Znaleziono 0 artykułów
17.08.2022

Rozmowa o kontrowersjach wokół placu Pięciu Rogów

17.08.2022
(Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER)

Otwarty 5 lipca 2022 r. przebudowany plac Pięciu Rogów w śródmieściu Warszawy budzi kontrowersje. Mieszkańcy narzekają na brak zieleni. Czy można to było zrobić inaczej? Rozmowa z Martą Sękulską-Wrońską, partnerem w pracowni architektonicznej WXCA, która współprojektowała plac.

Zaprojektowany przez WXCA warszawski plac Pięciu Rogów od chwili otwarcia go w nowej odsłonie stał się najgorętszym tematem lata w dyskusji o architekturze i mieście. Jesteście zaskoczeni?

Trochę tak, bo akurat ten projekt na przebudowę placu, zwyczajowo nazywanego placem Pięciu Rogów, jest jednym z niewielu, gdzie rezultat praktycznie w stu procentach pokrywa się z początkową konkursową wizualizacją. Ciekawe też, że w dyskusji nie pojawiają się zarzuty wycofania zeń ruchu samochodowego i wyciszenia tej okolicy z myślą o komforcie mieszkańców, co było głównym celem modernizacji, a początkowo budziło też obawy, szczególnie właścicieli firm działających w sąsiedztwie. Świadczy to o tym, jak stopniowo zmieniają się nasze potrzeby i nawyki – bo całe przedsięwzięcie zaczęło się w 2016 r., konkursem ogłoszonym przez miasto stołeczne Warszawa.

W 2015 roku (Fot. Adam Burakowski/REPORTER)

Przypomnijmy: konkurs wygrywa architekt Kacper Ludwiczak z Gdyni, który razem ze współautorem Michałem Kempińskim zgłasza się do waszej pracowni, bo liczba opracowań, które musieliby wykonać, przekracza budżet konkursowy. Następnym etapem jest przetarg i w nim wygrywa wasza wspólna oferta.  

Tak, a jeszcze wcześniej, przed konkursem, odbyły się konsultacje społeczne. Podczas realizacji projektu też rozmawialiśmy – formalnie i nieformalnie – z okolicznymi mieszkańcami i przedsiębiorcami, żeby uwzględnić oczekiwania tych, którzy będą z placu korzystać. Przy dochodzących do niego ulicach znalazły się tablice pokazujące historię miejsca i jego przemianę. Od kilku lat funkcjonuje też strona internetowa ze wszystkimi dokumentami dotyczącymi modernizacji. Miasto zadbało o powszechny dostęp do informacji o planowanych pracach.

Czy w trakcie prac coś zmieniło się w stosunku do pierwotnej koncepcji?

Jest więcej drzew. Kacper zaproponował, że będzie ich 14. Kiedy jednak przyjrzeliśmy się analizom ruchu i przestudiowaliśmy przebieg infrastruktury podziemnej, okazało się, że można zasadzić 22 drzewa i tak się stało. Przy placu wcześniej nie rosło ani jedno drzewo, a teraz znalazły się tu 22 klony polne, każdy z nich mierzy dziewięć metrów.

(Fot. Arkadiusz Ziolek/ East News)

Wyglądają jednak, jakby wyrastały wprost z betonu. Dlaczego nie ma wokół choćby niewielkich klombów?

Kluczem do tej zagadki jest podziemna infrastruktura. Proszę spojrzeć na mapkę dostępną na stronie internetowej placu. To zielone to miejsca nasadzeń, a ten natłok kolorowych linii oznacza wszystkie rury i kable – wodociągi, kanalizację, elektrykę, gaz – które należało ominąć. Wokół kabli są pasy ochronne, których nie można ruszać. Przebudowa tak gęstej sieci, która narastała przez dekady, znacznie wydłużyłaby czas realizacji projektu, nie mówiąc o kosztach. Stąd zastosowanie technologii umożliwiającej precyzyjne wpasowanie brył korzeniowych drzew w istniejącą infrastrukturę. Wykorzystaliśmy w tym celu wszystkie dostępne luki, pamiętając też, że korzenie będą się rozrastać nawet dwukrotnie, podobnie jak korony. Umożliwia to system antykompresyjny, który jednocześnie chroni infrastrukturę przed negatywnym wpływem korzeni. Drzewom nie zabraknie wody. Każde ma indywidualnie zaprojektowany system nawadniania – stąd te otworki, które widać na powierzchni. Tędy do korzeni, tkwiących w żyznej glebie, przesącza się woda. To też naturalny sposób jej retencjonowania. Nie możemy zbierać wody z całego placu, bo posadzka w miejscach, którędy przemieszczają się piesi, zimą będzie najprawdopodobniej solona, co zaszkodziłoby drzewom. Ulokowanie całego systemu pod ziemią, wraz z niezbędnymi spadkami, sprawia też, że na powierzchni nie ma barier dla osób z niepełnosprawnością, mam z wózkami czy rowerzystów.

(Fot. Bartek Barczyk)
(Fot. Piotr Molecki/East News)

Zieleni jest wciąż za mało – to podstawowy zarzut. Aktywiści i warszawiacy pytają, dlaczego oprócz drzew przy placu nie znalazła się też ta niska: skwerki, odrobina miejskiej łąki czy choćby donice z kwiatami?

Nie bez powodu wszystkie nagrodzone w konkursie prace przewidywały w tym miejscu zieleń wysoką, jak w języku projektowym nazywa się drzewa. To czysta forma i najbardziej wydajna ekologicznie, bo drzewa wytwarzają więcej tlenu niż trawy czy krzewy. Za dwa lata, kiedy się rozrosną, ich korony będą dawać dwukrotnie więcej cienia niż teraz. Dajmy im czas, pamiętając, że cechą zieleni jest właśnie naturalna ewolucja i zmiany wraz z porami roku. Decyzja o postawieniu na zieleń wysoką wiązała się też ze względami bezpieczeństwa – w tak licznie uczęszczanej przez różnych użytkowników przestrzeni nie chcieliśmy tworzyć zakamarków. W zasięgu wzroku są tylko pnie, cała przestrzeń jest widoczna. Przede wszystkim też, co podkreślmy jeszcze raz, głównym celem konkursu było uspokojenie ruchu kołowego i wygospodarowanie powierzchni do chodzenia w obrębie placu, który architekt miejska, Marlena Happach, nazywa zwornikiem na przecięciu pieszych szlaków, bo spotykają się tu ścieżki bardzo wielu ludzi, które analizowaliśmy komputerowo, żeby jak najlepiej odpowiedzieć na tę potrzebę. 

Może woleliby spacerować w bardziej zielonym otoczeniu?

Cieszy mnie świadomość, że zieleni w mieście powinno być jak najwięcej, nawet jeśli pełni ona funkcję utylitarną. W przypadku placu Pięciu Rogów mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym do obserwowanej w wielu miejscach w Polsce betonozy, która polega na bezrefleksyjnym betonowaniu powierzchni, które wcześniej były zielone. Tutaj natomiast był sam asfalt, wielka arteria komunikacyjna i wąskie chodniki, którymi przemykali piesi. Teraz jest plac z priorytetem dla pieszych, a na nim zieleń. Wprowadzenie jej w takiej skali było możliwe tylko ze względu na naszą nieustępliwość – uzgadnianie wszystkich, nawet najmniejszych zmian w infrastrukturze, które pozwoliłyby na zasadzenia, wydłużyło prace projektowe z roku do trzech lat. Nawet na etapie realizacji musieliśmy bronić pomysłu z zasadzeniem większej liczby drzew, bo aktywiści związani z ochroną zabytków obawiali się, że zasłonią elewacje kamienic w sąsiedztwie.    

(Fot. Piotr Molecki/East News)
(Fot. Bartek Barczyk)

Czy plac może się jeszcze zmienić w kierunku, w jakim oczekiwaliby tego mieszkańcy?

Myśląc o mieście, często używam porównania do wnętrz mieszkalnych. Miasto, zwłaszcza tak duże i złożone jak Warszawa, też jest systemem wnętrz. Mieszkańcy mają do dyspozycji różne ich rodzaje: takie place użytkowe, jak plac Pięciu Rogów, skwery, na których jest jeszcze więcej zieleni, a także przeznaczone głównie pod nią zieleńce i parki. Każde z tych wnętrz ma inną atmosferę i zaspokaja inne potrzeby. Ten plac jest hallem wejściowym do kolejnych wnętrz, które otwierają się dochodzącymi do niego ulicami. Pełni głównie funkcję komunikacyjną, jest też swego rodzaju sceną do życia miejskiego. To pierwszy impuls, jaki wykonało miasto, nie traktując go lokalnie, ale jako część większego organizmu. Nowa jakość ma promieniować stąd na kolejne wnętrza tworzące system. Za nim pójdą następne zmiany w sąsiedztwie: rozstrzygnięto już konkurs na modernizację ulicy Chmielnej, gdzie zaplanowano również nasadzenia; plac Zgody, który jest obecnie parkingiem, zmieni się w bardziej zielony skwer, dalej – plac Powstańców Warszawy, który też ma pełnić bardziej rekreacyjne funkcje, a pomiędzy tymi placami schowane są zakamarki ze starodrzewiem, jak ulica Kubusia Puchatka. Nasz projekt został zrealizowany, natomiast jako architekci przewidujemy jego ewolucję. Nie chcieliśmy zaprojektować wszystkiego, bo tym samym nie pozostawilibyśmy przestrzeni dla użytkowników. Zagospodarowanie nowego miejsca w mieście przypomina to, z czym mamy do czynienia, wprowadzając się do nowego lokum. Zwykle na początku meblujemy je w minimalny sposób, a dopiero z czasem dostrzegamy, gdzie przydałyby się uzupełnienia – stolik na klucze, a tu szafka, którą lepiej przenieść niżej, i tym podobne. Już w projekt konkursowy Kacpra Ludwiczaka wpisana była modularność, wyrażona rysunkiem posadzki, ale też wyglądem mebli miejskich – odwrócona ławeczka na przykład może stać się donicą. Już teraz obserwujemy, jak ludzie chętnie z nich korzystają, siadając z laptopem, słuchawkami, i pracują przy placu; mamy przychodzą tutaj z dziećmi, które skaczą w fontannie. Stopniowo kształt placu uzupełni aktywność ludzi i przedsiębiorców działających wokół niego. Chodnik na ulicy Szpitalnej został poszerzony, dzięki czemu kawiarnie i restauracje zyskały miejsce na ogródki. Jedna kawiarnia już działa, wkrótce pojawi się kolejna, sklepy też wyjdą w tę przestrzeń, plac zapewne zostanie niebawem oswojony przez artystów i muzyków.

Skoro o artystach mowa, zabrakło planowanej instalacji Joanny Rajkowskiej, która nawiązuje do historii miejsca. Czy stanie przy placu?

Instalacja w kształcie dwumetrowego jaja, czyli rzeźba „Pisklę”, zwracająca uwagę na wartość życia w kontekście dawnych funkcji placu, przy którym działał cyrk i odbywały się brutalne walki zwierząt, będzie też pierwszym impulsem do obcowania w tej przestrzeni ze sztuką. Pojawi się już jesienią.

Beata Chomątowska
Proszę czekać..
Zamknij