Znaleziono 0 artykułów
18.01.2019

Tajemnica Iny Benity

18.01.2019
Okładka książki "Ina Benita. Za wcześnie na śmierć" (Fot. Materiały wydawnictwa Krytyki Politycznej)

Żyła w luksusie. Należała do warszawskiej socjety. Zakochiwała się i odkochiwała, a jej romansami żyła publiczność. Jedna z miłości mogła się skończyć dla Iny fatalnie; w latach okupacji wybrała na partnera niemieckiego oficera.

Nazywała się Janina Benita Luna hrabianka Florow-Bułhakówna. Podobno urodziła się w 1913 roku w Tyflisie, czyli w dzisiejszym gruzińskim Tbilisi, a może jednak rok wcześniej i na dodatek w Kijowie. Jej matka pochodziła z ziemiańskiej rodziny ze Żmudzi. Ojciec był rosyjskim arystokratą. W słusznym lęku przed bolszewikami wywiózł rodzinę z Kijowa podczas odwrotu wojsk marszałka Józefa Piłsudskiego. Dzięki temu przedwojenny teatr, rewia, kabaret, lecz przede wszystkim polskie kino dostaną niebawem aktorkę, w której kochała się na zabój połowa męskiej populacji II Rzeczpospolitej, a jej fotografie wielokrotnie będą się pojawiały na okładkach poczytnych gazet i czasopism.

"Czarne diamenty" (1939), Benita i Sawan (Fot. z książki „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć”)

Grała przede wszystkim femme fatale ‒ kobiety piękne, uwodzicielskie, wyrachowane i ciągnące za sobą zapowiedź nieszczęść, przynajmniej dotykających adoratorów. Takie damy po polsku nazywano wampami. Na pierwszym, ale też ostatnim letnim Balu Mody w 1939 roku, który odbywał się w Hotelu Europejskim (gdzie dzisiaj mieści się redakcja „Vogue’a”), przyznano jej stworzony ad hoc tytuł królowej seksapilu. W sukni z czarnego jedwabiu w jasne kwiaty i pelerynie z białych lisów wyglądała zachwycająco.

Nosiła sceniczny pseudonim Ina Benita. Miała zielone oczy i platynową fryzurę – efekt nowego wówczas wynalazku, czyli farby do włosów, oraz mody, która do Polski nadeszła z Hollywood (gdy Benita przefarbowała się z brunetki na blondynkę, w gazetach, nie tylko plotkarskich, rozgorzała debata). Porównywano ją, zgodnie z ówczesnym obyczajem, do największych amerykańskich gwiazd: Jean Harlow czy Mae West. Królowała w Adrii (wirujący parkiet, najlepsze zespoły muzyki tanecznej; gdy Benita wchodziła na salę, orkiestra grała tusz) i w Ziemiańskiej. Żyła w luksusie. Należała do warszawskiej socjety.

Gwiazda Ekranu na zdjęciu dodanym do czekoladek Wedla (Fot. z książki „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć”)

Zakochiwała się i odkochiwała, a jej romansami żyła publiczność. Jedna z miłości mogła się skończyć dla Iny fatalnie; w latach okupacji wybrała na partnera niemieckiego oficera. Zazdrosna żona odkryła romans – piętnowany zarówno przez władze okupacyjne, jak i polskie podziemie. Poszła nawet plotka, że Benita to „hitlerowska dziwka”, choć – jak przekonuje Piotr Gacek, autor jej biografii – aktorka współpracowała z konspiracją. Niemiec trafił na front wschodni. Ina – na Pawiak, gdzie urodziła syna. Wyszła z więzienia na dobę przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Co tak naprawdę działo się z nią po powstaniu (podczas walk z pewnością była na Starym Mieście i w Śródmieściu) – nie wiadomo. Zginęła w kanałach podczas ewakuacji Starówki (Gacek obala tę hipotezę)? Zaginęła? Wyjechała z Polski do Austrii, a może do USA lub Afryki? Tropy, często mylne i splątane, wiodą donikąd.

Okładka magazynu "Kino", 1937 rok (Fot. z książki „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć”)

Trudno napisać biografię, która kończy się tak zagadkowo. Bo i sama Ina Benita nie ułatwiała sprawy śledzącym jej życiorys. Konfabulowała, uwielbiała być w świetle reflektorów ‒ ale tak, by zawsze trzymać się w cieniu tajemnicy. Miała chyba naturę prawdziwej gwiazdy ekranu, której zadaniem jest organizowanie wyobraźni i skrywanych marzeń widowni, a prawda to sprawa bez większego znaczenia. Ma być tak, jak na kinowym ekranie ‒ ważne, by było mocno i ciekawie, by akcja pędziła w przód, bo nuda to zabójca zarówno filmów, jak i życiorysów. A Ina Benita nie lubiła się nudzić.

Tygodnik Kino, 1932 rok (Fot. z książki „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć”)

Nie dowiemy się zatem o sekretach przedwojennej gwiazdy. Może nie o to chodzi, by je do końca rozwikłać. Poznamy za to ówczesną atmosferę scenicznej i filmowej Polski, z całym jej kolorytem oraz przepychem, ale też z fałszywym blichtrem, tanią pseudoelegancją i tandetą. Tamto kino, oglądane z dzisiejszej perspektywy, aż bije po oczach nie tylko anachronizmem, lecz także amatorszczyzną i sztucznością. Jednak wówczas kino rozrywkowe na całym świecie było bardzo podobne, więc nie ma aż tak wielkiego obciachu.

Za to bezsporne jest, iż zawody związane z kinem – reżyser, operator, scenarzysta – to nie był łatwy kawałek chleba. Gacek cytuje prasowe recenzje, a ja odnoszę wrażenie, iż trzeba było mieć naprawdę twardą skórę, by je znieść bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym. Dzisiaj krytycy umieją się pastwić nad twórcami, ale wierzcie, że przed wojną określenie „szmira” brzmiało nieledwie jak miła uszom pieszczota.

Z jednym wyjątkiem – krytyka oszczędzała gwiazdy. Były albo wspaniałe, albo nie pisano o nich prawie ani słowa. Benita najczęściej była wspaniała. W recenzji jednego z jej kabaretowych występów Tadeusz „Boy” Żeleński napisał, że ma „najbardziej uśmiechnięte nogi”. Dziś uznano by to za seksizm (warto przypomnieć, że akurat „Boy” był feministą), ale wówczas słowa pisarza potraktowano jak wyrafinowany komplement. „Uśmiechnięte nogi” Iny Benity zapełniały sale do ostatniego fotela.

Piotr Gacek „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Spotkania z autorem, Piotrem Gackiem, odbędą się: 

29 stycznia, Czytelnia pod Sowami na Żoliborzu, Warszawa, godz. 18:30
30 stycznia, Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego, Warszawa, godz. 18:00 (dyskusja o teatralnym dorobku Iny Benity)
21 lutego, księgarnia wydawnictwa Karakter w Krakowie, godz. 18:00

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij