Znaleziono 0 artykułów
31.05.2020

Rosalie.: Ideał nie istnieje

31.05.2020
(Fot. Zuza Krajewska)

„Scrollujesz przez sto zdjęć, z których nie znika uśmiech. Jeśli masek masz dość, to chodź” – śpiewa Rosalie. w jednej z piosenek z nowo wydanej płyty „IDeal”. W czasach kwarantanny, gdy każdy z nas musiał zmierzyć się z prawdziwą wersją siebie, te słowa brzmią przejmująco aktualnie.

27-letnia dziś wokalistka przeprowadziła się do Warszawy z Poznania dopiero pół roku temu. Na Saskiej Kępie zamieszkała z chłopakiem i partnerem w pracy, Dawidem Misiornym, który robi większość zdjęć na jej profil na Instagramie. Wcześniej Warszawa kojarzyła się jej przede wszystkim z obowiązkami. I niewygodnymi kanapami znajomych, bo wolała nocować u nich, niż wydawać pieniądze na hotel. – Znajomi dziwią się, że choć mieszkamy tu tak krótko, czuć u nas domowego ducha. Wszędzie staram się tworzyć bezpieczną przestrzeń, bo ciepło było w moim rodzinnym domu. Tata jest kucharzem, więc życie toczyło się wokół stołu – opowiada. W jej wspomnieniach smaki przeplatają się z dźwiękami. Hinduski chleb z ulubionego sklepu w Berlinie, mieście, w którym spędziła wczesne dzieciństwo, jest równie ważny, jak pierwsze muzyczne fascynacje. Podobno już jako dwulatka, dla zabawy, na rakiecie tenisowej wygrywała gitarowe akordy. 

(Fot. Zuza Krajewska)

Rodzice wyjechali do Berlina do pracy pod koniec lat 80. Tam się urodziłam. Wróciliśmy do Poznania w późnych latach 90. Miałam pięć lat, siostra – siedem. Długo żałowałam, że już nie mieszkam w Niemczech. Polska wydawała mi się szara. Tam place zabaw były jak parki rozrywki, tu musiał mi wystarczyć trzepak. Idealizowałam Berlin, do dziś go idealizuję. Gdy tam dojeżdżam, najczęściej pociągiem, serce zaczyna mi szybciej bić – przyznaje. Do szkoły poszła już w Poznaniu. Hoffmanowie mieszkali na Ratajach, dzielnicy jeszcze do niedawna niebezpiecznej, dziś hipsterskiej. W muzycznej podstawówce Rosalie była w klasie fortepianu. Nie wspomina tego dobrze. Chciała rzucić naukę gry. Na szczęście rodzice nie protestowali. Widzieli, że kocha śpiewać, więc zapisali ją do poznańskiego chóru Skowronki. Jednocześnie spędzała więcej czasu na podwórku, gdzie dzieciaki słuchały hip-hopu i r’n’b. Pierwszą płytę, rapera Game’a, podkradła siostrze. Mimo wyraźnych nawiązań do r’n’b lat 90. – Aaliyah, Destiny’s Child czy TLC – na „IDeal” zaśpiewała po polsku. Wcześniej wydawało jej się, że ten gatunek brzmi dobrze tylko w parze z angielskim. Zmieniły to melodyjne słowa Michała Wiraszki i Rasa, z którymi na stałe współpracuje. Śmieje się, gdy pytam o przyklejony na nosie plaster z okładkowego zdjęcia płyty. – Fotografka Zuza Krajewska powiedziała, że okładkowy kadr nie może być idealny, potrzebna jest jakaś skaza, to daje szczerość. Miała rację. Płytę nazwała w końcu „IDeal”. Oznacza z jednej strony ideał, który nie istnieje, ale za którym desperacko gonimy. Z drugiej pokazuje, że doskonałe jest to, co w naszym „ID” – nasza tożsamość, odrębność. 

Cały tekst przeczytasz w nowym wydaniu „Vogue Polska”.

 
Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij