Znaleziono 0 artykułów
21.11.2020

Ruth Wilson: Dzieci widzą wyraźniej

21.11.2020
(Fot. Materiały prasowe HBO GO)

Piękna, tajemnicza, utalentowana. Media konsekwentnie, choć bezowocnie próbują zeswatać ją z ekranowymi partnerami – Jakiem Gyllenhaalem, Jude’em Lawem i Johnnym Deppem. – To serial o sile wyobraźni. To dzięki niej nie trzeba się dopasowywać do cudzych wyobrażeń – mówi Ruth Wilson znana z seriali „The Affair” i „Luther”. Drugi sezon „Mrocznych materii” już na HBO i HBO GO.

Morderczyni Alice w „Lutherze”, pani Coulter z „Mrocznych materii”, która nie cofnie się przed niczym, wiarołomna żona z „The Affair” – jest pani ekspertką od mrocznych postaci.

O wiele bardziej interesujące niż czerń i biel są dla mnie niuanse. W tej sferze funkcjonuje przecież większość ludzi – to w szarości kryje się prawda o nas. Znajdowanie jej odcieni w postaci zawsze sprawiało mi ogromną radość. W bohaterkach negatywnych szukam światła, w pozytywnych – mroku. Zawsze staram się ustalić motywację danej postaci. Pani Coulter jest dla mnie bezbrzeżnie fascynująca właśnie z tego powodu – autor „Mrocznych materii” Philip Pullman nigdzie w trylogii nie napisał, dlaczego ona się właściwie tak zachowuje… 

(Fot. Materiały prasowe HBO GO)

Co więcej, w drugim tomie, czyli „Magicznym nożu”, pani Coulter właściwie się nie pojawia.

Za to w trzeciej części moją bohaterkę czeka wielka podróż. Musi więc dojść do punktu, w którym będzie gotowa w nią wyruszyć. Wraz ze scenarzystą Jackiem Thornem i producentką wykonawczą Jane Tranter chcieliśmy zachować w drugim sezonie serialu tę postać, bo stanowi ciekawą przeciwwagę dla Lyry granej przez Dafne Keen. Mieliśmy szansę zastanowić się, jak odniosła sukces w zdominowanym przez mężczyzn środowisku i jaka była tego cena. Zbadaliśmy też jej życie prywatne. Skąd w niej żądza władzy? Skąd obsesja na punkcie córki? Wchodząc w tę rolę, nie dysponowałam rozbudowaną podbudową psychologiczną. Szybko uznałam, że kluczem do duszy pani Coulter jest relacja z jej dajmonem – małpką. Dajmony to manifestacja dusz świadomych istot, zatem emanacja jej samej. Analiza relacji z pacynką jako sposób na zagłębienie się w głowę postaci – tego jeszcze nie było!

„Mroczne materie” są bardzo dopracowane wizualnie. Ważną rolę odgrywa wizerunek poszczególnych postaci. W pierwszym sezonie panią Coulter porównywano do ikonicznej gwiazdy dawnego Hollywood, Hedy Lamarr. W drugim sezonie jej kostiumy pokazują inną osobę.

Kostiumy budują opowieść. Tematem przewodnim pierwszego sezonu była manipulacja, jakiej Coulter dopuszcza się wobec dzieci i mężczyzn. Dlatego zależało mi, by kostium dawał tej postaci siłę. Jej włosy musiały być miękkie i puszyste, tak żeby chciało się ich dotykać. Kostiumy miały błyszczeć, żeby podobały się najmłodszym, ale też miłe w dotyku, żeby chciało się do nich przytulić. Jednocześnie wszystko musiało być seksowne i sugestywne. W drugim sezonie zmieniają się priorytety, a z nimi image. Teraz Coulter odbywa podróż samotnie, zostawia Magisterium, jej jedynym celem staje się odzyskanie dziecka. Im więcej emocji nią targa, tym bardziej traci kontrolę. U bohaterki, która wcześniej panowała nad każdym gestem, to kolosalna zmiana. Dlatego zależało mi, by jej wizerunek był ostrzejszy. Pod mocnym makijażem i perfekcyjnymi włosami próbuje ukryć wewnętrzną rozsypkę. Wygląda, jakby się starała za bardzo. Tym razem punktami odniesienia były „Pożegnanie z Afryką”, a jednocześnie styl Katharine Hepburn z lat 40. To daje Coulter look gwiazdy filmowej. Ale przestaje nosić szpilki, bo w Cittrgaze [piękne, opuszczone miasto, gdzie mieszkają widma atakujące dorosłych, a w powietrzu unoszą się anioły – przyp. red.] takie obuwie nie miałoby sensu. Widzimy ją w butach do jazdy konnej.

(Fot. Materiały prasowe HBO GO)

Coulter żyje w świecie rządzonym przez mężczyzn. Jej sposobem na przetrwanie jest gra według męskich zasad, przez to sama staje się oprawczynią wobec innych kobiet. To niestety częsta postawa.

Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy wychowywani w przekonaniu, że jest jeden właściwy sposób funkcjonowania w świecie. A przecież tych sposobów są setki! W serialu mówimy o sile wyobraźni. To właśnie dzięki niej nie trzeba się dopasowywać do cudzych wyobrażeń, tylko eksplorować nowe opcje. Dziś dużo dyskutuje się o macierzyństwie – czy to wybór, czy wymóg? Myślę, że zbyt często wbija się kobietom do głowy, że bezdzietność to nie jest dostępny wariant, że jeśli tak żyjesz, to podjęłaś złą decyzję. Jeśli bezdzietność jest świadomą decyzją, to w porządku! 

Wiele kobiet ma tak głęboko zakorzenione, że męski świat to jedyny świat, że walczą o swoje, a jednocześnie bezwiednie wzmacniają patriarchat. Moja Coulter jest niesamowicie mądra, o wiele bardziej niż większość otaczających ją facetów. Kobiety muszą być lepsze od mężczyzn, by dostać te samą pracę czy zdobyć to samo uznanie.

(Fot. Materiały prasowe HBO GO)

Widzi tu pani tu analogię do swojego zawodu?

Kino było zdominowane przez mężczyzn. Męska perspektywa dominowała w filmowych narracjach, a konkretnie męska i biała. A im więcej innych sposobów opowiadania, tym lepiej. Widzę, że sytuacja kobiet i BAME [ang. skrót od „black, Asian and minority ethnic people” – przyp. red.] się poprawia. W tym momencie pracuję nad filmem „True Things About Me”, który reżyseruje kobieta [Harry Wootliff, twórczyni „Tylko ty” i „Deep Water” – przyp. red]. Scenariusz oparty na książce kobiety napisała kobieta. Mamy operatorkę, której pół ekipy technicznej to też kobiety. A ja go produkuję.

W trakcie zdjęć reżyserka urodziła dziecko. I plan nie stanął na głowie…

Stałym problemem kobiet w każdej branży jest macierzyństwo i zawodowe wykluczenie, które zbyt często bywa jego konsekwencją. Po tygodniu zdjęć zaczął się lockdown, w trakcie którego Harry urodziła dziecko. Na plan wróciła z siedmiotygodniowym bobasem, którego karmi piersią między ujęciami. To niesamowite, wspaniałe. Bo – uwaga, odkrycie! – praca z dzieckiem jest możliwa. Zresztą multitasking to termin, który matki znają lepiej niż ktokolwiek inny… Naprawdę uważam, że otwarcie się na nowe perspektywy, doświadczenia ludzi do tej pory w dyskusji nieobecnych mogą tylko wzbogacić nasz świat i uczynić go lepszym. Wciąż jeszcze wiele pracy przed nami.

Pierwszy sezon, podobnie jak książki, często interpretowano w odniesieniu do otaczającego nas świata jako spojrzenie na opresyjny system polityczny. Ta perspektywa będzie się rozwijać?

W pierwszym sezonie naszą perspektywę świata przeważnie ogranicza wiedza Lyry. Walka o władzę rozgrywa się w obrębie Magisterium, w którym zasady wyznaczają autorytarnie rządzący. Niektórzy, jak choćby Lord Asriel (James McAvoy), próbują się z niego wyrwać. Uważają, że są inne światy do odkrycia, że gdzieś indziej jest więcej wolności. Kiedy on wyrywa się z Magisterium, wybija w granicy świata dziurę, przez którą potem uciekają Lyra i Coulter. Wtedy dociera do nas, że Magisterium to mały, zamknięty światek. Taka sadzawka, podczas gdy daleko istnieje całe wielkie morze. Gdzieś ludziom wolno rozwijać wyobraźnię i wyznaczać swoją ścieżkę. Brać odpowiedzialność za swoje decyzje, mieć prawo do błędu. Drugi sezon rozwija ten wątek – Lyra staje się bardziej samoświadoma. Myślę, że analogie z naszym światem są oczywiste dla dorosłych, a dla nastoletnich widzów ten seans może być też pewnego razu lekcją obywatelskiej dojrzałości.

W „Mrocznych…” głos młodych jest ważny. Dziś wokół siebie widzimy młodych ludzi, którzy głośno mówią o zmianach klimatycznych czy społecznej niesprawiedliwości. Dorośli powinni uważniej słuchać młodych?

Myślę, że my, starsi, z własnej winy znaleźliśmy się w naprawdę kiepskim położeniu i to młodzi są naszą ostatnią nadzieją. Takie jest zresztą przesłanie książek Pullmana: dzieci widzą lepiej, wyraźniej niż dorośli. Może to dlatego, że nie czują odpowiedzialności, która dorosłych często przytłacza i nie pozwala im odważnie śnić? Młodzi mają dzikszą wyobraźnię. Potrafią mówić rzeczy kontrowersyjne, odważne, podczas gdy dorośli są często zbyt zmęczeni, by prowokować. Zapominają o zabawie, elemencie twórczym. Mieszają się we własne pragnienia i pasje, które następnie stają się obsesjami, manipulującymi naszym postrzeganiem świata. Wydaje nam się, że czegoś chcemy i pragniemy, a w ogóle tak nie jest… Jasne, że nie każdy dzieciak to geniusz, ale nie wolno ich arbitralnie dyskredytować, bo raz na jakiś pojawia się w szeregach młodych kolejna Greta lub Malala. Pullman zawsze mówił, że pisze o dorosłych, którzy stracili poczucie wyobraźni i kreatywności. On celebruje dzieci: ich ciekawość świata, tę nieobarczoną brzemieniem odpowiedzialności i świadomości perspektywę, dzięki której są w stanie doświadczać świata szczerzej i prawdziwiej, bez wszystkich sztucznych barier... Oczywiście, że powinniśmy słuchać dzieciaków! Przecież stawką we wszystkich dyskusjach są ich przyszłość i ich życie. 

(Fot. Materiały prasowe HBO GO)
(Fot. Materiały prasowe HBO GO)

Kilka lat temu głośno było o pani problemach na planie „The Affair”. Podobno odeszła pani z serialu z powodu niewłaściwego traktowania kwestii intymności i erotyki na planie. Pani sprawa była jedną z wielu dyskutowanych przy okazji ruchu Time’s Up. Ma pani poczucie, że Hollywood naprawdę się zmieniło?

Myślę, że tak! Wcześniej o scenach seksu przeważnie się nie rozmawiało, aż do dnia, kiedy miały się wydarzyć. To czyniło sprawę bardzo skomplikowaną, jeśli tuż przed sceną okazywało się, że aktor ma jakieś kompleksy czy obawy. Dyskusja mogła się odbyć, ale tylko na forum, przy wszystkich. A więc często tych rozmów nie było, a tym samym aktor w pewnym sensie stawał się ofiarą niewysłowionej przemocy. To moje doświadczenie. Teraz na planach mamy trenerów intymności. Taka osoba pilnuje, żeby była możliwość dialogu, rozmowy na temat materiału. Dzięki temu wszystkie strony się rozumieją, wszyscy czują się lepiej i filmy też są lepsze.

Naprawdę wcześniej się o tym nie mówiło?

Naprawdę, z bardzo drobnymi wyjątkami! Dosłownie kila dni temu rozmawiałam z kolegą, który jakiś czas temu miał w filmie ostrą scenę seksu gejowskiego. Reżyser nie przegadał z nimi tego do momentu wejścia na plan. Założył, że zagrają to jak wszystko inne. Oczywiście podczas ujęcia pojawiły się problemy – niejasne było, co dokładnie będzie widać i jak, kto się z czym czuje się komfortowo. Mam wrażenie, że dotychczasowa cisza wynikała nie tylko z bezosobowego traktowania aktorów – jak „fachowców”, a de facto robotów, ale też z konserwatywnego podejścia do ciała, seksu i intymności jako czegoś, o czym się nie gada – choć jednocześnie się pokazuje. Taki paradoks. 

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij