Znaleziono 0 artykułów
10.03.2023

Książka tygodnia: John Williams, „Stoner”

10.03.2023
Fot. Getty Images

Kto słyszał o pisarzu Johnie Williamsie? Przez lata niewielu. Aż jego powieść „Stoner”, wydaną w Stanach w połowie lat 60. XX wieku, odkryli na nowo w wieku XXI czytelnicy w Europie. To książka o człowieku, który ze stoicyzmem przyjmuje swój nieciekawy los, o życiu pełnym porażek, ale też pięknym dzięki literaturze.

„Stoner” jest jedną z nielicznych powieści w średnio udanym życiu osobistym i literackim Johna Williamsa. Ukazała się po raz pierwszy w 1965 roku, sprzedała się wówczas w dwóch tysiącach egzemplarzy, czyli – jak na amerykańskie realia – przeszła bez echa. 

Williams był nauczycielem akademickim, pisarzem i poetą, który za życia nawet nie siadał w pobliżu literackiej sławy. Pił za dużo, palił, zmarł w 1994 roku na niewydolność oddechową. Co prawda dostał National Book Award, najważniejszą amerykańską nagrodę literacką, za swoją ostatnią powieść „Augustus”, lecz trudno przypuszczać, żeby był człowiekiem szczęśliwym i spełnionym.

Właśnie taki, a nawet bardziej zwyczajny, jest jego powieściowy profesor Stoner, wykładowca literatury z uniwersytetu w stanie Missouri. To raczej niezguła, popada w konflikty z przeciwnikami bardziej zawziętymi niż on i lubiącymi dokuczyć. Jest lichym mężem i ojcem, a jego romans z doktorantką, niosący zadatek na szczęście, zniszczyli zawistnicy i intryganci. Choruje, umiera na nowotwór. Biografia nader skromna. Zupełnie jak powieść, która ją opisuje.

Williamsa, a więc również Stonera, wyróżnia bezwarunkowa miłość do książek, jedynych rzeczy, które jego zdaniem w tym lichym świecie są prawdziwe i warte uwagi. Oraz do nauczania literatury, porządnie, wedle określonego rytmu, bez nowinek i fajerwerków. Obaj panowie, jak się zdaje, nie tęsknią za nadmierną nowoczesnością.

Pewnie Williams pozostałby po kres czasu pisarzem przegrywem, a jego Stoner przegrywem wśród bohaterów literackich, gdyby nie dwutygodnik „The New York Review of Books”. W 2005 roku umieścił Williamsa na liście klasyków, a jego książka o Stonerze została wznowiona. Kiedyś nieobecna, tym razem dostała kilka bardzo przychylnych opinii i, co ważne, ogłosiły je uznane postacie amerykańskiej krytyki literackiej. 

Wnet rozpoczęło się wokół powieści istne wariactwo, tym ciekawsze, że szczególnie nasilone po drugiej stronie Atlantyku. „Stonera” przeczytała popularna we Francji pisarka, Anna Gavalda, przetłumaczyła i powieść niemal natychmiast stała się bestsellerem oraz obiektem zachwytów francuskiej literackiej elity. Potem wskoczyła na listy najbardziej poczytnych pozycji we Włoszech, w Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemczech oraz w Izraelu. Do ludzi poszło około pół miliona egzemplarzy. Książka nieznanego popularnego pisarza stała się modna.

Opromieniony zamorską sławą „Stoner” wrócił triumfalnie do Stanów Zjednoczonych. Dostawał recenzje dobre i jeszcze lepsze, często od ludzi, których pierwszym zawodem niekoniecznie była literatura. Tom Hanks napisał: „To powieść o facecie, który poszedł na uniwersytet i został nauczycielem. Ale to jedna z najbardziej fascynujących książek, jakie możecie przeczytać”.

Gazety przyznawały „Stonerowi” tytuł powieści roku. Obsypywano go komplementami, dorobił się opinii powieści kultowej, więc po raz kolejny zaczął sprawiać kłopot. Jak pisać o czymś, co zyskuje taki status? Ciężka sprawa.

To książka małych, jak na powieść, rozmiarów. Bardzo smutna, bo opowiada o generalnie smutnym człowieku i jego smutnym życiu, z zastrzeżeniem, że takich biografii jest bardzo wiele. W jakimś sensie jest powieścią autobiograficzną, bo o przegrywie zakochanym – jak Williams – w literaturze i jej nauczaniu, o wykładowcy z małego uniwersytetu (Williams pracował całe lata na małej uczelni w Denver), w końcu o człowieku zachwyconym książkami i chcącym o tym zachwycie opowiadać.

Pisano więc, że „Stoner” to rzecz „piękna”, „ładna”, opowiedziana w sposób spokojny, bez egzaltowanych ochów i achów. I – co ciekawe, zważywszy na czas, gdy ukazała się po raz pierwszy – lekko konserwatywna. Wtedy bowiem uniwersytety były wylęgarnią kontrkulturowych nowinek, a rewolta nadchodzącego 1968 roku wywróciła świat do góry nogami. Tymczasem „Stoner” niczego nie demoluje, nie niesie pragnienia jakiejkolwiek zmiany. Ma w sobie stoicyzm, zgodę na dany z góry los, choćby był zwyczajny, nieciekawy, nudny, pospolity. Stoicyzm czasami ma branie, skoro „Stonera” po polsku wydano już dwa razy, w dwóch różnych tłumaczeniach.

Fot. Materiały prasowe

John Williams, „Stoner”, tłumaczenie Maciej Stroiński, wydawnictwo Filtry

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij