Znaleziono 0 artykułów
17.03.2023

Książka tygodnia: Ryszard Ćwirlej, „Granica możliwości”

17.03.2023
Fot. Materiały prasowe

Czarnymi charakterami w tym kryminale są byli esbecy, a stróżami prawa policjanci wywodzący się z Milicji Obywatelskiej. Rodzi się kapitalizm, socjalizm kona. W „Granicy możliwości” jasne jest, że nietrudno było wtedy o prawdziwie przestępstwa, bo materiał na bandziorów mieliśmy wyborny.

Kto dzisiaj pamięta, że dawno temu najmodniejszy, przynajmniej w pewnych sferach, był kresz? To rodzaj tkaniny poliestrowej, którą poddaje się wysokim temperaturom, by uzyskać efekt pomarszczenia. W zamierzchłej prehistorii z kreszu szyto niemal wszystko. Osobliwie zaś dresy, najlepiej w kolorach zwanych oczojebnymi i w oczojebnych połączeniach, od seledynu po ultramarynę, kanarkową żółć, róże, burgundy, czerwienie. Dresy były uznawane dość powszechnie za strój elegancki, stosowny i do pubu (bo w tym czasie pojawiły się też polskie puby i nasze piwo w puszkach), i na przyjęcie, do wypoczynku, do biura, do kościoła i w zasadzie wszędzie. Mogły specjalnie wszytymi paskami na nogawkach i sfałszowanymi znakami firmowymi udawać zachodnie marki. Bo zachodnie, a nawet udające zachodnie, to było coś. Krajowego zaś po prostu nie było.

Jesteśmy w 1990 roku, na początku początków polskich zmian, kiedy już wiadomo, co znaczą: bezrobocie, Balcerowicz, ograniczenie zarobków zwane popiwkiem. Ale do względnego dostatku daleka droga. Otaczają nas wszechobecne podróbki, od AGD po ubrania. Kapitalistyczne się rodzi, socjalistyczne kona w konwulsjach. Chyba nie ma Polaka, który nie chciałby mieć spółki z o.o., prawie każdy chce robić biznes. I również prawie każdy boi się, co przyniosą kolejne dni, bo wiedzieliśmy, jak się upaństwawia, ale jak prywatyzuje – niekoniecznie.

Atutem książek Ryszarda Ćwirleja jest język

Historia zaczyna się na drodze między Poznaniem a Świeckiem, na dziurawej jednopasmówce w niczym niepodobnej do dzisiejszej autostrady. Wokół drzewa zawinął się przechodzony samochód, rzecz jasna, zachodni. Pasażer nie żyje, kierowca ledwo dycha. Podjeżdża dwóch gości, rabują ułożone na tylnym siedzeniu i w bagażniku podróbki japońskiej elektroniki szmuglowane z Berlina Zachodniego (był taki Berlin, choć już nie było muru). Zostawiają auto wyczyszczone do cna, ale ponieważ nie wiedzą tak naprawdę, czego i gdzie szukać, najważniejszy towar zostaje. To o niego zacznie się walka obfitująca w trupy i strzelaniny, prowadzona na kilku frontach. A jej główni bohaterowie znają się ze sobą od lat i nigdy nie pałali wzajemną sympatią. 

Szwarccharaktery w tej historii są byłymi funkcjonariuszami SB, których nie wpuszczono do służb nowego państwa polskiego, a i sami nie bardzo chcieli. A szeryfowie to policjanci wywodzący się, jakby inaczej, z Milicji Obywatelskiej. Pytanie, jak w każdej powieści sensacyjnej, brzmi: Kto wygra? Znam odpowiedź, ale nie powiem.

„Granica możliwości” to kolejna wielkopolska i milicyjno-policyjna powieść Ryszarda Ćwilreja, autora słusznie honorowanego branżowymi nagrodami za pisarstwo kryminalne. U niego intryga zawsze trzyma się kupy, a sąsiedztwo dwóch epok – PRL i III RP – dowodnie pokazuje, że za komuny, a przede wszystkim na styku komuny i kapitalizmu, było miejsce na prawdziwe przestępstwa, jako że i materiał na bandziorów mieliśmy wyborny – funkcjonariuszy działającej lub zlikwidowanej Służby Bezpieczeństwa, gości bez krzty przyzwoitości, dobrych do złodziejstwa, szantażu, intryg, mokrej roboty. Wiarygodności dodaje bohaterom społeczne i gospodarcze tło, czyli pierwsze miesiące kapitalizmu, gdy dzięki jednemu przekrętowi można było zostać prezesem jakiegoś na przykład banku.

Atutem książek Ćwirleja jest język. Wiadomo, że każdy człowiek mówi inaczej, tak samo jak inaczej rozumie i opisuje świat. Starzy bywają niereformowalni, młodzi pędzą ku nowościom, choć niekiedy po prostu im się nie chce. Jeden bohater ma więc język bogaty jak z akademickiej katedry. Drugi kaleczy słowa, w mowie i w zachowaniu jest prostakiem, a ze świata nie rozumie nic.

Jednak tym razem, zdaje mi się, że Ryszard Ćwirlej przeszarżował. Głupi policjant, były milicjant z długim peerelowskim stażem, jest w „Granicy możliwości” głupi do kwadratu, bo mówi i tłumaczy sobie świat jak patentowany głupek. Niewiele lepszy wydaje się mechanik samochodowy, obowiązkowo w utytłanych smarem portkach. Rozumem nie grzeszą złodzieje samochodów, prowincjonalni działacze partii aż za bardzo ludowej, biznesmeni od siedmiu boleści. Za to esbecy są o niebo cwańsi i otrzaskani zgodnie z dawną legendą, iż esbek był gwiazdą zła (absolutna prawda), a przy okazji mistrzem intelektu (nieprawda) w ówczesnych organach. Ale jeśli zdania, jak w tej książce, układają się zbyt łatwo, przeszarżowanie w budowaniu bohaterów też nie jest trudnością.

Fot. Materiały prasowe

Ryszard Ćwirlej, „Granica możliwości”, wydawnictwo Muza

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij