Znaleziono 0 artykułów
21.04.2022

Od słów do talerza: O programowaniu jedzenia rozmawiamy z Darią Ładochą

21.04.2022
Daria Ładocha (Fot. Anna Powierża)

Modne diety i związany z nimi chaos sprawiają, że wielu z nas czuje się zagubionych. Co i jak często jeść, by żyć zdrowo? Czy istnieje dieta cud dla wszystkich? I czy naprawdę chcemy schudnąć? Na te i inne trudne pytania odpowiedzi zna Daria Ładocha. Poznamy je w niedzielne popołudnia w radiu Chillizet podczas audycji „Daria, nóż i już”.

Jeść śniadania czy nie? Pięć posiłków dziennie czy może trzy? Co z glutenem — jest dobry czy nam szkodzi? I czy powinniśmy zdecydować się na weganizm, a może przejść na dietę keto? W zalewie informacji często ciężko jest oddzielić prawdę od fałszu. Jak przekonuje Daria Ładocha — to nie kwestia prawdy czy fałszu, bo teorie żywieniowe mogą, ale nie muszą się wzajemnie wykluczać. Podpowiada, jak wybrać tą najlepszą dla siebie.

Czego możemy się spodziewać po audycji „Daria, nóż i już”?

Mówię o audycji: „Daria, nóż i już, czyli tniemy trudne tematy”. Ma zachęcić słuchacza do refleksji i nauczyć go, aby sam wybrał to, co jest dla niego dobre. Niczego nie neguję, ale też niczego nie chwalę. Zapraszam gości, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia w różnych dziedzinach — nie zawsze bezpośrednio związanych z tematami żywienia. Na przykład moją gościnią była Dorota Gardias, która świetnie wygląda, znakomicie się czuje, ma genialną figurę. Nie jest ekspertką, ale o jedzeniu wypowiadała się z dużą wiedzą i wielką gracją. Jest żywym dowodem na to, że aby zdrowo się odżywiać, wystarczy dojść do porozumienia z własnym układem metabolicznym i dostosować żywienie do własnego życia. Nigdy odwrotnie — bo przechodzenie na drakońskie diety czy eliminowanie z jadłospisu jakichś produktów tylko dlatego, że ktoś tak powiedział, nie kończy się dobrze.

(Fot. Anna Powierża)

Jak w takim razie dogadać się z własnym ciałem?

W książce „Pięć składników zdrowia” piszę, że zamiast diet, lepiej przyjąć pewne zasady. Wybieramy pięć, chociaż tak naprawdę na początek wystarczy jedna. Zostało bowiem udowodnione, że jeden mały nawyk, uruchamia całą lawinę zmian. Najprostsza z nich dzieje się na talerzu. Decydując się pić więcej wody — choćby szklankę więcej — uruchamiany dalsze dobre nawyki, również te dotyczące innych obszarów w naszym życiu, takich jak kariera czy macierzyństwo. Misją audycji jest więc uspokojenie ludzi. Nie chcę ich namawiać, przekonywać czy zmuszać. Chcę opowiedzieć o tym, skąd wziąć na siebie patent.

Ten patent chyba dla każdego będzie inny?

Tak, bo każdy nas jest inny, każdy lubi co innego i ma swój organizm, który może zaprogramować na to, co lubi. Słowa, które wypowiadamy, działają jak zaklęcia. Jeśli w Tłusty Czwartek mówimy: „Boże, jak ja czekałam na ten dzień, zaraz zjem pączka, zjem pięć pączków albo dziesięć!”, to wysyłamy wiadomość do podświadomości, co mamy zrobić. I rzeczywiście pochłoniemy te pączki. Słowa mają wielką moc, dlatego zwracam na nie uwagę podczas audycji. Nie używam słowa „dieta”, które na starcie źle się kojarzy. Przechodząc na dietę, uruchamiamy spiralę hormonalnego „koktajlu zła”. Nasz organizm zaczyna wydzielać kortyzol i adrenalinę. Boi się głodu, ponieważ genetycznie mamy zakodowane, że głód nie jest dla nas niczym dobrym.

(Fot. Anna Powierża)

Dlatego często diety kończą się efektem jojo?

Tak, bo dieta oznacza dla naszego organizmu wojnę. A podczas wojny gromadzi się zapasy. Kiedy postanawiamy: jutro przechodzę na dietę, to wiemy, że w tle jest głód, wyrzeczenie i katorga. Dlatego możemy się spodziewać, że otrzymamy efekt odwrotny do zamierzonego. Oczywiście, organizm zacznie spalać tkankę tłuszczową, ale bardzo szybko odrobi to z nawiązką. Bo mózg nie da sobie zrobić krzywdy, a jest naszym nadrzędnym centrum dowodzenia.

Jedzenie pełni też dla nas często funkcję poprawiacza nastroju. Kiedy jest nam smutno, jemy wielkie opakowanie lodów jak Bridget Jones albo idziemy do fast foodu na burgera i frytki. Jak tego uniknąć? A może wcale nie powinniśmy się przed tym bronić, bo takie małe grzeszki od czasu do czasu nie zaszkodzą?

Jak wspomniałam wcześniej, słowa mają moc. Jeżeli mówimy „grzeszki”, to to będzie grzech. A jeżeli powiemy sobie: „dziś mam ochotę na lody”, to brzmi to już zupełnie inaczej. Nikt w zasadzie nie powiedział, że od frytek czy lodów się umiera. Cukier czy tłuszcz nas nie zabiją, jeśli nie będziemy ich spożywać w nadmiernych ilościach. W przeciwnym wypadku byłyby zakazane, jak narkotyki. Jeśli ktoś raz w tygodniu, siedząc przed telewizorem zje chipsy i nie czuje się potem źle, to dlaczego ma z nich zrezygnować? Tylko dlatego, że ktoś powiedział, że są złe i niezdrowe? Niezdrowe jest tylko to, co nam nie służy. Wracając do emocji — jedzenie powoduje wyrzut serotoniny, czyli hormonu szczęścia. Dlatego na przykład niektórzy w nocy lunatykują do lodówki. Spada im poziom serotoniny, a mózg nie da sobie zrobić krzywdy, więc każe nam coś zjeść. Co więcej, mamy zakodowany system nagradzania i karania jedzeniem. Większość z nas w dzieciństwie słyszała: „Jak zjesz ładnie obiad, to dostaniesz deser”.

(Fot. Anna Powierża)

Tak, albo: „Nie wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz warzyw”.

Dokładnie. Dlatego później w dorosłym życiu nagradzamy się lub karzemy jedzeniem. A jedzenie jest trochę jak życie. Każdy z nas musi wybrać, co jest dla nas dobre. Jeśli zapytalibyśmy pięć przypadkowych osób na ulicy: „Co jeść, żeby być zdrowym?", to większość prawdopodobnie udzieliłaby prawidłowych odpowiedzi: że należy unikać cukru i soli, nie jeść przetworzonej żywności… Co ciekawe, większość pewnie opowiadałaby o jedzeniu przez negację, mówiłaby o zakazach. Tymczasem to droga donikąd, bo co z tego, że wiemy, czego nie wolno, skoro nie wiadomo, co jest dobre? Ludzie często mnie pytają: jaką zasadą ja się kieruję? Odpowiadam, że mam jedną: dbać o swoją energię. Dlatego nie jem chipsów, bo źle się po nich czuję, ale nie jem też śniadań, bo nie lubię jeść wcześnie rano. Zrozumiałam, co mi pomaga, a co szkodzi. Kiedy każdy z nas odpowie sobie na pytanie: co jest dla mnie dobre, nie będziemy musieli stosować żadnych diet. Wystarczy wziąć kartkę i długopis i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Co chcę osiągnąć?”.

Wiele osób powie: chcę schudnąć.

Tak. Ale z drugiej strony — kiedy pytam podczas moich warsztatów osób, które deklarują, że chcą schudnąć, dlaczego mają taki plan, tylko 30 proc. ma gotową odpowiedź. Tymczasem warto się zastanowić, co jest dla nas tak naprawdę ważne. Bo jeśli okazuje się, że lubimy jeść, że sprawia nam przyjemność pójście z dziećmi na lody czy zjedzenie popcornu albo chipsów przed telewizorem, to dieta oparta na sałatkach nigdy nam się nie sprawdzi. Dlatego zasady, według których będziemy jeść, musimy dostosować do naszego stylu życia i wartości, które są dla nas ważne. Inaczej będziemy wiecznie sfrustrowani. Moja audycja jest też o tym, żeby pod płaszczykiem jedzenia — bo o jedzeniu zawsze świetnie się mówi – porozmawiać o tym, co jest dla nas w życiu ważne. A także o tym, żeby ludzie zaczęli się czuć ze sobą dobrze.

(Fot. Ewa i Marek Gracz)

A co z tymi, którzy nie lubią albo nie potrafią gotować? Są skazani na diety pudełkowe albo stołowanie się na mieście, czy jest dla nich inne wyjście?

Oczywiście, że jest inne wyjście! Dlatego napisałam książkę „Pięć składników zdrowia”, w której uczę krok po kroku, jak to zrobić. Jeśli ktoś nie potrafi gotować, może zacząć od przygotowania jednego dania w tygodniu. Najpierw należy wypisać składniki, które lubimy albo potrawy, które smakowały nam na mieście. Ale, co ważne — nie porównujmy się do blogerek, dań restauracyjnych czy zdjęć z Instagrama. Julian Barnes w książce „Pedant w kuchni” pisze, że ludzie przestają gotować właśnie dlatego, iż cały czas z kimś się porównują. Tymczasem każdy z nas ma grupę składników, które lubi. Nawet, jeśli jest ich tylko 10, można z nich zrobić 10 różnych dań. Z buraka możemy wyczarować i barszcz, i krem, i carpaccio, możemy go też upiec i zrobić sałatkę, albo kaszotto, zrobić sok… Jedyne, co nas ogranicza, to lęk przed tym, że nie dościgniemy jakiegoś ideału. Tymczasem dla naszego organizmu im prościej, tym lepiej.

Jedzenie często ludzi dzieli, ale potrafi też łączyć. Świetnie pokazała to sytuacja, w której Polacy zaczęli wspólnie gotować dla uchodźców z Ukrainy — robić kanapki, przynosić ciepłą zupę, zapraszać ich do swoich stołów.

Jedzenie ma ogromną moc jednoczenia ludzi. Zawsze powtarzam, że najpiękniejszym meblem w domu jest stół. Przy nim, na nim czy pod nim dzieją się różne rzeczy. Pod stołem bawią się dzieci, przy stole cała rodzina je wspólnie posiłki. W moim domu stół jest miejscem, przy którym wychowuję dzieci. Wiem, że skupią się na jedzeniu — czasem odwracam ich uwagę, żeby zjadły coś, czego nie chcą, czasem one odwracają moją uwagę, żeby czegoś nie zjeść. Przywilej siedzenia razem przy stole jest gigantycznym krokiem do budowania więzi. Kuchnia zawsze łączyła — łagodzi obyczaje, mówi się, że przez żołądek wiedzie droga do serca. Kuchnia jest miejscem, w której podczas imprez gromadzi się najwięcej ludzi. Jedzenie potrafi zdziałać cuda — tak jak w obecnej sytuacji.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij