Znaleziono 0 artykułów
24.07.2022
Artykuł partnerski

Kevin Murphy: Od modnych lat 60. do odpowiedzialnej przyszłości

24.07.2022
(Fot. Materiały prasowe)

O tym, w jakiej relacji jesteśmy dzisiaj ze swoim fryzjerem i kiedy należy go rzucić, dlaczego przyszłość to zrównoważony rozwój, a nie metawersum, a także o trendach z przeszłości, które rządzą w teraźniejszości, nowych technologiach i ekologicznych rozwiązaniach – rozmawiamy z guru fryzjerstwa Kevinem Murphym.

W połowie czerwca w Berlinie odbyło się wydarzenie pod hasłem Fast.Forward, którego byłeś prowodyrem, ale i bohaterem. Mówiłeś o trendach.

To była dla nas wyjątkowa możliwość porozmawiania o tym, jak będzie wyglądała przyszłość. Sposób, w jaki media się teraz komunikują, oraz to, jak my przetwarzamy dziś wszystkie informacje, bardzo się zmienił. Kiedyś raz w miesiącu kupowałaś magazyn, przeglądałaś go i tyle. Teraz wszystko dzieje się tu i teraz. To, jak fryzjerzy komunikują się z klientami i jak klienci szukają informacji na tematy związane z włosami, również uległo tej zmianie. Starałem się wytłumaczyć tę wielopłaszczyznową transformację innym ekspertom i pokazać, jak powinni patrzeć w przyszłość.

Od czasu pandemii zmieniła się też rola fryzjera – zyskała na znaczeniu. To już nie jest ktoś, kto tylko odpowiada za twój wygląd, ale także za twój stan psychiczny. Zwykle, przychodząc do fryzjera na cięcie, przy okazji zrzucasz z głowy to, co cię męczy. Myślę, że to jeden z ostatnich zawodów, który kiedykolwiek będzie można wykonywać zdalnie – nie zetniesz włosów przez komputer. To jedna z tych „ręcznych robót”, która naprawdę wymaga rąk. Czas spędzony na fotelu fryzjerskim jest bardzo emocjonalny, po wizycie czujesz się dobrze (albo źle). Chcę, żeby osoby mające ten fach w ręku czuły, że są niezwykłe.

To znaczy, że nie wierzysz we fryzjerstwo w metawersie?

Oczywiście już teraz za pomocą aplikacji możesz nałożyć na zdjęcie czy film inny kolor włosów, tak jak makijaż. Ale to jedyne, co może się wydarzyć. Cały czas to nie są włosy na twojej głowie, więc do końca nie wiesz, jak by to wyglądało. Koniec końców i tak ktoś będzie musiał wykonać tę pracę.  

Poza tym, jak wspomniałeś, fryzjerowi jest dzisiaj bliżej do psychologa włosów niż stylisty.

To wbrew pozorom bardzo intymna relacja. Jesteście blisko, fryzjer dotyka twoich włosów tak jak masażysta dotyka ciała czy kosmetyczka twarzy. Gdy siadasz na fotelu naprzeciwko lustra i patrzysz, jak twoje włosy z minuty na minutę zaczynają wyglądać coraz lepiej, wtedy rodzą się w tobie emocje. Dodam, że więź z fryzjerem buduje się latami.

I dlatego tak bardzo boli, gdy jednak wychodzisz z salonu nie do końca z tym, o czym marzyłaś.

Tak, wtedy musisz po prostu ze swoim fryzjerem zerwać (śmiech). Zły makijaż albo każdy inny zabieg kosmetyczny za chwilę zniknie, a w przypadku włosów, by wrócić do stanu pierwotnego, musisz czekać kilka miesięcy.

Pół roku codziennego „bad hair day” może być prawdziwym koszmarem.

Tak, nie ma nic gorszego.

Więc co radzisz fryzjerom, by takie sytuacje się nie zdarzały albo zdarzały się jak najrzadziej?

Przede wszystkim radzę klientom. Zrobić bardzo dobry research, poszukać dobrego specjalisty, przejrzeć jego dotychczasowe prace, zdjęcia klientów – Instagram w tym dziś bardzo pomaga. Stanowczo odradzam za to przychodzenie ze zdjęciem z konkretną fryzurą. To tak nie działa.

To chyba największy koszmar fryzjerów w Polsce.

Jeśli zrobisz porządny research, o którym mówię, trafisz do fryzjera, który naprawdę będzie wiedział, co jest dla ciebie dobre. 

A ty „zerwałeś” kiedyś ze swoim fryzjerem?

Raz, i muszę przyznać, że było to dosyć niekomfortowe, bo była to osoba, z którą pracowałem, więc musiałem ją jeszcze wielokrotnie widywać (śmiech).

Jak do tego doszło?

Cięcie miało być inspirowane latami 60. i lookiem Beatlesów z ciężką grzywką, która nonszalancko układa się na czole. Wiedziałem, że będzie źle, gdy poczułem, jak nożyczki przycinają mi krótko grzywkę. Ciach, ciach, ciach… Od razu pomyślałem „o mój Boże”. To w ogóle nie było to, czego chciałem. Wyglądałem na tyle fatalnie, że musiałem iść do innego fryzjera, żeby to jakoś naprawił. To było naprawdę mało komfortowe wydarzenie.

Kevin Murphy na scenie podczas Fast.Forward w Berlinie / (Fot. Materiały prasowe)

Będąc przy temacie lat 60., podczas Forward.Future prezentowane były trendy, które zapowiadały ich powrót i mariaż z punkowym stylem. Jak to wygląda w dzisiejszej interpretacji?

Idea dbania o włosy w stylu lat 60. opiera się na działaniu. W ostatnich latach pandemii nasza fryzura sprowadzała się do kitki zawiązanej na czubku głowy, czyli bardzo komfortowego i niewymagającego wysiłku rozwiązania. Po ponad dwóch latach chcemy się „odstawić”. Dla mnie to właśnie esencja lat 60. – fryzury z tamtej epoki wymagały jakiegoś wysiłku, pracy do wykonania. To historia trochę o byciu księżniczką, a trochę o byciu naprawdę cool. To, co zmienia się w ich współczesnej interpretacji, to tekstura. W końcu nie chcesz wyglądać jak wampir! Idee lat 60. łączymy z naturalnym wykończeniem w dzisiejszym trendzie „clean”. W latach 60. ludzie rzadko myli włosy. Dzisiaj też nie chcemy myć ich zbyt często, ale chcemy, żeby wyglądały schludnie.

Innym z wiodących trendów jest glass hair – włosy o połysku jak tafla lustra. Wiemy, jak uzyskać taki efekt pielęgnacją i stylizacją, ale ty zrobiłeś krok dalej i pozwalasz stworzyć go za pomocą nowej koloryzacji z linii Color.Me. Powiesz o niej coś więcej?

Color.Gloss to zupełnie przełomowa technologia. Pamiętasz, jak pojawił się Olaplex? Wtedy ludzie po raz pierwszy dowiedzieli się o wiązaniach we włosach. Dokładnie na ich wzmocnieniu oparta jest nowa koloryzacja: wchodzi do wnętrza włosów i tworzy więcej łańcuchów proteinowych, dzięki czemu stają są mocniejsze, grubsze i zdrowo połyskujące. Pozwala to traktować koloryzację jak de facto zabieg pielęgnacyjny. Porównałbym to do chodzenia do kosmetyczki jeszcze z jednego powodu – choć w salonie otrzymujesz wszystkie najlepsze kremy i masaż twarzy, to tym, co naprawdę sprawia, że to wszystko działa, jest urządzenie, które robi „zzz”, czyli np. laser. To analogia do formuły zastosowanej w Color.Gloss – działa jak laser wewnątrz włosów, a efekty tego działania są widoczne na zewnątrz. To prawdopodobnie najbardziej zaawansowana technologia na rynku fryzjerskim, jaka pojawiła się w ciągu ostatnich 20 lat.

Rozmawiamy o przyszłości, ale chciałabym na chwilę cofnąć się jeszcze do przeszłości. W 2019 r., tuż przed pandemią, byłeś w Warszawie z okazji Rethink.Project – lansowania opakowań OWP (Ocean Waste Plastic), czyli wykonanych z plastiku odłowionego z oceanów. Jak te kilka lat zweryfikowało ten ekologiczny projekt?

Największym wyzwaniem było zachowanie w nim ciągłości. Na początku wszystko szło zgodnie z założeniami, ale w pewnym momencie okazało się, że nasi dostawcy z Chin nie do końca są z nami szczerzy. Coraz trudniej było mieć pewność, że to, co dostajemy, to rzeczywiście plastik odłowiony z mórz i oceanów, na który wydawaliśmy fortunę. W związku z tym musieliśmy opracować plan B. W tej chwili stworzyliśmy nowe opakowania z plastiku z recyklingu, które są w 100 proc. przetwarzalne i w całości stworzone z jednego, łatwo przetwarzalnego rodzaju plastiku, i to po sam korek. To ważne w kontekście tego, że ludzie, wyrzucając butelkę do kosza, zwykle nie odkręcają zakrętki, a jak wiemy, uniemożliwia to przetworzenie produktu, bo dwa różne rodzaje plastiku to już odpad zmieszany. Wciąż prowadzimy więc działania mające na celu zmniejszenie ilości plastiku na świecie. Drugim naszym pomysłem jest stworzenie specjalnych opakowań do salonów, które będą miały wymienialny wkład w postaci woreczka z kosmetykiem, który pozwoli na wykorzystanie produktu do samego końca – pompka będzie zasysała powietrze, dzięki czemu woreczek będzie się wyciskał do ostatniej kropli. Oczywiście to opakowanie też będzie w pełni recyklingowalne.

Myślicie o takim rozwiązaniu w produktach detalicznych?

Tak. Napełnianie zużytej butelki po kosmetyku nie wydaje mi się przyjemnym doświadczeniem i nie do końca wierzę w tę ideę. Poza tym i tak niewiele osób to robi. Naszą pracą było przyjrzenie się nawykom ludzi, całemu procesowi związanemu z recyklingiem i znalezienie jak najlepszego rozwiązania. Wkładany kartridż to dużo mniej zachodu i dużo przyjemniejsza czynność. Wtedy jedną butelkę naprawdę będziesz mogła mieć przez całe życie! Ciągle rozwijamy ten projekt.

Opowiadasz o tym z imponującą pasją, wyglądasz na naprawdę spełnionego człowieka. Jest jeszcze coś, co chciałbyś osiągnąć?

Chciałbym stać na czele zrównoważonej marki, która funkcjonowałaby w 100 proc. w obiegu zamkniętym. Kiedy zaczynałem karierę, nikt nie rozumiał, co znaczy pojęcie sustainability. Dzisiaj mówią o nim wszyscy z młodego pokolenia.

Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy pomyślałeś, że świat zmierza w bardzo złym kierunku, a ty nie chcesz przykładać do tego ręki?

Tak, pomyślałem, że nie chcę, by planeta była zaśmiecana butelkami z moim imieniem i nazwiskiem. Nie mogłem przez to spać po nocach. To był pierwszy moment, kiedy poważnie zacząłem myśleć o opakowaniach z recyklingu, a także by wszystko to, co jest w środku, również było wytwarzane z poszanowaniem dla środowiska.

(Fot. Materiały prasowe)

 

Agnieszka Zygmunt
Proszę czekać..
Zamknij