Znaleziono 0 artykułów
22.05.2019

„The Staggering Girl”: Piękno płynie z wnętrza

22.05.2019
Luca Guadagnino, Marthe Keller, Julianne Moore i Pierpaolo Piccioli na premierze filmu "The Staggering Girl" w Cannes (Fot. Rex Features/East News)

Na festiwalu w Cannes kino spotyka modę. Zwykle do tego przecięcia dochodzi na czerwonym dywanie, ale w tym roku o pięknie – ubrań i człowieka, który je nosi, opowiedzieli też twórcy „The Staggering Girl”. W Cannes rozmawiamy z Pierpaolo Picciolim, Lucą Guadagnino i Julianne Moore.

Dwaj przedstawiciele wielkich domów mody zaprosili do współpracy uznanych reżyserów. Pierpaolo Piccioli, dyrektor kreatywny Valentino, w Cannes pojawił się w tym roku jako producent filmowy „The Staggering Girl”. Na fotelu reżyserskim zasiadł Włoch Luca Guadagnino, twórca m.in. „Jestem miłością” i „Tamte dni, tamte noce”. Muzykę skomponował zdobywca Oscara Ryūichi Sakamoto („Mały Budda”, „Zjawa”), a na taśmie 35 mm utrwalił całość stały współpracownik Guadagnino, operator Sayombhu Mukdeeprom. W historii o matce i córce, pamięci i traumie, miłości i sztuce wystąpili Julianne Moore, Mia Goth, Kyle MacLachlan, Alba Rohrwacher, Marthe Keller… i kolekcja Valentino na sezon jesień/zima 2018.

Kadr z filmu "The Staggering Girl" (Fot. Materiały prasowe)

Projekty takie jak ten stawiają pytanie o to, jak w 2019 roku mogą wyglądać związki mody i kina. I czy film, w którym wszyscy bohaterowie noszą kreacje jednego projektanta, ma szansę uniknąć metki, co prawda artystycznej, ale jednak reklamy.

Jak doszło do waszej współpracy?

Luca Guadagnino: Od dawna podziwiałem prace Pierpaolo. Miałem przyjemność być gościem na kilku pokazach domu mody Valentino. Za każdym razem wychodziłem z nich z poczuciem, że zobaczyłem spójną narrację, a nie tylko ubrania. Na jeden z pokazów zabrałem mojego przyjaciela, zdolnego amerykańskiego scenarzystę Michaela Mitnicka. Czuliśmy się jak po lekturze wspaniałej powieści. Tej samej nocy na dachu rozmawialiśmy z Pierpaolo. Postanowiliśmy przetłumaczyć jego narrację na język filmu.

Pierpaolo Piccioli: Pracowałem wtedy nad kolekcją, która czerpała z idei strumienia świadomości. Jak głęboko można sięgnąć, by zrozumieć człowieka? W głowie wybrzmiewał mi monolog Molly Bloom z „Ulissesa” Jamesa Joyce’a. Myślałem też o greckich mitach, o „Medei” Pasoliniego. Tym wszystkim podzieliłem się z Luką. Ma dar, bo w samym pięknie widzi historię. Zależało mi na tym, żeby to nie był zwyczajny film modowy. W modzie najbardziej interesuje mnie moc marzeń, emocji, uchwycenie wolności. W ten sposób chcę poprzez ubrania wyrazić swoją osobowość. O projektancie świadczy siła wyrazu, a nie godziny spędzone nad projektem czy liczba naszytych koralików. To nie jest film o modzie, choć moda odgrywa w nim ważną rolę, bo służy do opowiadania historii bohaterek.

Kadr z filmu "The Staggering Girl" (Fot. Materiały prasowe)

Mówimy wiele o tym, że w „The Staggering Girl” ubrania to więcej niż kostium. Jak to wyglądało z pani perspektywy?

Julianne Moore: Gdy się dowiedziałam, że będziemy współpracować z Pierpaolo, popadłam w ekscytację. Wyobrażałam sobie siebie w zieleniach, lawendzie, czerwieni… Gdy weszłam do garderoby, myślałam, że to pomyłka! Byłam jedyną osobą, której ubrania nie miały nawet kropelki koloru.

Piccioli: Postać Julianne jest najbardziej opanowana, introwertyczna. Jej kolory to beż, czerń, neutralne barwy.

Moore: Dla mnie to było fascynujące, że o bohaterce opowiadamy poprzez barwy, kształty, faktury. One są prawdziwym narzędziem w budowaniu narracji. Na początku byłam sceptyczna, ale z czasem zakochałam się w tej koncepcji. Dla aktora to w pewnym sensie wyzwolenie.

Kadr z filmu "The Staggering Girl" (Fot. Materiały prasowe)

Ważnym tematem filmu jest kobiecość. Czym ona jest dla pani?

Moore: W „Staggering…” opowiadamy o relacji matki z córką, ale mówimy też o przyjaźni. Na pewno przekonało mnie to, że kobiece postaci były osią filmu. Zwróćmy uwagę na to, że wszystkie role męskie gra tu jeden aktor. Kobiecość to wszystko, co znam. Jestem kobietą, mam przyjaciółki, z którymi spędzam wiele czasu, kobiecość to dla mnie filtr, przez który postrzegam rzeczywistość.

Czy kobiecość odgrywa ważną rolę w pana twórczości, Pierpaolo?

Piccioli: Dla mnie najważniejszy jest człowiek. Czerpię z energii ludzi, których lubię, a unikam energii tych, którzy nie wzbudzają mojej sympatii. Nie rozróżniam żywiołów na męski i kobiecy, nie lubię postrzegać świata przez pryzmat płci.

Kadr z filmu "The Staggering Girl" (Fot. Materiały prasowe)

Mówimy o elemencie kobiecym i męskim, które się uzupełniają, czy o zniesieniu kategorii płci?

Piccioli: Wydaje mi się, że i u kobiet, i u mężczyzn istotne jest pojęcie wdzięku. To nieco zapomniana dziś kategoria. Dużo mówimy o powierzchni, chwytamy chwile, wszystko błyskawicznie trafia na Instagram. A gracja to coś, co płynie z wnętrza, ten wartościowy rodzaj piękna. Widzę go często w dziełach włoskiej kultury, u Piero della Franceski czy Fra Angelico. To ważna składowa mojego rozumienia kategorii piękna. Piękno to różnorodność, wolność wyrazu i pewność siebie. Jeśli kobieta chce włożyć niebotyczne szpilki i to jej daje siłę – świetnie. Jeśli chce iść boso, to też jej wybór. Dlatego też nasze bohaterki mają zróżnicowane style.

Moore: Swoją drogą to fascynujące, że jako ludzie czujemy się zobligowani do ciągłego ozdabiania siebie i naszej przestrzeni. Przecież to nie jest nasz obowiązek. Wcale nie musiałam przychodzić na to spotkanie w cekinowej mini, jest przecież czwarta po południu! A jednak… Sprawia to nam przyjemność, próbujemy w ten sposób coś o sobie powiedzieć. Myślę o tym i jako aktorka, i jako kobieta.

Czym różni się narracja snuta przez modę od tej literackiej czy filmowej?

Guadagnino: Musimy oddzielić przemysł mody od mody rozumianej jako sztuka. Według mnie, kiedy zaczynamy budować postać filmową, warto zacząć od tego, jak ona się prezentuje, a dopiero potem, jak się zachowuje. Dla mnie to manifestacja tego, kim ta osoba jest, a nie tylko jak wygląda.

Kadr z filmu "The Staggering Girl" (Fot. Materiały prasowe)

Piccioli: To coś bardzo osobistego. Czasami siła piękna jest bardzo ograniczona: widzimy je, czujemy jego moc, ale nie da się o tym opowiedzieć. Kiedy prowadzi się tak wielki dom mody jak Valentino, należy pamiętać o jego wartościach. Nasze projekty muszą być nimi przesycone. Bez tego to pusty gest, ulotny trend. Mam nadzieję, że kiedy publiczność ogląda przygotowany przeze mnie pokaz, rozumie, kim jestem i w co wierzę. Taki show otwiera drzwi do marzeń, snów, aspiracji, do rozmów o wielu innych tematach niż tylko „Co modelka miała na sobie”. Żeby coś było piękne, musi mieć treść. Moda musi być czymś więcej niż tylko ubraniami.

Julianne, czy pamięta pani pierwszą sukienkę, która była dla pani czymś więcej niż ubraniem?

Moore: Jako nastolatka mieszkałam w Niemczech, bo mój tata wojskowy tam stacjonował. W weekendy dorabiałam na kasie. Wszystkie zarobione pieniądze oszczędzałam. Gdy przyszło zaproszenie na mój pierwszy bal, matka powiedziała, że mam zakaz kupowania czegokolwiek czarnego, bo to zbyt wysublimowany kolor dla nastolatki. A ja wzięłam swoje ciężko zarobione 81 marek, by kupić za nie sukienkę czarną jak węgiel. Byłam z siebie niesamowicie dumna, a mama nie mogła nic z tym zrobić. Oczywiście dziś, jako matka siedemnastolatki, trochę inaczej patrzę na tę historię…

Anna Tatarska, Cannes
Proszę czekać..
Zamknij