Znaleziono 0 artykułów
14.09.2020

Seks, czyli czego boją się kobiety

14.09.2020
(Fot. Getty Images)

W tej książce seks nie jest demoniczną siłą ani fantazją z filmów porno. Jest fizjologią, która łączy nas z ciałem. Jest integralną częścią życia dorosłego człowieka, która wpływa na jego zdrowie i dobre relacje z bliskimi. Jest, choć wielu wolałoby, żeby wcale go nie było. Rozmawiamy z Martą Szarejko, autorką zbioru wywiadów „Seksuolożki. Nowe rozmowy”. Przy okazji – to nieocenione kompendium wiedzy o zdrowiu kobiet. 

Jak wyglądała twoja uświadamiająca rozmowa z rodzicami, kiedy byłaś mała, a oni tłumaczyli ci, czym jest seks?

Nigdy się taka rozmowa nie odbyła. Pochodzę z robotniczo-chłopskiej rodziny z małej miejscowości. Tam ważny jest kościół, o seksie się nie mówi.

Ja jestem córką niechodzących do kościoła lekarzy, oni też nigdy ze mną o „tym” nie porozmawiali.

Bardzo pocieszające! A nauczyli cię dobrego kontaktu z ciałem? Moja mama robiła to intuicyjnie, przez działanie, a nie przez to, co mówiła. Ma niezłą figurę, a ilekroć coś się zmieniało, np. tyła po rzuceniu palenia, kompletnie jej to nie krępowało. Miała luz. Nie sięgała nigdy po szaleńczo kobiece ciuchy, nie przesadzała z makijażem. Była wolna od kompleksów i to udało mi się od niej przejąć.

„Seksuolożki. Nowe rozmowy”

Dziś jesteś autorką poczytnych książek o seksie. W domu dalej nie ma tematu?

Prawie nikt w mojej rodzinie ich nie czyta. Wiedzą, że wyszły, widzieli je w księgarniach i na tym koniec. Dla nich i ich rodzin seks też jest tematem tabu, do tego stopnia, że kiedy raz przy obiedzie opowiadałam o swojej pracy i rzuciłam słowo „seksuolożka”, wywołałam konsternację. Połowa rodziny wyszła, trzasnęły drzwi. Od tej pory nie narzucam się. Wiem, że to jest sfera, której oni wolą nie dotykać.

Ale ciebie zainteresowała. 

Bardzo. Widziałam, jak nie radzą sobie z rozmowami o seksie moje bliskie koleżanki, nawet z tych dobrych, inteligenckich domów. Kiedyś jedna przyznała z wielkim wstydem, że jej fantazją jest związywanie w łóżku – to wyznanie było dla niej jak trzęsienie ziemi. Gdy pracując w jednym z magazynów kobiecych, zajmowałam się tematem seksu, odkryłam, że za ekspertów uważa się trzech panów w podeszłym wieku, którzy cały czas mówią to samo. Postanowiłam, że poszukam innej ścieżki, i zaczęłam rozmawiać z porządnie przygotowanymi merytorycznie kobietami, niezbyt łasymi na splendor. W różnym wieku, z różnych miejsc. 

W nowej książce z serii „Seksulożki” rozmawiasz nie tylko z psycholożkami, ale też z lekarkami rozmaitych specjalizacji. Traktujesz seks bardzo nietypowo. To nie jest żaden luksus ani fanaberia, tylko jeden z filarów zdrowia psychofizycznego kobiety. Jednocześnie już w pierwszym rozdziale odkrywasz, że statystyczna Polka martwi się niskim libido, bo przeszkadza to partnerowi. Jej przyjemność właściwie nie ma znaczenia.

Temat braku ochoty na seks pojawił się po poprzedniej książce. Nagle rozdzwoniły się koleżanki z pytaniem: „Co robić? Nie mam ochoty na seks, ale on ma. Czy jest na to jakaś tabletka?”. Kobietom wydaje się, że mogą żyć w białych małżeństwach, a jeśli nikt nie napiera, to nawet im z tym wygodnie, bo często nie lubią seksu. Nie znają swoich ciał, nie wiedzą, co sprawia im przyjemność. Są zawstydzane swoim erotyzmem, bo przecież jeśli go ujawniają, dostają łatkę: „grzeszna”, „szalona”, „puszczalska”. Kobieta, która wie, czego chce, idzie za swoim pożądaniem, nie jest gratyfikowana społecznie. No i przeraża mężczyzn, którzy nie potrafią wejść z nią w partnerską wymianę. 

Ale kiedy w relacji brakuje seksu, bo np. kobieta od trzech lat karmi dziecko piersią i zasłania się macierzyństwem, w panice pojawia się pomysł, że seksuolożka przepisze cudowną tabletkę i libido wróci do normy. Taka opowieść wydaje się absurdalna, ale bardzo często pojawia się w gabinetach.

(Fot. Getty Images)

Seks staje się towarem, a kobiety mają pozorną władzę, przyjmując najczęściej jedną z dwóch ról – świętej żony albo rozpustnicy.

Ten podział doprowadza mnie do szału, niestety wciąż jest aktualny. Możesz być madonną albo ladacznicą: pierwszej niewiele wypada, z drugą można realizować fantazje, ale nie wiąże się z nią planów i przyszłości. Trudno, żeby którakolwiek z nich miała szczęśliwe życie seksualne. 

Często seks staje się dla kobiet problemem po traumatycznych doświadczeniach w łóżku, kiedy partner brutalnie przekracza granicę.

Zrobiłam eksperyment: zapytałam kobiety w różnym wieku z różnych środowisk, co uważają za przekroczenie ich granicy w łóżku. Część z nich nie zrozumiała pytania. Wiele pomyliło przekroczenie granic z eksperymentem, czyli doświadczeniem, które było wyzwaniem i budziło ciekawość, ale niekoniecznie było traumatyczne. Duża grupa poznała swoje granice dopiero, kiedy zostały przekroczone, wcześniej nie miała świadomości ich istnienia. Tylko kilka dziewczyn było w stanie konkretnie opisać coś, czego nie akceptują i na co nigdy się nie zgodzą. Wśród odpowiedzi najczęściej padał seks analny. On wciąż jest dość tajemniczy, kojarzy z przemocą. Dużym zaskoczeniem na liście okazał się też seks oralny, i to nie ten, który kobiety dają, tylko ten który otrzymują. Te, które o to pytałam, twierdzą, że nie daje im żadnej radości. Są skrępowane własnym ciałem, zapachem, wyglądem, ale nie potrafią powiedzieć partnerowi wprost, że to zbędny etap, że nie czerpią z niego przyjemności. Zamiast tego udają i przeczekują. 

Czyli znów problemem jest brak zdrowej pewności siebie i komunikacji.

Ostatnio, niestety już po napisaniu książki, oglądałam świetny serial „Mogę cię zniszczyć”. Opowiada o grupie teoretycznie wyzwolonych, świadomych ludzi, którzy nie znają tematów tabu, ale konfrontują się z sytuacjami odciskającymi w życiu piętno. W jednym z wątków pojawia się temat zdjęcia przez mężczyznę prezerwatywy w trakcie stosunku, bez poinformowania partnerki. To się zdarza nagminnie, a w świetle brytyjskiego prawa jest gwałtem. W serialu twórcy pokazują, jak przyłapany przez partnerkę mężczyzna pyta ironicznie: „Nie zauważyłaś tego? Nie poczułaś?”. To klasyczne przerzucanie odpowiedzialności na kobietę i bardzo mocne naruszenie jej granic, które może mieć długotrwałe skutki psychiczne.

W twojej książce bardzo ważne jest ujęcie ciała i seksu jako integralnego elementu homeostazy. Jeśli się w nie wsłuchamy zorientować się, że coś jest nie tak i wychwycić chorobę. Rozmowa z endokrynolożką Anną Kępczyńską-Nyk jest jak wywiad z detektywem.

Ona ma reporterski sznyt, świetny sposób opowiadania. Twierdzi, że choroby endokrynologiczne widać często gołym okiem. Sama, kiedy w tramwaju albo piaskownicy dostrzega człowieka z szeregiem charakterystycznych cech, często przełamuje barierę skrępowania i zadaje konkretne pytania: „Czy zmienił się pani rozmiar buta? A może obniżył się pani głos?”. Potwierdza prawdopodobieństwo diagnozy i kieruje na badania.

Choroby endokrynologiczne, które pojawiają się ostatnio najczęściej, wynikają z autoagresji, nasze ciało niszczy samo siebie. Zanieczyszczenie powietrza, brak odporności, choroby wirusowe – to wszystko ma wpływ. Nie mówiąc o trybie życia: braku snu, stresie, ubogiej diecie. Renata Grabowska, internistka z niemal czterdziestoletnim stażem, mówi, że kiedy robiła specjalizację seksuologiczną, widziała dwa przypadki kobiet z zespołem policystycznych jajników (PCOS) w całym województwie. Dziś pod swoją opieką ma kilkadziesiąt kobiet z tym zespołem. 

„Seksuolożki. Sekrety gabinetów”

„Seksuolożki” to trochę kompendium wiedzy o zdrowiu dla kobiet 30+.

Nastolatkom też się przyda. Joanna Głogowska – fizjoterapeutka seksuolożka opowiada o dziewczynach, które przesadzają z crossfitem i mają problemy z nietrzymaniem moczu. Młode kobiety często zmagają się z brakiem ochoty na seks albo nieświadomością swoich potrzeb, nie wspominając o wstydzie i kompleksach. W rozmowie z Ewą Baszak-Radomańską – ginekolożką, która zajmuje się chorobami sromu, dowiedziałam się, że jej najmłodsze pacjentki mają trzy-cztery lata. A w wywiadzie z Moniką Zieloną-Jenek, że już kilkumiesięczne dzieci potrafią podejmować zachowania autoerotyczne. Na pierwszy rzut oka szokujące, na drugi zupełnie naturalne: proces rozwoju seksualnego zaczyna się przecież w momencie kształtowania naszych struktur płciowych. Ciało działa i reaguje od samego początku. I nie ma w tym nic dziwnego ani obrzydliwego. 
Bardzo lubię perspektywę medycyny, bo jest racjonalna, a nasze kulturowe lęki, np. przed seksualnością dzieci, w jej świetle wydają się nagle zupełnie nieuzasadnione. Dzięki niej zaczynamy rozumieć, że seksualność nie jest oddzielną wyspą. Jest w nas. 

* Marta Szarejko „Seksuolożki. Nowe rozmowy”, wyd. Znak

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij