Znaleziono 0 artykułów
12.08.2021

Czy powrót do eks to dobry pomysł? Rozmawiamy z neuropsycholożką

12.08.2021
Fot. Getty Images

Czasem po rozstaniu z partnerem lub partnerką odnawiamy kontakt. Wtedy mierzymy się z pytaniem: Czy zakończony związek warto jednak reanimować? Jeśli tak, to jak nie powtórzyć dawnych błędów? Czemu może służyć oddalanie się w relacji i gdzie przebiega bezpieczna granica indywidualizmu? Na te pytania szukamy odpowiedzi z dr Olgą Kamińską, neuropsycholożką i autorką książki „#Love. Jak kochać w XXI wieku”.

„Kocham cię, kochanie moje / To rozstania i powroty / i nagle dzwony dzwonią / I ciało mi płonie / Kocham cię” – śpiewała Kora. Czy takie oddalanie się i zbliżanie w relacji jest dobre i służy miłości?

W bezpiecznym stylu przywiązania może się pojawić tendencja do zbliżania i oddalania jako potrzeba większej autonomii. Dla wielu jest to naturalne, bo oznacza np. możliwość realizowania się w sferze zawodowej albo w hobby. Tyle że w dobrze funkcjonującym związku nie będzie wiązała się z poświęcaniem relacji. Po pierwsze, partner oddalając się, wciąż będzie podtrzymywał więź i będzie gotowy zareagować na potrzebę kontaktu, jeśli druga osoba zatęskni zbyt mocno. A po drugie, ta druga osoba mimo oddalenia wciąż będzie miała poczucie bezpieczeństwa i stałości relacji. Dlatego będzie w stanie kierować się empatią – zrozumie potrzeby partnera i wesprze go w szeroko rozumianej samorealizacji.

Michelle Obama w swoich wspomnieniach podkreśla, że w relacji z zajętym Barackiem czuła się dla niego ważna. On wykonywał gesty, które pozwalały im budować więź i być blisko mimo tego, co działo się wokół. Np. po ciężkim dniu znajdował czas, by zadzwonić i porozmawiać. Wiedziała, że o niej myśli, że jest obecna w jego życiu, a on – w jej.

Czas spędzony osobno może być rozwojowy dla relacji. Według słynnej terapeutki par Esther Perel oddalanie się pozwala zmienić perspektywę, na nowo spojrzeć na partnera, zatęsknić i zbudować większe napięcie erotyczne.

Nie zgadzam się z wieloma tezami Perel, ale w tym wypadku rzeczywiście przyznaję jej rację.

Wielu terapeutów zauważa, że w partnerskiej relacji dwóch osób, które realizują się na swoich polach, przestrzeń wokół podnosi ich atrakcyjność. Stymulujące jest np. obserwowanie swojego partnera oczami innych – publiczności, współpracowników. Wtedy na nowo odkrywamy cechy, które nas w nim pociągają. Przypominamy sobie, dlaczego chcemy z kimś być, doceniamy jego wartość w naszym życiu.

Bo wielkim wyzwaniem w związku jest habituacja. Czyli przyzwyczajenie, sytuacja, w której wszystko, nawet ukochany człowiek, powszednieje i staje się zwykłym elementem codzienności.

To jak siedzenie w miękkim fotelu – na początku jest rozkosznie, ale z czasem w ogóle zapominamy, że siedzimy, nasz mózg zajmuje się czymś nowym. Dopiero gdy okaże się, że musimy wstać, zaczniemy na nowo odczuwać, co dzieje się w naszym otoczeniu. Tak właśnie jest, gdy ukochana osoba po dłuższym czasie spędzonym wspólnie wyjeżdża albo zaczyna oddawać się swojej pasji. Ta zmiana może nawet sprawić, że poczujemy dyskomfort i lekki niepokój, który w pewnych granicach może być jednak stymulujący.

A granica jest cienka i przebiega indywidualnie.

Jeśli relacja jawi się jako niepewna, syndrom odstawienia – reakcja na brak obecności drugiej osoby – jest silniejszy u opuszczanego partnera, ale doświadczają go obie strony. To jakby chemiczny mechanizm, który trzyma nas w stałych związkach. Przyjęłabym jednak, że sytuacja robi się niepokojąca, gdy jedna ze stron zaczyna cierpieć, komunikuje to osobie, z którą jest w relacji, i spotyka się z obojętnością, bagatelizowaniem problemu albo obietnicą bez pokrycia. Pozostawia ją to z poczuciem alienacji i niedostosowania.

W bezpiecznych związkach partnerzy będą modyfikować swoje zachowania względem siebie. To zgrywanie się dotyczy – oczywiście – dwóch stron.

A co, jeśli partner nas nie słyszy, jest niewrażliwy na problem, a my kochamy coraz mocniej?

Gdy pojawia się więcej stresu i cierpienia niż karmiącej miłości, możemy powiedzieć, że relacja jest dysfunkcyjna. To, jak zareagujemy na ten symptom, zależy w dużej mierze od wcześniejszych doświadczeń. Bo osoby, które obserwowały zaburzone relacje np. u swoich rodziców, w dorosłym życiu będą miały tendencję do trwania w podobnych związkach.

Poczucie porzucenia zadziała na nie tylko uzależniająco – zamiast rozluźniać przywiązanie, sprawi, że potrzeba wspólnego życia tylko wzrośnie. Partnerzy z bezpiecznym modelem przywiązania będą komunikować rozdźwięk i zagrożenie, może nawet kilkukrotnie, aż w końcu – jeśli nic się nie zmieni – zadbają o swoje granice i odejdą.

Nie będą dawać miłości bezwarunkowo, tylko w wymianie – dbając o zachowanie równowagi.

I tak dochodzimy do tematu rozstania. We współczesnej kulturze zjawiska wręcz masowego. Czy w pogoni za nowym i lepszym nie warto się zatrzymać, wrócić i naprawić? Może powrót po pewnym czasie to prawdziwy test dojrzałości?

Często mówi się, by nigdy nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Według mnie to fałszywa maksyma, zwłaszcza w kontekście związków.

Poczucie wstydu, oceny, które pojawiają się, gdy dwoje ludzi stara się odbudować relację, są po prostu nieporozumieniem. Na pewnym etapie życia możemy mieć określone blokady, życiowe przeszkody czy potrzeby niemożliwe do zrealizowania w związku. I w takiej sytuacji warto powiedzieć sobie wprost: „Nie możemy stworzyć dobrego związku, więc rozstańmy się. Dajmy sobie wolność, zostając ważnymi dla siebie ludźmi”. To może nawet zbliżać, być wyrazem szacunku i dojrzałej miłości oraz wzajemnej przyjaźni.

Może z czasem, nawet po latach, sytuacja się zmieni – bo rozwiniemy się emocjonalnie, zmienią się nasze priorytety, zaistnieją nowe okoliczności, dojrzejemy albo coś w sobie przepracujemy – a wtedy związek znów będzie możliwy.

Tak właśnie – według spekulacji medialnych – było z Jennifer Lopez i Benem Affleckiem. Gdy zakochali się w sobie w 2002 roku, żadne z nich nie było w stanie okiełznać galopującej kariery, a zamiast ślubu nadeszły gorycz i rozstanie. Ale w 2021 roku znów się odkryli – jako dojrzali i zrealizowani zawodowo. Po zdjęciach paparazzi można przypuszczać, że namiętność wybuchła równie mocno jak przed laty.

I to jest przykład, że warto próbować. Oczywiście są pewne zagrożenia, np. podobny cykl miłości, który będą przechodzić, a w którym kiedyś polegli. Czy po fazie zakochania wytrwają jako para dzieląca codzienność? Czy mit miłości romantycznej – tej jednej jedynej, która zmieni życie na lepsze – nie rozczaruje? Czy wrócili do siebie, czy jednak do wyobrażeń o sobie z przeszłości? Czy są na tyle dojrzali, by poradzić sobie z zazdrością o to, co wydarzyło się w międzyczasie?

W swojej książce „#Love. Jak kochać w XXI wieku” piszesz o paradoksie: tęsknota po dysfunkcyjnej relacji jest silniejsza niż po tej zrównoważonej. Wynika z tego, że w miłości nie możemy do końca sobie ufać. Obraz tego, „co się tak naprawdę wydarzyło”, będzie klarowny dopiero po czasie, gdy wyciszą się emocje.

Tak, świadomość, że dojmująca tęsknota po rozstaniu to nie dowód na to, że straciliśmy miłość życia i najlepszy życiowy scenariusz, lecz raczej objaw uzależniającego modelu relacji, dużo zmienia. Dzięki niej łatwiej wytrwać np. w postanowieniu, by przeczekać trudny czas, milcząc i nie dążyć do spotkania. Jeśli rozumiemy, że czujemy hormonalny głód oksytocyny – jak po odstawieniu – wiemy, że dzięki abstynencji szybciej dojdziemy do siebie, otworzymy się na nowe scenariusze.

Złota rada: nie rozpamiętywać w nieskończoność. Na początku warto pobyć w smutku, zmierzyć się z często niezwykle trudnymi emocjami, które mogą się wtedy pojawić. Ale po pierwszej fazie szoku należy świadomie się wspierać w procesie uniezależniania od drugiej osoby – zająć się czymś nowym i przyjemnym, co odpowiednio zastymuluje nasz mózg, otoczyć się przyjaciółmi, pójść do kina, poświęcić się nowemu hobby. Ale – oczywiście – to wszystko teoria, praktyka jest dużo trudniejsza.

Można jeszcze wspomagać się paracetamolem.

Wiele badań wskazuje, że ból fizyczny jest podobny do bólu psychicznego – i właśnie paracetamol sprawdza się, łagodząc oba rodzaje. W momencie silnego cierpienia może być pomocny, choć należy zadać sobie pytanie, na ile w trudnych stanach chcemy wspomagać się farmakologią, czy umiemy zachować rozwagę i czy na pewno znamy skutki uboczne przyjmowanych substancji.

A gdy odchorujemy miłość, ruszymy do przodu. Może uda nam się odzyskać byłego partnera np. jako przyjaciela? O ile zdanie „zostańmy przyjaciółmi” brzmi fałszywie w momencie rozstania, po latach może stanowić realną wartość.

Rzeczywiście nie są to łatwe relacje, zwłaszcza że funkcjonujemy w bardzo silnym kulturowym dogmacie posiadania drugiej osoby na pewnego rodzaju własność. Przejawia się to w braku gotowości na puszczanie eks w nowe związki, a jednocześnie w zaborczości nowego partnera czy partnerki właśnie wobec relacji z byłymi.

Z drugiej strony, rozpada się coraz więcej par mających dzieci i utrzymanie ciepłej relacji między byłymi partnerami w tym przypadku wydaje się niezwykle ważne dla homeostazy całego układu rodziny patchworkowej.

Myślę, że w najbliższych latach będzie to jeden z mocniej eksplorowanych tematów. I liczę na zmiany – żebyśmy kończąc związki, nie musieli kończyć przyjaźni, która nas w tych związkach również łączyła.

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij