Znaleziono 0 artykułów
10.02.2023

Książka tygodnia: Paweł Pieniążek, „Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji”

10.02.2023
(Fot. Getty Images)

Paweł Pieniążek stosuje prostą metodę: jedzie gdzieś, wsiąka w teren, rozmawia, ogląda. Tym razem przepadł w Ukrainie, a efektem jest książka „Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji”. Opisuje w niej chwile, które pozwalają poczuć, czym jest wojna dla zwykłego człowieka.

Czy wiecie, że kiedy wybucha bomba kasetowa, pojawia się uczucie, jakby rozstępowała się ziemia, a ludzie giną od latających wszędzie małych odłamków, bombeczek? Wiecie, ale zapomnieliście; wszak o bombach kasetowych używanych przez Rosjan na ukraińskiej wojnie trąbiły wszystkie media świata. To broń niehumanitarna i niehonorowa, wymyślona po to, by wymordować, a nie po to, by wygrać, zakazana konwencjami, po prostu podła. Została użyta na stacji kolejowej w Kramatorsku, gdzie dzień i noc przychodzili uchodźcy, by doczekać się ewakuacji.

Zaraz, zaraz – a pamiętacie Kramatorsk? Pewnie, że nie. Przecież później tak wiele się zdarzyło. Choć przedtem były masowe mordy w Buczy i w Borodziance. A więc; 8 kwietnia ubiegłego roku w dworzec kolejowy w Kramatorsku uderzyły rosyjskie rakiety Toczka – U. Stacja kolejowa to nie igła w stogu siana; nie trzeba się zbytnio starać, żeby w nią trafić.

Na kramatorskim dworcu ponad 1000 osób, w tym dzieci, czekało na ewakuację z terenów bezpośrednio zagrożonych atakiem. Zginęło ponad pół setki, troje dzieci. Rosja – podobnie jak w przypadku zestrzelenia malezyjskiego samolotu pasażerskiego (283 ofiary) – rozkręciła gigantyczną kampanię dezinformacyjną, opartą na przekazie: „To nie my, to oni”. Dokładnie wedle instrukcji zawartej w powiedzeniu używanym przez bandytów – „Grunt to się wyprzeć, może ktoś uwierzy”. Wołodymyr Zełenski powiedział o Kramatorsku: „To zło, które nie ma granic. A jeśli nie zostanie ukarane, nigdy się nie skończy”.

Paweł Pieniążek jest z tego gatunku reporterów, którzy podobne wydarzenia oglądają z bliska. Bywał w różnych miejscach konfliktów, od Afganistanu i Syrii po Noworosję, jak Kreml i jego kolaboranci nazywają te części Ukrainy, które podobno im się należą. Metodę ma prostą: jedzie gdzieś na kilka tygodni, wsiąka w teren, rozmawia i ogląda. A kiedy wyjeżdża, to z postanowieniem, że zaraz wróci. Tym razem przepada w Ukrainie.

W książce Pieniążka nie ma podniosłości, jest codzienny obraz wojny

Reporter, równolatek wolnościowych przemian w Europie Wschodniej, jest niezwyczajnie dojrzały. Nie ściga się o newsy, gdyż wie, że przegra ten wyścig z dowolną telewizją i radiem, nie mówiąc o internecie. Woli spokojnie (jeśli na wojnie to możliwe) przysiąść na ganku jakiejś chatynki lub w przydrożnym rowie, zagadać, posłuchać, wypić z gospodarzami szklankę herbaty (jeśli mają), po prostu z nimi pobyć. Albo wspólnie szukać drogi ucieczki, znaleźć w miarę bezpieczny szlak.

Nie śledzi zmian sytuacji na frontach, spalony ruski czołg jest dla niego ledwie detalem, rozmazanym tłem pejzażu. Woli chwile, niekiedy biegnące stanowczo za wolno, które dają mu wiedzę i pozwalają poczuć, czym jest wojna dla zwykłego człowieka. Czasem obok spadają bomby i rakiety, bo taki jest dzisiaj w Ukrainie koloryt lokalny.

Zwyczajny człowiek ani chciał tej wojny, ani jej zawinił, a teraz musi – choć jest w zasadzie bezbronny – dać opór, przyjąć do siebie nienawiść wobec agresorów, gdyż tylko to da mu szanse na przeżycie i ocali godność. A godność dla zwykłego człowieka, zwłaszcza podczas wojny, jest równie ważna jak jedzenie i mocny dach nad głową. Ponad godnością wychyla się strach, bo nie ma wojny bez strachu.

Każdą stroniczkę książki Pieniążka wypełniają opisy rywalizacji strachu i oporu. To pierwsze uczucie jest plastyczne, pełne kolorów, dlatego łatwiej je opisać. Towarzyszy mu bezradność losu uchodźców lub ludzi zamkniętych w pułapkach, bo ewentualna pomoc daleko, a choroba lub wiek odebrały siły. Do tego odpowiednia scenografia. Zburzone domy, ulice z kałużami krwi, zacinający śnieg lub bystra rzeka, którą trzeba pokonać, ale w jaki sposób, skoro jedyny most zerwany, a deski, położone na gruzy przęseł, są mokre i śliskie. „Tak właśnie stało się z jedną starszą kobietą. Co chwilę stawała jak wryta i piszczała ze strachu. Policjant trzymał ją za ręce i prowadził po deskach. Tych, którzy nie byli w stanie chodzić, funkcjonariusze zarzucali na plecy lub przewozili w wózkach. „Raz, dwa, trzy, hop” – krzyknął policjant, zanim wziął jednego z emerytów na plecy. Jego mina zdradzała, że nie tylko starszemu panu, lecz także sobie dodawał otuchy. Strach uciekł albo przynajmniej schował się na chwileczkę. Godność została.

Na drugim brzegu rzeki policjanci życzą uciekinierom szczęścia i zapewniają, że tam jest już bezpiecznie, choć to ciągle ułuda. Głaszczą zwierzęta; wielu uciekinierów niesie koty, ma ze sobą psy. Bez patosu, bo ten rodzaj godności, którą trzeba odbić z rąk strachu, nie szuka wielkich słów. Dlatego też w książce Pieniążka nie ma za grosz podniosłości. Jest codzienny obraz wojny oglądanej z poziomu piwnicy służącej za schron. Wart zapamiętania, gdyż wojna właśnie taką ma twarz. Świetna, choć bardzo trudna lektura.

(Fot. materiały prasowe)

Paweł Pieniążek, „Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji”, W.A.B.

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij