Znaleziono 0 artykułów
19.11.2019
Moda / Man

Thom Browne: Garniturowe wariacje

19.11.2019
Thom Browne wiosna-lato 2019 (Fot. Peter White/Getty Images)

Gdybyś spotykał mnie dzień po dniu, pomyślałbyś, że noszę ciągle ten sam szary garnitur – wyznał Thom Browne. W rzeczywistości jednak amerykański projektant nieustannie reinterpretuje klasykę męskiej garderoby i pozostając wiernym krawieckim tradycjom, konsekwentnie burzy stary porządek.

Mało kto wygląda równie szykownie w trzyczęściowym garniturze co Thom Browne – zwłaszcza jeśli spodnie ledwo sięgają kostek lub kończą się tuż nad kolanami. Amerykański projektant wie, co robi. Od blisko dwóch dekad zgłębia tajniki męskiego uniformu i poddaje go transformacjom, o jakich nikt nawet nie śnił. Z sukcesem krzyżuje krawiectwo dla dżentelmenów o tradycyjnych gustach z nieokiełznaną wyobraźnią i wolą przekraczania granic. Nic zatem dziwnego, że CFDA nadało Browne’owi aż trzykrotnie tytuł Menswear Designer of the Year, o współpracę z nim zabiegała marka Moncler, a do jego wiernych klientów należą LeBron James, Eddie Redmayne, Pharrell Williams i cała drużyna FC Barcelona. 

Thom Browne (Fot. Ilya S. Savenok/Getty Images for Surface Media)

Wszystko zaczęło się w Los Angeles w połowie lat 90., kiedy to Browne – świeżo upieczony absolwent ekonomii, zapalony pływak i niespełniony aktor – poszukiwał dla siebie dobrze skrojonego garnituru. Bez skutku. – Nie miałem pieniędzy. Brałem więc marynarki ze sklepów vintage i przerabiałem je na swoją modłę – wspomina. Niedługo później osiadł w Nowym Jorku, gdzie pracował w butiku Giorgio Armaniego, a następnie dla Club Monaco należącego do Polo Ralph Lauren. Z krawcem Rocco Ciccarellim zaczął szyć garnitury na miarę, których Browne stał się żywą reklamą. Chodził w nich po ulicach metropolii, wzbudzając zdziwienie przechodniów. – Ludzie śmiali się ze mnie i zastanawiali: „dlaczego te ubrania na niego nie pasują?”. A ja chciałem tworzyć coś, co skłoni do odmiennego myślenia. Tak w 2001 roku ufundował własny brand. Jednak garnitury o zaburzonych proporcjach trudno było sprzedać. Z pomocą przyszły otwarte na innowacje sklepy Colette i Bergdorf Goodman, a także Anna Wintour, która poleciła wschodzącą gwiazdę firmie Brooks Brothers. 

Jedni żartują, że garnitury Browne’a wyglądają, jakby zbiegły się w praniu; drudzy uznają je za rewolucję w męskiej garderobie. Z pozoru zgrzebne i niepozorne, noszą jednak znamiona ekscentryzmu. Diabeł tkwi w szczegółach. Amerykanin szyje zazwyczaj z szarego tweedu lub flaneli. Zamiast płaszcza na wierzch, zakłada cardigan pod marynarkę. Spodnie skraca tuż nad kolanem albo ucina wysoko nad butami. Żadnych skarpet! Według Browne’a naga kostka to męski atraktant. Z odcieni szarości wybija się granatowo-biało-czerwona taśma z grogramu, służąca jako lamówka lub metka – znak rozpoznawczy marki. Jeśli nabędziemy koszulę w jednym z butików Thoma Browne’a, pracownik zapisze na mankiecie datę zakupu oraz nasze nazwisko. Indywidualność klienta ma bowiem dla projektanta szczególne znaczenie.

Thom Browne wiosna-lato 2020 (Fot. Estrop/Getty Images)
Thom Browne wiosna-lato 2011 (Fot. Kristy Sparow/Getty Images)

Upodobanie do klasyki dizajner wyniósł z konserwatywnego domu w rodzinnej Pensylwanii. – Mój ojciec zakładał garnitur każdego dnia. Nie myślał za wiele o ubiorze– zauważa.Nawet studia na katolickiej uczelni Notre Dame upłynęły mu pod znakiem sztywnych zasad i mundurka. Jednakże mody Browne’a nie można nazwać zachowawczą. W rękach projektanta biznesowy uniform zmieniał się w japońskie kimono, kostium baletmistrza, strój do golfa, a nawet kombinezon astronauty lub płetwonurka. Rękawy sięgały do podłogi, hafty zdobiły wyłogi marynarki, a tradycyjny tweed zastąpiła tkanina bouclé, znana z garsonek Chanel. Browne eksperymentuje zarówno z fasonem, proporcją i materiałem, jak i z konwencjami. Wciska modeli w kobiece gorsety, krynoliny i buty na szpilkach; ubiera ich w plisowane spódnice oraz suknie ślubne. – Kultura dyktuje, jak i w co się ubieramy, ale miło pomyśleć, że właściwie możemy robić, co nam się żywnie podoba– stwierdza Browne i kreuje kolejne wariacje na temat garnituru.

Thom Browne jesień-zima 2017-2018 (Fot. Victor Boyko/Getty Images)

Nowojorskie biuro kreatora mody sprawdziłoby się jako sceneria w serialu „Mad Men”: ściany obłożone szarym marmurem, żaluzje w oknach, mosiężne lampy czy proste meble w stylu mid-century modern. Ale te czyste, eleganckie wnętrza nie odzwierciedlają rozbuchanej wyobraźni Browne’a. Jego scenograficzne zacięcie i talent do snucia opowieści ujawniają się przede wszystkim na pokazach. Swoje teatralne fantazje urzeczywistniał na płycie lodowiska w gmachu Francuskiej Partii Komunistycznej projektu Oscara Niemeyera, a także na ringu bokserskim. Po wybiegu przechadzały się skrzaty, a w ogrodach krążyli satyrowie. – Niektórzy sądzą, że moje pokazy są tylko po to, by szokować, ale prowokacja sprawia, że te klasyczne ubrania co pół roku wyglądają inaczej – zapewnia Amerykanin. –Nie warto co sezon oglądać tego samego szarego garnituru, jednak gdy otoczy się go 40 interesującymi ideami, zyskuje nowe oblicze.

Nowoczesny mężczyzna według Thoma Browne’a to szarmancki elegant i psotliwy uczniak, który ma świadomość, że dystyngowany ubiór jest najlepszą wizytówką. Jednak niestraszne są mu również śmiałe eksperymenty czy łamanie konwenansów (nie tylko modowych). Najlepiej czuje się w garniturze, pod warunkiem że odszyty został z dozą ekstrawagancji – a tej w modzie amerykańskiego projektanta nigdy nie zabraknie.

Thom Browne wiosna-lato 2013 (Fot. Antonio de Moraes Barros Filho/WireImage)

 

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij