Znaleziono 0 artykułów
11.06.2022

RuPaul: Wszystko jest możliwe

11.06.2022
Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Znak

RuPaul zainspirował Jacka Guinnessa do napisania „Biblii queeru”. „Platformy dla tych, którzy chcą opowiadać swoje historie swoim własnym głosem. Przestrzeni i wspólnoty dla następnego pokolenia, by mogło radośnie celebrować naszą kulturę i tłumaczyć nam, jak ewoluuje koncepcja płci i polityki”, pisze autor książki, której fragment publikujemy z okazji Miesiąca Dumy. 

​„Czekaj, czy ja dobrze rozumiem? Publicznie się wyoutowałeś, przeprowadziłeś milion wywiadów, założyłeś queerową stronę internetową i wydałeś całą kasę na honoraria dla ludzi, u których zamówiłeś te wszystkie artykuły, TYLKO PO TO, ŻEBY POZNAĆ RUPAULA?” „Za kogo ty mnie masz? Trzeba być chyba walnięty m psychofanem, żeby zrobić coś takiego”, odpowiedziałem na absurdalne oskarżenie rzucone przez mojego chłopaka.

Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Znak

Obaj jednak wiedzieliśmy doskonale, że miał rację: byłem właśnie takim walniętym psychofanem, o jakim mówił. Moje życie przypominało jedną wielką grę pozorów. Najpierw jako bardzo samotne dziecko, potem jako boleśnie wyobcowany nastolatek, wciąż uciekałem w świat fantazji. Wyobrażałem sobie, że pewnego dnia zacznę wieść luksusową, pełną blichtru egzystencję uwielbianego przez wszystkich supermodela, który ma całe zastępy sławnych przyjaciół i szafę pełną stylowych, designerskich ciuchów. Spoglądałem na moje ponure życie i tęskniłem do czegoś więcej. Dzieciństwo spędzone w latach osiemdziesiątych na południu Londynu miało barwę nieznośnej szarości (możliwe, że walnie przyczyniły się do tego używane ubrania i meble z lat siedemdziesiątych, które wypełniały nasze mieszkanie): szare było jedzenie, szare było nasze rodzinne volvo, nawet skóra na mojej twarzy była pozbawiona koloru. A ja pragnąłem wściekłego różu, złota i opalenizny! Kątem oka dostrzegłem błysk i ruszyłem w pogoń za tą iskrą, która przez całe życie, ku mojej głębokiej frustracji, wciąż pozostawała gdzieś na peryferiach, zawsze poza zasięgiem. Tak właśnie wygląda pogoń za sławą. Obietnica ucieczki. Pragnienie, by urzeczywistnić swoje marzenie. Fakt, udało mi się nadać mojej egzystencji całkiem niezwykły kształt. Ale cały czas coś nie daje mi spokoju. Jakbym przypadkiem szarpnął za wystającą nitkę z zaciągniętego materiału mojego życia i zaczął się pruć. Czuję, że chcę więcej. Potrzebuję sensu. Gdzieś głęboko, w samym sercu mojego jestestw a wciąż tkwi ten mały, rozmarzony, zagubiony chłopiec i im więcej przepychu pojawia się na zewnątrz, tym głębsza i boleśniejsza staje się przepaść pomiędzy tym, kim jestem, a tym, za kogo ludzie mnie uważają. Już u samej podstawy dochodzi do pęknięcia. Ironia blichtr u polega na ty m, że najzwyczajniej w świecie nie jest prawdziwy. Czym jednak była ta iskra, która zwiodła mnie na tę ścieżkę? Jaka spadająca gwiazda swym migotliwym blaskiem znęciła mnie niczym srokę i zrujnowała mi życie? Oczywiście odpowiedź brzmi: RuPaul. Oczywiście coverujący piosenkę Kiki Dee. Oczywiście z Eltonem Johnem.

Blichtr ma w sobie zwodniczy, niebezpieczny urok, który przyciąga wielu queerów. Internalizując społeczną dezaprobatę wobec naszej tożsamości – seksualności i ekspresji płci kulturowej stanowiących esencję i naszego jestestwa – wkraczamy na równię pochyłą wstydu i poczucia braku własnej wartości. Często się zdarza, że potępiają nas nasi rodzice i inni członkowie społeczeństw a, w efekcie czego my sami również zaczynamy żywić do siebie podobne uczucia. W czasach, gdy nie istniały jeszcze media społecznościowe, ja i inni przedstawiciele mojego pokolenia ruszaliśmy w ciemną noc, do klubów, do których jeszcze nie dorośliśmy, wikłając się w chwilami niebezpieczne sytuacje. I choć z reguły dobrze się bawiliśmy, w ogólnym rozrachunku zbieraliśmy jedynie doświadczenia, które nie przynosiły nam satysfakcji. Zbyt wielu z nas zatraca się w nieświętej trójcy nałogów: seksu, narkotyków i alkoholu, toksycznych relacji i wzorców zachowań oraz współuzależnienia. Jak na ironię, tracimy siebie dokładnie w tych miejscach, w których próbujemy odnaleźć sens i tożsamość. Pustka wyrastająca z zaniżonej samooceny (rodzącego trujące owoce drzewa zasadzonego przez wrogą, opresyjną kulturę, które sami potem nawozimy i podlewamy autodestrukcyjnym myśleniem i zachowaniem) sprawia, że uzbrajamy się w pancerz statusu w postaci markowych ciuchów, modnych przyjaciół, wysokich stanowisk albo perfekcyjnego ciała. Stosując ten mechanizm, przekonujemy i samych siebie, i innych, że jesteśmy wartościowi, ważni, że coś znaczymy. Zmieniamy formę, dostosowujemy się do ludzi, miejsc i rzeczy, poddajemy się transformacji, żeby zyskać akceptację i przychylność albo żeby się chronić, ale to wszystko ma swoją cenę. Nasze zafałszowane „ja” przestaje się rozwijać i karłowacieje. A kiedy czujemy się wewnętrznie puści i pozbawieni treści, nic dziwnego, że ciągnie nas do przedmiotów, które podnoszą nam poczucie własnej wartości.

Kiedy się przyłączamy do wspólnoty gejów, okazuje się, że drąży ją od środka ta sama choroba, która zatruwa społeczeństw o „cis hetero”: pieniądze i władza, fi lary kolonialnego patriarchatu, podtrzymywane przez rasizm i mizoginię (przejawiającą się w potępianiu zniewieściałości). Dlatego to właśnie na barkach białych homoseksualistów spoczywa odpowiedzialność za rozkładanie tych zjawisk na czynniki pierwsze i ich kwestionowanie. Nasza rodzina lesbijek i transseksualistów tak zaciekle walczyła o prawa osób nieheteronormatywnych, że dziś, w gęstniejącej z dnia na dzień atmosferze przemocy i opresji wymierzonych w osoby trans, w obliczu niekontrolowanej siły zinstytucjonalizowanego rasizmu i mizoginii, to my musimy stanąć na wysokości zadania i podjąć walkę w ich imieniu. Nigdy wcześniej biali homoseksualni mężczyźni (i w ogóle biali ludzie) nie mieli tylu możliwości, by zgłębić temat naszej uprzywilejowanej pozycji, historii naszej opresyjnej kolonizacji, na której zbudowano systemy zapewniające nam dziś same profity, i żeby się skonfrontować z naszą „białością” i polityką rasową, która jak to ujęła Reni Eddo-Lodge: „działa dzięki swej niewidzialności”. Dziś wyzwaniem, przed którym stajemy zarówno jako jednostki, jak i jako globalna społeczność queer, jest zbudowanie silnej, spójnej tożsamości, zakorzenionej w poczuciu własnego „ja”, które kształtu je się w naszym wnętrzu, a nie pod wpływem czynników zewnętrznych.

W ciągu wielu lat terapii (jestem ogromnie wdzięczny terapeutom, którzy ocalili mi życie i pomogli odnaleźć sens) rozwijałem i wzmacniałem w sobie ten niezmienny rdzeń mojej osobowości. I wierzę, że dzięki sile wspólnoty , która daje nam możliwość przeglądania się w sobie nawzajem niczym w zwierciadle oraz poczucie, że jesteśmy ze sobą połączeni, widzialni i kochani, również budujemy autentyczny fundament naszej tożsamości. Intersekcjonalność – sieć wzajemnych powiązań oraz zazębianie się interesów i praw różnych społecznie marginalizowanych grup – stanowi największą siłę środowiska LGBTQ+. Splata nas ze sobą nie tylko opresja, której doświadczamy, lecz także nasza cudowna odmienność i wyjątkowość, które czynią nas celem nienawistnych ataków. Opowiadając własne historie i słuchając opowieści innych, tworzymy zdrową, bezpieczną więź, która przenosi nas na wyższy poziom, gdzie oddalamy się od zewnętrznych wyznaczników statusu i tożsamościowych masek, a to z kolei pozawala nam osiągnąć dojrzałość i poczucie wewnętrznej integralności.

Przez całe lata jako model sprzedawałem określony typ performatywnej męskości. Agenci powtarzali mi, żebym był bardziej „macho”, cokolwiek mieli na myśli. Starałem się więc trzymać na wodzy swoje manieryzmy i wyrugować kobiecy rys ze swojego wyglądu i zachowania. Nałożyłem na siebie coś, co Matthew Todd nazywa „kaftanem hetero bezpieczeństwa”, w swojej wspaniałej książce pod takim właśnie tytułem (w oryginale książka Todda nosi tytuł Straight Jacket zawierający w sobie grę słów: straight jacket [alternatywna pisownia: straitjacket] oznacza kaftan bezpieczeństwa, przy czym samo słowo straight można tłumaczyć również jako „hetero” – przyp. tłum.). Uprawiałem opresyjny drag będący absolutnym zaprzeczeniem wszystkiego, co się wpisuje w definicję prawdziwego dragu. Nie eksperymentowałem z moją tożsamością płciową, nie eksplorowałem jej ani nie kwestionowałem, tylko chowałem się za jej najbardziej ograniczającymi, społecznie akceptowanymi formami. Sam przyłożyłem rękę do własnego zniewolenia, wpadając w pułapkę toksycznej męskości. Cóż za żałosna egzystencja. Dopiero gdy się publicznie wyoutowałem, albo raczej wyzwoliłem, poczułem, że mogę być w pełni sobą, że mogę być prawdziwy i autentyczny. Przestałem internalizować narzucane mi przez innych poczucie wstydu, a teraz próbuję przestać samemu się w nie wpędzać. Dziedzictw em osób queerowych nie jest wstyd. Są nim nadzieja i miłość. To, że musimy kwestionować i badać swoją seksualność oraz tożsamość płciową, a potem się upominać o ich uznanie (za co często jesteśmy prześladowani), czyni z nas istoty przepełnione empatią, uważnością, inspirujące innych. Kontynuujemy długą tradycję pionierów, nasza opowieść ciągnie się przez całą historię cywilizacji, przekraczając granice niezliczonych kultur. Dlatego musimy kroczyć z podniesionym czołem, dumnie reprezentując nasze dziedzictw o, ze świadomością, że mimo cierpienia, a zarazem dzięki niemu jesteśmy odważnymi, fantastycznymi, silnymi ludźmi. Jesteśmy rodziną.

Był rok 1994. Miałem dwanaście lat. W teledysku wyświetlanym w sobotnim programie muzycznym (Going Live!, a może CD:UK?) pojawiła się ONA. W całej swej okazałości – wydawało się, że ma z pięć metr ów wzrostu . Na ekranie aż iskrzyło od seksualnego napięcia między nią a zatwardziałym kawalerem (i domniemanym seryjnym kobieciarzem) Eltonem Johnem. Musiała być jego dziewczyną – bo jak inaczej nieznana modelka (przy takim wzroście na bank pracowała jako supermodelka, tak przecież zarabiały na życie wysokie osoby, no chyba że akurat ktoś je zatrudnił do roli olbrzyma) zdołałaby się załapać na tak wspaniały występ? Gdzieś w głębi duszy czułem jednak, że wcale nie patrzę na kobietę. Ale i nie na mężczyznę. Że osoba, którą widzę na ekranie, rozsadza ramy binarności. Że jest czymś więcej niż sumą swoich części. Magiczną, zakazaną istotą zesłaną po to, by nas kusić, inspirować i doprowadzać do szaleństwa. Czułem też, że Eltona tak naprawdę nie pociągają kobiety , ale razem z RuPaulem, przebrani za słynne pary kochanków, tworzyli iluzję, której trudno się było oprzeć.

Chyba od samego początku wiedziałem, że Elton John jest inny, nawet wtedy, gdy jeszcze nie do końca rozumiałem, co to znaczy być gejem – buntował się, przekraczał granice i miał gdzieś, co ludzie o nim myślą. Bo to jest coś, co po prostu wiemy, zanim się dowiemy, zanim odkryjemy i zgłębimy naszą seksualność. Nas, gejów, ciągnie do siebie nawzajem, bo jesteśmy outsiderami, bo łamiemy zasady, bo nie pasujemy do reszty otoczenia. Wyczuwamy współdzieloną tajemnicę, która przejawia się w bólu albo w dzikim zatraceniu – aluzje, spojrzenia, drobne gesty , wszystko to działa jak magnes. Ponury John, desperacko pragnący miłości ojca w powieści Jamesa Baldwina Głoś to na górze, zafascynował mnie na długo przed ty m, zanim przeczytałem powieść Mój Giovanni i odkryłem, że Baldwin był homoseksualistą. Buntownicze, antysystemowe ciągoty George’a Michaela, jego szelmowski uśmiech i ekstremalnie kampowe teledyski rozpaliły we mnie ogień. Gdy samotny płacz jadącego pociągiem chłopaka z piosenki Small Town Boy zespołu Bronski Beat w punkcie kulminacyjnym przechodził w rozdzierający falset, do oczu napływały mi łzy, choć sam nie wiedziałem dlaczego. Ten tekst po prostu do mnie przemawiał: matka, która niczego nie rozumie, świadomość, że musisz uciec z rodzinnego domu, desperackie próby znalezienia miłości. A potem RuPaul, mierząca niemal dwa metry czarna syrena w topie z opuszczonymi ramionami i ogromniastej blond peruce rozsadziła ekran telewizora, wyrywając mnie śpiewem z mojej żałosnej egzystencji i obiecując, że zabierze mnie w jakieś cudowne, pełne blasku miejsce.

RuPaul przyszedł na świat jako RuPaul Andre Charles 17 listopada 1960 roku w San Diego. Z rodzinnego miasta przeniósł się do Atlanty , by tam studiować sztuki performatywne, a stamtąd ruszył do Nowego Jorku, gdzie szybko stał się nieodłącznym elementem imprezowego krajobrazu, zatrudniany przez legendy nowojorskiego życia nocnego, takie jak Susanne Bartsch. Pewnej nocy, występując w genderbendingowym zespole punkowym, Ru przebrał się za kobietę i tłum oszalał. Wszechświat wskazał mu drogę, a on nią podążył, nie oglądając się wstecz. I to jest jedna z najważniejszych lekcji, jakie nam dał RuPaul. Każdy z nas buduje sobie spójne, stabilne wyobrażenie tego, kim jest i czego chce od życia. Ale to właśnie w chwilach, gdy rezygnowałem z pełnej kontroli i wychodziłem poza ograniczenia narzucane przez moją wizję siebie, odnajdowałem radość i odnosiłem sukces. Chyba nie muszę nic więcej tłumaczyć. Ru niekoniecznie dorastał w przekonaniu, że jako dorosły człowiek będzie się wcielał w rolę kobiety , ale kiedy tylko zwęszył okazję, wykorzystał moment i ruszył do boju. Stał się międzynarodową gwiazdą popu dzięki singlowi Supermodel, został twarzą pionierskiej kampanii MAC Cosmetics i jako rzecznik prasowy tej firmy zdobywał fundusze dla charytatywnego Mac AIDS Fund.

Po kilku latach wyhamowania (choć nigdy nie przestał koncertować po całym świecie) RuPaul powrócił z Drag Race, reality show będącym jednocześnie pastiszem i hołdem dla programów takich jak Project Runway czy America’s Next Top Model. Drag Race został odrzucony przez wszystkie najważniejsze stacje telewizyjne, by ostatecznie znaleźć przystań w Logo TV, stacji kierującej swoją ofertę przede wszystkim do widowni LGBT+. Dziś program emitowany jest w mainstreamowym VH1, a jego ostatnie sezony można również obejrzeć dzięki międzynarodowej platformie Netflix, gigantowi wśród tego typu serwisów.

Drag Race to fenomen o zasięgu globalnym, który zainspirował wiele powiązanych produkcji, w ty m spin offy, występy na żywo i inne wydarzenia, a także lokalne wersje tego show produkowane w Tajlandii, Wielkiej Brytanii i Holandii. Dzięki programowi RuPaul ponownie zaznaczył swoją obecność na światowej scenie i, jak na ironię, mógł wreszcie zrzucić z siebie kobiecy kostium (choć nadal występował w fantazyjnych stylizacjach). Ach, cóż za dziwna, szalona podróż. Podjął ryzyko i skręcił w stronę dragu, jednocześnie pozostając wierny swoim punkowym zasadom. Występuje zarówno w roli gospodarza, jak i artysty , w przebraniu i bez, zbierając zasłużone pochwały za to, jak silną i wspaniałą jest osobą. Swoje działania traktu je jako wyzwanie rzucone stereotypowemu postrzeganiu tożsamości i idącej z nim ramię w ramię polityce. Jak mówił w wywiadzie dla „Vogue”: „Żyjemy w tak bardzo egocentrycznym świecie, gdzie wszystko kręci się wokół podkreślania własnej tożsamości, że wybraliśmy na prezydenta chodzące uosobienie egocentryzmu… Drag to idealna przeciwwaga dla tego sposobu myślenia. Podczas gdy ego kieruje się dewizą: »Jestem lepszy od ciebie«, drag mówi nam: »Twój ubiór cię nie definiuje. To, co masz zapisane w akcie urodzenia, też cię nie definiuje. Jesteś wytworem własnej wyobraźni«”.

Nie jestem w stanie wyrazić, jak wiele radości Drag Race wnosi do mojego życia i do życia milionów ludzi na całym świecie. Gdy oglądam ten program, jestem wprost wniebowzięty. Patrząc na ekran, mam poczucie, że wróciłem do domu. Do mojej rodziny z wyboru. Drag Race łączy wspólnotę queer na całym świecie i robi to na niespotykaną dotąd skalę, a do tego w mainstreamie. Kiedy byłem nastolatkiem, desperacko szukałem książek, filmów i programów telewizyjnych, dzięki którym mógłbym się poczuć mniej samotny. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że nasza wspólnota wyjdzie kiedyś z cienia i będzie nie tylko tolerowana, ale i doceniana. Właśnie w ten sposób nasze dziedzictw o tworzy i kształtu je kulturę.

Dziś dzięki popularności Drag Race RuPaul stanowi inspirację dla kolejnego pokolenia młodzieży queer (i hetero), wyznaczając kurs całym zastępom swoich fanów poprzez infiltrowanie kultury głównego nurtu . W pełni zasłużenie został twarzą wspólnoty outsiderów, odmieńców i queerów. Nie zjawił się tu po to, żebyśmy czuli się bezpiecznie, tylko po to, żeby podważać, kwestionować i obalać. Spalić wszystko do szczętu i zacząć od nowa! Jego punkowe ideały zdają się kolidować z mainstreamowym sukcesem i romansem z kulturą konsumpcji – uczestnicy programu często się śmieją, że Ru znów ma kolejny produkt do sprzedania. Ten żart ciągle bawi, bo to prawda! W każdym z nas drzemie mnóstw o napięć i wewnętrznych sprzeczności. W ostatecznym rozrachunku działania Ru mają nas odrzeć z iluzji, w które się przyodziewamy, i zakwestionować naszą „tożsamość” – w końcu „wszyscy urodziliśmy się nadzy, a cała reszta to drag”.

W swoim programie RuPaul sięga do stałego repertuaru nawiązań kulturowych: odwołuje się do ról i rozpoznawalnych kwestii ikon kina oraz innych artystów scenicznych, od Joan Crawford i Lizy Minelli począwszy, na gwiazdach kina blaxploitati on skończywszy. To właśnie te aluzje (niektóre bardziej, inne, ku mojej frustracji, mniej oczywiste) zainspirowały mnie do stworzenia Biblii queeru. Chciałem stworzyć sobie przestrzeń umożliwiającą mi zanurzenie się w ty m samym kontekście kulturowym, który był udziałem RuPaula. Epidemia AIDS zabrała całe pokolenie queerów, pozbawiając nas wspólnotowej „starszyzny” – przewodników, którzy mogliby nas edukować, pokazywać nam filmy i muzykę, opowiadać anegdoty leżące u podstaw kultury queer. Drag Race otwiera do niej wrota. Chcesz wiedzieć, dlaczego „czytanie to podstawa”? Obejrzyj Paryż płonie. Ciekawi cię, kto ma „51 procent udziałów w tej firmie”? Posłuchaj Faye Dunaway w roli Joan Crawford w filmie Najdroższa mamusia. „Moje dziewczęta” o uczennice Maggie Smith z Pełni życia panny Brodie. Zresztą ikoniczne powiedzonka samego RuPaula także weszły już do popularnego języka. Jak pokazuje Paryż płonie, kultowy film o nowojorskiej scenie balowej, potrzebujemy drag matek, które wprowadzą nas w tajemniczy, wywrotowy, cudowny świat naszego dziedzictwa.

W swoim programie RuPaul sięga do stałego repertuaru nawiązań kulturowych: odwołuje się do ról i rozpoznawalnych kwestii ikon kina oraz innych artystów scenicznych, od Joan Crawford i Lizy Minelli począwszy, na gwiazdach kina blaxploitati on skończywszy. To właśnie te aluzje (niektóre bardziej, inne, ku mojej frustracji, mniej oczywiste) zainspirowały mnie do stworzenia Biblii queeru. Chciałem stworzyć sobie przestrzeń umożliwiającą mi zanurzenie się w tym samym kontekście kulturowym, który był udziałem RuPaula. Epidemia AIDS zabrała całe pokolenie queerów, pozbawiając nas wspólnotowej „starszyzny” – przewodników, którzy mogliby nas edukować, pokazywać nam filmy i muzykę, opowiadać anegdoty leżące u podstaw kultury queer. Drag Race otwiera do niej wrota. Chcesz wiedzieć, dlaczego „czytanie to podstawa”? Obejrzyj Paryż płonie. Ciekawi cię, kto ma „51 procent udziałów w tej firmie”? Posłuchaj Faye Dunaway w roli Joan Crawford w filmie Najdroższa mamusia. „Moje dziewczęta” to uczennice Maggie Smith z Pełni życia panny Brodie. Zresztą ikoniczne powiedzonka samego RuPaula także weszły już do popularnego języka. Jak pokazuje Paryż płonie, kultowy film o nowojorskiej scenie balowej, potrzebujemy drag matek, które wprowadzą nas w tajemniczy, wywrotowy, cudowny świat naszego dziedzictwa.

Pisząc te słowa, myślę o tamtym małym chłopcu, który oglądał w telewizji RuPaula. Ru pojawił się przy mnie niczym dobra wróżka i już mnie nie opuścił. Myślę o zamęcie w mojej głowie, o prześladowaniach i o całym ogromie cierpienia, które dopiero miało nadejść. Tak wiele razy chciałem się poddać, ale cieszę się, że tego nie zrobiłem. Bo na drugim brzegu bólu czekało mnie piękne życie: mały Jack akceptu je samego siebie, naprawia relacje ze swoją rodziną biologiczną i odnajduje jeszcze jedną rodzinę we wspólnocie queer. W końcu staje się szczęśliwym, dumnym człowiekiem, który uczy się kochać siebie takim, jakim jest. RuPaul pokazał mi, że to możliwe, i dziękuję mu za to z całego serca. Bo jak sam mówi: „Jeśli nie możesz pokochać siebie, to jak, do diabła, chcesz pokochać kogoś innego? Czy usłyszę »Amen«?”.

Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Znak

O autorze: 
Brytyjski magazyn „GQ” w niedawnym artykule określił Jacka Guinnessa mianem „najfajniejszego faceta w Wielkiej Brytanii”. Wykształcony na Uniwersytecie Cambridge, rozpoczął karierę jako model, biorąc udział w kampaniach takich marek jak L’Oréal, Dunhill i Dolce & Gabbana. 

Jako dziennikarz oraz krytyk modowy publikował m.in. na łamach „Sunday Times Sty le”, „Vogue Italia”, „Guardiana” , brytyjskiego „GQ”, „Gentleman’s Journal” i „Tatlera”. Niedawno został stałym współpracownikiem brytyjskiego wydania „GQ”. 

Jack dokonał publicznego coming outu w wywiadzie dla „Guardiana” oraz powołał do życia wspólnotę LGBTQ+ pod szyldem The Queer Bible, której misją jest celebrowanie życia i dorobku członków globalnej społeczności queer. Jego najnowszy projekt to podcast Queer Bible, w którym gościlim m.in. aktor sir Ian McKellen, aktywistka Munroe Bergdorf oraz znana z programu RuPaul’s Drag Race Courtney Act.

Więcej o społeczności LGBTQ+ przeczytacie w czerwcowym wydaniu „Vogue Polska”. Już dziś możeciezamówić magazyn z dostawą do domu i jedną z dwóch okładek do wyboru na Vogue.pl.

Jack Guinness
Proszę czekać..
Zamknij