Znaleziono 0 artykułów
29.08.2022

Ciałopozytywność mężczyzn: Wpisano nas w ramy

29.08.2022
Kadr z filmu Supersamiec /(Fot. Columbia Pictures/Courtesy Everett Collection, East News)

Seksuolog i psychoterapeuta Michał Pozdał rozmawia z nami o ciałopozytywności, braku różnorodnej reprezentacji wśród mężczyzn oraz o tym, z jakimi zaburzeniami się zmagają i czy ciało wciąż jest wyznacznikiem pozycji społecznej.

Kobieca ciałopozytywność to temat obecny w mediach, o męskiej rzadko rozmawiamy. Dlaczego?

W ogóle nie rozmawiamy o męskiej cielesności, ponieważ my, mężczyźni, na to pozwalamy. Nie upominamy się o pole do rozmowy na ten temat. Nie jest tak, że „złe kobiety” zabrały całą przestrzeń. Winę za to ponosi wychowanie, w którym wpojono mężczyznom, by nie zajmowali się własnymi ciałami. Dylematy czy wewnętrzne konflikty też są przemilczane. Dziewczyny pierwsze powiedziały, że nie podobają im się chude modelki na okładkach. Faceci nie podnoszą rabanu o to, że magazyny pokazują jednorodne sylwetki męskie.

A może facetów po prostu nie interesuje ich ciało?

Tłumy mężczyzn w klubach fitness, na siłowniach czy w gabinetach kosmetycznych pokazują, że jest inaczej. Moją pracę terapeutyczną zaczynam między innymi od pytania, jaki stosunek do swojego ciała ma nowy pacjent. Nikt nie odpowiedział jeszcze, że jest zadowolony. Zaczynają narzekać na penis, brzuch, uda, klatkę piersiową, łydki. Mówią, że całe życie uważali, że są za niscy, za wysocy, za grubi. Jestem przekonany, że większość mężczyzn ma podobne dylematy. Tyle tylko, że kultura, w której żyjemy, nie stworzyła przestrzeni do rozmowy o tych problemach. Mam 43 lata. Pamiętam, że w okresie mojego dojrzewania przyznawanie się do trudności z wyglądem czy nadmiernego dbania o wygląd kończyło się dostaniem wpierdolu. Uważano takie zachowanie za niemęskie. Paradoks polegał na tym, że chodziłem do szkoły sportowej. Tam wszyscy chcieli dobrze wyglądać. Mówienie o tym nie było akceptowane, bo wychodziło poza ramy męskości. Z mojej praktyki gabinetowej wnioskuję, że nie byłem jedyny.

Kobiety są dyscyplinowane, by ich ciało wyglądało w określony sposób. A mężczyźni, żeby siedzieć po cichu, nie rozmawiać o ciele?

Tak, wciąż jesteśmy pilnowani, żebyśmy czasami nie wyszli poza ramy stereotypowej męskości. Zaczyna się to już w procesie wychowania. Chłopcy dostają informację, że nie mogą się przejmować, płakać, wzruszać, bo będą jak baby. Odbywa się to zarówno w rodzinie, szkole, jak i grupie rówieśniczej. Inni chłopcy zaczynają pilnować, by tego typu zachowania wyeliminować zarówno u siebie, jak i u kolegów. Nawet dziewczyny zwracają uwagę na „niemęskość”. Mówią, że ich partnerzy mają więcej kremów niż one albo więcej czasu spędzają w łazience. Paradoksalnie – chcą mieć zadbanych mężczyzn, ale trudno im zaakceptować proces, który doprowadza do konkretnego stanu. Przecież gdy wstajemy, mamy zapuchnięte oczy, włosy w nieładzie, jesteśmy nieogoleni.

Potem staramy się, by nasze ciało prezentowało się jak najlepiej.

Dokładnie, bo ciało jest dziś absolutnym wyznacznikiem pozycji społecznej, w rozumieniu prestiżu, ale też witalności czy młodości. Jeden z moich pacjentów powiedział mi, że zrobił sobie uzębienie. Przeczytał gdzieś, że przy pierwszym kontakcie zwraca się uwagę na zęby, bo biały uśmiech wysyła podprogowy komunikat obcowania z młodą osobą. Zauważ jednak, że z tych wszystkich dóbr korzystają faceci ze sporymi zasobami materialnymi. Dostęp do klubów fitness, salonów spa, zabiegów kosmetycznych, masaży i całej medycyny estetycznej jest dla tych, których na to stać. Ich wygląd ma być manifestacją wysokiego poziomu finansowego. Nawet jeśli tak naprawdę to wszystko jest na kredyt.

Czy nie rodzi się przez to głębszy podział społeczny?

Myślę, że może być on widoczny w grupie starszych mężczyzn. Młodzi mają podobny dostęp do dóbr. Nawet jeżeli nie posiadają takich samych pieniędzy, nie muszą tyle wydawać na poprawienie urody. Za to u mężczyzn po czterdziestce ten podział zaczyna być widoczny. Wystarczy porównać dwóch pięćdziesięciolatków. Jeden będzie wyglądał na sześćdziesiątkę. Drugi na 35 lat – za sprawą botoksu, farbowania brody, trenera personalnego i diety pudełkowej.

Młodzi wydają mniej na wygląd, ale przejmują się nim podobnie, prawda? Badania pokazują, że rośnie liczba męskich anoreksji, bulimii i bigoreksji, czyli uzależnienia od budowania tkanki mięśniowej.

Męska depresja  nazywana jest maskowaną, bo facet częściej będzie zły, a nie smutny, jak bywa u kobiet. Trudniej taką przypadłość sobie uświadomić, bo na depresję patrzymy pod kątem objawów, takich jak właśnie smutek, wycofanie z życia społecznego, pewnego rodzaju ospałość. A mężczyzna w depresji może być nadaktywny, wręcz agresywny, często pod wpływem alkoholu. W ten sposób maskuje swoją depresję, przeżywa wiele trudnych emocji, których sam nie rozumie, a tym bardziej nie chce ich pokazać.

Jak bywa z zaburzeniami odżywiania?

Podobnie. Mężczyźni sami nie zgłoszą się z problemem, bo nie do końca zdają sobie z niego sprawę. Wiedzą, że przeżywają coś trudnego, i czują się źle psychicznie. Ale nie połączą tego z faktem, że się głodzą. Szczególnie w młodszym pokoleniu wzrosła liczba chłopaków z anoreksją, bulimią albo jednym i drugim. Te zaburzenia mają szersze podłoże psychologiczne. Wcześniej podobnych zaburzeń nie diagnozowano u mężczyzn tak często, jak obecnie. Być może dlatego, że nawet klinicyści nie zwracali na to uwagi. Pamiętajmy też, że anoreksja czy bulimia nie są bezpośrednio związane z tym, że na okładkach widzimy chudych modeli. Może to być jeden z powodów. Bardzo często ciało jest obszarem, który mężczyzna po prostu może kontrolować. A przecież w dzisiejszym świecie jesteśmy permanentnie zestresowani i nie mamy kontroli nad wieloma rzeczami. Wybuchają pandemie, wojny, wzrasta inflacja. To wszystko ma na nas wpływ, powoduje trudne emocje, których mężczyźni nie potrafią wyregulować, uspokoić się. Niewyrażone uczucia mają z kolei ujście w tym, jak traktujemy ciało. Pojawia się magiczne myślenie: moje życie będzie lepsze, jeśli schudnę, przypakuję, wyrzeźbię sześciopak.

Czyli wracamy do tego, że przyczyną wielu maskowanych depresji i chorób, związanych z odżywianiem, jest zabranianie chłopakom okazywania uczuć w czasie dojrzewania?

Widać to zwłaszcza w starszym pokoleniu. Nie mogliśmy bać się i płakać, nie piszczeliśmy z radości. Powszechne było nazywanie chłopca „pedziem”, „pedałem”, „ciotą”. Nie tylko przez rówieśników, lecz także przez nauczycieli i rodziców. Ojciec potrafił przetrącić cię jedną ręką za to, że cieszyłeś się z nowej zabawki albo płakałeś, bo spadłeś z trzepaka. Mówił: „Nie piszcz jak jakaś pizda”. Takie sytuacje moi pacjenci znają z własnego życia. Szybko nauczyli się, że nie mogą być autentyczni, jeśli chcą utrzymać pozytywne relacje z rodzicami, otrzymywać ich miłość i uwagę. Musieli kontrolować swoje emocje, bo za bycie „niemęskimi” regularnie dostawali w domu, szkole, na uczelni, a później w pracy. Problemy dało się łatwiej skontrolować, tłamsząc je w sobie. To teraz powoduje objawy w ciele. Podświadomie mężczyźni wolą się głodzić, niż pójść do kogoś, żeby się wyżalić. Myślą: „Jest mi źle, bo urósł mi brzuch”. Nie skojarzą, że czują się w określony sposób, bo mają taki moment w życiu. Przenoszą smutek na ciało. Zrzucenie brzucha nie uczyni ich szczęśliwymi. Trzeba po prostu przeżyć to, co nieprzeżyte.

Na drugim biegunie problemów z własnym ciałem jest bigoreksja. Uzależniamy się od budowania muskulatury?

To przypadłość, która jest kulturowo i społecznie wspieranym zaburzeniem. Anorektyk nigdy nie zostałby zaproszony do porannego programu telewizyjnego, aby chwalić jego wygląd. Natomiast wielokrotnie widziałem, jak prezenterki „Dzień Dobry TVN” zachwycały się bicepsami znanych pakerów. Mało kto mówi o tym, jakie problemy przynosi zwiększenie tkanki mięśniowej za wszelką cenę. Jasne, że trzeba propagować pozytywny stosunek do naszego wyglądu. Facetom jednak nie mówi się, że mogą być różni. Nam wyznaczono pewien standard męskości. Nie możemy być zbyt chudzi ani zbyt grubi, tylko przypakowani. Ale jak napakowani, to nie zalani. Obowiązkowo z kratką na brzuchu. Te wzory są nienaturalne. Można je między bajki włożyć.

Kadr z filmu Podziemny krąg /(Fot. East News)

Powiedziałeś, że problemy z okazywaniem emocji ma głównie starsze pokolenie mężczyzn. A z jakimi trudnościami zmagają się dziś młodzi faceci?

Często nie wiedzą, kim są i jacy chcą być. Pozostają zagubieni. Trudno im było identyfikować się z własnymi ojcami czy dziadkami, którzy często byli emocjonalnie nieobecni. W domu doświadczali ich jako małomównych, raczej wycofanych. Wielokrotnie słyszałem historie, że gdy zostają z nimi sam na sam, nie mają nawet o czym rozmawiać. Czują napięcie, którego nie rozumieją. Oni nie chcą być takimi facetami, jednocześnie w środku mają przekonanie, że właśnie tacy powinni być, jak typowi twardziele.

Dostrzegają jednocześnie nowe wzorce męskości, wrażliwych, emocjonalnych i otwartych facetów. To wszystko powoduje w nich dysonans, który jak wiemy, nie jest niczym przyjemnym. Są to oczywiście niektóre dylematy młodych mężczyzn. Najczęściej jednak zgłaszają się z depresją, lękiem, samotnością i związanymi z tym uzależnieniami.

Im więcej negatywnych emocji związanych z ciałem, tym większe problemy w sferze seksualnej, prawda?

Mam wrażenie, że w momencie pobudzenia seksualnego facet nie myśli o swoim odstającym brzuchu czy innych elementach ciała, których na co dzień nie akceptuje. Zupełnie inaczej niż u kobiet, u których to, jak wyglądają, jest w centrum myślenia w czasie seksu. To nie oznacza, że mężczyźni nie mają kompleksów. Nadal dominuje kult wielkiego penisa. Bardzo często mężczyźni są w seksie poblokowani. Wiele rzeczy i pozycji, które sprawiałyby im przyjemność, są z marszu uznane za niemęskie i przez to odrzucane. Mówię tutaj o lizaniu odbytu, jąder, pachwin, sutków czy zabawie bielizną. Dotyczy to nie tylko mężczyzn hetero, lecz także homoseksualnych. Coś, co zostaje uznane za „zbyt pedalskie” przekłada się na brak radości w seksie i odkrywania miejsc erogennych.

Jak pracujesz z takimi osobami?

Nie ma jednej zasady. Chociaż zawsze podstawą jest chęć pracy nad sobą. Bardzo często tematem, który należałoby przepracować, jest ojciec i inni mężczyźni w otoczeniu.

Moje myślenie o pracy terapeutycznej ewoluowało z biegiem czasu. Powiedziałem wcześniej, że faceci mają trudność z przeżywaniem i regulowaniem uczuć: smutku, złości, wstydu, ale także radości. Emocje można regulować tylko w relacji z drugim człowiekiem. I ja właśnie tak pracuję. Zapraszam do relacji ze mną, drugim mężczyzną. Do czucia i mówienia o tym, co się czuje, bezpośrednio do mnie. Przyglądamy się wspólnie temu, dlaczego tak trudno powiedzieć komuś, że się na mnie wkurza albo stęsknił się, gdy mieliśmy przerwę urlopową. Badamy, jak przeżywa emocje, gdzie czuje je w swoim ciele. Ale też jak sobie z nimi radzi, kiedy sięga po drinka, blanta lub odpala pornosa. Celem mojej pracy jest, żeby facet rozumiał, co czuje, dlaczego czuje właśnie tak i żeby potrafił te uczucia wyrazić mnie, a następnie w innych, ważnych dla niego relacjach.

Coraz częściej pojawiają się głosy przeciwne ciałopozytywności, są też tacy, którzy akceptują ją z całym dobrodziejstwem. Jak znaleźć właściwe proporcje w podejściu do tej sprawy?

Przede wszystkim każdy facet ma prawo dobrze się czuć. Nieważne, czy jest szczupły, niski czy grubszy. Chciałbym też, żeby różne rodzaje męskiej sylwetki były obecne w mediach. Mimo to sam jako terapeuta trzymam się zasady realności. Zatem kiedy przychodzi do mnie facet, który waży 120 kilogramów, sapie, siadając na fotelu, i nie jest w stanie się z niego później podnieść, co więcej, ma problemy z erekcją, postrzegam jego nadwagę jako problem. To, że jest otyły, wpływa na jego wydolność, samopoczucie, libido czy generalnie na seksualny performans. Ten stan traktuję jako chorobowy, taki tryb życia jest dla niego zagrażający pod wieloma względami. Zawsze wtedy poruszam kwestie dbania o siebie, ale nie w sensie wyglądu.

Czy ten mężczyzna w ogóle nauczył się dbać o siebie samego jako kogoś ważnego, kto potrzebuje troski, opieki, pomocy? Co jest powodem, że tak bardzo zaniedbał się zdrowotnie? Staram się zwrócić uwagę, że każdego inne podwody czy sytuacje doprowadziły do stanu, w którym się znajduje. To nie jest tylko kwestia tego, że lubi słodycze. Być może te słodkości były dla niego jedynym ukojeniem w przemocowym domu.

Wspomniałeś o problemach młodych mężczyzn. Może spróbujmy tę grupę scharakteryzować. Czy to możliwe?

Trudne, bo nie jest to grupa jednolita. Teoria systemów mówi, że każdy system, na przykład społeczeństwo czy rodzina, będzie dążył do utrzymywania stałych zasad. Jeżeli pojawi się wychylenie w jedną stronę, natychmiast pojawia się skrajne przeciwieństwo. Zatem jeśli będziemy mieli duży wysyp chłopców, którzy prezentują cechy niegdyś uważane za kobiece, zawsze pojawi się druga strona – typowych macho.

Obok każdego eksplorującego swoją męskość i kobiecość faceta pojawi się ten, który będzie biegał na siłownię, nosił koszulki z Powstaniem Warszawskim i rzucał skrajne nacjonalistyczne hasła. Nie zmienia to faktu, że młodzi mężczyźni mogą dziś te poszukiwania przeprowadzać. Malują paznokcie, noszą różnorodne ciuchy, farbują włosy, prezentują różne budowy ciała. Z drugiej strony nadal niewielu z nich jest w mainstreamie. Zdecydowanie dominują ciałopozytywne kobiety. Mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Lizzo czy Megan Thee Stallion dumnie pokazują ciało w swoich teledyskach. Natomiast faceci w tych samych wideoklipach zazwyczaj prawdopodobnie od 10 lat są na cyklu sterydowym i dodatkowo zostali odtłuszczeni, by był widoczny każdy ich mięsień. Dziewczyny, które się domagają, żeby zachwycać się wielkimi pupami, oglądają kolesi jak z gejowskiego snu. Gdzie ta różnorodność?

Wydaje mi się, że Lizzo czy Megan starają się wykorzystać stereotypową męskość tak, jak niegdyś robili to raperzy, otaczając się stereotypowymi superlaskami. Na przekór. Ale w rozmowie o braku reprezentacji może to być celna obserwacja.

Brakuje nam reprezentacji różnorodnych facetów w mediach głównego nurtu. Kiedy ta reprezentacja się jednak pojawia, zaraz mówi się o dyskryminacji piękna. Jak można dyskryminować grupę, która jest nadreprezentowana? Powinniśmy dostawić krzesła do stołu i zaprosić do niego innych. Nie tylko kobiety, ale też facetów. Różnorodnych.


Michał Pozdał jest psychoterapeutą i seksuologiem. Założył Instytut Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach i kieruje jego pracą. Prowadzi psychoterapię młodzieży i dorosłych. Jest współautorem (z Agatą Jankowską) książki „Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta” oraz książki „Kobieta świadoma”, a także ekspertem Fundacji SEXEDPL.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij