Znaleziono 0 artykułów
18.06.2021

Reżyser Dawid Nickel o debiutanckim „Ostatnim komersie”

18.06.2021
„Ostatni komers” (Fot Jakub Socha)

Po kilkuzdaniowym streszczeniu ktoś mógłby pomyśleć, że to kolejny coming-of-age story: historia dojrzewania z obowiązkowymi wątkami pierwszych miłości i niechcianej ciąży. „Ostatni Komers” w reżyserii Dawida Nickela porusza oba te tematy, ale robi to z taką lekkością i wrażliwością wobec bohaterów, że nie potrafimy przejść obok tego filmu obojętnie.

Największą siłą „Ostatniego Komersu” jest hipnotyczny rytm i lekki, zmysłowy, chwilami teledyskowy sposób opowiadania. Przypomina niekiedy „Wyśnione miłości” Xaviera Dolana, z drugiej strony przywołuje wakacyjny klimat „Wszystkich nieprzespanych nocy” Michała Marczaka. Zarazem ten film charakteryzuje zupełnie nowy, oryginalny styl, jakiego jeszcze w rodzimej kinematografii nie widzieliśmy.

„Ostatni komers” (Fot Jakub Socha)

Dawid Nickel w filmie „Ostatni komers” opowiada swoją historię

Poznajemy historię uczniów gimnazjum w ostatnim tygodniu szkoły w małym polskim mieście. Na czoło wysuwa się opowieść o chłopaku beznadziejnie zakochanym w swoim koledze. Debiutujący pełnym metrażem reżyser Dawid Nickel nie ukrywa, że opowiedział własną historię, którą przypomniał sobie, przeglądając stare zdjęcia w rodzinnym domu w Kędzierzynie-Koźlu. – Gdy jesteś młodym gejem w małym mieście, funkcjonujesz w dwóch równoległych światach. Miałem wielu przyjaciół i kolegów, ale nikt z nich nie wiedział o tym, że wchodzę na portale randkowe dla gejów. Nie potrafiłem sobie wyobrazić coming outu, gdy miałem 16 lat. Czułem, że muszę ukrywać się ze swoimi uczuciami.

„Ostatni komers” (Fot Jakub Socha)

Ta niemożność wyrażenia się – ukradkowe spojrzenia, przypadkowy dotyk i wszystko to, co między słowami – jest kluczowym tematem filmu. Jego dodatkową wartością są fenomenalne zdjęcia, pomysłowy montaż, nieopatrzone aktorstwo i świeże dialogi. Wiele z nich powstało w improwizacji, do której Nickel zachęcał młodych aktorów. Inne pochodzą z fragmentów powieści „Ma być czysto” Anny Cieplak. Powieść dociążyła fabułę, ale nie ma mowy o czarnowidztwie charakterystycznym dla dramatów społecznych. – Byłem klasycznym eurosierotą. Gdy chodziłem do gimnazjum i liceum, moi rodzice pracowali za granicą. Byli nieobecni, co oczywiście trudno znosiłem, z drugiej strony brak kontroli dorosłych sprawił, że jako nastolatek miałem dużo swobody – wspomina reżyser.

„Ostatni komers” (Fot Jakub Socha)

Małgorzata Szumowska o Dawidzie Nickelu

„Ostatni Komers” prawdopodobnie nigdy by nie powstał, gdyby nie dwie kobiety. Pierwszą jest Małgorzata Szumowska, która wzięła Dawida pod swoje skrzydła: – Połączyło nas czarne poczucie humoru. Dawid napisał do mnie osobisty list, po którym zaprosiłam go na plan swojego filmu. Wcześniej wywiązał się z trudnego zadania, które mu zleciłam. W dwa tygodnie znalazł odtwórczynię głównej roli w „Body/Ciało”. Przez kilka lat przyglądał się, jak pracuję na planie, ale własny film zrobił po swojemu. To dobrze wróży mu na przyszłość. „Ostatni Komers” odzwierciedla jego osobowość i czułe spojrzenie na rzeczywistość – mówi Szumowska.

Komplementów młodemu reżyserowi nie szczędzi również producentka Marta Habior: – Szukam w twórcach i projektach czegoś, co wprowadzi zmianę, opowie o czymś, o czym nie opowiadano. Dawid nie tylko bierze na warsztat postaci, które są niedoreprezentowane w polskim kinie, ale dodatkowo traktuje je jak kumpli z podwórka, nie oceniając ich zachowania i wyborów, nawet jeśli dla niego są niezrozumiałe. Taki też jest jako przyjaciel i człowiek. Pisze o tym, co zna, nie sili się na scenariusze, których nie czuje, i zawsze dostarcza autentyzm. Fajnie jest robić filmy, w których nie ma ściemy.

„Ostatni Komers” właśnie trafia na ekrany, ale Dawid jest już myślami w innych projektach. Obecnie pracuje razem z Łukaszem Rondudą nad dokumentem o historii muzyki rave w Polsce od lat 90. Chciałby też nakręcić kolejną fabułę, w której jeszcze wyraźniej niż w debiucie eksploruje współczesne modele męskości: – Kiedyś przyciągali mnie twardzi faceci hetero, bo chciałem należeć do grupy i być przez nich akceptowany. Dziś na szczęście się z tego wyleczyłem. Nie zadaję się już z ludźmi, wobec których muszę udawać kogoś innego.


Tekst pochodzi z marcowego wydania magazynu „Vogue Polska”, 2021 rok.

Łukasz Knap
Proszę czekać..
Zamknij