Znaleziono 0 artykułów
20.02.2019

Virginie Viard: Kim jest następczyni Karla Lagerfelda?

20.02.2019
Na Balu Róży w Monte Carlo w 2008 roku (Fot. VALERY HACHE, Getty Images)

Tworzyła kostiumy do filmów Krzysztofa Kieślowskiego, przez trzydzieści lat pracowała ramię w ramię z Karlem Lagerfeldem, lubi ozdabiać suknie strojnymi detalami. Kim jest nowa dyrektor artystyczna Chanel?

Paradoksalnie, wiemy o niej niewiele. Urodziła się w burgundzkim Dijon, dorastała 200 kilometrów dalej na południe, w Lyonie. Rok spędziła też w punkowym Londynie, co poniekąd tłumaczyłoby jej nonszalancki styl. Jej mąż, Jean-Marc Fyot, jest muzykiem i producentem. Tak jak ich syn, Robinson, choć zdarzyło mu się przejść po wybiegu na jednym z pokazów Chanel.

Viard, „od zawsze nieśmiała”, jak napisał dziennik „Corriere della Sera”, nie lubi rozgłosu. Unika mediów, także tych społecznościowych. Dość wspomnieć, że dopiero wczoraj założyła – czy raczej: założono jej – profil na Instagramie. W ostatniej dekadzie udzieliła może kilku wywiadów. Co znamienne, głównie włoskim gazetom. Powód? Pokaz Chanel w rzymskim miasteczku filmowym Cinecittà, rozsławionym choćby przez Federico Felliniego. A kino było pierwszą wielką namiętnością Viard. Dlatego w Le Cours Georges, szkole mody w Lyonie, studiowała na kierunku projektowania kostiumów filmowych. Stworzyła ich niewiele, była jednak współautorką strojów do dwóch części tryptyku Krzysztofa Kieślowskiego „Trzy kolory”: „Niebieskiego” i „Białego”.

Nie myślała o karierze w branży odzieżowej. – Nigdy nie miałam cierpliwości potrzebnej krawcowej. Zawsze tworzyłam rzeczy proste, szybkie i przyjemne” – mówiła „La Repubblice”. W rozmowie z „AnOther Magazine” przyznała z kolei: „owszem, przeglądałam żurnale, ale bardziej kręciły mnie filmy Nowej Fali i stylowe aktorki pokroju Anny Kariny i Geny Rowlands”.

Virginie Viard po pokazie kolekcji Chanel haute couture wiosna-lato 2019 (Fot. Getty Images)

Branża jednak upomniała się o nią sama. W czym, co tu kryć, pomogła rodzina Viard i jej znajomości. Rodzice obecnej dyrektor artystycznej Chanel byli lekarzami, ale lubili zadać szyku. – Mój ojciec dbał o to, by kobiety w jego rodzinie były zawsze eleganckie, dobrze ubrane i  zadbane. Gdyby zobaczył, że obgryzamy paznokcie, dostałby szału – wspominała. Dziadek z kolei zajmował się produkcją jedwabiu. Sympatycznym zbiegiem okoliczności, skorym do poplecznictwa przyjacielem domu, okazał się znający Lagerfelda szef protokołu dyplomatycznego księcia Monako, Rainiera.

Dzięki niemu Viard trafiła na Rue Cambon na staż. Szybko zajęła się haftami. Wykańczanie kreacji drobnymi detalami i biżuteryjnymi aplikacjami do dziś zresztą stanowi jeden z jej ulubionych etapów pracy na kolekcją. Wyraźnie widać to w niedawnym dokumencie Netfliksa „7 dni przed”. Jeden z jego odcinków poświęcono przygotowaniom marki do pokazu na paryskim haute couture. Viard, jak przystało na osobę skrajnie skromną, jest praktycznie niezauważalna. Ożywia się jednak przy dyskusji o jedwabnych kwiatkach. – Czy tak jest dobrze? Nie brakuje haftu z przodu, na środku pod bukietem? – pokazuje palcem na talię modelki.

Po pokazie na wiosnę-lato 2019 (fot. Getty Images)

Lagerfeld, doceniwszy talent, skrupulatność i dyskrecję Viard, szybko obdarzył ją bezgranicznym niemal zaufaniem. – Jest moją prawą, a nawet i lewą ręką – mawiał. To dlatego w połowie lat 90. zabrał ją ze sobą na pięć lat do Chloé. Po czym, w 1997 roku, z powrotem do Chanel, gdzie stopniowo przejęła coraz większą odpowiedzialność w firmie. W 2000 roku, gdy zespół pracowników powiększył się, objęła też także rządy w prêt-à-porter. Przed śmiercią Lagerfelda doglądała ośmiu kolekcji rocznie. – Jeśli Karl jest lokomotywą marki Chanel, to Viard jest jej torami – mawiał reżyser i dokumentalista Loïc Prigent.

Virginie Viard w 2015 roku Fot. BERTRAND LANGLOIS, Getty Images

Na czym konkretnie polegała jej praca? – Koordynuję pracę zespołów, łączę ze sobą dostawców, wybieram tkaniny. Oraz, oczywiście, robię z Karlem przymiarki. Jak tylko dostanę od niego szkice, roznoszę je po naszych atelier i zabieram się za robotę  – opowiadała w „The Telegraph”.

W praktyce zajmowała się jednak każdym etapem powstawania kolekcji. W poszukiwaniu inspiracji wykonywała, jak mówiła, „pracę archeologa”, grzebiąc w zbiorach Karla lub w archiwum Chanel w podparyskim Pantin, ale też decydowała o akcesoriach, piórach, butach czy biżuterii.

Zważywszy, że jeden pokaz prêt-à-porter miewał nawet i sto sylwetek, a ręczne wykonanie każdej z kilkudziesięciu sukni haute couture zajmowało 160 godzin, spoczywała na niej gigantyczna odpowiedzialność. I obowiązek niekończących się konsultacji z Karlem. Także przez telefon, bo – jak przyznawała – w gorącym przedpokazowym okresie (czyli praktycznie cały czas) rozmawiali ze sobą non stop.

Virginie Viard (Fot. Getty Images)

Można powiedzieć, że rozmawiali nawet wtedy, gdy… nie rozmawiali. Słynne było bowiem jej telepatyczne „wyczucie” Lagerfelda. W siedzibie firmy – wedle relacji „Corriere della Sera” – mówiło się, że Viard sięga po telefon, zanim on dzwoni. Po kilku sekundach jednak zawsze następowało połączenie. Na linii, oczywiście, Karl. Podobnie Viard „słyszała” parkującą limuzynę Karla, choć  kierowca nie wjeżdżał jeszcze nawet na Rue Cambon.

– Nasza relacja opiera się na przywiązaniu i prawdziwej przyjaźni – mawiał Karl. Owszem, Viard z pewnością daje się lubić. „Czy Virginie Viard zawsze się uśmiecha?”, zastanawiała się nawet „La Repubblica”. W tym samym dzienniku jednak projektantka przyznawała, że jest tą, która pierwsza zapala światło w atelier Chanel i ostatnią, która je gasi. U słynącego z niestrudzonego zapału do pracy Lagerfelda musiało to spotykać się z aprobatą. Podobnie jak to, że jest pragmatyczna i ma mocno sprecyzowane zdanie na temat roli i znaczenia mody. – Nie powiedziałbym, że moda czyni świat lepszym. Jednak dzięki naszym kolekcjom, prêt-à-porter i haute couture kreślimy piękne historie i [jednocześnie] odpowiadamy na potrzeby klientów – mówiła „La Repubblice”. – Słowa, takie jak tendencja lub glamour, nie mają dla mnie znaczenia. Uwielbiam modę, która trwa – dodawała.

Viard i Lagerfeld w 2012 roku (Fot. Bertrand Rindoff Petroff/Getty Images, Getty Images)

Pytania dziennikarza, czy kiedykolwiek myślała, by wzorem Toma Forda czy Johna Galliano założyć własny biznes, nie zrozumiała. – Niby dlaczego? Podoba mi się to, co robię – odrzekła. To także upodabnia ją do Karla. Jasne, miał własną markę, nijak jednak nie zajmowała ona półki luksusowej. I niewiele, bądź co bądź, wnosiła do światowej mody.

Ciekawsze od tego, co wiemy o Virginie Viard, wydaje się być to, czym projektantka może nas dopiero zaskoczyć. Czy będzie wiernie kontynuować linię obraną przez Karla i po prostu aktualizować dość podobne do siebie kolekcje o trendy? Czy może pójdzie całkowicie pod prąd? Odniesieniem może być tu Alessandro Michele z Gucciego. Też laikom zupełnie nieznany, nagle wyciągnięty z atelier marki i postawiony w świetle jupiterów. W Guccim dokonał rewolucji, nie oglądając się na swoich poprzedników – ani na Alessandrę Facchinetti i Fridę Giannini, ani na Toma Forda. Dzięki temu osiągnął oszałamiający sukces.

Owszem, Viard często mawiała, że historia Coco i jej osiągnięcia są dla niej nieustającą inspiracją, podobnie jak dziedzictwo Karla. Pokusa, by pokazać całkowicie nową, własną wizję, może być jednak nieodparta. Zwłaszcza, gdy zostało się najważniejszą osobą największej bodaj legendy wśród domów mody.

Michał Zaczyński
Proszę czekać..
Zamknij