Znaleziono 0 artykułów
02.09.2022

Front Row: Dior, Galliano i bal z tysiąca i jednej nocy

02.09.2022
Debbie Deitering w finałowej sukni z kolekcji, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

John Galliano otrzymał od domu Christian Dior czek in blanco i nie zawahał się go użyć. Wyprawił ucztę dla zmysłów, która przepychem mogła dorównać jedynie dekadenckim balom markizy Casati. Jego widowiskowy pokaz mody haute couture z 1998 roku przypominamy w drugim odcinku cyklu „Front Row”.

Styczeń 1998 roku. W Paryżu rozpoczął się tydzień mody haute couture, czyli dyspensa od powściągliwości. Żadna tkanina nie jest zbyt kosztowna, technika krawiecka zbyt pracochłonna, a cena kreacji nazbyt wygórowana. Utylitarność ustępuje miejsca luksusowi, a klasyczna elegancja romansuje z przerafinowaniem. Siedem dni estetycznej ekstazy, nieokiełznanego przepychu i rzemieślniczej maestrii. Jeśli puszczać wodze wyobraźni, to tylko wtedy. John Galliano wziął sobie tę regułę do serca, tworząc modowy spektakl, który olśnił nawet najbardziej zblazowanych członków zamożnej socjety. Minął dopiero nieco ponad rok, odkąd 37-letni wówczas Brytyjczyk został namaszczony na dyrektora kreatywnego domu mody Christian Dior. Zdążył w tym czasie zaprojektować dwie efektowne kolekcje haute couture (obie przyjęto z nie lada zdumieniem), jednak dopiero trzecia miała pokazać, do czego naprawdę jest zdolny.

Finał pokazu Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Getty Images)

Pokaz Diora wiosna–lato 1998: Wszystkie chwyty dozwolone

Galliano przejął stery atelier Diora, by wybudzić francuską markę z letargu. Mógł korzystać do woli z dobrodziejstw pracowni starego mistrza, dając upust własnym fantazjom. Od swojego przełożonego – Bernarda Arnaulta, prezesa koncernu LVMH – otrzymał jednak coś znacznie potężniejszego. Coś, o czym marzy każdy projektant: nieograniczony budżet na przygotowanie następnej kolekcji. Wszystkie chwyty dozwolone. Bądź co bądź w grę wchodziło wysokie krawiectwo. Galliano już wcześniej ujawniał skłonność do rozrzutności. W różanym ogrodzie Bagatelle zlecił wybudowanie szklarni jako wybiegu, a paryski Grand Hôtel wypełnił siedmiuset pozłacanymi krzesłami. Upodobnił modelki do Maty Hari, Germaine Bricard, masajskich księżniczek i córek indyjskich radżów. Tak było w 1997 roku. Teraz mógł pozwolić sobie na więcej, na coś jeszcze bardziej widowiskowego. Miał czek in blanco i nie wahał się go użyć. Galliano postanowił zorganizować show, którego blichtru nie powstydziłaby się Luisa Casati – główna inspiracja kolekcji haute couture na sezon wiosna–lato 1998.

Nadja Auermann, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Luisa Casati: Królowa dekadencji

Złośliwi mawiali, że z trwonienia pieniędzy uczyniła swoją profesję. Nie mijali się z prawdą. Markiza Luisa Casati Stampa di Soncino – dziedziczka rodzinnej fortuny, a także jedna z najbogatszych kobiet w Europie początku XX wieku – wiodła życie pozbawione finansowych trosk. Wille we Włoszech oraz Francji, biżuterię Cartiera i najmodniejsze suknie miała na wyciągnięcie ręki, natomiast usługi lokajów i przygodnych kochanków na skinienie palca. Utracjuszostwo szło w parze z jej ekscentryzmem. Krążą legendy, że kolacje jadała w towarzystwie woskowych figur swoich byłych absztyfikantów, a zamiast naszyjnika nosiła prawdziwego węża. Arystokratka zasłynęła przede wszystkim jako gospodyni najbardziej rozpustnych balów w dziejach. Wyprawiała je w swoim Palazzo Venier dei Leoni w Wenecji (dziś to siedziba muzeum Peggy Guggenheim). Rezydencja kipiała bogactwem. Do wystroju – oprócz złotych żyrandoli, posadzek z czarnego marmuru i hebanowych mebli – zaliczały się charty, pawie oraz gepard, którego markiza prowadzała na diamentowej smyczy. W wazonach stały perfumowane tuberozy, a z fontanny tryskał szampan. Gościom usługiwali kamerdynerzy, obleczeni jedynie w płatki złota. We frywolnych rautach brała udział śmietanka europejskiej kultury: Wacław Niżyński, Siergiej Diagilew, wicehrabina Diana Cooper czy Isadora Duncan. Tańce, wykwintne posiłki, gry hazardowe, kuluarowe orgietki i scenki teatralne z markizą w rolach głównych odbywały się niemal co noc. W ferworze nieustającej zabawy Casati nie zauważała wcale, że jej finanse topnieją, i to w zatrważającym tempie. U progu lat 30. popadła w milionowe długi. Musiała sprzedać wille, kolekcję sztuki, błyskotki i ubrania, a i tak nie pokryły one zobowiązań. Błękitnokrwista bankrutka zamieszkała w ciasnym mieszkaniu w Londynie. Zmarła w biedzie i osamotnieniu, jednak historia jej pełnego brawury życia rozpala wyobraźnię do dziś.

Suknie „Thamar” i „Tango”, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Getty Images)

Pokaz Galliano w Operze Garniera: Pałacowy przepych o zapachu pomarańczy

Wyobrażałem sobie ją, jak siedzi na małej szkatułce, podczas gdy z domu wynoszą dobytek jej życia na spłatę zadłużeń. Ale to ona śmiała się ostatnia, bo w szkatułce znajdowały się wszystkie rodowe klejnoty – opowiadał Galliano. Zafascynowany biografią markizy, zapragnął odtworzyć jedno z jej legendarnych przyjęć. W tym ambitnym zadaniu pomógł mu scenograf Michael Howells, z którym współpracował przy wszystkich pokazach dla Diora. Zdecydowali, że modowy bal odbędzie się w paryskiej Operze Garniera, której wynajęcie kosztowało „zaledwie” 150 tys. dol. (dzisiaj ok. 270 tys.). Eklektyczny gmach z XIX wieku – ociekający złotem i marmurami – odzwierciedlał gust Luisy Casati. Inspiracji dostarczało też kino: filmy „La Traviata” Franco Zeffirellego oraz „Valentino” Kena Russella. – Zaplanowaliśmy wystrój tak, by każdy, kto wejdzie, doświadczył go pięcioma zmysłami – zdradzał Howells. Wnętrze urządzono więc z przepychem przyprawiającym o zawrót głowy. Foyer oraz klatkę schodową wyściełano dywanami nasączonymi aromatem pomarańczy. W powietrzu unosiła się też subtelna woń lawendy i lilii. Na kandelabrach płonęły świece, a z balustrad i gzymsów zwisały kwiatowe festony. Do bukietów użyto 20 tys. róż odmiany Charles de Gaulle, których bladofioletowa barwa miała przypominać księżycową łunę. Zamiast rzędów krzeseł rozstawiono fotele i szezlongi, aby goście czuli się jak na prywatnym soirée, a nie pokazie mody. Na stołach udrapowano sztuczne futra z pręgami zebry. Opera zmieniła się w palazzo markizy Casati, świątynię hedonizmu.

Pierwsza kreacja pokazu Dior haute couture wiosna/lato 1998, suknia "Maria-Luisa" na wystawie "AngloMania" (Fot. Robert Fairer)

Goście honorowi Johna Galliano

Cała sceneria kojarzyła się raczej z końcem balu niż jego początkiem. Siedzenia zakomponowano tak, jakby ktoś przed chwilą przestał z nich korzystać. Wosk skapywał z wypalonych do połowy świec, a pod butami zgrzytał rozsypany brokat. Atmosferę dogasającego przyjęcia podtrzymywali zatrudnieni tancerze i statyści. Gondolier, szofer, sułtan, torreador i marynarz krzątali się wzdłuż schodów. Dwóch mężczyzn tańczyło zmysłowe tango, para arystokratów ucinała sobie pogawędkę, a na antresoli pląsał sobowtór Wacława Niżyńskiego. Wszyscy sprawiali wrażenie sennych, lekko odurzonych.

Do entourage’u dołączyli zaproszeni goście, którzy zaczęli schodzić się do opery około drugiej po południu. W tłumie można było wypatrzyć majętne nabywczynie haute couture: Cécilię Sarkozy, Bethy Lagardère, Claude Pompidou oraz São Schlumberger – wieloletnią promotorkę Johna Galliano. Uwaga fotoreporterów skupiła się na Sophie Marceau oraz Dianie Ross, która na pokaz Diora przybyła prosto z pokładu concorde’a. Anna Wintour usiadła w sąsiedztwie Grace Coddington i Joan Juliet Buck. André Leon Talley gestem przywoływał do siebie jeszcze jedną redaktorkę „Vogue’a” – Isabellę Blow. Ta podbiegła w kapeluszu z orchideami i szczypcami kraba oraz w plisowanym płaszczu-kokonie. – Zaprojektował go boski facet z Kansas City – tłumaczyła. Rzeczonym „boskim” był debiutujący dopiero Jeremy Scott.

Tymczasem na backstage’u uwijano się jak w ukropie. Zespół wizażystów pod przewodnictwem Pat McGrath pracował nad makijażem, Stephen Jones dobierał stworzone przez siebie kapelusze, a Galliano instruował modelki, jak mają się poruszać. – Jedna dziewczyna zmagała się z właściwym krokiem. Wtedy John powiedział jej: „Wyobraź sobie, że wygrałaś w bingo”, a ona natychmiast się rozpromieniła – wspominał Howells. Gdy w kuluarach trwały ostatnie poprawki, zgromadzeni goście raczyli się szampanem i francuskimi makaronikami, nie zważając na godzinne opóźnienie.

Erin O’Connor, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)
Suzanne von Aichinger w roli markizy Luisy Casati, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Suzanne von Aichinger: Wamp w czarnej tafcie

Światła przygasły, a w operowym westybulu rozległy się burzowe grzmoty. Na schody wbiegła sprawczyni całego zamieszania – Luisa Casati, w którą wcieliła się Suzanne von Aichinger. Niczym zjawa przemknęła po marmurowych stopniach, wyraźnie przejęta spóźnieniem na własny bal. Co rusz przystawała, by zapozować w afektowany sposób albo zmierzyć wzrokiem otaczający ją tłum. W jej oczach błyszczało szaleństwo pomieszane z ekstazą i melancholią. Miała na sobie olbrzymią suknię z czarnej jedwabnej tafty, stylizowaną na robe à la française z XVIII wieku. Krynolina dźwigała niemal czterometrowy tren ozdobiony kokardami i pętlami falban. Trójrożny kapelusz z woalem z koronki chantilly ramował przyciemnione oczy modelki. – Trafiłem na plotkę, jakoby markiza Casati zwykła dolepiać do powiek skrawki czarnego atłasu zamiast cieni – mówił Galliano. Z historii wiemy, że włoska arystokratka nie tylko obrysowywała oczy arabskim kohlem, lecz także zakrapiała je toksyczną wilczą jagodą, która rozszerza źrenice. Za namową poety Gabriele D’Annunzia, z którym łączyło ją gorące uczucie, zaczęła zgłębiać arkana okultyzmu i spirytyzmu. Przefarbowała włosy na płomienny oranż, stając się wampem, mroczną femme fatale. Suzanne von Aichinger odegrała tę rolę wyśmienicie. Występ modelki skomentowała Diana Ross: – Trzeba być aktorką, by to zrobić.

Kasia Pysiak w kreacji „Shéhérazade”, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Bukoliczna fantazja Galliano o koronkach

Chwilę później atmosfera pokazu rozświetliła się za sprawą kreacji nawiązujących do fête champêtre – rozrywek na świeżym powietrzu, którym oddawała się XVIII-wieczna arystokracja. Galliano czerpał inspiracje z rokokowego malarstwa, ogrodów angielskich, a także wystroju Palais Rose w Vésinet – jednej z rezydencji Casati, w której markiza zbudowała ołtarz ku swojej czci. Żakiety z szerokim dekoltem i zwężające się spódnice do kolan zostały wykonane z białej koronki, plecionej w warsztatach w Caen i Valenciennes. Na płaszczach z mieniącego się aksamitu widniały róże i winorośle z fowistycznych obrazów Raoula Dufy’ego. Niektóre kostiumy obszyto kołnierzami z futra. Za innymi ciągnął się tren, nazwany figlarnie przez Christiana Diora „suivez-moi jeune homme” (dosł. podążaj za mną, młodzieńcze). Modelki rzucały widzom zalotne spojrzenia. Miały w sobie coś z niewinnej pasterki, ale i zmysłowej madame de Pompadour. Skinieniem głowy prezentowały ażurowe kapelusze bergère, a wodząc dłonią po szyi, zwracały uwagę gości na biżuterię: perłowe chockery wiązane jak gorset oraz ręcznie malowane kamee z porcelany z Sèvres, które zdobiły również pantofle od Manolo Blahnika.

Debra Shaw w asyście szofera i chartów, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Getty Images)

Dior haute couture wiosna–lato 1998: Rejs w pierwszej klasie

Jesteś bajecznie bogata i masz romans z szoferem – taki obrazek nakreślił Galliano, a Debra Shaw przeniosła go na wybieg. Modelka zjawiła się u szczytu schodów, prowadząc na smyczy białego borzoja (ulubiona rasa chartów Luisy Casati). Towarzyszył jej postawny mężczyzna w garniturze kierowcy. Przejął od niej psa, by mogła pochwalić się wąskim w talii kostiumem z białej krepy o asymetrycznym kroju. Krótko po niej z gracją stąpała Eugenia Silva w stalowoszarej sukni z baskinką w stylu „Cykady”, którą Christian Dior zaprojektował niecałe 50 lat wcześniej. Kolejne kostiumy trotteur i taliowane garsonki nasuwały skojarzenia z modą epoki edwardiańskiej. Galliano zwizualizował kobiety, które z powodzeniem mogłyby się stać bohaterkami powieści Agathy Christie. Stworzył stroje dla lwic salonowych, bywalczyń wyścigów w Monte Carlo i luksusowych hoteli na Lido czy pasażerek transoceanicznych rejsów – oczywiście w pierwszej klasie. Nie bez powodu projektant nazwał poszczególne kreacje imionami luksusowych zamorskich liniowców (np. „Cunard Line”).

Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Galliano dla Diora 1998: Tango milonga, tango mych marzeń i snów

Po paradzie nieskazitelnej elegancji nadszedł czas na „Lubieżną opowieść w rytmie tanga” – następną część pokazu. W 1914 roku argentyński taniec został zabroniony oficjalnym edyktem papieża Piusa X jako symbol degrengolady i cielesnych żądz. Zakaz ten nie obowiązywał jednak podczas balów Luisy Casati, na których splecione ze sobą pary niosła melodia milongi. Ta wybrzmiała też w paryskiej operze. Galliano zaprojektował zmysłowe sukienki „Tango”, odsłaniające ramiona i plecy, z rozporkiem sięgającym bioder. Srebrną satynę i pozłacaną lamę dekorowały hafty, malunki i wytłoczenia. Włosy modelek zostały ułożone na wzór fal Marcela Grateau z lat 20., a na ich głowach piętrzyły się obłoki z tiulu oraz zwiewne egrety. Kobiety udawały wyzwolone kokoty, przyjmując egzaltowane pozy. Przeistoczyły się w – jak mówił Galliano – „zniewalające, pożądliwe stworzenia, które tańczą od trzech dni. Tańczą do upadłego”.

Natalia Semanova i Eugenia Silva, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Sułtański szyk dla markizy Casati i klienteli Diora

Jako muza i mecenaska markiza Casati przyciągała do siebie takich artystów jak Giovanni Boldini, Erté, Umberto Boccioni, Man Ray czy Cecil Beaton. Szczególna relacja łączyła ją przede wszystkim z dwoma wybitnymi krawcami: Léonem Bakstem – kostiumografem Baletów Rosyjskich – oraz Paulem Poiretem – twórcą mody rodem z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Arystokratka pragnęła stać się żywym dziełem sztuki i to dzięki nim spełniała swoje marzenie. W scenicznych strojach Baksta wcielała się w Szeherezadę, arlekina czy mityczną Meduzę. U Poireta natomiast nabywała suknie i płaszcze w stylu orientalnym. Kreacje Johna Galliano również przypadłyby jej do gustu. Projektant wspiął się na wyżyny ornamentalności, tworząc powłóczyste kimona z haftowanej złotem żorżety czy wysadzane kamieniami i cekinami kaftany w stylu sułtańskim. Furorę wśród publiczności robiła zwłaszcza kreacja „Shéhérazade”, w której wystąpiła polska modelka – Kasia Pysiak. Błyszczące satyny, krepy w barwach topazów i rubinów, szkarłatne futra, a także misterne hafty były ukłonem w stronę nie tylko rozbuchanego stylu markizy, lecz także Paula Poireta, do którego często nawiązywał sam Christian Dior.

John Galliano w finale pokazu, Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Getty Images)
Finał pokazu  Dior haute couture wiosna/lato 1998 (Fot. Guy Marineau)

Kolekcja Galliano wiosna–lato 1998: Titanic bez góry lodowej

Gdy Luisa Casati przybywała do swojego Palazzo dei Leoni, widać ją było już z oddali. Po weneckich kanałach pływała bowiem w prywatnej gondoli, którą (wbrew tradycji) kazała przemalować na biało. W nie mniej oryginalny sposób zjawiali się goście jej maskarad. To właśnie im poświęcony został wielki finał pokazu Diora. Na schodach Opery Garniera ukazały się wytworna panna w balowej sukni w biało-szmaragdowe romby, Joanna d’Arc w srebrnej tunice i elementach stalowej zbroi oraz tajemnicza dama, ukrywająca tożsamość za karnawałową maską. Z czasem dołączyły do nich wszystkie bohaterki modowej fantazji Galliano, a także on sam – przebrany za Rudolfa Valentino. Nagle spod sklepienia zleciał deszcz konfetti. – Pomyśleliśmy, że cudownie byłoby widzieć kaskadę płatków złota spływającą spod sufitu. Jakby stare złocenia spadały na gości – mówił Michael Howells. – Jednak strażakom nie spodobał się ten pomysł. Zamiast tego wycięliśmy papierowe płatki w kształcie motyli – opowiadał. Efekt był oszałamiający.

Ponad trzy i pół miliona dolarów – tyle w przybliżeniu kosztowało stworzenie jednej z najbardziej wyrafinowanych kolekcji w historii domu Diora. Ten popis wysokiego krawiectwa potwierdził status Galliano jako wirtuoza i wizjonera. Sam pokaz natomiast należał do najbardziej spektakularnych i najchętniej komentowanych punktów w haromonogramie paryskiego tygodnia mody. „To był Titanic bez góry lodowej – jak dotąd największa epopeja sezonu. Obecnie truizmem jest mówić o szołmeńskim geniuszu Johna Galliano, który w poniedziałek po raz kolejny dał z siebie wszystko” – pisał magazyn „Women’s Wear Daily”. I choć brytyjski projektant zaskakiwał później niejednym teatralnym show, to jednak żaden nie mógł równać się ze splendorem balu w operze.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij