Znaleziono 0 artykułów
31.12.2022

Vivienne Westwood: Wielka dama punka

31.12.2022
Vivienne Westwood, 2005 rok / Fot. Derek Hudson, Getty Images

Na wieść o śmierci Vivienne Westwood dziennikarze mody zareagowali zgodnym stwierdzeniem: nie sposób ująć w kilku zdaniach bogatego dorobku tak wybitnej projektantki. „Nie da się jej nawet podsumować w całej książce”, napisał krytyk Alexander Fury. „Jej dziedzictwa nie można zmierzyć jedynie faktem, że dała światu punk, kopiowany w nieskończoność”, dodała redaktorka „Voguea” Sarah Mower. W publikowanych w błyskawicznym tempie nekrologach Westwood nazwano „nestorką brytyjskiej mody”, „matką chrzestną punka”, „ikonoklastką”, ale też „ikoną”. Tym ostatnim określeniem nie była zainteresowana. Jak sama wyznała w jednym z wywiadów: – Po dziesięciu latach od mojej śmierci nikt nie będzie o mnie pamiętał. To nie ma znaczenia. Mam to gdzieś. Jednocześnie wyraziła nadzieję, że jej dom mody oraz idee, którym hołdowała przez całe życie, przetrwają.

Nie ufaj dorosłym

Z dzieciństwa, które upłynęło w spokoju idyllicznej wioski Tintwistle w północnej Anglii, Westwood zapamiętała kilka wydarzeń, mających wpływ na jej dorosłość. Jedno ze wspomnień dotyczyło książek. Vivienne rozczytywała się w nich bez pamięci, co jednak nie podobało się matce, gdyż uważała ślęczenie nad stronicami za zwyczajnie niezdrowe. Któregoś dnia zmusiła córkę do wyrzucenia karty bibliotecznej w zamian za pięć szylingów. Jako że zakazany owoc smakuje najlepiej, mała Viv pożyczała więc kartę od koleżanek i oddawała się lekturze po kryjomu. Ta konspiracja tylko wzmogła apetyt na zdobywanie wiedzy, zgłębianie kultury i fantazjowanie, które później znalazły odbicie w jej modzie. W pamięci przyszłej projektantki zapisał się też obraz ukrzyżowanego Chrystusa z lokalnego kościoła. Widok ten mijał się z przesłodzonym wizerunkiem Jezusa jako dzieciątka, o którym wciąż opowiadała matka. Wstrząśnięta Vivienne uznała, że nie można ufać rodzicom, bo ukrywają przed nią rzeczywistość taką, jaka jest – piękną, a zarazem brutalną. Gdy pod koniec lat 50. przeprowadziła się wraz z rodziną na obrzeża Londynu, otworzył się przed nią zupełnie nowy, ekscytujący świat.

Jak żona ze Stepford

W swingującym Londynie zaczynała się właśnie rewolucja youthquakeu. Szpanerska młodzież niczym szarańcza oblegała butiki z ubraniami, kawiarnie, nieustannie słuchając rocknrolla. Po jednej stronie stali niepokorni rockersi, teddy boys i modsi, po drugiej – Vivienne, dziewczyna z konserwatywnego domu, młoda nauczycielka plastyki. Nie stroniła jednak od młodzieńczych rozrywek. – Pewnego wieczoru poszłam sama na przyjęcie. Na początku nikt nie chciał ze mną zatańczyć, a potem poprosił mnie Derek – wspominała. Pobrali się w 1962 roku. Za dnia Derek Westwood pracował w fabryce Hoovera, a wieczorami prowadził kursy tańca. Od jego świeżo upieczonej małżonki – jak zresztą od wielu kobiet tamtej epoki – oczekiwano całkowitego poświęcenia się ognisku domowemu. – Żyliśmy jak przykładna amerykańska para. Uśmiechnięta pani domu, ufryzowana i w fartuszku, czekająca na powrót mężulka do idealnej rodziny – mówiła Westwood. – Uzmysłowiłam sobie, że to brednie. Sranie w banię. Świat nie ogranicza się do pralki i kuchenki, a Vivienne pragnęła poznać go w całej rozciągłości, w pełnej krasie.   

Vivienne Westwood, Paryż 1991 (Fot. Pool BENAINOUS/MAROUZE/Gamma-Rapho / Getty Images)

Rozwód z Derekiem w 1966 roku rozbudził w Vivienne głód nowych doświadczeń i intelektualnych wyzwań. Zazdrościła swojemu bratu Gordonowi, który studiował w Harrow Art School, otoczony artystyczną świtą. Do tego entourageu należał niejaki Malcolm McLaren – lekkoduch ze słabością do awangardowej sztuki, ostrej muzyki i poglądów marksistowsko-anarchistycznych. Tak jak Westwood, wierzył, że muzyka i moda są ze sobą nierozerwalnie powiązane, a razem mogą odmieniać obraz świata. Viv znalazła w nim nie tylko partnera do rozmów, lecz także towarzysza życia. Chadzali do muzeów i na happeningi, czytali beatników i manifesty sytuacjonistów. Interesowało ich wszystko, co stało w opozycji do tradycji, ortodoksji i skostniałych konwenansów.

Punk z butiku

Vivienne Westwood i Naomi Campbell podczas London Fashion Week w 1993 roku / Fot. Dave Benett, Getty Images

Westwood i McLaren napędzali się wzajemnie, wymyślając nowe projekty. W 1971 roku postanowili otworzyć mały butik przy Kings Road, gdzie muzyka i sztuka zlewały się z modą. W sklepiku „Let It Rock” Malcolm sprzedawał płyty winylowe, a Vivienne tworzone przez siebie ubrania i biżuterię. Ale było tam wszystko, co nawiązywało do estetyki lat 50.: meble, czasopisma z pin-up girls, pocztówki, buty na słoninie, zoot suits i rozmaite bibeloty. Rok później sklep przeszedł całkowitą metamorfozę. Tym razem napis na szyldzie brzmiał „Too Fast to Live Too Young to Die”, a wystrój z cukierkowego stał się mroczniejszy i bardziej drapieżny. Na wieszakach pojawiły się kreacje Westwood: ciężkie, skórzane kurtki, tartanowe bluzki, koszulki z ćwiekami, a nawet żołnierskie hełmy. Butik budził nie lada sensację. Prawdziwie kontrowersyjne okazało się jednak jego trzecie wcielenie, kiedy nad wejściem zamontowano wielki różowy napis „SEX”.

Malcolm McLaren i Vivienne Westwood, Londyn / Fot. Daily Mirror / Bill Kennedy/Mirrorpix/Mirrorpix, Getty Images

Aluzje i ikonografia erotyczne miały być symbolem wyzwolenia oraz walki z pruderią Brytyjczyków i hipokryzją establishmentu. W sklepie proponowano więc „gumową odzież biurową”: lateksowe płaszcze, stroje dominy, akcesoria BDSM, buty na niebezpiecznie wysokich obcasach czy skórzaną bieliznę. W 1976 roku sklep znów się zmienił. W „Seditionaries”, łączącym zmysłowość z rewolucją, Westwood proponowała porozdzierane T-shirty, swetry z wplecioną gumą z opon rowerowych czy koszule z zamkami błyskawicznymi na wysokości sutków. Do tego agrafki, łańcuchy i nadrukowane wulgarne slogany. McLaren zajmował się w tym czasie promowaniem nowego zespołu – Sex Pistols. Johnny Rotten, Sid Vicious, a także inni muzycy (Siouxsie Sioux, Billy Idol) znaleźli wreszcie własne miejsce. „Seditionaries” stał się mekką dla anarchistów, nihilistów i innych buntowników – dla punków. – Miałam niemal mesjanistyczne podejście do punka. Wierzyłam, że jednostka może włożyć kij w szprychy systemu – stwierdzała Westwood. – Uświadomiłam sobie, że nie istnieje działalność wywrotowa bez pomysłów. Nie wystarczy chcieć wszystko niszczyć. Tworzeniem chciała więc zmienić rzeczywistość.

Moda jako historyczny kolaż

Vivienne Westwood pomyślała o sobie jako o projektantce mody dopiero w 1981 roku, kiedy zaprezentowała kolekcję „Pirate”, stworzoną wspólnie z McLarenem. Dominowały w niej szerokie spodnie w stylu kulotów, luźne koszule o bufiastych rękawach i koronkowych mankietach, napoleońskie bikorny oraz dwurzędowe marynarki. Kolekcja, odwołująca się do piratów i korsarzy, miała za zadanie „plądrować pomysły i barwy z różnych terytoriów i czasów”. Wszystkie kreacje odzwierciedlały ducha popularnego wówczas w muzyce new waveu i new romantic, a jednocześnie nawiązywały do mody sprzed dwóch lub trzech stuleci. Westwood zawsze czerpała najwięcej inspiracji z historii. – Interesują mnie geniusze z dawnych czasów – mówiła – Ciekawi mnie wizja świata ludzi z przeszłości. Z tego, co kiedyś się wydarzyło, możemy wiele się nauczyć; poznać dawne ideały i nadzieje na przyszłość.

Pierwsza kolekcja Vivienne Westwood „Pirate" z 1981 roku (Fot. David Corio/Redferns / Getty Images)

Ubrania sygnowane przez Vivienne stawały się kolażami rozmaitych kultur, epok i tradycji. W kolekcji „Savage” malarstwo Picassa i Matissea mieszało się z filmografią Davida Lyncha, a w „Buffalo Girls (Nostalgia of Mud)” zwyczaje pustynnych nomadów łączyły się z peruwiańskim folklorem (kolekcja ta była pierwszą, która wprowadziła bieliznę jako odzież wierzchnią). Sięgnąwszy po atlas wykrojów historycznych ubrań autorstwa Janet Arnold, Westwood nauczyła się sztuki krawieckiej od XVII do XIX wieku. Stare techniki interpretowała na nowo, czego najlepszym przykładem okazały się skrócone nad kolana wiktoriańskie krynoliny z kolekcji „Mini-Crini” (wiosna/lato 1985), zainspirowanej garderobą królowej Elżbiety II oraz baletem „Pietruszka” Igora Strawinskiego.

Anglomania

Pokaz Vivienne Westwood wiosna-lato 2011 / Fot. Pascal Le Segretain, Getty Images

W 1984 roku drogi Westwood i McLarena rozeszły się. Przyczyniła się do tego sława projektantki, ale też zazdrość i megalomania jej partnera. Sukces gonił sukces, a o angielskiej punkówie szyjącej haute couture mówili już wszyscy. „New York Times” pisał, że „jest brytyjską odpowiedzią na tych pokroju Christiana Lacroix”. Hanae Mori zaprosiła ją do udziału w „Wielkiej Piątce” – wspólnym pokazie pięciorga designerów w Tokio (m.in. Calvin Klein i Claude Montana). Mimo rozgłosu o międzynarodowym zasięgu Vivienne kurczowo trzymała się swojej brytyjskości, którą uczyniła motywem przewodnim następnych kolekcji. W „Harris Tweed” z 1987 roku korzystała wyłącznie z tkanin produkowanych przez rodzimych włókienników. Nawiązała do strojów brytyjskich arystokratów oraz mundurów królewskich gwardzistów. Z kolei na „Time Machine” składały się zgrzebne kostiumy w stylu Panny Marple, bohaterki powieści Agathy Christie. Ukoronowaniem modowej angielskości stała się kolekcja „Anglomania” (jesień/zima 1993), w której minispódnice à la szkocki kilt i bluzki z żabotem opowiadały o słodko-gorzkich relacjach między modą Francji i Wielkiej Brytanii.

Linda Evangelista na pokazie Vivienne Westwood jesień-zima 1992-1993 / Fot. Bertrand Rindoff Petroff, Getty Images

Medale, tytuły i bukiet ślubny

Początek lat 90. był dla Vivienne szczególnie owocny. Najpierw została zaproszona w roli gościnnej wykładowczyni na wiedeńską Akademię Sztuki Stosowanej. Zachęcała studentów do poszukiwania nowych form ekspresji, a zarazem starała się tępić – jak mówiła – „paskudną zwyczajność”, która zdominowała współczesną modę. Niedługo później British Fashion Council nadał Westwood tytuł Designer of The Year – dwa lata z rzędu. W 1992 roku otrzymała kolejne wyróżnienie. Królowa Elżbieta II – ta, której twarz przebita agrafkami widniała na punkowych T-shirtach – uhonorowała projektantkę Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla rodzimej mody. Vivienne przyjęła medal, ubrana w tweedowy kostium, zakrywający brak majtek. Nie założyła bielizny także wtedy, gdy książę Karol nadawał jej szlachecki tytuł Dame, udowadniając, że anarchistą się jest, a nie bywa.

Vivienne Westwood po odebraniu Orderu Imperium Brytyjskiego od Królowej Elżbiety II (Fot. Martin Keene - PA Images/PA Images, Getty Images)

W 1993 roku poślubiła Andreasa Kronthalera – studenta, którego uczyła w Wiedniu, a który z czasem stał się jej prawą ręką. – Kiedy go poznałam, nie dawał się ocenić, w ogóle nie pasował do żadnej skali. Tak był uzdolniony – wspominała Westwood. Twierdziła, że podsycał w niej pasję do tkanin, krojów, form i kolorów. To za jego sprawką bardziej zaangażowała się w kreacje haute couture oraz przystosowała gorsety do ready-to-wear. – Talent Andreasa był tak wielki, że potrzebował oparcia. I ja mu je dałam. Z wzajemnością – stwierdzała projektantka.

Vivienne Westwood i Andreas Kronthaler / Fot. Stephane Cardinale/Corbis, Getty Images

Żądaj niemożliwego

Westwood i Kronthaler stworzyli silny duet. Gdy część obowiązków spadła na jego barki, Vivienne mogła poświęcić więcej czasu sprawom, które nurtowały ją od dawna. Moda nie tylko uzewnętrzniała jej emocje i twórcze idee, lecz także społeczne i polityczne przekonania. Z ubioru jako platformy komunikacji korzystała w złotej erze punka, ale i późniejszych kolekcjach. W 2006 roku modelki nosiły T-shirty z napisem „Nie jestem terrorystą. Proszę, nie aresztuj mnie”, odnoszącym się do naruszania angielskiej ustawy, która zabrania więzienia obywateli bez nakazu sądu.

Niemal każdy pokaz mody zwracał uwagę na palące problemy współczesności: łamanie praw człowieka, kryzys klimatyczny, wolność słowa czy krwiożerczy kapitalizm. Kreacje z wybiegów wołały: „Kupuj mniej”, „Fracking to zbrodnia”, „Sprzedaliśmy duszę konsumpcji”,  czy „Co jest dobre dla planety, jest dobre dla gospodarki”. Brytyjka wielokrotnie biła się w pierś, przyznając, że jej biznes i ona sama są częścią globalnego problemu. Jednak na zmianę nigdy nie jest za późno. W 2011 roku przekazała milion funtów na rzecz ekologicznej fundacji „Cool Earth”, walczącej z wycinką lasów pierwotnych. Kilka lat później, współdziałając z ONZ i Ethical Fashion Initiative, dała pracę najbiedniejszym społecznościom w Kenii, angażując je do tworzenia toreb z materiałów z recyklingu. W 2017 roku zainicjowała kampanię zachęcającą branżę mody do korzystania wyłącznie z energii odnawialnej. Do Vivienne dołączyli m.in. koncern Kering, Marks & Spencer, Selfridges i Stella McCartney. Niewielu kreatorów mody tak jak Westwood konsekwentnie angażuje się w zmianę.

Vivienne Westwood w 2012 roku / Fot. Gareth Cattermole, Getty Images

W ciągu 50 lat rewolucyjne kreacje Vivienne Westwood pokazano na wielu znaczących wystawach (m.in. „Anglomania” i „Punk: Chaos to Couture” w nowojorskim MET). Stały się także częścią popkultury (suknię ślubną jej projektu wybrała Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”). W marcu 2016 roku Brytyjka przekazała mężowi pełnię władzy nad główną linią Gold Label. W dniu śmierci projektantki Kronthaler złożył obietnicę: „Będę kontynuował wszystko to, co zaczęliśmy, z Vivienne w moim sercu. Pracowaliśmy do końca, a ona pozostawiła mi jeszcze wiele rzeczy do zrobienia”. Można wierzyć, że Austriak pozostanie wierny dewizie, którą niegdyś Westwood nadrukowała na własnej koszuli: „Bądź rozsądny i domagaj się niemożliwego”.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij