Znaleziono 0 artykułów
14.05.2019

Sztuka chorowania

14.05.2019
Katarzyna Kozyra Olimpia, 1996 dep. Muzeum Narodowe w Krakowie

– Choroba jest stanem wyjątkowym i sztuka jest stanem wyjątkowym, dlatego wydało nam się ciekawym sprawdzenie, co się dzieje na linii styku – mówi Agnieszka Skalska, kuratorka wystawy „Choroba jako źródło sztuki” w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Na ekspozycji znalazły się prace takich artystów jak Katarzyna Kozyra, Alina Szapocznikow i Magda Hueckel. 

Niestety, prawda jest taka, że nie da się od niej uciec. Wydaje się być zarazem nieuchronna i uporczywa. Ma rozmaite odmiany, czai się na ludzi w różnym wieku i zwykle się nie zapowiada. Można oczywiście, tak przynajmniej twierdzą specjaliści, próbować się przed nią bronić, ale wszyscy wiemy, że najzdrowsze nieraz okazy nie potrafią się jej wymknąć. Czasem przechodzimy ją rutynowo, jeszcze częściej lekceważymy, a nieraz rozkłada nas na łopatki. Jedni się z niej podnoszą, inni nie, bo sił już nie mają. Wtedy słyszymy to obowiązkowe zdanie o przegranej walce albo że Bóg tak chciał. No nie wiem.

Władysław Podkowiński Sobótki - studium, 1894 wł. Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy
Władysław Strzemiński  Tors grecki,  1947 -1948,  Muzeum Narodowe w Poznaniu, MNP

„Choroba – pisała w swoim słynnym eseju Susan Sontag – jest nocną półkulą życia, naszym bardziej uciążliwym obywatelstwem”. Jej postrzeganie zmieniało się jednakowoż na przestrzeni wieków. Były czasy, kiedy do dobrego tonu należało „obnoszenie suchotniczego wyglądu”, a gruźlicze rzężenia znamionować miały wielki talent artystyczny. Ba, znajdowali się i tacy, którzy koniec literatury i sztuk pięknych wieszczyli w związku z gruźlicy ustępowaniem. Jej opanowanie przez służby sanitarne zwiastować miało niechybny upadek kultury. Ale są też na świecie choroby, których romantycznym nimbem nijak otoczyć się nie dało, i które samymi nazwami zawsze wywoływały strach. Ludziom dotkniętym rakiem, artystyczny salonik nie miał wiele do zaoferowania. Zresztą nie tylko on. W czasach nam bliższych, sytuacja zaczęła się na szczęście zmieniać i dzięki wzrastającej świadomości społecznej oraz rozwojowi medycyny, chorych na raka się wspiera. I zawsze mocno trzyma kciuki, by niełatwa przecież antyrakowa terapia zakończyła się pełnym sukcesem. Są w końcu takie choroby, które na pacjentów ściągają wielką hańbę, bo wydają się wielu jakieś takie moralnie podejrzane. Nie wydarzył się nigdy taki przypadek, by ktoś w śniadaniowej telewizji opowiadał o swym chorowaniu na kiłę. Rzecz to zupełnie niewyobrażalna. Są po prostu choroby, o których można mówić i takie, o których należy milczeć. Nawet jeśli na którąś z nich umierał jeden z naszych narodowych wieszczów.

Jacek Malczewski Autoportret w czapce jakuckiej, 1907, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Pognałem więc czym prędzej do Muzeum Narodowego w Poznaniu, by zobaczyć wystawę „Choroba jako źródło sztuki”. Pognałem tam też dlatego, że temat jest niezwykle ciekawy, i dlatego, że potencjalnie interesująca wystawa jest w tym podupadłym od lat muzeum zjawiskiem rzadszym niż rok przestępny. Miałem w dodatku to szczęście, że wędrowała ze mną przez grubo ponad setkę pokazywanych dzieł sztuki Agnieszka Skalska, kuratorka wystawy, gdyż, jak powszechnie wiadomo, horyzonty myślowe znacznie się poszerzają, gdy oglądający dzieło sztuki, słyszy kuratorskie podszepty. Wystawa jest imponująca pod względem wielkości, rozstrzału czasowego (od Artura Grottgera do Magdy Hueckel) i rodzajów dzieł (obrazy, rzeźby, instalacje, fotografie, wideo, kolaże), można więc rzeczywiście temat choroby jako źródła sztuki oglądać z wielu stron. Mamy też na tej wystawie różnorakie połączenia tematu choroby ze sztuką, bo obok „Nowotworów uosobionych” Aliny Szapocznikow czy „Olimpii” Katarzyny Kozyry (artystki mówią o swojej chorobie przez sztukę), są prace Joanny Rajkowskiej (zmaganie się z chorobą córki), ready-made grupy Bergamot (zakupione od osób żebrzących tabliczki o wyzdrowienie), ale także „chore obrazy” Andrzeja Okińczyca czy „Pejzaż” Ludomira Benedyktowicza, który został uwzględniony, bo powstał po tym, jak jego twórca stracił w powstaniu styczniowym i prawą dłoń, i lewą rękę. Malował więc potem przy pomocy specjalnie skonstruowanej protezy. O tym przecięty widz się jednak nie dowie (teraz przyszedł czas na moje utyskiwania).

Marta Antoniak, z cyklu Plastic Throat, 2013. wł. prywatna

Wydawało się, że czasy, w których problemowe wystawy opatruje się tylko informacją z tytułem, autorem lub autorką i datą, już bezpowrotnie minęły. Tymczasem poznańskie Muzeum Narodowe dokonuje autosabotażu, pozbawiając zwiedzających rozbudowanej informacji o autorach i ich dziełach oraz kontekście, w jakim powstawały. Owszem, można sobie zakupić pięknie i porządnie wydany katalog ze znakomitymi tekstami, ale – umówmy się – większość widzów tego nie zrobi. Szkoda. Kolejna sprawa to zauważalny na wystawie brak kilku co najmniej ważnych tematów związanych z chorobą, których wędrując przez półtora wieku polskiej sztuki, pomijać zwyczajnie nie można. Pierwszym jest Zagłada i powiązana z nią chorobowa narracja nazistów (Żydzi-tyfus), prowadząca nie tylko do masowych morderstw, ale też do śmierci przez rozmaite choroby, o pseudomedycznych eksperymentach lekarzy nie wspominając. Drugim jest kompletne pominięcie (chyba, że coś przegapiłem) przerabianego arcyciekawie przez artystów wielkiego tematu HIV/AIDS. Dlaczego na wystawie nie ma choćby jednego obrazu z cyklu „AIDS” autorstwa Karola Radziszewskiego, trudno doprawdy pojąć. Te braki, przyznać muszę, bardzo mnie uwierały. Wystawa traci – między innymi przez to – pazur, który mieć powinna. Moja osoba lubi wystawy drapieżne, niekomfortowe, wytrącające z równowagi. Grzeczne, choć bardzo porządne ekspozycje, mniej zmysły mej osoby podniecają. No, ale może to tylko ja.

Ekspozycja w Muzeum Narodowym w Poznaniu (Fot. Sławomir Obst)

To napisawszy, zaznaczyć muszę, że „Choroba jako źródło sztuki” jest wystawą ważną i wartą obejrzenia. Agnieszka Skalska z resztą zespołu włożyła w nią, co widać, dużo wysiłku. Należy go docenić nie tylko w kontekście mizernej zazwyczaj – jeśli chodzi o sztuki wizualne – oferty Poznania, ale też ze względu na podjęcie się doprawdy niełatwego zadania pokazania fascynujących nieraz relacji na linii choroba – artyści i artystki – sztuka. – Choroba jest stanem wyjątkowym i sztuka jest stanem wyjątkowym, dlatego wydało nam się ciekawym sprawdzenie, co się dzieje na linii styku – powiedziała mi na koniec naszej wędrówki kuratorka. W rzeczy samej, bardzo ciekawe. Proszę się przekonać osobiście.

Muzeum Narodowe w Poznaniu, „Choroba jako źródło sztuki”, kuratorka Agnieszka Skalska, wystawa czynna do 11 sierpnia 2019 roku, program wydarzeń towarzyszących na stronie mnp.art.pl

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij