Znaleziono 0 artykułów
11.11.2020

Rodziny przeciw fanatykom: Zwyciężymy ich miłością

11.11.2020
(il. Malwina Konopacka, dzięki uprzejmości grupy „Rodziny przeciw fanatykom”)

Mają dość tego, że słowa „rodzina” i „patriotyzm” zostały zawłaszczone przez radykalną prawicę. Dlatego skrzyknęli się w internecie i wspólnie chodzą na demonstracje. – Z patriotyzmem jest tak, jak z parą ludzi – nie da się pokochać kraju, jeśli się go nie pozna i nie odkryje wad. Natomiast ślepe zakochanie to fanatyzm – mówi Olga Łacna, jedna z założycielek grupy. Z nią i Piotrem Kowalskim rozmawiamy o tym, czym jest polskość i dlaczego warto zabierać dzieci na protesty.

Mają około 40 lat, są aktywni zawodowo i wychowują po kilkoro dzieci. W pandemii ich życie zawirowało jeszcze szybciej, a mimo to znaleźli czas na działania społeczne. Wraz z grupą znajomych założyli na Facebooku grupę dla rodziców, którzy sprzeciwiają się zawłaszczeniu hasła „rodzina” przez jeden konserwatywny wzorzec. 

(Fot. Robert Ceranowicz, dzięki uprzejmości grupy „Rodziny przeciw fanatykom”)

„Rodzina to dla nas ludzie opiekujący się sobą nawzajem – osoby w związkach formalnych i nieformalnych, rodziny pełne i niepełne, rodziny nieheteronormatywne, osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie, czyli wszyscy, którzy czują się rodziną. Uważamy, że każdy ma prawo do jej założenia, trwania w niej i życia. Niezależnie od więzów krwi, płci czy wieku. Rodzina jest najważniejsza” – piszą w statucie w internecie. Ostatnio organizują przyjazne dzieciom protesty. W ten sposób chcą budować społeczeństwo obywatelskie i na nowo zdefiniować patriotyzm.

Jesteście dobrymi Polakami? 

Piotr: Powiedziałbym, że staram się być dobrym Polakiem, ale tak samo, jak starałbym się być dobrym Niemcem, Włochem czy Ukraińcem. To, że urodziłem się i wychowałem w tym konkretnym kraju, determinuje w jakiejś części moje doświadczenia i tożsamość, ale nie uważam, żeby to był zestaw nadzwyczajnych cech. Mogę nazwać siebie dobrym Polakiem, rozumiejąc przez to po prostu dobrego obywatela.

Olga: A ja czuję się Polką otwartą. Zawsze myślałam o sobie jako patriotce, dlatego dziś nie podoba mi się, że słowo „patriotyzm” zaczęło kojarzyć się kibolami na marszu 11 listopada 

A co jest w was typowo polskie? Co daje wam poczucie przynależności i pozwala odróżnić od rówieśników pracujących w podobnych zawodach w Amsterdamie, Pradze, czy Chicago?

Olga: Kiedy poznaję ludzi z zagranicy, szybko przekonuję się, że są pewne kody kulturowe, które wdrukowują się w nas od dzieciństwa i tworzą specyficzną mieszankę. To język, filmy, książki, ale przede wszystkim poczucie humoru. Rzeczy, których przekazać po prostu się nie da. I choć mam dużo znajomych obcokrajowców i uwielbiam z nimi spędzać czas, to tyko z Polakami potrafię złapać intuicyjne porozumienie. Poczuć się jak w rodzinie.
Podobnie jest z zasadami życia społecznego albo, jak kto woli, „polską gościnnością”. Mam na myśli te nieuchwytne zasady, które decydują o tym, kiedy ktoś staje się moim znajomym, na jakich prawach funkcjonuje, a kiedy zaczynam traktować go jak przyjaciela. Wchłonęłam polski wzorzec, bo w takim się wychowałam i on określa sposób, w jaki żyję z ludźmi. Inaczej już nie umiem.

Piotr: Ja przyznaję się do narzekania. Mam taką skłonność i wydaje mi się, że została mi przekazana kulturowo. Na pewno jesteśmy też zaradni. Potrafimy kombinować.

Olga: To „załatwianie” – słowo, które nie istnieje w żadnym innym języku.

Piotr: Tak, załatwianie z jednej strony jest zabawne i przydatne, ale na dłuższą metę mocno ograniczające. Bo z tą zaradnością i kreatywnością łączą się skrytość i opacznie rozumiany indywidualizm. Uruchamiamy się w sytuacjach kryzysowych, potrafimy się dostosować do zmian, ale trudniej nam myśleć z rozmachem, sięgać po narzędzia i zarządzać ludźmi, rozwinąć charyzmę. Tego niestety, w przeciwieństwie np. do Amerykanów, nikt nas nie nauczył.

(Fot. Jacek Poremba, dzięki uprzejmości grupy „Rodziny przeciw fanatykom”)

Z Polską jest jak ze związkiem

To, w co zostajemy wyposażeni, rodząc się w Polsce, to zarówno wartości, jak i obciążenia. Myślę na przykład o opresji, jaką zafundowała Polakom historia.

Olga: Mój dziadek, który przeszedł przez cztery obozy, zawsze nosił ze sobą chleb, a przed snem opowiadał mi historie wojenne, zamieniając je w bajki. Oswajał te wspomnienia trochę tak, jak w filmie „Życie jest piękne”.

Trauma międzypokoleniowa to psychologiczne pojęcie przekazywania potomstwu urazów psychicznych rodziców. W jakiejś mierze potwierdza je epigenetyka, która mówi o dziedziczeniu zmian wywołanych traumami w genach.
Nie uciekniemy od naszej historii, ona siedzi w ludziach, jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i kształtuje nas emocjonalnie. Jednak tak jak człowiek, żeby dojrzeć i stać się dorosłym, musi się w jakimś sensie uwolnić od dzieciństwa, tak samo jako społeczeństwo powinniśmy się z tych traum leczyć i nie pozwalać im nami sterować.

Kiedy wyłączymy myślenie mesjanistyczne, romantyczne formułki „Polska Chrystusem narodów”, okaże się, że jako naród mamy przed sobą konkretne wyzwania, na przykład zaleczyć wielopokoleniowy syndrom stresu pourazowego. Po doświadczeniach rozbiorów, wojen, PRL czy trudnej transformacji, dobrze byłoby nauczyć się mówić o emocjach, okazywać pozytywne uczucia, komunikować się z troską i zaangażowaniem.

Podobne artykułyMama broni ludziAgata Diduszko-Zyglewska Olga: Myślę, że z patriotyzmem jest tak, jak z parą ludzi – nie da się pokochać kraju, jeśli się go nie pozna i nie odkryje wad. Tylko wtedy można je przyjąć i zacząć nad nimi pracować. Żyć z nadzieją na to, że uda nam się razem stworzyć coś lepszego. Natomiast ślepe zakochanie w ojczyźnie to fanatyzm. Dziwne poczucie wyższości, które po pierwszym zachłyśnięciu narodową dumą, przynosi frustrację i przemoc.

Piotr: Dlatego ja lubię patrzeć na sprawę w skali mikro, wtedy wiem, że mam bezpośredni wpływ przez działanie. Jeśli widzę papierek na ulicy, niechętnie, ale schylam się i wyrzucam do kosza. A jeśli ktoś ustanawia prawo, z którym się nie zgadzam, maluję transparent i protestuję.

Jak protestować z dziećmi

Niecałe dwa tygodnie temu razem ze znajomymi założyliście grupę na Facebooku, „Rodziny przeciw fanatykom”. Skierowaliście ją do rodziców, którzy chcieliby wziąć udział protestach przyjaznych dla dzieci. Bez wulgarnych haseł i przemocy.

Olga: Nie myślałam, że to patriotyzm, ale może w jakimś sensie tak jest. Moja motywacja była prosta, chciałam wyjść zaprotestować, ale nie miałam, z kim zostawić dzieci. Sama z dwuletnią dziewczynką po prostu się bałam. Drugą rzeczą było zagarnięcie hasła „patriota” i „rodzina” przez skrajnie prawicową retorykę. To bliskie mi słowa i wkurza mnie, że zaczęły brzmieć podejrzanie.

Piotr: Jeden z naszych statutowych punktów to „Pozwólmy dzieciom zrozumieć, co się dzieje”. Dla mnie to doświadczenie okazało się bardzo ważne. Na przykład aborcja jest trudnym tematem do rozmowy z pięcio- albo dziesięciolatkiem. Ale można przybliżyć im sytuacje, opowiadając o wartościach, takich jak wolność, możliwości decydowania o swoim ciele i życiu. Wtedy okazuje się, że ta „ogólna rozmowa z dziećmi” dotyka sedna problemu. 

(Fot. Jacek Poremba, dzięki uprzejmości grupy „Rodziny przeciw fanatykom”)

Olga: Stawiamy na edukację, dlatego dzielimy się doświadczeniem. Tonia Bochińska, właścicielka szkoły językowej dla dzieci, stworzyła infografiki o tym, jak rozmawiać z dziećmi o trudnych tematach, stosownie do wieku, i podzieliła się nimi w grupie.

Jak twierdzą psychologowie, nie uczymy dzieci, mówiąc, tylko dając przykład. Jak wyglądają w praktyce wasze protesty?

Piotr: Z założenia trzymamy się w grupie, mamy transparenty zrobione wspólnie z dziećmi i głośno skandujemy hasła, co daje nam wszystkim bardzo dobrą energię. Ale już samo przygotowywanie do spaceru – malowanie kartonów czy wymyślanie haseł jest świetną okazją do rozmowy i nauką. „Jesteś u Pani”, które pojawiło się na protestach, jest zabawne, a przy okazji uczy dziecko, że jeśli widzi, że dzieje się coś niedobrego, ma prawo to zgłosić i oczekiwać pomocy. „Już się z tobą nie bawimy” z kolei pokazuje, że może respektować swoje granice. 

Co to znazy patriotyzm

A co wam jako dojrzałym ludziom dało doświadczenie protestowania z rodzinami?

Podobne artykułyTo my kształtujemy świat dla naszych dzieciAgata Diduszko-Zyglewska Olga: Kiedy moja dwuletnia córka widzi gdzieś zdjęcia albo film z protestu, mówi: „O, tu byłam!”.  Cieszy się, że uczestniczy w czymś co jest ważne, a dla mnie istotne jest pokazanie jej, że w demokratycznym państwie można okazać swoją niezgodę. Ale najciekawsze rozmowy odbyłam z dziewięcioletnim synem mojego męża. Zadawał wiele pytań. Kiedy chcieliśmy przejść obok willi Jarosława Kaczyńskiego, ale nie mogliśmy, bo drogę zastawiła nam policja był oburzony. Staraliśmy się nakreślić sytuację, a wtedy zupełnie spokojnie zapytał „Ale dlaczego on to robi?”. Wtedy znów starałam się coś wytłumaczyć, ale znów padło pytanie „Ale dlaczego?”. I tak kilka razy. Zmusił mnie do szerszego spojrzenia nie tylko na to, co się w Polsce dzieje, lecz także na to, czym jest fanatyzm. Wspaniałe było to, że dla dziecka jest to zjawisko kompletnie niezrozumiałe, jemu się to zwyczajnie nie mieściło w głowie, że można poświęcić życie narzucaniu innym swojej woli. Dla niego to było głupie.

(Fot. Krzysztof Wasyliew, dzięki uprzejmości grupy „Rodziny przeciw fanatykom”)

Jak wyobrażacie sobie dobrze rozumiany patriotyzm w państwie idealnym? Czy to jest wywieszanie flagi w ogródku, kupowanie tylko lokalnych produktów czy może coś zupełnie innego?

Piotr: Dla mnie patriotyzm to myślenie o sobie jako części społeczności i przekładanie tego myślenia w działanie dla jej dobra. Według zasady „Myśl globalnie, działaj lokalnie”. To są codzienne wybory, których dokonujemy z myślą o tym, jakie niosą konsekwencje dla innych ludzi. 

W moim przypadku jest to aktywne zainteresowanie polityką, bo decyzje podejmowane przez rządzących mają wpływ na nasze życie. Zawsze chodzę na wybory, zabieram na głosowanie dzieci, podczas ostatnich wyborów prezydenckich byłem mężem zaufania. Poza tym dbanie o środowisko przez odpowiedzialną konsumpcję i ograniczanie ilości odpadów. 

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij