Znaleziono 0 artykułów
01.07.2020

Umarła moda, niech żyje moda?

01.07.2020
Pierwszy rząd gości na tygodniu mody w Paryżu (Fot. Victor Boyko , Getty Images)

Od dłuższego czasu mody było za dużo. Za dużo trendów, kolekcji, fashion weeków. Przede wszystkim zaś – za dużo ubrań. Czy pandemia zmieniła nasze podejście do konsumpcji? Czy jesteśmy gotowi ograniczyć nasze potrzeby? Czy moda zrównoważona wejdzie do mainstreamu? 

Pandemia powinna dać nam do myślenia. Owszem, spustoszyła rynek mody, ale jest też dobrym pretekstem, by go zmienić. Łatwo nie będzie, ale możliwe, że w dawnym kształcie i tak nie przetrwa. Umarła moda, niech żyje moda?

„Pora zwolnić i na nowo odkryć magię mody” – apelują niezależni projektanci pod przewodnictwem Driesa van Notena. W głośnym już manifeście jego sygnatariusze, między innymi Haider Ackermann, Craig Green, Missoni czy domy towarowe Selfridges, wzywają do zerwania z systemem mody, który nie służy ich zdaniem niczyim interesom: ani projektantów, ani sprzedawców, ani klientów.

Dries van Noten (fot. Getty Images)

Sporo w tym racji. Tygodnie mody urządzane są ze zbyt dużym wyprzedzeniem. Po co w lutym pokazywać kolekcje na jesień? Do tego czasu wiele propozycji projektantów zostanie skopiowanych i sprzedanych w sieciówkach, zdąży opatrzyć się i – jeszcze przed sklepową premierą – znużyć. Co więcej, media i kupcy na oglądanie pokazów przeznaczają za dużo czasu, energii i pieniędzy: tygodnie mody stały się de facto gałęzią turystyki. Okres, gdy dana kolekcja sprzedawana jest w pierwszej cenie, trwa zaś zbyt krótko.

Nastał dobry czas, by to zmienić. Stąd projektanci proponują, by łączone pokazy kolekcji męskich i damskich odbywały się kilka tygodni przed tym, nim ubrania trafią do sklepów, a wyprzedaże zaczynały się w lipcu i styczniu i trwały dwa miesiące. O obniżkach śródsezonowych, podobnie jak o czarnym piątku czy cyber poniedziałku, należałoby zapomnieć. Projektanci, zdaniem autorów odezwy, powinni mieć prawo do uczestniczenia w tygodniu mody tylko wtedy, gdy są na to gotowi, nie zaś co sezon. Z pewnością uzdrowiłoby to branżę.

Rachunek zysków i strat

Taka rewolucja może natrafić na opór. Fashion weeki przynoszą bowiem niebagatelne zyski. Nowojorski generuje ponad miliard dolarów; paryski – około 1,2 miliarda euro rocznie.
To mniej więcej tyle, co ubiegłoroczny zysk netto Orlenu, największej polskiej firmy.

Zarabiają na nich też miasta, hotele, restauracje, właściciele sal. Łączenie pokazów i rezygnacja z wielu z nich z pewnością ograniczyłaby ich dochód. Organizacje CFDA i British Fashion Council, partycypujące w fashion weekach odpowiednio w Nowym Jorku i Londynie teoretycznie wyraziły we wspólnym oświadczeniu gotowość do zmian, podkreśliły jednak, że zachowanie sezonowości i obecność marek na głównych światowych tygodniach mody są dla nich niezbędne. Tyle że wycofały się z nich już m.in. Saint Laurent i Gucci, co tylko komplikuje sprawę.

Delphine Arnault, Virgil Abloh i Bernard Arnault (Fot. Bertrand Rindoff Petroff, Getty Images)

Paradoksalnie, mniej zarobić mogą też sklepy. – Pierwsze dostawy wiosennej kolekcji przychodzą już w listopadzie, więc nawet jeśli zacznę przeceniać ją w maju, to mam sześć miesięcy sprzedaży w pierwszej cenie – mówi Arkadiusz Likus z domu towarowego Vitkac. Jak twierdzi, dostawa w marcu, czyli ta z wybiegu, przynosi zaledwie 5-10 procent obrotów. – Jeśli Arnault i Pinault (szefowie LVMH i Keringa – przyp. aut.) nie zgodzą się na zmiany, wszystko pozostanie po staremu – dodaje Likus. I istotnie, szefowie największych marek nie podpisali się pod listem, ale i branża luksusu straciła w tym roku jedną trzecią obrotów.

Trudno też będzie niezależnym projektantom znaleźć sojuszników wśród klientów. Co z tego, że docenimy wartość ubrań, skoro oznacza to, że kupować będziemy drożej? Z drugiej strony, obniżki skorodowały wizerunek marek. Po co nabywać coś w pierwszej cenie, skoro wystarczy poczekać na pierwszą lepszą okazję, by mieć to o połowę taniej? Nie będziemy aspirować do mody wyższej jakości – tak wzornictwa, jak wykonania – jeśli nie zrozumiemy, skąd bierze się jej cena, i jeśli obniżkami będzie nam się sugerować, że ta wyjściowa służy wyłącznie wyciągnięciu od nas pieniędzy.

Pandemia pokazała, jak marne szanse mają mali gracze w starciu z gigantami. Grupa trzymająca modę jest niewielka, za to silna. To tytani luksusu jak LVMH, Hermès i Richemont, marki sportowe jak Adidas i Nike oraz sieciówki Zara, H&M, Uniqlo. Na największych dwudziestu przypada 97 procent zysku branży. Ta konsolidacja sprawia, że bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni… No cóż.

Okładka letniego numeru Vogue Polska (Fot. Chris Colls)

Cały tekst przeczytacie w letnim wydaniu "Vogue Polska".

Michał Zaczyński
Proszę czekać..
Zamknij