gehennę prób spędzenia płodu domowymi metodami, usłyszałam za plecami wybuch nerwowego śmiechu. Myślałam, że ucichnie, ale nie ustawał, brzmiał coraz bardziej histerycznie w miarę rozwoju akcji. Odwróciłam się, by uciszyć przeszkadzającą mi osobę. Zobaczyłam dwoje siwych ludzi: ona, czerwona na twarzy, we łzach zanosiła się śmiechem, on przytulał ją i trzymał za ręce. Para starszych ludzi oglądała „Zdarzyło się” w poruszeniu. Głośne reakcje tych dwojga trwały aż do napisów końcowych, czyniąc mój odbiór filmu jeszcze bardziej dotkliwym. Wyszłam wstrząśnięta tym, czego doświadczyłam na ekranie, lecz zwłaszcza – na widowni. Teraz gdy oglądam go ponownie, nie jestem w stanie uciszyć w pamięci tamtej bolesnej reakcji.

Polska – to nie jest kraj dla kobiet

W galerii 66P oglądam wystawę Beaty Rojek i Soni Sobiech „Wczorajsze sny tkają ruiny jutrzejszych świątyń” osnutą wokół komiksu „Opowieści aborcyjne” o doświadczeniach, którymi podzieliło się kilka kobiet. Jest tu słowiańska bogini Jagodna – opiekunka poronień z otwartą pochwą i kroplą na ziemi. W konwencji średniowiecznych drzeworytów narysowano kobietę leżącą nago, obejmującą długiego czarnego węgorza, inną w stanie bólu-rozkoszy, gdy zamyka jedno oko, piramidę tabletek, tradycyjne zioła używane w spędzaniu płodu. Które? Nie trzeba googlować, wystarczy spojrzeć na obraz Jagody Dobeckiej w Zachęcie. Artystka ofiarowuje bukiet poronnych ziół: kokornak, rutę, wrotycz, kopytnik, bylicę, używanych w długiej zielarskiej tradycji, dzisiejszej walce Polek o prawa reprodukcyjne.

Wiemy, że nie jesteśmy pierwsze, że nasze przodkinie zawsze to robiły. Szukamy patronek dla naszego zmagania z lękiem. Wiary w to, że mamy prawo, musimy szukać poza wcielonym siłą na tych ziemiach rzymskim katolicyzmem. Kościół zniszczył to, co było tu wcześniej, usunął wiedzę, sprowadził kobiety do roli podległej wobec mężczyzn. Nie chodzi tylko o prawo do aborcji, ale o przemoc wobec kobiet w każdym wymiarze. Ile żeńskich imion pojawi się jeszcze w doniesieniach o pobiciach, gwałtach, molestowaniu? Ile nazwisk, a raczej inicjałów stanie przed sądem za pomoc w aborcji potrzebującej, za obronę przed policją, za namalowanie tęczy w aureoli Matki Boskiej? Czyny, za które kobiety w Polsce są prześladowane, powinny wynieść je na pomniki zamiast do ławy oskarżonych. Rozejrzyj się. Widzisz kobiety na cokołach? Czy tylko księży, władców, żołnierzy? Gdzie jest ślad naszego doświadczenia? Gdzie jest kobieca polska historia?

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij