Znaleziono 0 artykułów
09.02.2022

Współuzależnienie: Walka o przetrwanie

09.02.2022
Fot. Materiał prasowe

W każdym kolejnym roku Polacy piją coraz więcej alkoholu. Co, jeśli w nałóg wpadł ktoś bliski? Wiele osób odpowie: „Uciekać”. A gdy w grę wchodzi miłość? – Nie każda relacja z osobą uzależnioną jest szkodliwa – mówi psycholożka Joanna Flis, autorka książki „Współuzależnieni. Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi”.

„Potrafisz rozpoznać, czy twój partner pił, po sposobie, w jaki wchodzi do domu. Znasz uczucie rozpaczy, gdy twoje dziecko ponownie nie wraca na noc, albo nadziei i ulgi, gdy twój ojciec znów obiecuje, że pójdzie na odwyk” – pisze, być może o tobie albo o kimś ci bliskim, psycholożka Joanna Flis w książce „Współuzależnieni. Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi”. Około miliona osób w Polsce nałogowo pije alkohol. Grupę osób z nałogami powiększają hazardziści, zakupoholicy, pracoholicy, uzależnieni od przestrzeni cyfrowej. Problem dotyczy również bliskich tych osób. Rozmawiamy z Joanną Flis o relacjach współuzależnionych z partnerami, dziećmi, rodzicami oraz o ich istnieniu w społeczeństwie.

Kogo dotyka współuzależnienie?

Problem jest niestety powszechny, ponieważ na jednego uzależnionego człowieka przypada wielu współuzależnionych wokół niego: partner lub partnerka, dzieci, rodzice, czasem teściowie, dziadkowie. Syndrom ten dotyczy każdego, kto pozostaje w bliskiej, znaczącej dla siebie relacji z osobą, która funkcjonuje problemowo, co najczęściej dotyczy nałogów. Za każdym razem, kiedy próbuje zmienić się osobę uzależnioną, rozwija się syndrom współuzależnienia, w praktyce klinicznej nazywany zaburzeniami adaptacyjnymi.

Jest się czym martwić?

Obrazowo można wytłumaczyć to tak, że osoba uzależniona kręci się wokół przedmiotu swojego uzależnienia, a współuzależniona przesuwa się po orbicie jeszcze bardziej zewnętrznej. Tak bardzo przejmuje się rzeczywistością osoby chorej i tak się w nią wikła, że jednocześnie sama ponosi ogromne konsekwencje. W pewnym sensie porzuca wszystkie swoje cele, potrzeby i prawa. Rozpuszcza swoje granice tak długo, dopóki nie osiągnie wpływu na osobę chorą. Sama też zaczyna chorować. Objawy, które najczęściej temu towarzyszą to: chaos emocjonalny, napady paniki, lęku, gniewu. Towarzyszy temu napięcie emocjonalne, zaburzenia snu, uczucie pustki i bezsilności, brak chęci do podejmowania lubianych czynności. 

Zaburzenia adaptacyjne są jednostką kliniczną. Pojawiają się przy tym różnego rodzaju nerwice, depresja. Takie osoby nieraz same siebie uzależniają, na przykład od leków uspokajających, które przyjmują, żeby poradzić sobie z własnym napięciem. 

Jest jeszcze perspektywa społeczna. Współuzależnieni odwracają się od innych ludzi, bo czują wstyd, swoją winę, tracą poczucie własnej tożsamości. Często są w takim stanie psychicznym, jak osoby wracające z wojny. Zresztą zaburzenia adaptacyjne należą do tej samej grupy zaburzeń co PTSD (zaburzenia stresowe pourazowe) lub ASD (ostra reakcja na stres).

Czy są w stanie sami dostrzec negatywny wpływ, jaki ma na nich relacja z osobą uzależnioną?

Zwykle dopiero kiedy doświadczą naprawdę poważnych negatywnych konsekwencji. Najpierw długo żyją w iluzji, że osoba obok nich nie jest uzależniona, zaprzeczają razem z nią. Potem próbują przejąć nad nią kontrolę. Najczęściej od czasu do czasu udaje im się to. Niestety. Bo kiedy już raz im się uda, potem nie potrafią się powstrzymać. Nadopiekuńczość i nadmierna kontrola wobec osoby uzależnionej – to charakterystyczne zachowania. Później współuzależnieni wybierają trwanie w takiej relacji, ponieważ boją się, że jeżeli utracą kontrolę, oczywiście pozorną, ich życie się skończy. 

Bardzo często ich świat opiera się na zależności od innych. Rządzi nimi przekonanie, że nie są w stanie sami sobie poradzić. O relacji, w której trwają, myślą, że jeżeli ją utracą, nigdy się nie pozbierają, albo że jeżeli z kolei odpuszczą i pozwolą osobie uzależnionej ponieść konsekwencje swojego funkcjonowania, będą współwinni jej upadku. Z drugiej strony, kiedy się wycofują, bywa, że czują się niepotrzebni, bezwartościowi i tracą sens życia. 

Bo przecież przede wszystkim chcą pomóc bliskiej osobie. 

Ale, paradoksalnie, tylko jej szkodzą. Uzależnieni od alkoholu często myślą, że piją, bo w ich życiu dzieją się fatalne rzeczy, i przestaną, kiedy nie będzie tych złych wydarzeń albo okoliczności. A jest kompletnie odwrotnie – niszczące sytuacje najczęściej są spowodowane piciem. Dopóki osoba z nałogiem nie połączy faktów – że jej kłopoty wynikają z uzależnienia – nie zacznie się leczyć. Zachowania współuzależnionych przeszkadzają w zmianie sposobu myślenia tych, którzy powinni walczyć z nałogiem. Na przykład jeśli ktoś wraca pijany do domu, wymiotuje, zasypia na podłodze, a na drugi dzień budzi się czysty, umyty i we własnym łóżku, nie ponosi konsekwencji nałogu. Nie ma więc motywacji, żeby zacząć się leczyć. Tak samo kiedy osoba uzależniona nie dociera do pracy, a ktoś bliski w tym czasie załatwia zwolnienie lekarskie. Często postępują tak rodzice, bo boją się, że ich uzależnione dzieci będą cierpieć, jeśli nie otrzymają pomocy. Robią to też dzieci w stosunku do rodziców, bo czują się odpowiedzialne. Zachowują się tak partnerki, bo obawiają się, że razem z uzależnionym poniosą konsekwencje, a te wydają im się gorsze niż skutki rozwijającego się uzależnienia.

Kiedy osoby współuzależnione trafiają do terapeuty?

Tylko kilka razy w praktyce zawodowej zdarzyło mi się, że zgłosiła się osoba współuzależniona, która sama chciała się leczyć. Najczęściej do gabinetów terapeutów trafiają one po to, żeby szukać kolejnych narzędzi wpływu na swoich bliskich. Już nie wiedzą, co mają robić, bo nic, czego się chwytały, nie przynosiło efektu. Zwykle mijają jeszcze miesiące takich destrukcyjnych w skutkach dla osoby współuzależnionej prób, zanim zauważy, że sama już jest chora.

Czy terapia osób współuzależnionych może być skuteczna?

Nawet bardzo skuteczna. Kiedy przepracuje się mechanizmy współuzależnienia, ma się szansę na bardzo dobre, autonomiczne i wolne od tego typu tendencji życie. Ważne, żeby ci, którzy przychodzą po pomoc, dostali takie wsparcie, jakie powinni otrzymać. Jedna z moich pacjentek, doświadczająca przemocy, którą przez wiele tygodni przekonywałam, że założenie Niebieskiej Karty jest dobrym pomysłem, kiedy zgłosiła się do zespołu interdyscyplinarnego, usłyszała, że powinna przygotować kolację przy świecach i porozmawiać z mężem o tym, co on robi. Co więcej – porozmawiać z nim tak, żeby go oswoić, zapanować na jego złością. Okropne, że delegujemy do pomocy osoby, które nie mają odpowiedniej wiedzy. Że ci, którzy zaczynają wychodzić z takiej współuzależnieniowej relacji, słyszą od ludzi z boku: „Jak to, ty teraz zajmujesz się sobą? A co się z nim dzieje? On tam pije w domu? A nie martwisz się o niego?”. To pokłosie przekonania, że za niewyprasowaną koszulę mężczyzny odpowiada jego żona. 

Fot. Getty Images

Gdzie w takim razie szukać pomocy?

Ważne, by trafić do specjalisty psychoterapii uzależnień i współuzależnienia. To są choroby, w których jest dużo iluzji, zaprzeczania i mechanizmów wzajemnie się podtrzymujących, więc terapeuta musi mieć wprawne oko w ich wyłapywaniu i konfrontowaniu pacjentów z tym, co się dzieje. Oczywiście jeżeli pojawiają się inne kłopoty, czyli zaburzenia afektywne, wtedy pierwsze kroki należy skierować do psychiatry, ponieważ bardzo często od tego zaczyna się leczenie współuzależnienia. Osoba w potężnym lęku, poczuciu winy, wstydzie, z przedłużającymi się zaburzenia adaptacyjnymi nie jest w stanie podjąć tak ważnych życiowych decyzji bez wsparcia farmakologicznego. Jest zbyt słaba na tym etapie swojego funkcjonowania. 

Podtytuł pani książki brzmi „Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi”. Ale po co w ogóle budować takie relacje? Czy nie lepiej je po prostu zerwać?

Nie każda relacja z osobą uzależnioną jest szkodliwa. Oczywiście, jeśli osoba uzależniona jest sprawcą przemocy, dokonuje różnych nadużyć w stosunku do kogoś bliskiego albo dzieci, lub to rodzic, który nas krzywdzi, wtedy najlepszym rodzajem relacji z taką osobą jest dystans. Natomiast jeżeli uzależniony nie dopuszcza się tego rodzaju rzeczy, mamy prawo mieć z nim zdrową relację. Czasem w grę wchodzi miłość – uzależnienie dotyczy dzieci, rodziców, partnera lub partnerki. Nie zawsze osoby współuzależnione chcą uciekać. Nieraz nie potrafią zakończyć takiej relacji, a nieraz nie chcą, tylko pragną się nauczyć, jak w niej przetrwać i nie być poranionym.

Co jest podstawą takiej zdrowej relacji? 

Warunek konieczny to zdrowe zachowania. Pozwalać uzależnionemu ponosić konsekwencje swoich własnych życiowych decyzji związanych z chorobą. Dbać, żeby choroba drugiej osoby nie wpływała na nas negatywnie. Pilnować mocno zarysowanych granic własnej autonomii i tożsamości, nie przejmować odpowiedzialności za cudze uczucia, ale i prawa. Nie zawsze uzależniony chce się leczyć i też ma do tego prawo. 

To możliwe?

Można zbudować zdrową relację z osobą uzależnioną, natomiast jest to szalenie trudne. W przypadku związku partnerskiego można to zrobić tylko wtedy, kiedy jest się całkowicie niezależnym i samodzielnym, bo to związek, w którym nie można liczyć na wsparcie, pomoc, przewidywalność. Sama nie jestem fanką takich relacji i uważam, że nie pozostają one bez wpływu na osoby współuzależnione. Jednak kiedy myślę o moich pacjentkach, zdaję sobie sprawę z tego, że na dziesięć współuzależnionych kobiet gotowa jest odejść tylko jedna. To odwrotnie proporcjonalne do tego, jak zachowują się mężczyźni, bo oni najczęściej kończą relację z osobą uzależnioną.

Czy zdrowa relacja nie jest etapem, kiedy współuzależniony dojrzewa do jej zakończenia?

Zdarzają się takie przypadki. Partnerki orientują się, że związek, choć nie narusza ich granic, nie zaspokaja też ich potrzeb, i wtedy dają sobie prawo, żeby odejść. Ale jest duża część ludzi w naszym kraju, która nigdy sobie na to nie pozwoli, na przykład z powodu religii. Współuzależnienie nie dotyczy pojedynczych osób, to problem społeczny. 

Dlaczego?

Dane Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych pokazują, że z roku na rok Polacy piją coraz więcej. Wbrew pozorom to nie był problem lat 90. – skala alkoholizmu w Polsce jest większa niż wtedy, tylko zmienił się model picia. Jest mniejsze przyzwolenie na spożywanie alkoholu na przykład w miejscu pracy, natomiast picia domowego jest bardzo dużo. A mówimy o samym alkoholu, a jest przecież jeszcze mnóstwo innych rzeczy, od których ludzie są uzależnieni. Jako społeczeństwo mamy lekcję do odrobienia: nauczyć się nie obarczać ludzi problemami innych, czyli nie delegować odpowiedzialności. Dzięki temu, że są współuzależnione osoby, my wszyscy jakoś funkcjonujemy, bo ludzie z nałogami mają takich aniołów stróżów za plecami, którzy ich ratują. I to nam się społecznie opłaca. Musimy jednak zacząć myśleć nie tylko o tym, co się kalkuluje, lecz także o tym, jak wiele osób cierpi. 

Joanna Flis jest psycholożką, psychoterapeutką, terapeutką uzależnień, naukowczynią. Jej książka „Współuzależnieni. Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi” ukaże się 9 marca nakładem wydawnictwa Znak.

 

 

Katarzyna Rycko
Proszę czekać..
Zamknij